Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2013, 20:09   #98
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


TORCH, PRAHA, JONASZ, ORTEGA

Arena śmierdziała w sposób, który trudno było pomylić z czymś innym. Śmierdziała krwią i rzygowinami. Śmierdziała przemocą i okrucieństwem. Śmierdziała adrenaliną i agresją. Walką.

Przeciwnik Ortegi był wielki. Co najmniej głowę wyższy od Punishera. Ale, jak założył były żołnierz, musiał być wolniejszy.

Paskudna pomyłka.

Kiedy tylko wymalowany sędzia i wodzirej w jednej osobie dał znak do rozpoczęcia walki wytatuowany dryblas runął na Ortegę okładając go wielkimi piąchami. Był dobry. Bardzo dobry. Uderzał dziko, lecz skutecznie i Ortega od razu rozpoznał technikę uczoną na treningach oddziałów specjalnych. Nim zdążył zmienić swoją taktykę walki oberwał w twarz raz, potem drugi. Przy drugim ciosie osłabiony nos puścił krew. Dryblas nie czekał. Wyprowadzał kolejne ciosy waląc w Ortegę, jak dobosz z ADHD w bęben. Aż w końcu chwiejący się już na nogach, zakrwawiony żołnierz znalazł lukę w ataku przeciwnika, zrobił szybki unik całym ciałem i wyprowadził kilka szybkich, precyzyjnych ciosów. Wytatuowany gladiator cofnął się a po dwóch kolejnych, morderczych ciosach Ortegi padł nieprzytomny na dno klatki.
Zakrwawiony Ortega wygrał, chociaż na twarzy czuł już powoli formujące się sińce i krwiaki.

Nic to, trzydzieści fajek za walkę oraz drugie tyle z zakładów zrobionych przez resztę jego ekipy zasiliło ich zasoby. Na drugą walkę jednak ex-żołnierz raczej już się dzisiaj nie miał zamiaru pisać.

* * *

Skrzyżowanie miało w sobie jakiś dziki urok, jakąś szaloną atrakcyjność, jakiś obłąkańczy powab. Kusiło, wabiło, nęciło niczym targowisko próżności i amoralności. Oferowało wszystko to, co okoliczne sektory mogły dostarczyć Skrzyżowaniu: jedzenie , także te z agronomów, alkohol, narkotyki, amunicję, baterie do urządzeń elektronicznych, broń, sprzęt ochronny. To wszystko, co mogło się przydać, co zwiększało szansę przeżycia w korytarzach lub czyniło ponurą egzystencję nieco mniej ponurą.

Kupić i sprzedać można było prawie wszystko a o cenę trzeba było ostro się targować. Walutą mogło być wszystko: inny towar, usługa czy ciało kupującego o ile kupujący miał taką ochotę.

Większość znanych im sektorów ukrywała się. Ludzie rzadko imprezowali non-stop, trzymali warty strzegąc sektor przed inwazją degeneratów z innych sektorów czy też przed atakiem wrogiego gangu. Broniono się też przez Obcymi, którzy w niepojęty sposób potrafili przeniknąć do pilnie strzeżonych sektorów czyniąc chaos i spustoszenie. Ludzie siedzieli często cicho, nie chcąc zdradzić swojego położenia, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi STRAŻNIKA i jego maszyn.

Skrzyżowanie było inne. Rozwrzeszczane, kolorowe, hałaśliwe – zupełnie ignorujące zasady bezpieczeństwa. Przez grodzie przepuszczano nawet liczne i uzbrojone grupy podróżnych, co zakrawało na szaleństwo.

Wszystko tutaj było szalone. Obłąkane i dzikie.

I ta dzikość, ta beztroska powoli udzielała się każdemu, kto przebywał dłużej w sektorze. Jakby zabawa bez zahamowań była zaraźliwa, podobnie jak to, co zabijało więźniów z sektora A-0677. Jakby przenosiła się z jednego obłąkańca na drugiego, nie pozostawiając szans na ocalenie zdrowych zmysłów. Pierwiastek szaleństwa i chaosu zaszczepiony na podatny grunt.
Praha targował się jak dzikus, trafiając jednak na twardych kontrahentów.
Torch i Ortega, z posiniaczoną gębą, wspierali go jak potrafili. Jonasz natomiast skupił się na swoim własnym zafiksowaniu. Kiedy reszta ekipy zbywała fanty po jak najkorzystniejszej cenie zliczając posiadany majątek, on szukał podzespołów elementów elektronicznych, nanokryształów wymontowanych z maszyn STRAŻNIKA, części z wybebeszonych zamków i systemów podtrzymywania życia ze zniszczonych sektorów. Takie rzeczy nie były drogie, bo mało kto potrafił z nich na GEHENNIE zrobić właściwy użytek. Ale przez to, ze większość więźniów nie miała bladego pojęcia do czego cały ten stuff może służyć, jego dostępność pozostawiała wiele do życzenia. Jonasz był jednak uparty. Chodziło o jego skórę i nie miał zamiaru odpuszczać, co oznaczałoby położenie głowy pod elektroniczny topór STRAŻNIKA.

Trzymali się razem, wiedząc że samotny więzień w obcym sektorze, tym bardziej takim jak Skrzyżowanie, to potencjalna ofiara dla różnej maści wykolejeńców i pojebów, których na pewno nie brakowało również tutaj.
Na Netaniasza trafili przypadkiem, kiedy szli jednym z korytarzy, na którym szukali lepszej ceny za swoje towary. Bez trudu rozpoznali jego martwą twarz, zakrwawioną z poderżniętym gardłem. Ponuro wyglądający, pomalowani jak mimowie członkowie Rippersów, taszczyli zwłoki na okrwawionym brezencie.

Spojrzeli po sobie. Napięcie dało się wyczuć wręcz namacalnie.

Została ich czwórka. A nawet nie zbliżyli się do doktor Ratztan.



CARLA

Wędrowiec, zwany też Krzywym spojrzał na Carlę spokojnie, z kalkulacją w oczach. Widać było, że analizuje wszystkie za i przeciw.

- Dobra – powiedział krótko. – Dwadzieścia pięć fajek płatne na miejscu.

To nie była propozycja do targowania. Wiedziała o tym.

- Zapłacisz tak, jak uznasz za słuszne.

Skończył jeść swój „batonik” i wstał patrząc na Carlę.

- Teraz idziemy po cichu. Jesteśmy dwa poziomy pod celem i dwa sektory w bok od niego. Siedzimy na sektorze opanowanym przez Hieny . Nie ma łatwych dróg na górę. Musimy odejść w bok, najlepiej przez tunele techniczne, dojdziemy do Czerni. Tam zrobi się nieprzyjemnie. Naprawdę nieprzyjemnie. Ale jeśli będziemy ostrożni, jesz szansa, że wykaraskamy nasze dupska całe.

Wyjął fajkę, zapalił, zaciągnął się głęboko.

- Jest tylko jedna zasada, gdy idziemy razem – spojrzał na nią poważnym wzrokiem. – Słuchasz się mnie w każdym momencie. Nie filozofujesz. Nie dyskutujesz. Nie pierdzielisz. Jasne.

Skończył fajkę.

- Idziesz?
 
Armiel jest offline