Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2013, 08:25   #108
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Następnego dnia, późnym popołudniem bractwo wedle słów Rathara było już niemal na miejscu. Przed nimi rozpościerały się piękne łąki przykryte kobiercem kolorowej koniczyny. Powietrze nasączone wonią kwitnących kwiatów przyjemnie drażniły powonienia wędrowców. Ten zapach wiosennej świeżości był miłą odmianą od zalatujących trupim smrodem ciał poległych wojów. Merovech i Barald, przewieszeni przez krępy grzbiet Gałgana i wysokiego czarnego Góra. Nad łąkami w blasku słońca leniwie bzyczały ogromne, wielkości kciuka dorosłego człeka, grube pszczoły. Niosący Beornowi gorzkie wieści, widzieli w oddali na widnokręgu, po lewej i prawej ręce, zabudowania. Były to farmy pobratymców Rathara, którzy osiedlili się w pobliżu domu Beorna.

Przed zachodem słońca bractwo ujrzało przed sobą krąg starożytnych dębów. W ich cieniu, za nimi, wyrastała z ziemi wysoka na dwóch ludzi palisada. Przypominała żywopłot, bo porośnięta była ciernistymi roślinami. Wysoka drewniana brama znajdował sie na północy muru. Rathar pchnął ciężkie wrota, przy których nie było żadnych wojów. Oczom wędrowców ukazała się szeroka droga wiodąca ku górującej rozmiarami hali do której dobudowanych było wiele skrzydeł. Dom Beorna. Dookoła rozsianych było kilka budynków gospodarczych.

Rathar pierwszy przekroczył przez próg bramy, która skrzypiąc pod ciężarem dała się mu otworzyć na oścież. Idąc ku zabudowaniom, w blasku zachodzącego słońca, wszyscy odnieśli takie same wrażenie ukojenia. Jakby wracali do rodzinnego domu z dalekiej podróży. Nadzieja ciepło rozlała się po ich sercach i patrząc po sobie czuli niemal namacalną więź, która splotła ich losy. Braterską przyjaźń i miłość. Rathar mruknął drapiąc się na karku pod włosami, Pszczelarz wyciągnął głęboko powietrze przesycone słodyczą nektaru a jego wzrok powędrował ku swojskim pasiekom. Mikkel czuł, ze wychodząc z Dali za żona odnalazł nie tylko ją ale i siebie w niej, jakby ona była jego domem, nową Dalią. A Fanny nie mogła oderwać wzroku od zwierząt, zwłaszcza koni, które mimo trudu i obciążenia zdawały się być szczęśliwymi i pełnymi wigoru. I ludzie również czuli się o wiele mniej zmęczeni niźli byli. Kronikarka zdumiała się, że nawet wykrzywione dotąd bólem cierpienia, zastygłe w grymasie twarze poległych, wygładzone teraz miały rysy, rozluźnione jakby to sen, a nie śmierć zamykała ich oczy. Bursztyn machając ogonem wyrwał się przed siebie na spotkanie biegnących z naprzeciwka kilku psów myśliwskich.

Rudy szybko zaprzyjaźnił się ze szczekającymi entuzjastycznie pobratymcami i wkrótce razem z nimi wrócił do kroczącej wolno karawany. Psy Beorna wąchały wszystkich podniecone, szczekając raczej wesoło. Merovechowi poświęciły chyba najwięcej czasu tańcząc wokół konia, jednak szybko jeden po drugim umilkły kończąc jazgot żałosnym skowytem i natychmiastowym smutkiem przeciągłego, żałobnego wycia. Wszyscy od razu poznali, że zwierzęta znały i kochały tego człowieka i właśnie odkryły, że nie żyje. W takiej atmosferze bractwo dotarło w końcu do zabudowań, gdzie na drewnianej werandzie masywnego, długiego, przysadzistego domu, siedział Beorn.

Mężczyzna jeszcze nawet nie wstając zdawał się być olbrzymem. Jeśli Rathar był dobrze zbudowanym, to on był potężnie. Wódz Beornigów odziany był w wełnianą tunikę przepasaną prostym pasem.Jego strój nie nosił bez żadnych ozdób, ani symboli, które mogłyby być atrybutami władzy, piastowanego stanowiska czy podkreśleniem autorytetu. Jedynym szczegółem odróżniającym go od pierwszego z brzegu Beorninga lub Leśnego Człowieka były starannie wyczesane i upięte czarne włosy z takiegoż samego koloru gęstą brodą. Siedział na ławie przyglądając się przybyszom i strugał spory kawał drewna. W jego mocarnych rękach próżno było szukać jednak ostrza noża. Beorn używał do tego paznokci, które po bliższym przyjrzeniu się okazały sie zapewne twardszymi od trzymanej w dłoniach dębowiny. Obok nogi stał wsparty ogromny topór. Zwykły, bez żadnych run czy rzeźbionych ozdób, ani na drewnianej rękojeści, ani na stali, w której wysłużonym ostrzu tkwiły gdzieniegdzie nadgryzione zębem dawnych uderzeń wyszczerbienia.

Olbrzym wstał na widok nieruchomych ciał i pomijając przywitania pospieszył ku wędrowcom i obejrzał zwłoki.

- Znam tych ludzi. To Merovech i jego bitewny brat Barald! Kto to uczynił mym przyjaciołom? Jak zginęli? – pytał, lecz jednocześnie nie czekał odpowiedzi.

Z zachmurzonym obliczem wziął na ręce Merovecha i zaniósł do domu. Ratharowi nikt nie musiał mówić co miał robić. Zrobił to samo z Baraldem gestem głowy sugerując reszcie by podążyli za nimi do środka.

Wnętrze hali było długą drewnianą komnatą, która zapewne będąc domem Beorna spełniała również funkcje biesiadne oraz służyć musiała do narad. W zasadzie budynek nie różnił się wiele od Głównych Hal Ludzi Północy. Pszczelarz poczuł się swojsko jakby był w Hali Leśnego Grodu czy też Leśnej Osady.

Długie pomieszczenie było podzielone na trzy części rzędami masywnych kolumn tworząc jakby trzy główne aleje. Na środku stały stoły i ławy a po bokach, pod ścianami, na podwyższonych platformach były wymoszczone skórami leża i miejsce na bagaż gości. Dwa wrota na krótkich ścianach skierowane były na północ i południe. Hala zakończona była stołem ustawionym w poprzek do innych, długich ław biegnących wzdłuż długości komnaty. Tam stał masywny, drewniany fotel, w którym Beorn zaległ ciężko gestem dłoni zapraszając zgromadzonych ludzi aby podeszli bliżej i zajęli miejsca przy głównym stole. Ciała Merovecha i Baralda spoczęły na wznak na drewnianym blacie obok.

Patrzył po wszystkich lecz w końcu zatrzymał wzrok na Ratharze.

– Jak cię zwą góralu i kim są twoi towarzysze? – zapytał prostolinijnie. – Jak to się stało? – zapytał wiadomo o co.










Rathar wiedział tyle co widział i znalazł przy łodzi i w okolicy. Obóz rozbili niedaleko miejsca zasadzki nie oddalając się daleko, bo Beorning uparł się, że nie musi choć jeden ślad znaleźć uciekiniera. Pszczelarz był równie zdeterminowany a może jeszcze nawet bardziej wkładając w tropienie sporo serca. Zapadł zmrok a mężczyźni wrócili rozczarowani. Noc spędzili wszyscy w najwyższej gotowości bojowej zdając sobie sprawę, że w okolicy może być więcej orków. One rzadko włóczyły się samotnie lecz raczej żyły i podróżowały w większych watahach jak wilki. Wraz z nastaniem świtu Rathar z Pszczelarzem ruszyli tam, gdzie Mikkel im powiedział dzięki kosowi, że uciekinier odpłynął. Po kolejnych trzech godzinach przetrząsania obu brzegów rzeki, na południu, całkiem niedaleko od miejsca zasadzki, w końcu Beorning pochylił się nad odciśniętym na brzegu śladzie. Ułamany liść trzciny potwierdził, że człowiek wyszedł z wody w tamtym miejscu. Pszczelarz zgodził się z obserwacjami Wszędobylskiego. Poskładali do kupy to co znaleźli przy poległych i wyszedł obraz przepływającej łodzi do której ukryci w trzcinach orczy łucznicy oddali wiele strzałów. Ustalić zdołali, że więcej jak dwóch napastników kręcił osie przy brzegu lecz ich trop, któremu myśliwi poświęcili również swój czas, zawrócili na południowy wschód. Każdy z bractwa wiedział, że nie powinni ani się rozdzielać, ani tropić nikogo obciążeni zabitymi Beorningami.

Wyruszyli do domu Beorna na kilka godzin przed południem spodziewając się dotrzeć na miejsce tuż przed lub tuż po zachodzie słońca.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline