Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2013, 21:00   #19
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Sarah Collins

Zatkało ją. Dosłownie ją zatkało kiedy wstrzymywała oddech nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Odkryliby ją o włos i co by mogło ją spotkać? Nie miała wątpliwości, że nie byłoby to coś miłego i to mimo obecności Jamesa. Zresztą co on tam robił? Musiała się tego jakoś dowiedzieć, ale chwilowo nie przychodziła jej do głowy żaden sensowny sposób na realizację tego zamiaru. Mogłaby co prawda próbować go uwieść, ale czy byłoby to w porządku? W sumie... Odegnała od siebie tą myśl. Po prostu miała na głowie pilniejsze rzeczy. Wciąż pozostało jej wiele do nauki jeśli nadal chciała tak działać. Tym razem miała szczęście, ale takie sytuacje dają do myślenia. Może początkowo powinno skupić się na czymś w granicach swoich możliwości zanim weźmie się za "grubsze ryby", które i tak byłby przecież płotkami przy tych naprawdę liczących się graczach dla których ona, Michael stanowili nic nie znaczące karaluchy. Kiedyś was dorwę skurwysyny. Nawet jeżeli to wciąż odległa przyszłość. Będzie cierpliwa i w końcu osiągnie swój cel tak jak przysięgała na grobie Michaela.



Moment, który trwał może z kwadrans zajęło jej pozbieranie się do kupy, ale kiedy wyszła już z ciasnej uliczki nikt nie rozpoznałby w niej dziewczyny, która raptem chwilę wcześniej prawie przestraszyła się na śmierć. Oczywiście wszystkie możliwe tropy tj. Twitch, Rocco, Michael a nawet młodzi dilerzy zostali wciągnięci w wir miejskiego życia zostawiając ją samą. Nie lubiła tego uczucia chociaż zaczynała się przyzwyczajać a to już coś. Jej żołądek przypomniał o sobie w przeciągłym skurczu, który (co dałaby przysiąc) słyszała pewnie cała ulica. Powrót do rzeczywistości. Kiedy ostatnio jadła? Było to głupie bo przecież musiała jeśli miała się mierzyć z mężczyznami. Zresztą i tak mogła zrobić sobie krótką przerwę. Jej uwagę przykuł kolorowy szyld kawiarni jednej z popularnych sieci. Zazwyczaj unikała takich miejsc, ale czemu nie? Weszła do środka ustawiając się w kolejkę. Klientelę stanowili głównie młode, nadziane dzieciaki nie znające prawdziwego życia. Hipsterzy, to była ich mekka. Zignorowała jakiś gwizd skierowany najprawdopodobniej w jej stronę. Ignorowała wszystkich i wszystko. Miała ochotę na wielkiego pączka, albo bajgla. W każdym razie coś słodkiego i mocno tuczącego do mocnej czarnej kawy. Przesuwała się wolno do przodu kolejki omiatając pomieszczenie mętnym wzrokiem.

-Ej uważaj.

-Przepraszam, nie chciałam...

Jakaś małolata ubrana i umalowana tak by wyglądać na starszą niż była w rzeczywistości oblała kawą gówniarza w różowym sweterku i dopiero co wyhodowanym zaroście. Sarah ledwo w ogóle rejestrowała całe zdarzenie.

-Idiotko zobacz co zrobiłaś. Wiesz ile kosztował ten sweter?

-Przypał Clayde. Niech laska teraz zapłaci ci za pralnię.

-Taa... Przydałoby się. To co mała? Płacisz czy może wolisz robótki ręczne ha?

Tragiczne odzywki. Sarę bolały uszy od tej "nawijki" jak pewnie powiedziałyby dzieciaki tutaj. Chociaż coś w tej młodej, dobrze ubranej dziewczynie z czarną torebką wydawało się znajome...

-Pojechałeś jej po porach Clyde.

