Po paru godzinach Theo uznał, że można ruszać dalej. Marco (dzięki pomocy towarzyszy z nowej kompanii) również pozbył się ran. Nakarmiony, napojony, przyodziany w zbroję po szkielecie i z łukiem w dłoni był gotowy, by stawić czoła niebezpieczeństwom czyhającym w zamkowych lochach i korytarzach.
Po krótkiej dyskusji zdecydowano (acz niejednogłośnie), by sprawdzić, co jest za drzwiami, które wcześniej chciała otworzyć Ciani.
Uzbrojeni po zęby, gotowi zmierzyć się z każdym niebezpieczeństwem, wpadli do komnaty i stanęli oko w oko... ze schodami.
Żadnego potwora, żadnej pułapki, tylko schody. Niestety - prowadzące w górę.
No i drzwi. Oczywiście nie te, przez które weszli.
- Idziemy do góry, czy też szukamy innych schodów? - zapytał Theo.