Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2013, 18:45   #92
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Uciekinierzy
Ruppert i Rose zdążyli schronić się da jednym z domów, gdy nastąpił wybuch. Wszystko okryło się pyłem i jakby umilkło. Dopiero po chwili otrząśnięcia skojarzyli że droga stoi przed nimi otworem. Ruszyli pędem przed siebie, nie bacząc że wybuch rozrzucił drzazgi, zapalił dwa domy i zmasakrował krowę, dogorywającą po przebiciu przez chmarę rozerwanych ścinków. Pędzili, nie bacząc na umiejących w oddali chłopów. Wybiegli prze wyrwę i pędzili w las.

Przez czas jakiś błądzili po lesie, aż w końcu natknęli się na ślady, wyglądające że wiodą do ich kompanów. Po krótki czasie dostrzegli szałach, zaś podszedłszy bliżej ujrzeli widok zgoła niecodzienny.
Pierw umięśniony zadek bretońskiego rycerza, zaś szybka i dogłębna analiza pozwoliła zorientować się że penetruje on równomiernie, rozłożona na ziemi, nagą elfkę o czerwonych włosach. Oboje wydawali z siebie dzikie okrzyki, drapiąc się i ujmując to brutalnie prosto, rżnąc się do bólu. Wokół nich walały się ich rzeczy. Dopiero gdy skończyli i cali mokrzy od potu i innych płynów fizjologicznych „wędrowcy” skończyli, dobiegły ich dwa znaczące chrząknięcia spoza otwartego wejścia szałasu.

Lekko krepująca ciszę przerwała elfka, zabierając się za wciąganie koszuli. W końcu rozpalił ogień i opowiedzieli sobie co działo się z nimi działo. Były to opowieści pełne bólu, łagodzonego ledwie jadłem, dającym odpoczynek i ciepło. Nastał wieczór.

Gdy księżyc wszedł, okazując swą zielona barwę, nasi wędrowcy zaniepokoili się znacząco…nim zdążyli coś rzec choćby, z kierunku wioski w niebo wzniósł się z hukiem przeraźliwym zielony promień, zaś na niebie pokazał się wielki .. stwór, demon…który wyraźnie zstąpił do opuszczonej przez was wioski. Rozległ się po cały horyzont okrzyk bólu, żalu, przerażenia.

Biada dziadkom nie przybitym do murów, biada mężom nie zabitym w boju li kobietom przetrwałym żywo gwałty, gdyż śmierć była by lepszym dla nich losem, niż demon, Hraklash, wysłannik Pana Rozkoszy. Oniemieli patrzyliście na nieboskłon, bezwiednie płacząc….

Krasie
Wioska była spokojna i cicha. Wędrowcom wskazano przyzwoitą karczmę, miasto dysponowało również kapliczka Taala, której kapłan, starszawy mężczyzna, był jedynym reprezentantem kleru w osadzie.

Obiecał on wskazać krasnoludom stosowną kamienną mogiłę, lecz niestety opłacić musieli sami kamieniarza, który ją wykonał. Była to znacząca suma pięciu sztuk złota. Wtem Ragnar miał okazje odkryć że mieszek zabójcy jest całkowicie pusty, zwisał smętnie jak puste jajca męskiej dziwki.

Udało się wędrowcom dowiedzieć również że wojska obozują dwie trzy godziny w górę rzeki, ze są znaczne i płacą za zamawiane towary, co wielce cieszyło tak kupców jak i rolników. Karl i Ogne dalej pochmurni małomówni wędrowali za krasnoludami. W karczmie, przy posiłku dowiedzieć się wszystkim udało większej ilości szczegółów.

Że wojsk jest pięć kompani, że w okolicy spokój, plony dobre a życie szczęśliwe. Dochodziły wieści wojenne z Gór Szarych czy plotki o armiach zielonych u bram Azul, które to ponoć po raz kolejny wyprawić się chciały na to miasto, ale sama wieś była spokojna. Za dwa dni świętować miała Dzień Piwny, stroiła się i radowała. Dzień był dobry.

Rozmowa z wozakiem, którego przepytał Ogne, sącząc go piwem – a mąż ten był, jak się dowiedzieć dawało, tarczownikiem w milicji prowincji, w czasie wojny w Ostlandzie – pozwoliła dowiedzieć się że między wojakami byli i łucznicy, i kompania dość nieźle wyekwipowanych najemników, „jakeś z południowej strony żywliwych” jak i bardziej swojskie oddziały – bitna grupa milicji, topornicy. Wyglądało to wielce obiecująco. Nie licząc pogrzebu, ekipa miała dość dobre powody do bycia zadowolonymi. Zaczęło zmierzchać.
 
vanadu jest offline