Crowley zwijała się z bólu. Sól szczypała, irytowała i bardzo, bardzo, bardzo denerwowała demona. Człowiek, który tak urzadził bestię nie miał najwidoczniej wielkiego doświadczenia z podobnymi przypadkami. Nie ważne, czy demon dostałby w twarz, czy w przyrodzenie, sam w sobie nie posiadał ciała, które miałoby ręce i nogi. Przynajmniej nie na tym planie i z pewnością nie takie odpowiadające humanoidalnej anatomii.
Pożyczone ciało spróbowało się podnieść. Crowley starała się wyglądać żałośnie, choć krew gotowała się w martwych żyłach nosiciela.
Demon wchłonął resztki duszy mężczyzny by pozbyć się słonego posmaku w swojej esencji, ale zamiast poddać się bez walki, pchnął cały swój gniew w atak kinetyczny. Fala złowrogiej, mrożącej krew w zyłach energii powaliła jednych, a drugimi rzuciła, jak szmacianymi lalkami. Niektórzy zapewne stracili przytomność, inni być może życie - Crowley nie markowała ciosu i nie była znana z finezji.
- Ka-ra-lu-chy! - demoniczny, zgrzytliwy głos poruszył rzeczywistość w posadach. Energia kinetyczna spowodowała spore zniszczenia w korytarzu. Te żarówki, które zdołały przetrwać mrugały niepokojąco, w ścianach pojawiły się pęknięcia, a z sufitu opadał biały pył.
Drugi atak wytrącił ochroniarzom karabiny z rąk. Czerwony dym opuścił martwe ciało. Ta kryjówka była już i tak stracona. Crowley powróciła do swego zwykłego mięsnego garnituru i ostrożnie oceniła sytuację. Po pierwsze żywotność swojego partnera.