Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2013, 22:16   #49
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Dziennik Ronalda Logana

Straciłem władzę w dwóch palcach u lewej dłoni, złamany nos i wybity bark też nie pozwalają o sobie zapomnieć. Przegrałem w ich śmiesznym pół finale, ale paradoksalnie tłukąc coraz miększą twarzy jednego z Meksów poczułem, że żyję. Jakbym z każdym uderzeniem odradzał się i zyskiwał nowe siły. Zatrzymał mnie dopiero tępy wał z okolic Phoenix, cudem udało mi się uniknąć złamania ręki. Nawet przegrana walka wystarczyła bym zyskał w oczach lokalnych mieszkańców. Klepali mnie po plecach, jeden nawet wepchnął mi broń w zdrową rękę, powiedział, że dawno już nie widział takiej walki i to prezent dla mnie. Dostałem też pierwszą propozycję pracy, podobno jacyś Teksańczycy zasłużyli na wycisk. Widzę jak bliscy spoglądają na mnie ze zdziwieniem, ale to właśnie takiego mnie potrzebują. Taki ja zapewnię im byt, zapewnię im przetrwanie.

***

Drake ani przez chwili nie żałował swojej decyzji, nie chciał puszczać Baszara samego, choć doskonale wiedział, że tropiciel z pewnością świetnie by sobie poradził. Skradał się cicho jakby był częścią ziemi, po której stąpał. Lekkie kroki były zwinne, niegościnne dla innych ludzi pustkowia zdawały się przyjmować go z otwartymi ramionami. Równie dobrze mógł być dzikim zwierzęciem zręcznie przemykającym krętymi ścieżkami stworzonymi przez naturę. Drake nie mógł się z nim równać, skradał się najlepiej jak mógł, ale jego ruchy nie były tak płynne. Znacznie lepiej czuł się w ruinach niż w podobnych temu miejscach, pustkowia ogłaszały wszem i wobec jego obecność. Każdy szelest, każda nadepnięta gałązka, każde powarkiwania dochodzące z boku oznajmiały mu, że nie jest tu mile widziany. Wydawało mu się, że skrada się przez wieki, nawet na Froncie nie czuł się tak obco. Z niekrytym zadowoleniem przyjął widok obozowiska.

Fever Ray - The Wolf (From "Red Riding Hood") [HQ] - YouTube

Z wzniesienia, na którym zajął pozycję, dobrze widział mężczyzn skupionych wokół drobnej kobiety. W jego oczach jarzył się płomień, choć nie było to jego naturalne środowisko, w tym momencie nie miało to znaczenia. Był niczym wściekły wilk gotowy do ataku. Dłonie niczym szpony, Fal niczym przerażająca paszcza, która lada moment zaciśnie się na gardle, przerwie je, uwolni strumień krwi. Nienawidził, gdy krzywdzono kobiety. Słyszał ich głosy, wiedzieli o jego obecności, ale było już za późno. Wilk zaatakował. Fal szarpnął, a złowroga kula przecięła ze świstem powietrze nieuchronnie zbliżając się do rozglądającego się nerwowo mężczyzny. Pocisk wbił się w jego ciało i wgryzł się w nie zajadle. Krew bryznęła w powietrze zasłaniając na kilka sekund szczelinę powstałą w miejscu, gdzie niegdyś tkwiło martwe już serce. Zastygł na moment w tej pozycji, czerwony płyn wypływał z jego ust, aż nagle opadł ciężko na ognisko wbijając w powietrze chmurę żaru.

Pozostałych ogarnęła panika, co utrudniło zadanie tropicielowi, gdyż jego cel nagle się skulił i tym samym uniknął pewnej śmierci, a kula drasnęła bok jego głowy przy okazji zabierając ze sobą część ucha. Struga krwi ponownie wściekle wzbiła się w powietrze przy akompaniamencie ryku mężczyzny. Próbował jeszcze dramatycznie zatamować swoją ranę. Trzeci z oprawców wyrwawszy się wreszcie z chwilowego otępienia dobył już broni, lecz nim zdobył jej użyć kolejny pocisk posłany przez najemnika trafił go w rękę. Kula przerwała nerwy, bezwładna kończyna opadła wzdłuż ciała, a broń wysunęła się z dłoni. W jego oczach błysnęło przerażenie nim kolejne szarpnięcie Fala nie odrzuciło w tył jego głowy. Tymczasem cel tropiciela zaczął już uciekać w stronę samochodu, Baszar nacisnął spust, nabój trafił w tors przeciwnika wytrącając go z równowagi, ale nie posyłając na ziemię. Instynkt kazał mu walczyć. I nie poddawał się, nie przestawał biec. Logan poprawił swój karabin i po chwili ostatni w wrogów zwalił się na ziemię niczym drzewo rażone piorunem.

Z ciemności wyłonił się niczym zjawa Baszar, przerażona jego widokiem kobieta odsunęła się i starała się odpełznąć jak najdalej. Tymczasem tropiciel w kilkanaście sekund sprawdził teren, oprócz trzech trupów w obozowisku znajdowały się plecaki, jakaś dwururka, karabin, pistolet i zdezelowany pickup pokryty rdzą i resztką częściowo wyblakłej już niebieskiej farby.

Baszar przykucnął nad dziewczyną i powiedział – Nie ruszaj się, niczego nie próbuj. – Sprawdził jej więzy i poprawił je niezbyt im ufając. – Jeśli mnie nie posłuchasz to odrąbię ci głowę – dodał i to wystarczyło by skrępowana zamarła w bezruchu. Tropiciel zaczaił się kilka metrów dalej i zaczął nasłuchiwać.

Logan natomiast zajął się sprawdzaniem trupów, dla pewności nożem podciął wszystkim gardła, jakby jakiś dziwny przesąd lub przyzwyczajenie kazały mu tego dokonać. Następnie przykucnął przy dziewczynie i wpatrywał się w nią próbując w ten sposób ją poznać. – Kiepsko – skomentował krótko, a następnie cmoknął spoglądając na trupy – Chcesz nam coś powiedzieć?

- Porwano mnie
– odparła drżącym głosem, twarz miała bladą, zdawało się, że cała krew odpłynęła jej z niej, gdy przyjrzała się swoim wybawicielom. Zapewne w tym momencie żałowała, że się zjawili. – Co ze mną zrobicie?

- My pytamy
– rzekł stanowczo Drake – Kim byli ci goście i czemu cię porwali? – spytał po czym skinieniem głowy przywitał Lynxa, który najwyraźniej zwabiony przez strzały postanowił do nich dołączyć.

- Porwał mnie ktoś inny. Jeden z mafiozów z Nowego Jorku. Mój mąż... On był u niego zadłużony. Nie mieliśmy czym spłacić. Wysłał do nas swojego człowieka, który... on zabił Steva. A ja. Ja miałam pokrył dług. - Widać było, że dziewczynie ciężko o tym mówić.

- Znasz nazwisko tego gangstera?

- Mówią na niego Cygan.

- Cygan, co?
- podniósł się na równe nogi - nie kojarzę. - Nie wyglądał jakby ckliwa historia dziewczyny zrobiła na nim wrażenie. Odwrócił się postanawiając sprawdzić wóz truposzy. - Jak ci na imię dziewczyno? – spytał zaglądając do kabiny, znalazł tam trochę żywności, bak był prawie pełen, a na pace leżało zaniedbane M16.

- Jenn. Znaczy Jennifer. – Była na tyle bystra by nie sprzeciwiać się rozkazom Logana, nie zadawała żadnych pytań.

Drake wraz z Lynxem załadował wszystkie graty oprychów na pakę, wtedy strzelec zapytał - Zabieramy ją ze sobą, co?

- Zabieramy – odparł Drake ściszonym głosem, gdy dołączył do nich tropiciel - wypuścimy w jakiejś osadzie po drodze czy coś. Nie gadamy z nią o naszym ładunku, ilu nas jest, nic. Zwiążemy jej oczy. Chętnie jej pomogę, bo nie zostawię lalki na pastwę losu gdzieś na pustkowiu, ale jeśli ten gangster kiedyś ją dopadnie, to nie chcę by mogła cokolwiek na nasz temat wyśpiewać.

- Ok. Co jeśli reszta będzie miała inne zdanie?
- Również szeptem zapytał tropiciel. – Acha, no i gdzie mieli ją dostarczyć?

- Dobre pytanie, zakładam, że do Nowego Jorku, ale możemy dać ją Staszkowi do przepytania, pewnie wyciągnie z niej najwięcej. Co do reszty, nie wiem, a jakie jest twoje zdanie, Baszar?


- Oddajmy - Carrsson uśmiechnął się paskudnie. - Moje zdanie powiadasz... Moim zdaniem ten kto żyje z zabijania nie umrze ze starości, więc co za różnica? Nie będę płakał jak ją zostawimy. Nie będę też oponował jak ją zabierzemy. Ty dajesz plan ja go realizuję. Proste, nie?

Drake pokiwał głową zgadzając się z logicznym myśleniem tropiciela, widać było, że odpowiedź Baszara przypadła mu do gustu i z pewnym uznaniem spojrzał na niego. Wtedy rozległy się strzały, prawdopodobnie serie dochodzące od strony stacji.

- Kurwa! Kto zostaje z laską?! – Baszar gotów był już do działania.

Logan nie wiele myśląc doskoczył do dziewczyny, chwycił ją w pasie i włożył do kabiny auta, Lynx i Carlsson zrozumieli w mig jego plan i wskoczyli na pakę. Drake zasiadł za kółkiem, kluczyk znaleziony przy jednym z trupów pasował do stacyjki. Pickup zaprotestował, ale za drugim razem wysłużony silnik zaskoczył. Logan ostro wykręcił i nacisnął mocno pedał gazu, auto szarpnęło wyrywając się najemnikowi spod kontroli, lecz wystarczył moment by opanował sytuację. Jeden sprawny reflektor ledwie radził sobie z pokonywaniem mroku, co jednak mu nie przeszkadzało. Musieli wrócić na stację.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline