-
Nie panikuj, primadonno. Podwędziłem co nieco z tutejszej pralni, ale nie wiem czy będą pasować - "Młodziak" zdjął plecak i wyjął z niego mocno pogięte elementy ubioru -
Musisz jakoś to przeboleć, przynajmniej dopóki nie załatwimy nowych ciuchów na mieście. Nie przejmuj się, mam kasę.
Conny rzadko śmierdział szmalem, więc pytanie o pochodzenie tej kasy samo się nasuwało. Uprzedził je więc.
-
Skąd? Powiedzmy że miałem znajomego z sierocińca. Prowadzi spalarnię odpadów. Pożyczył mi trochę, ze względu na wspólną przeszłość...
Co jak co, trochę nie brzmiało to przekonująco z jego ust. Niemniej Conny nie zamierzał ciągnąć tematu.
Tymczasowe ubranie było łagodnie rzecz ujmując nieco za ciasne, i musiało w dodatku należeć do jakiegoś wieśniaka, albo nerda. Kątem oka widziałeś, jak Conny z trudem powstrzymuje się by nie parsknąć śmiechem.
-
Dobra, nie mamy czasu jeśli chcemy się stąd wydostać, nim włączą kamery. Przez ogród mówisz? W sumie dobra myśl. Pełno tam starców i biegaczy. Przejdziemy przez stołówkę, akurat kończy się pora obiadowa.
Przypomnienie o jedzeniu wywołało burczenie w brzuchu. Choć kroplówka dostarczała ci niezbędnych minerałów, żołądek nie mógł zaakceptować tego, że od dawna nie wpadł mu choćby kawałek sklonowanego mięsa. Wyszliście z sali medycznej. "Młodziak" uważnie się rozejrzał. Salowe akurat rozmawiały na drugim końcu korytarza, a robot medyczny wjeżdżał do innego pokoju. Czmychając niczym dzieciaki z domu rodziców, próbowaliście przedostać się do wyjścia. Nagle ni stąd, nie zowąd zza rogu korytarza wyłonił się kolejny robot. W ostatniej chwili Conny pociągnął cię w bok i znaleźliście się w toalecie. Na szczęście zapamiętałeś drogę wyjścia. Mogliście skorzystać z wind, lub schodów. Oczekując na właściwy moment, mogłeś przy okazji zadać Conny'emu kilka pytań.