Nastolatka pokazała chłopakowi środkowy palec ku uciesze otoczenia, które liczyło na darmową rozrywkę i odwróciła się na pięcie bez słowa. Duma Clyde'a ucierpiała kiedy czerwony na twarzy złapał za ramię dziewczynę.

-Nie zapomniałaś o czym...

Sarah była już przy bezczelnym dzieciaku łapiąc oburącz jego dłoń i wykrzywiając ją do tyłu pod nienaturalnym kątem. Nie zważając na jęki i prośby młodego cwaniaka oraz spoglądającą na nią całą kawiarnię włożyła mu banknot dziesięciodolarowy za kołnierz i dopiero wtedy puściła nie przejmując się odgłosami za swoimi plecami. Odciągnęła zszokowaną dziewczynę na bok prowadząc do stolika położonego w rogu kawiarni.

-Siadaj

Powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Dziewczyna natychmiast wykonała polecenie wciąż będąc pod wrażeniem popisu Sary. Nie przeszkadzało to jej w kurczowym trzymaniu torebki czego Sara nie omieszkała zauważyć. Dwie przedstawicielki płci pięknej spoglądały na siebie przez chwilę nie mówiąc nic. Cisza narastała w powietrzu wokół nich. I to mimo ogólnego ruchu w kawiarni czego obie kobiety zdawały się nie zauważać. W końcu starsza uśmiechnęła się do nastolatki i rzuciła:

-Pączka?


Floyd Ackles

Jenny sprawdziła dla niego numeru znalezione u Pakistańczyka. Jeden należał do jego kuzyna, który po dokładnym sprawdzeniu okazał się być czysty i mieć żelazne alibi. Pod drugim można było połączyć się ze znanym już Floydowi zakładem Hydro Kovalsky. Nie było w tym nic dziwnego biorąc pod uwagę fakt, że niedawno podjął tam pracę. Kolejne numery utwierdzały w tym, że Yussef ma coś na sumieniu, ale prowadziły donikąd. Numery budek telefonicznych i nieaktywnych telefonów na kartę. Nic odnośnie polskiej piekarni. Zresztą czy polscy piekarze nadawaliby się na profesjonalnych gangsterów? Kradzież ciężarówki została zgłoszona i ciężko uwierzyć, żeby sprawcy używali czegoś co tak łatwo namierzyć. Z tego co zresztą dowiedział się od Jenny, policja prześwietliła piekarnię i nie znalazła nic podejrzanego. Z drugiej strony czy drobny przestępca poszukiwany za kradzież i rozbój (jak ustaliła Jenny) taki jak Yussef porwałby się na napad na bank? Nie, ale mógł mieć w niej swoją rolę, którą Ackles zaczynał powoli podejrzewać.

Zostały mu domysły. Yussef wyglądał jedynie na pionka w całej sprawie. Kogoś komu raczej nie warto ufać skoro kontaktowano się z nim w taki sposób. Pytanie jednak gdzie był skoro od kilku dni nie pojawił się w pracy oraz nie było go w mieszkaniu. Przepytał sąsiadów, którzy ledwo go kojarzyli skarżąc się jedynie na głośną muzykę po nocach. Żmudny proces całonocnej obserwacji jego mieszkania także nie przyniósł rezultatów. Święty miał tego dosyć. Sprawa utkwiła w martwym punkcie jak to czasem bywa i wyglądało na to, że tym razem przestępcom się upiekło. Czyżby zdążyli uciec? Nagle dźwięk telefonu wyrwał go z zamyślenia. Odebrał bez chwili zwłoki.

-Oglądasz kanał szósty?

-A powinien? Co się dzieje Jenny?

-Nasz przyjaciel Yussef. Myślę, że go znaleźliśmy.

Floyd ożywił się momentalnie i mimowolnie podniósł głos.

-Gdzie!?

-Policja przygwoździła go w jednym z biur maklerskich na South Michigan Avenue.

-Cholera co on tam do diabła robi? To nie ma sensu.

-W tym właśnie rzecz. Facet ma jedną małą pukawkę i...

-I co Jenny? Nie mamy czasu.

Kobiet w słuchawce westchnęła głośno.

-Bombę. Ma na sobie bombę. Tak przynajmniej mówią w telewizji. Popytałam i snajperzy mają zielone światło do strzału. Podobno szykują też antyterrorystów.

-Cywile?

-Około pięciu osób. Floyd... Odpuść to sobie proszę.

-Znasz mnie przecież. Wyślij mi tylko dokładny adres.



Victor Nights

Zadzwonił do Ricka tak szybko jak mógł. Poinformował go o "małym problemie" w warsztacie zapewniając jednocześnie, że nie będzie miał więcej problemów. Poprosił również o kilka dni wolnego na dojście do siebie. Właściciel warsztatu przyjął wszystko z pozornym spokojem. Vic wiedział, że facet w duchu musi przejmować się jak cholera. W krótkim czasie stracił dwóch mechaników, więc pewnie przez jakiś czas sam będzie musiał pracować na trzy zmiany by to wszystko udźwignąć. Wzruszyło go trochę to, że w pierwszej kolejności zapytał o jego zdrowie nie troszcząc się zbytnio materialnymi rzeczami zgromadzonymi w warsztacie. Doceniał to, lubił przecież tą robotę, ale postanowił wcześniej, że musi wpierw załatwić kilka spraw zanim znów tam wróci.

Następnie włożył zwykły sportowy dres. Próbował biegać, ale żebra i kolano dokuczały mu na tyle, że odpuścił po kilkudziesięciu metrach. Nie był już najmłodszy i dwie ostre bijatyki w ciągu dwóch dni odciskały na nim swoje piętno. Mimo plastrów, siniaków i blizn na całym ciele Vic nie wyróżniał się zbytnio w malowniczym krajobrazie Hell's Kitchen. W pierwszej kolejności odwiedził rodzinę Jacka, ale nie dowiedział się zbyt wiele. Podobnie zresztą było z sąsiadami. Wszyscy bali się i to wyraźnie. Normalna rzecz w dzielnicy i to mimo obecności Daredevila, który mimo nadludzkich umiejętności sam nie był w stanie oczyścić miasta. Czuł na sobie spojrzenia gapiów. Po pierwsze pytał otwarcie o coś o czym ludzie dotychczas tylko szeptali, po drugie podejrzewał, że po ostatnich wydarzeniach część osób może kojarzyć go jako osobę ściągającą kłopoty. Dowiedział się, że oprychy trzęsą okolicą prowadząc "przymusowy biznes ochroniarski" okolicznych sklepów i firm. Ponadto ich szef Bruno, którego Nights kojarzył z poprzedniej nocy mógł pracować kiedyś dla Kingpina jak niosła plotka.

Co prawda on, a przede wszystkim Daredevil znacząco osłabili gang, ale Victor nie miał wątpliwości, że bandyci wciąż działają. Mieli z nim do wyrównania rachunki a on miał z nimi. Liczył, że zwróci na siebie ich uwagę jeśli włoży kij w mrowisko i nie zawiódł się. Czuł, że jest obserwowany. W lusterku samochodu zobaczył dwóch oprychów, których nie widział wcześniej, ale nie miał wątpliwości, że działali z jego starymi znajomymi. Gangi miały rejony w których działały i zwykle konkurencja nie zapuszczała się na terytorium konkurenta tak otwarcie. Tylko dwóch? Tym razem liczby działały na jego korzyść, ale nie mógł pozwolić sobie na nieostrożność. Zwłaszcza póki nie wróci do dawnej formy. Skręcił w boczną uliczkę i czekał nasłuchując kroków rozciągając kości. No to czas na lekką rozgrzewkę, pomyślał uśmiechając się do swoich myśli.


 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 25-09-2013 o 14:58.
traveller jest offline