Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2013, 15:25   #29
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Delamros wszedł do klatki, strasznie burczało mu w brzuchu. Nie chciało mu się z nikim rozmawiać. Podszedł do Dinina i usiadł obok niego. Kolejne głośne burczenie. Przejechał palcem po swojej twarzy, gdzie były resztki mózgu elfiego niewolnika i wsadził go sobie do buzi. Niestety niezjadliwe. Wypluł głośno resztki okropnej papki. Obejrzał się w stronę Dinina, wziął do ręki koniec jego koszuli i wytarł nim sobie twarz.

Dinin od samego wydarzenia w klatce pająków nie miał w ogóle ochoty na jedzenie, pomimo dopraszającego się żołądka. Usiadł sobie na podłodze, kiedy to podlazł do niego jakiś człowiek. Był on jednym z tych, którzy razem z nim byli jako ekipa sprzątająca w klatce stawonogów. Gnom ciekawy, co też chce od niego ten typek postanowił poczekać, co też ten zrobi. To co po chwili ów człowieczyna zrobił coś, co tak zniesmaczyło gnoma, że już nie mógł dłużej powstrzymywać swoich odruchów i zwymiotował na siedzącego obok niego człowieka. Gdy już po chwili opanował się spojrzał na ochlapanego treścią żołądkową jegomościa. Jednak jedynie soki żołądkowe wydostały się na zewnątrz, gdyż żołądek gnoma od kilku lub nawet kilkunastu dni był pusty.
-Wybacz…- Wydukał cicho gnom patrząc w oczy osobnika obok siebie.
-Oj kiepściutko z Tobą kolego - powiedział Delamros i powoli wstał. Na szczęście plama wymiocin była niewielka, a jeżeli chodzi o smród… Po tylu tygodniach nie mycia się i tak wszyscy cuchnęli równie okropnie. Odszedł trochę dalej od gnoma w razie jakby ten znowu chciał wymiotować i położył się na ziemi, splatając dłonie za głową.
- Kraknash… głodny rzem. Trza było wzionć nieco z tych kościów co były w klatkach. Szpik zawsze dobry. - odezwał się ork.
- Szpik dobry...ale mięsko lepsze… pizdnijmy elfa, o! - zaproponował Kraknash.

Tymczasem nasz biedny stary już gnom podszedł do sadzawki i ochlapał odrobiną wody plamę po swoich kwasach żołądkowych z ubrania. Tak czy tak było ono strasznie brudne, ale lepiej, by nie zalatywało czymś takim, to w końcu wymiociny. Po załatwieniu tej sprawy poszedł do latryny, gdzie opróżnił pęcherz. Gdy załatwił potrzeby fizjologiczne usiadł sobie gdzieś znowu na podłodze i począł się rozglądać dookoła, czy nie ma tutaj czegoś zdatnego do zjedzenia.
Rozglądając się po klatce gnom nie dostrzegł niczego, co jeszcze zdawałoby się do jedzenia. Było trochę zepsutego jedzenia, też nie za wiele, bo przyciśnięci przez głód niewolnicy jedli i takie jedzenie. Tu jakiś czerstwy, zapleśniały kawałek chleba, tam zgniłe mięso lub grzyby.
Gnom nie mając innego wyjścia postanowił się przełamać i wziął stary chleb. Zaczął go powoli jeść odrzucając co większe kawałki pleśni. To co już wkładał do ust, to intensywnie przeżuwał, by nie połamać swoich starych już zębów. Któż wie, kiedy będą potrzebne, nieprawdaż?
Chleb był miękki jedynie w miejscach pokrytych pleśnią, a pozostałe częśći były bardzo twarde, jednak gnom uporczywie przeżuwał kawałki. Gdy przełknął pierwszy kęs od razu tego pożałował. Jego żołądek prawie natychmiast zaburczał z oburzeniem. Dinin czuł, jakby jego trzewia chciały się pozbyć tego, co im przed chwilą dostarczył, jednak udało mu się powstrzymać od zwrócenia. Chwilę później jego organizm się uspokoił, tym razem wszystko skończyło się dobrze, jednak nie można brać tego za regułę.

Debra powoli podniosła głowę. Z niechęcią otworzyła na powrót oczy i z obrzydzeniem ogarnęła wzrokiem wnętrze klatki i jej rezydentów. Kiszka. Jeśli nie zabiją jej drowy, to sprawę załatwią głód, choroba, albo tamci mili goście, jeśli w całości wrócą ze swojej wycieczki rekreacyjnej. Mogliby nie wrócić. Wcale nie byłoby jej szkoda, gdyby zorganizowano im bliskie spotkanie z takim samym gównianym szlamem, z którym miała do czynienia grupa “nowych”. Z całego serca, życzyła im pecha. Głównie Rilrae’mu, którego imiennie wymieniała w gorącej prośbie do Pani.

Plecy ciągle paliły ją po liźnięciu przez stwora. Pewnie poza sińcem miała tam jakieś drobne ubytki w skórze. Pomacała rękami wyginając się z sykiem. Dobrze, że miała na sobie skórzaną kurtę, a nie samą koszulę. Większość kwasu dotarła dość płytko i poparzyła plecy tylko w paru miejscach. Ale dziury w odzieniu, cholera, zostaną. Westchnęła ciężko. Trzeba byłoby ruszyć tyłek. Rozejrzeć się, póki miała względny spokój. Mały człowieczek z ich grupy już kombinował przy odpadkach. Wiedziała, że najważniejszą dla niej teraz sprawą będzie znalezienie czegokolwiek, co pozwoli zachować resztki sił i energii. W drodze z pożywieniem było kiepściutko, bo dostawcy niewolników, wiedząc gdzie zmierzają, oszczędzali na brańcach, jak mogli, ale przynajmniej codziennie dostawali trochę, w miarę czystej wody. Powlokła się powoli do sadzawki
 
Zormar jest offline