Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2013, 22:56   #56
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Nie mieli wiele czasu na to, by dyskutować o tajemniczym liście. Co prawda przez myśl przeleciała im myśl, że wleźli w paszczę lwa. Wleźli to z przytupem, samodzielnie i z ochotą. Świadomi zagrożeń aczkolwiek ich świadomość obejmowała różne rzeczy do których zdolni byli sami. To do czego gotowa jest stłoczona w murach banda nie wiedzieli i już samo to wywoływało dreszcz delikatnie pełgający im po plecach. Do tego list, który podrzucił im ktoś do izby. Życzliwy pomocnik czy podstępny intrygant? Kim był jego autor? Czy chciał ocalić idących we wnyki zastawione przez większego drapieżnika czy też był właśnie nim i bełtał im w głowach? Dziesiątki możliwości i rozwiązań. Wątpliwości, które rodziły kolejne rozwiązania i plany. Obrazy nakładane przez narzucające się wspomnienia ostatnich wydarzeń. Klatka z truchłem wisząca na wieży, psy w swoich kojcach wściekle ujadające na Barona, sfora w nocnym szaleństwie, uciekający obłąkaniec, zawalony most i gwałtowna śmierć Daerona . Kto kim był w Trzygłowiu? Kto...

Rozmyślania przerwało głośne pukanie, które było ledwie preludium do otwarcia bez zaproszenia wrót do ich izby. W progu stanął stary, mający najmniej siódmy krzyżyk na karku, mężczyzna. Odziany w kontusz mógłby uchodzić za pana tych ziem, gdyby ich wiedza o jego zgonie nie pozwalała takiemu domniemaniu zaprzeczyć. Poszarpane bliznami oblicze nieznajomego kontrastowało z żywością błękitnych oczu. Które zdawały się bezbrzeżnie wypełniać oczodoły.

- Witam Was mili moi w skromnych progach Trzygłowia. Witam imieniem gospodarza... - nieznajomy nie przedstawiając się wkroczył do izby i z energią o którą nikt by go w tym wieku nie podejrzewał zamknął za sobą ciężkie drzwi aż huknęło. - …, Lorda Arenda Deepre, który był zmarł w wieku o którym każdy z nas mógłby tylko marzyć. Jestem Furman Konse i mam zaszczyt od bez mała dwudziestu lat pełnić funkcję kasztelana na tym zamku.

- Witaj Panie – Powiedziała Lady Ysabelle widząc, że żaden z jej towarzyszy nie bardzo wie co powiedzieć. Kasztelan ukłonił się skromnie po czym zamknął za sobą drzwi zasuwając ciężką żelazną zasuwę. Nie proszony usiadł i nalał sobie kielich wina.

- Jak minęła podróż? - To było pytanie zwykłe, niemal oczekiwane. Jednakże oni wszyscy wyczuwali w nim jakąś inną nutę.

- Nie przyjechaliśmy tu rozmawiać o podróży. Gówniana była. - Baron zwykł gadać wprost. I używać sformułowań niezwykle prostych. Jego słownik bardziej nadawał się do rozmów z furmanami, tragarzami i przekupniami.

- Wiem. Przyjechaliście na otwarcie testamentu mego Pana. Szkopuł w tym, że nie mamy czasu a musimy czekać na jeszcze jednego, zaproszonego gościa. Sir Dareona Mire. A złe siły się gromadzą, by stanąć na drodze ostatniej woli mego Pana. Musimy się spieszyć, lecz prawo nakazuje byśmy czekali na wszystkich...

- Chuja czekać musimy. Spadł w urwisko i skapciał. Znaczy zmarł.
- Baronowi znów się wyrwało, ale jak widać kasztelanowi jego język nie przeszkadzał wcale. Popatrzył w zadumie na wszystkich zmęczonych podróżnych, po czym pokiwał głową. - Widać Pan tak chciał. Zatem w sumie możemy zaczynać. Wiem, że pewnie chcieli byście odpocząć i się odświeżyć, ale nie mamy tyle czasu. Nie dalej jak dzień drogi stąd gromadzą się ci, którzy chcą odebrać waszą ojcowiznę. Chcą położyć kres rodowi, któremu pisane było stać na czele królestwa.

-Taaaa...
- Reginald nie należał do ludzi łatwowiernych. Ostatnie zaś zdanie kasztelana wskazywało na to, że zupełnie oszalał na tym zadupiu.

- Nie musicie mi wierzyć. Ważne, że tu przybyliście. Historię rodu przekażę tym z Was, którzy o północy zjawią się w kaplicy. I tylko tym. Tam nastąpi otwarcie testamentu. Jednak ostrzegam Was, tylko najmężniejsi z Was, najsprytniejsi i najsilniejsi godni będą nieść krzyż prawowitych spadkobierców rodu...- kasztelan sprawiał wrażenie natchnionego w sposób zupełnie nie przystający do jego wieku. Musieli tu wieść doprawdy ciężki żywot...

- Czyli mamy o północy zjawić się w kapicy? - Sir Davhorn włączył się do dyskusji, przełknąwszy strawę, którą miał wypełnione usta.

Kasztelan najwidoczniej uznał, że są zbyt zmęczeni, by dłużej nękać ich rozmową. Wstał skinąwszy im głową i ruszył do wyjścia. Pytanie zastało go w połowie drogi. Odwrócił się jednak dopiero wówczas, kiedy odsunął zasuwę drzwi. I kiedy uchylił je lekko zerkając za nie podejrzliwie. Jakby usłyszał kogoś lub coś. Najwidoczniej jednak się mylił, bo przymknął je raz jeszcze po czym zwróciwszy swe szczere oblicze do swoich gości odpowiedział – W zasadzie tak. Jednak uczciwie muszę wam powiedzieć, iż raczej nazwał bym to staraniem. Macie starać się tam dostać. Do kaplicy i tak dotrze tylko jedno z Was...

- A co zresztą?
- wyrwało się Reginaldowi. Stary kasztelan nie budził jego zaufania, a cała sprawa coraz bardziej przypominała bełkot szaleńca. W sumie zaczynali tak myśleć wszyscy.

- A kogo interesują przegrani? - odparł pytaniem kasztelan zamykając za sobą drzwi. Zostali sami ze swoimi spostrzeżeniami.

Czas zaś rozpoczął swą gonitwę. Nieprzerwanie zbliżając ich do chwili, kiedy będą musieli opuścić komnatę by zdążyć do kaplicy.

Tik...

Tak...

Tik...


...
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline