Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-09-2013, 17:38   #91
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
--Ruppercie!-zawołała na widok palisady -Wiesz jak nas stąd wyprowadzić?!
Ruppert popatrzył na palisadę i przekrzywił w swoim stylu głowę.
- No… górą górą! Ruppert potrafi! Tylko co z wózeczkiem i skarbami?! - powiedział wyraźnie zmartwiony.
- co jest dla ciebie ważniejsze dziwaku wózek czy życie?-spytała zdenerwowana już całą sytuacją Rose- Co ty tam wogóle masz? Pokaż no -powiedziała i sięgnęła ręke żeby odkryć wózek.
- Ruppertowe skarby! Nie dotykać ! Nie nie nie! Bo po łapach pobije! - powiedział dziwak odganiając Rose kijaszkiem.
-skoro tak ci na tym zależy to poszukajmy jakiejś dziury w palisadzie-stwierdziła chłodno -ale ostrzegam jak od tego będzie zależało moje życie to zostawiamy twój wózek
- Ruppert nie zostawi. Ruppert pozabija tych co będą chcieli wózeczka dotknąć. Tak tak. Kijaszkiem. Jak gobosa.
Niestety ciemności nie pozwalały dostrzec żadnego wyłomu w palisadzie, która zdawała sie dobrze utrzymana. Nawet domy zdawały sie być budowane tak, by nie dawac dostępu, gdyby ktoś przez nią przełaził od zewnątrz. Zdawało się że jest mały problem.
- Poczeka na Rupperta. - powiedział staruszek i jakby z żalem westchnął patrząc na wózeczek.
- Popilnuje, ale nie grzebie! Ruppert pójdzie na z-zwiada!
Rose korzystając z nieobecności dziwnego staruszka postanawia jednak mimo jego prośby zajrzeć do wózeczka.
Po kilku minutach śmieciarz wrócił. Popatrzył na Rose, to na wózeczek i po chwili się odezwał:
- Nóż Rupp-pertowi trzeba. Rupp-pp-pp-pert wie jak u-uciec!
-Zatem poszukajmy noża-Powiedziała Rose [/i]-Mój ukradli razem z moim odzieniem.
- Trzeba dziurę wydłubać! Taką małą! Jak ręka Rupperta!
-Nie mam noża!-niemalże krzyknęła Rose -poszukajmy jakiegoś, każdy ma w kuchni nóż
-To poszukaj ! Szypko szypko! Ruppert nie wie gdzie może w tym kraju!
-Wioska jest atakowana! Jesteśmy w niebezpieczeństwie! Czego nie rozumiesz? Wszędzie można! -krzyczała Rose.
Ruppert jedynie kucnął i przekrzywił głowę w bok. Podszedł do palisady i zaczął stukać w nią swoim pazurzastym palcem.
Ruszyli na epickie poszukiwanie noża. Nie trzeba było długo szukać. Na stole jednej z pobliskich chat leżał ich cel.
- Wracamy wracamy! - zakomendował śmieciarz.
Gdy wrócili szmaciarz zbliżył się do palisady i przyjrzzał się. Zastukał kilka razy w jakąś balę i powiedział:
- Grzebaj grzebaj! Tu tu! Już już! Szybko szybko! Tak jak dłoń Rupperta! Taka dziura w murze. Już już! Bo złe ludzie zaraz sie pozabijają i przyjdą po Rupperta.
-Nie rozumiem cie człowieku-westchnęła dziewczyna, jednak zaczęła grzebać.-A na koniec najchętniej zdzieliłabym cie tym szpadlem w łeb-powiedziała pod nosem
- Dobra grzebie. Grzeb grzeb. Dziura jak pięść Rupperta! tak tak!
Gdy tylko Rose wydłubała zadowalającą Rupperta dziurę staruszek sięgnął pod swoje szmaty i wyjął stamtąd sakiewkę. Jej zawartością był proch. Nabił tyle ile się zmieściło, następnie wyjął z wózeczka jakiś słoik. Zamoczył dwie zapałki z jego zawartości. Prawdopodobnie był to klej, bo przez minutę Ruppert mamrotał coś pod nosem, że rękawiczki mu się zlepiły. Wsadził połączone zapałki w proch, wyjął trzecią, odpalił i …
- Teraz uciekać! Szybko szybko! - powidział ciągnąć za sobą wózeczek.
 
__________________
Sanity if for the weak.
Aeshadiv jest offline  
Stary 26-09-2013, 18:45   #92
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Uciekinierzy
Ruppert i Rose zdążyli schronić się da jednym z domów, gdy nastąpił wybuch. Wszystko okryło się pyłem i jakby umilkło. Dopiero po chwili otrząśnięcia skojarzyli że droga stoi przed nimi otworem. Ruszyli pędem przed siebie, nie bacząc że wybuch rozrzucił drzazgi, zapalił dwa domy i zmasakrował krowę, dogorywającą po przebiciu przez chmarę rozerwanych ścinków. Pędzili, nie bacząc na umiejących w oddali chłopów. Wybiegli prze wyrwę i pędzili w las.

Przez czas jakiś błądzili po lesie, aż w końcu natknęli się na ślady, wyglądające że wiodą do ich kompanów. Po krótki czasie dostrzegli szałach, zaś podszedłszy bliżej ujrzeli widok zgoła niecodzienny.
Pierw umięśniony zadek bretońskiego rycerza, zaś szybka i dogłębna analiza pozwoliła zorientować się że penetruje on równomiernie, rozłożona na ziemi, nagą elfkę o czerwonych włosach. Oboje wydawali z siebie dzikie okrzyki, drapiąc się i ujmując to brutalnie prosto, rżnąc się do bólu. Wokół nich walały się ich rzeczy. Dopiero gdy skończyli i cali mokrzy od potu i innych płynów fizjologicznych „wędrowcy” skończyli, dobiegły ich dwa znaczące chrząknięcia spoza otwartego wejścia szałasu.

Lekko krepująca ciszę przerwała elfka, zabierając się za wciąganie koszuli. W końcu rozpalił ogień i opowiedzieli sobie co działo się z nimi działo. Były to opowieści pełne bólu, łagodzonego ledwie jadłem, dającym odpoczynek i ciepło. Nastał wieczór.

Gdy księżyc wszedł, okazując swą zielona barwę, nasi wędrowcy zaniepokoili się znacząco…nim zdążyli coś rzec choćby, z kierunku wioski w niebo wzniósł się z hukiem przeraźliwym zielony promień, zaś na niebie pokazał się wielki .. stwór, demon…który wyraźnie zstąpił do opuszczonej przez was wioski. Rozległ się po cały horyzont okrzyk bólu, żalu, przerażenia.

Biada dziadkom nie przybitym do murów, biada mężom nie zabitym w boju li kobietom przetrwałym żywo gwałty, gdyż śmierć była by lepszym dla nich losem, niż demon, Hraklash, wysłannik Pana Rozkoszy. Oniemieli patrzyliście na nieboskłon, bezwiednie płacząc….

Krasie
Wioska była spokojna i cicha. Wędrowcom wskazano przyzwoitą karczmę, miasto dysponowało również kapliczka Taala, której kapłan, starszawy mężczyzna, był jedynym reprezentantem kleru w osadzie.

Obiecał on wskazać krasnoludom stosowną kamienną mogiłę, lecz niestety opłacić musieli sami kamieniarza, który ją wykonał. Była to znacząca suma pięciu sztuk złota. Wtem Ragnar miał okazje odkryć że mieszek zabójcy jest całkowicie pusty, zwisał smętnie jak puste jajca męskiej dziwki.

Udało się wędrowcom dowiedzieć również że wojska obozują dwie trzy godziny w górę rzeki, ze są znaczne i płacą za zamawiane towary, co wielce cieszyło tak kupców jak i rolników. Karl i Ogne dalej pochmurni małomówni wędrowali za krasnoludami. W karczmie, przy posiłku dowiedzieć się wszystkim udało większej ilości szczegółów.

Że wojsk jest pięć kompani, że w okolicy spokój, plony dobre a życie szczęśliwe. Dochodziły wieści wojenne z Gór Szarych czy plotki o armiach zielonych u bram Azul, które to ponoć po raz kolejny wyprawić się chciały na to miasto, ale sama wieś była spokojna. Za dwa dni świętować miała Dzień Piwny, stroiła się i radowała. Dzień był dobry.

Rozmowa z wozakiem, którego przepytał Ogne, sącząc go piwem – a mąż ten był, jak się dowiedzieć dawało, tarczownikiem w milicji prowincji, w czasie wojny w Ostlandzie – pozwoliła dowiedzieć się że między wojakami byli i łucznicy, i kompania dość nieźle wyekwipowanych najemników, „jakeś z południowej strony żywliwych” jak i bardziej swojskie oddziały – bitna grupa milicji, topornicy. Wyglądało to wielce obiecująco. Nie licząc pogrzebu, ekipa miała dość dobre powody do bycia zadowolonymi. Zaczęło zmierzchać.
 
vanadu jest offline  
Stary 30-09-2013, 20:16   #93
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Karl bez słowa opłacił kamieniarza dając nie pięć lecz osiem Karli podkreślając, że najlepiej by było, gdyby nagrobek był wykonany wedle tradycji khazackiej. Coś co ze względu na bliskość twierdzy brodatego ludu powinno być znane rzemieślnikowi, na co zresztą miał nadzieję.

Kiedy dotarli do karczmy nie zwlekając udał się do karczmarza. Niepocieszny humor niczym szara chmura otaczał go nawet wtedy kiedy składał zamówienie u karczmarza. Zwycięstwo nad bandą orków i goblinów, choć małe i okupione śmiercią ich towarzysza któremu nie był w stanie pomóc, zasługiwało na uczczenie, a śmierć Korgana na godną stypę. Może go nie znał najlepiej, ot, te dni, ale był honorowych i walecznym krasnolodem. Zabójcą? Być może, ale umarł godnie i z honorem tak jak na wojownika przystało.

Na ławę którą zajęli powrócił z gorzałą. Niedługo miały zjawić się dania, godne zwycięzców i alkohol, jeszcze więcej gorzały i ciemne jęczmienne piwo w ilości dostatecznej by spić nie tylko ich samych, ale i co najmniej pół karczmy z groszem w trupa. Choć nie raz widział śmierć na własne oczy i nie raz dane mu było pić zdrowie zmarłych, to pamiętając ostatnie spotkanie z Bogami... nie mógł myśleć, że widać Korgana, towarzysza ich wcześniej niż zdawało się to potrzebne i słuszne oni wezwali. Najpewniej teraz, siedział w Wielkiej Hali i pił zdrowie wojowników, tych którzy jeszcze ostatnim tchnieniem w walce broń w dłoni dzierżąc będą potem kołatać do Wrót Morra by pić za bitwy wygrane i te które dane im jeszcze będzie stoczyć.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 01-10-2013, 22:52   #94
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Najwyższy czas na spoczynek. - rzekł Ragnar głaszcząc po łbie Baragaza i zerkając na Helvgrima - Jaka decyzja… zostajemy tutaj czy trochę się wysilimy i spróbujemy dojść do obozowiska?
- Ja bym zaczekał do jutra brachu. Należy się solidna stypa po śmierci Hakona. Popijemy, pojemy… orki nie uciekną, a król Rodrig ma w dupie śmierć zabójcy, jeno my się mu ostaliśmy by go wspomnieć. - Powiedział smutno Helv i rozlał do kubków mocnej gorzałki… suto, pod sam szczyt naczynia.
- Co racja to racja… po tych pszczołach to nie chce mi się nigdzie chodzić, a wypić za Korgana trzeba.
Ragnar wziął swoje naczynie, stuknął leciutko w kubek Helvgrima.
- Za Zabójcę. - mruknął i na raz wypił.
- Za Zabójcę. - powtórzył Helv i wychylił kubek.
Ragnar nawet nie sapnął. Nie dzielił się wódką z misiem, bo uważał że misie nie powinny pić tak mocnych trunków. Zawsze potem były z nimi problemy. Treser westchnął i polał na drugą nogę, po po pierwszej się nie zakąsza.
Przy ich stole leżał niedźwiedź ze smutno zwieszonym łbem. Co prawda nie do końca rozumiał smutek jaki ogarnął jego pana i jego kompanów. Jednego ubyło, ale miś nie był do niego przywiązany, więc nic z tego nie robił.
Baragaz mruknął, a Ragnar podrapał go po łbie i dał w misce trochę piwa, aby ten się napił. Niedźwiedź zjadł już swoją kolację i spokojnie zaczął chłeptać trunek. Krasnolud westchnął. W sumie niedługo czeka ich znacznie większa potyczka, a potem powrót do Nuln...
Ragnar westchnął. Taka jest droga do Utraconych Twierdz. Opłacana krwią, potem i łzami.
 
Stalowy jest offline  
Stary 02-10-2013, 08:51   #95
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Robert wyglądał na zmartwionego. To co ujrzał sprawiło, że zwątpił w swą misję. Uklęknął i pomodlił się do Pani z Jeziora, w intencji tych co polegi i tych, którym nie dane będzie gładko i honorowo umrzeć. Krzyk sprawił, że ciarki przeszły mu po plecach, i cieszył się że jest tak daleko. Niegodne rycerza, ale przynajmniej żyje. Może nie dane jest mu zostać prawdziwym rycerzem. Nie wiedział tego, pojawiać się zaczęły pytania. Wiele pytań. Bez odpowiedzi.
Gdyby nie wydarzenia z elfką, zapewne wsiadłby na konia i odjechał, bowiem to co ujrzał przygniotło jego męstwo i zachwiało pewność siebie. Pojawienie się wysłannika demonicznym mocy sprawiło, że nie widział sensu dalszego podróżowania, lecz miał świadomość, że Nemeyeth nie będzie chciała się wycofać. Honor nakazywał mu nie opuszczać jej. Wpatrując tak się w niebo i w dal, w miejsce gdzie wylądowała ów demoniczna istota, zrozumiał jedno; jego podróż, poszukiwania nie miały sensu teraz. Musiał nauczyć się, nie tylko walczyć ale musiał poznać świat. Jakaś część jego pragnęła tego, wiedzy i poznania. Podobno by poznać mistrza kuchni, trzeba zjeść z wielu garów. Tak, zapewne będzie musiał jeszcze wiele się nauczyć o świecie, ludziach i sobie samym niż postanowi co dalej. Na razie trzeba było skupić się na zadaniu. Ludziom w wiosce nie pomoże, tego był pewien ale są inni którzy na niego liczą. Spojrzał wymownie na elfkę a potem zwrócił się do drużyny:
- Skoro świt wyruszamy. Zniknęliście...a powinniście trzymać się razem. Dziekować winniście Pani z Jeziora, że żyjecie a Ty zamaskaowany Ruppercie pokaż nam swoją twarz. Nie obchodzą mnie Twoje przesądy - rzekł kładąc dłoń na mieczu - ale wyznawcy mrocznych Bóstw nas zaatakowali, właśnie gdy zniknąłeś. To dziwne...Jeśli mam kroczyć z Tobą, chcę wiedzieć kto ma mi pilnować pleców. Skąd mam wiedzieć, że pod tym kapturem nie kryje się człowiek dotknięty jakąś zarazą albo znamieniem Mrocznych Bóstw. Wiem tylko, że pojawiasz się i znikasz gdy chcesz, nie wiemy nic o Tobie ani tego kim jesteś. Do stołu nie chcesz siąść jak przyjaciel, ukazując twarz.. więc czemu mam Cię brać ze sobą w podróż - rzekł poważnie
Był zmęczony. Nie zamierzał ryzykować swojego życia a przede wszystkim życia elfki, która stała mu się dziwnie bliska.
Nemeyeth w tym czasie zajęta była wyrzucaniem z żołądka resztek kolacji. Klęcząc na ziemi trzymała się za łeb, próbując opanować mdłości, a także potężne zawroty głowy, które pojawiły się wraz ze znakami na niebie i ziemi. Zawsze żartowała, nie dokońca wierząc w opowieści o elfiej nadrważliwości, teraz jednak daleko było jej od śmiechu. Dobiegające ze wsi odgłosy rzezi sprawiały, że sama miała ochotę krzyczeć. Zlecone przez khazada zadanie, w teorii, było proste jak konstrukcja cepa: przedostać się z punktu a do punktu b, załatwić co mieli do załatwienia i wrócić, po drodze wycinając co bardziej natarczywe pokraki. Zielonych mogła zaakceptować, ba!, ich akurat się spodziewała. Łowcy niewolników, wyjęci spod prawa rozbójnicy, a nawet kultyści - wszyscy wywodzący się z ludzkiego plemienia...również to mogła przełknąć. Demoniczne manifestacje rodem z najgorszego koszmaru były jednak kęskiem odrobinę zbyt dużym jak na jej gardło. Na szczęście wysłannik Otchłani figlował w osadzie, mieli więc trochę czasu na ucieczkę i oddalenie się od źródła zagrożenia. Elfka ubolewała nad losem wieśniaków, lecz własne życie stanowiło dla niej wyższą wartość, poza tym był jeszcze Bretończyk. Nie zamierzała narażać ani jego ani siebie, w imię wyższego dobra, szczególnie gdy w starciu z przeciwnikiem takiego kalibru nie mieli najmniejszych szans.
Gdy w końcu przestała rzygać jak kot, podniosła się z ziemi, przytrzymując się Roberta.
- Nie każdemu z życiem do twarzy, jednak rycerz ma rację. Skąd wiedzieć mamy, że w nocy nie poderżniesz nam gardeł? Honor honorem...nieboszczykowi się on nie przydaje, nic a nic. Jeśli twoje ciało toczy choroba lepiej byś trzymał się z dala, dla wspólnego dobra. Lubię moje ucho, nie chcę żeby odpadło przez leprę lub inną cholerę. Możesz stanowić zagrożenie, dla siebie i innych. Dość niebezpieczeństw czyha na nas dookoła, dokładanie kolejnego jest niczym ułożenie na stosie o jednego kamyka za dużo. Kończmy te szopki, dość mam gierek i niedopowiedzeń, zbywania tematu wymówkami. - ściągnęła z pleców łuk i sięgnęła do przewieszonego przez plecy kołczanu - Morda albo strzała, łatwy wybór
- Ruppert był ratować! Tak tak! Kobieta potwierdzi. Ruppert bardzo chory. U was to się tręd nazywa. Tak tak! Później Ruppert poszedł znaleźć ubranie dla Rose, a później zniszczył mur co by uciekli przed złymi ludzinami. - powiedział starzec kuląc się i zasłaniając głowę krzywimi rączkami.
- N-nie róbcie Ruppertowi krzywdy! Ruppert dobry, pomaga! Chcecie coś z wózeczka! Weźcie weźcie! Tak tak! Same skarby. Nie krzwdzić Rupperta. Raz Rupperta poobrzucali kamieniami. Tak tak. Bolało. Guzy były.
Rycerz słuchał jęczącego człowieczka, lecz nie przekonywało go to.
-Tręd, chyba trąd..u nas takich to leczyło się ogniem. No Rupcciu, chcesz by Ci udzielono pomocy. Na pewno chcesz - uśmiech pojawił się na twarzy Rycerza -Tak, Ruppcia nikt nie skrzywdzi. Ogniem wypalimy zarazę z Twojej twarzy, oczyścimy ją..będzie dobrze..Robert by Cię przecież nie okłamał - zapewnił uroczyście rycerz.
- Nie zbliża się z ogniem. Rupperta przyjaciół ogniem zły czarodziej zabił. - powiedział staruszek cicho wycofując się na ugiętych nogach.
-Uspokój sie zakuta pało!-powiedziała Rose, zaskoczona swoją smiałością, wszak rycerz miał miecz, elfka łuk a ona ledwie szpadel. Z drugiej jednak strony mimo dziwactw staruszka polubiła Rupperta-Ruppert uratował moją godność i życie, może i jest dziwny, albo nawet niespełna rozumu jednak nie jest groźny. Ciekawe gdzie byłeś ty o dzielny panie rycerzu jak dama była w opałach, czyżbyś dupczył po krzakach inną dame?-dodała z przekąsem.
- Zdecyduj się w końcu - Nemeyeth prychnęła zniecierpliwiona, nie spuszczając okręconego szmatami starucha z oczu - Trąd czy hańba nie pozwalają Ci odsłonić oblicza? Czy jak zapytam kolejny raz to usłyszę następną wymówkę? W Twych słowach ciężko odróżnić prawdę od fałszu, Ruppercie, nie będę więcej stawać w obronie kogoś, kogo twarzy nie znam i kto najwyraźniej za nic ma szczerość.
- Katajskie bogi pokarały Rupperta choróbskiem za paskudną hańbę! Przecież to oczywiste.
Robert stał. Słuchał i choć Rose miała częściowo rację odpowiedział poważnym tonem:
- Panienko Rose, gdzie byłem? Podczas gdy szukałem Ciebie i Rupperta zostaliśmy zaatakowani podstępnie i tylko dzięki elfce przeżyłem. Zostałem ranny w walce z liczniejszym przeciwnikiem, powalony i zostawiony na śmierć bym wykrwawił się. Pani z Jeziora sprawiła, że ta oto dama znalazła mnie i uratowała. Mówisz, że Ruppert uratował Cię? A może po prostu uratował siebie, a Ty byłaś tylko dodatkiem. Nie pomyślałaś o tym. Twierdzisz, że nie jest groźny. Dobrze, wierzę Ci - uśmiechnął się a potem znów jego twarz przybrała marsową minę - Jemu nie wierzę. Zbyt wiele kłamstw jest w jego słowach. Czy wpuszczasz Rose każdego do swojego domu? Czy jesz posiłek z kimś kto ukrywa się pod mrokiem kaptura, skrywa swe prawdziwe zamiary w mrocznych odmętach serca? Nie każę mu tańczyć tutaj nago, ino jeno niech pokaże swą twarz. To jest uczciwe i honorowe wyjście. Dla Ciebie, Nemeyeth gotów jestem ryzykować swe życie. Dla niego Nie, bo kim on właściwie jest? Katajskie Bogi..nie znam takich, nie słyszał nikt o czymś takim w mych stronach, lecz to nie jest ważne. Sporem naszym jest tożsamość Rupperta. Skąd mam wiedzieć że nie jest wilkiem w owczej skórze, albo kultystą..Może to w ogóle nie Ruppert. Przecież nikt nie widział jego twarzy, a znikł gdy pojawili się słudzy Mrocznego Boga. Może Ruppert nie żyje, a ten tutaj za sprawą magyi podszywa się pod niego. Skąd mamy wiedzieć, że jego twarz nie chorobą a przeklętym znamieniem Mrocznych Bogów naznaczona jest i teraz czeka aż zaśniemy by wbić nam sztylet w gardło lub otruć naszą strawę. - prawie zakończył, postąpił krok ku Ruppertowi - Daję Ci uczciwą szansę, byśmy mogli Ci zaufać. - zakończył pełen powagi
Śmieciarz cofnął się przerażony zerkając to na buty zbliżającego się rycerza, to na jego miecz. Cały się trząsł, jeden krok Roberta w przód, dawał dwa kroki Rupperta w tył.
- Ale Rose wie, że Ruppert nawet noża nie ma. Szukaliśmy noża żeby dziurę wydłubać w murze. Tak tak! I Rose ma nóż, nie Ruppert. Tak! Prawda prawda?!
-Prawda, w tym wózeczku są same śmiecie, nic co mogłoby nam zagrozić, chyba że boicie sie starego smalcu-stwierdziła dziewczyna
Elfka uśmiechnęła się blado, słysząc słowa jakie Robert skierował do niej. Wierzyła w jego honor i w to, że mówi szczerze. Zaufanie wobec niej, dawno już nikt nie odbarzył jej czymś takim. Otrząsnęła się z z rozmyślań, nie mieli czasu na ckliwe rozważania. Problem narastający od początku ich podróży znalazł w końcu swój finał. Czara goryczy się przelała, jak to mawiali ludzie. Czy łachmaniarz był sługą Chaosu, plugawym tworem zakazanej magii, czy po prostu chorował - mogli sprawdzić to tylko w jeden sposób. Niestety Ruppert uparcie odmawiał współpracy, zasłaniając się coraz to nowymi argumentami. Nemeyth męczyła ta gra, pozostawało jedno wyjście. Skoro nie chciał ulec prośbom musieli użyć ostrzejszych argumentów. Z niechęcią uniosła wyżej łuk. Naciągnięta cięciwa załaskotała ją w policzek, gdy na cel obrała wycofującego sie starucha.
- Wybacz Ruppercie, to dla naszego dobra - rzekła cicho, ze smutkiem. Nie znosiła zbędnej przemocy, lecz mając do wyboru patrzeć na śmierć rycerza albo wózkowego dziadka, bez wyrzutów sumienia zdecydowała się na drugą opcję, pozwalając by wypuszczona strzała pomknęła w kierunku zakapturzonej postaci.
Widząc, że elfka sięga po łuk szmaciarz zdecydował się zagrać w otwarte karty. Jedną ręką sięgnął do kaptura, drugą do pasa, albo raczej sznura. Szybkim ruchem zdjął szaty i rzucił je mierząc w czerwonowłosą. Nek’hra zrozumiał, że trzeba porzucić Rupperta i pokazać prawdziwe oblicze. Szczury pysk obwiązany jeszcze kilkoma bandażami zasyczał zwierzęco. Pomarańczowe oczy wpatrywały się z gniewem w Roberta. Nie trwało to jednak długo, niemalże ułamek sekundy. Zanim jego dotychczasowe ubranie opadło na ziemię szczuroludź był już odwrócony i dzikim pędem biegł w stronę najbliższej osłony jaką był załom. Ogon nerwowo drgał, a dwa zakrzywione krótkie miecze zwisały u jego pasa. Czarne jak noc ubrania to tu, to tam były jeszcze przewiązane bandażami, które ukrywały nieludzkie kształty pod szmatami. Mamrotał coś jeszcze pod nosem dając z siebie wszystko.
- Nioch nioch… głupie bretońskie ludziny. Nek’hra nienawidzi bretońskich ludzin. Mimo, że serkiem śmierdzą. - jego dotychczasowi towarzysze usłyszeli jedynie chaotyczne piski. Po chwili jeden z nich stał się głośniejszy. Prawdopodobnie dzięki strzale, która utkwiła w noce szczura.
 
__________________
Sanity if for the weak.
Aeshadiv jest offline  
Stary 03-10-2013, 02:53   #96
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Helvgrim z niesmakiem patrzył na to jak Karl płaci za nagrobek kamieniarzowi... myślał że jasno się wyraził, to khazadzi mieli pokryć koszta pochówku Korgana. Jednak Heinkopf już sypnął z trzosa, było za późno. Może to i dobrze, może to był jego hołd dla krasnoludzkiego woja? Kto wie?

Sverrisson cmoknał i smarknął... po czym wyjaśnił kamieniarzowi jak opisać nagrobek, bo ten gówno tam wiedział a nie jak ciosać piaskowiec na pomnik dla krasnoluda. Kilka rad od starych rzemieślników takich jak Helvgrim i Ragnar, i kamieniarz już wiedział co robić, choć zadowolony nie był... ale szczerze... khazadzi mieli to głęboko w dupie. Zadecydowano że kamienny sarkofag ma być gotowy na rano, bo jak nie to będzie źle, Helv upewnił się że te dodatkowe pieniądze wspomogą kamieniarza i jego pomocników do szybkiej i dokładnej pracy. Baragaz robił dobre wrażenie, zatem trza było go wykorzystać jako straszak na tchórzliwych ludzików. Zabójca trolli musiał być pochowany o najbliższym wschodzie słońca.

W małej kapliczce ludzkiego boga lasów, Helv porozmawiał z opiekunem tego miejsca i kapłanem zarazem. Za dwie złote monety, wykupił najlepsze miejsce na cmentarzysku i kazał obiecać sobie że kapłan zadba o grób wojowniczego krasnoluda. Na kapłana miało czekać pięćdziesiąt złotych krążków jeśli za pięć lat Helvgrim wróci do Wurmgrube, a grób będzie w dobrym stanie. Obietnica taka sobie... ale dotrzymana mogła zmienić żywot biednego klechy.

Później był czas na odpoczynek... ostatnia wieczerza Korgana. Ponury Sverrisson nie gadał za długo z karczmarzem, ciało zabójcy trolli wniesiono do sali biesiadnej i złożono je na stole... kto by zaprotestował ten prosiłby się o drewnianą protezę szczęki, od ręki. Helvgrim, Ragnar, Ogne i Karl, zebrali się i po raz ostatni zasiedli z Haragonem. Długo pili i jedli, śmiali się i wspominali komapna... a Korgan leżał, spokojnie. Wciąż ściskał swój topór jakby w ostatniej był swej bitwie. Jego broda długa i czerwona jak ogień, jego grzebień oklapły, leżał na boku.

Sverrisson długo nie myślał, wyjął swa brzytwę i w karczmie, na stole, ogolił głowę Korgana, a goląc go mówił.

- Byłeś walecznym khazadem, żyłeś jak wojownik, zostałeś splamiony, grzechy jednak odkupiłeś. Zginąłeś jak drengi... ale do sali Grungniego pójdziesz bez oznaki swej pomyłki... pójdziesz jak równy nam. Zilfin Varag Haragon - Zakrzyknął na koniec i wychylił kufel do dna. Duch zabójcy opuszczał ziemski padół. Włosy dawi Helv wrzucił do paleniska w karczmie, a gdy patrzył w ogień, jak ten pochłania winę krasnoluda w posatci malownaych na czerowno włosów, Sverrisson zezłościł się, odwrócił i ryknął na całe gardło, przemawiał do wszystkich w karczmie.

- Toast kurwie syny! Dziś nas opuszcza Korgan, syn Haraga. Wojownik to był wspaniały. Bił się do śmierci z tymi co waszym dzieciom i żonom chcieli wyrwać serca. Pijcie jego zdrowie, bo za was żywota oddał. Pamiętajcie go i na grób czasem trochę piwa mu ulejcie... byle nie z fiutów. Bo jak na jego grób naszczata to zza światów wam on jajca upierdoli. Har har har!. Dobrze mówię Korgan? - Pijany w sztok Helvgrim podszedł do ciała Haragona i klepnął go swą dłonią w klatkę piersiową, śmiał się... gdy skończył usiadł i zaczął pić... pił tak długo aż się nie porzygał, a potem pił więcej, aż nie stracił przytomności. Tak zastał go świt.

***

Ceremonia pożegnalna była krótka... jednak nim zasunięto płytę grobową, Helv sięgnął po topór zabójcy trolli. Położył go na ziemi i uderzył swym dwuręcznym młotem, trzy razy... ostrze topora pękło na wiele kawałków. Sverrisson wybrał spory kwałek stali i ucałował go po czym schował za pazuchę. Resztę szczątków zebrał i złożył na piersi martwego kompana. Skwitował to tak.

- Rabusie broń naszego przyjaciela skradną. Takiej nie wezmą, a Haragon? On sobie da radę w zaświatach samymi pięściami. Poza tym, nie takie topory Smednir już kuje na ostateczną bitwę w niebiosach. Korgan sobie coś wybierze w salach Grungniego, to pewnik. - Mówił to wszystko ponurym głosem.

Ciężka kamienna płyta została zasunięta z głośnym trzaskiem. Korgan był martwy. Dla niego droga dobiegła końca, był wolny... na resztę drużyny czekało wciąż zadanie do wykonania. Zwlekać co nie było. Wkrótce ruszyli w stronę czekjących na nich pięciu kompanii zaciężnych spod sztandaru króla Rodriga.


Droga mijała spokojnie, męczył tylko trochę kac i bebech upominał się o swoje. Wiedzieć było trud czy chciało się zwracać wczorajszą ucztę czy może co na ząb wrzucić? Jednak chyba to drugie, bo biegnąca lewą stroną drogi, młoda dzika świnia, od razu poderwała Helvgrima do działania. Bełty śmignęły, noże przecięły powietrze, świna kwiknęła i już obracała się na zrobionym na szybko rożnie. Smakowity obiad... należało się, wszak już za rogiem czekało na nich zawodowe wojsko. Po tym spotkaniu wszystko miało się już dziać szybciej, mocniej... inaczej. Krew się miała polać a kości trzaskać... czasu na jedzenie dziczyzny się być może już nie uświadczy.
 
VIX jest offline  
Stary 08-10-2013, 15:23   #97
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Robert, elfka i związana, ogłuszona Rose stali przy brzegu jeziora spoglądając jak szczurzy wózeczek idzie z dymem. Trzeba było podjąć decyzję co z Rose, bowiem jej zachowanie...Robert nie chciał jej z zimną krwią zabijać lecz czy miał inny wybór. Spojrzał wymownie na elfkę.
Nemeyeth lustrowała uważnie okolicę, wzrokiem starając się przebić przez kłęby czarnego dymu, wydobywającego się z podpalonego stosu śmieci, potocznie nazywanego dobytkiem Rupperta.
- Jest mało czasu, co z kobietą? - spytała, ściskając łuk i sięgając po kolejną strzałę - Nie idzie z nami, nie ma takiej możliwości. Działała ze szczurem, nie wiemy czy świadomie...ale z drugiej strony czemu zaatakowała mnie, a nie jego? Po jaką cholerę łapska wyciągała? Dobrze że po nóż nie sięgnęła.
Robert stał nieruchomo, miecz trzymając w pogotowiu tak samo i tarczę. Szczury nie były honorowe, zawsze wypełzają spod ziemi atakując plecy:
- Czy atakowała nie wiem, raczej chciała Cię jakby powstrzymać ale i to wystarcza by można sądzić, że jest lub była w zmowie. Nie wiem jak Ty, ale teraz ciężko będzie jej zaufać..Mamy do wykonania zadanie, a jeden śmieć i tak już poluje na nasze życie. Wątpię by nam odpuścił. Zaatakuje kiedy nie będziemy się spodziewać. Taka to szczurza natura. Co do Rose..czy chcę spać z jednym otwartym okiem, bo ciężko będzie zaufać komuś takiemu - podsumował Robert
Elfka przytaknęła niechętnie. W słowach człowieka znajdowało się ziarno prawdy. Duże, gorzkie i trudne do przełknięcia. Ich towarzyszka była jednak istotą rozumną, czującą. To że nie była po ich stronie nie usprawiedliwiałoby mordu z zimną krwią.
- Nie zaszlachtujemy jej. Ani ona nie świnia, ani z nas nie są rzeźnicy. Tak nie można - spojrzała na rycerza błagalnie - Nie zasługuje na to, mimo wszystko. Jest nieprzytomna, związana. Na razie nie stanowi problemu.
Nemeyeth zamilkła, zaciskając kurczowo szczęki i patrząc to na Roberta, to na nieprzytomną dziewkę, a w jej głowie jedna myśl goniła drugą. Żadno rozwiązanie nie było dobre, wybór między złem większym a mniejszym zawsze przychodzi z trudem.
- Połamiemy jej nogi - odezwała się zmęczonym tonem - Nie będzie nas gonić…
Rycerz miał honor i zasady. Faktem było, że to co ich spotkało w ostatnim czasie poddawało to wszystko w co wierzył w coraz większą wątpliwość.
- Ocućmy ją. Każdy ma prawo do obrony. Nie jesteśmy mordercami, więc niech Rose odpowie… - po tych słowach, nie rozwiązując jej rąk klepnął ją delikatnie po policzku tak by się przebudziła.



Rose odzyskała przytomność i powoli otworzyła oczy, początkowo nie dotarło do niej w jakiej jest sytuacji, obraz powoli zyskiwał na ostrości i ujrzała pochylonych nad sobą rycerza i elfke, wzięła głęboki wdech i… zwymiotowała. Najwidoczniej cios spowodował wstrząśnienie mózgu a obecny wszędzie dym sytuacji nie poprawiał.
“Coś mi sie ostatnio nie wiedzie, jakoś często znajduje sie w paskudnych sytuacjach” pomyślała “ciekawe kto teraz mnie uratuje, o ile mnie ktoś uratuje."
Spojrzała na Elfke i Rycerza
-Co wy…--Znowu zwymiotowała, teraz jednak czuła co sie święci i narzygała na elfke, pamiętała co nieco sprzed utraty przytomności -Gdzie Ruppert, co sie stało, czemu jestem związana?
Robert był bardzo zniesmaczony całym zachowaniem kobiety, lecz spokojnie jeszcze podchodził do tematu. Związana kobieta, leżąca na ziemi, rzygająca wzbudzała niechęć w szlachcicu. Odsunął się i rzekł spokojnie:
-Twój przyjaciel szczurek uciekł, zostawił Cię, co świadczy, że niezbyt cenił sobie Twoje dobro. Jak się z tym czujesz? Gdy uciekał, a Ty już leżałaś obezwładniona, nasz drogi Szczur stwierdził, że znajdzie sobie innego sojusznika, więc … - pozostawił pytanie bez dokańczania. Niech Rose się tłumaczy..
Oczywiście blefował, ale dziewczyna była nieprzytomna, więc zobaczymy po czyjej stoi stronie.
-Szczurek? o czym ty bredzisz?-Rose brzmiała na zaskoczoną, owszem czytała o Skavenach, szczuroludziach czy jak ich nazywano ale to były tlko bajki używane do straszenia dzieci-Może i był dziwny, miał obcy akcent ale skaveny nie istnieją, to tylko bajki- stwierdziła Rose - Czemu mnie zaatakowaliście? co się stało? Wypuścicie mnie
Rycerz zaśmiał się na słowa dziewczyny. Skaveny nie istnieją. Dobre sobie.
- Drodzie dziecko - rozpoczął łagodnie Robert -Skaveny, czyli szczuroludzie istnieją od setek lat. My, Bretończycy wiemy o tym najlepiej. Odwieczni nasi wrogowie, co po zmroku nadchodzą i grabią, mordują i knują jak by tu się nas pozbyć. Nie jedna twierdza upadła przez nich, i wierz mi młode dziewczę Ruppert to Skaven. Czy Ty naprawdę jesteś tak naiwna, albo nieobyta ze światem czy może kpisz sobie znasz? Odpowiedz szczerze, bowiem twe życie wisi na włosku - starał się uświadomić dziewczynie jej położenie.
Nemeyeth zmarszczyła brwi, widząc jak związana dziewka próbuje zanieczyścić jej buty. Z obrzydzeniem zrobiła krok w tył, odchodząc poza zasięg wymiocin . Dochodzące ze wsi okrzyki bólu wciąż niosły się po lesie, wzbudzając w niej uzasadnioną nerwowość.
- Może jeszcze zamek ze śniegu zaczniemy budować? - prychnęła zirytowana w kierunku rycerza, całkowicie ignorując słowa Rose - To nie jest czas na kurtuazję i lekcje pokory. Nadszedł czas decyzji, które podjąć trzeba szybko. Musimy ruszać póki jeszcze możemy.
-Właśnie, -stwierdziła Rose powstrzymując wymiociny -elfka dobrze mówi, zamiast biadolić o wyimaginowanych szczuroludziach, próbujących przejąć kontrole nad światem zajmijmy sie realnym zagrożeniem jak demon w wiosce. -stwierdziła całkowicie przekonana o nieistnieniu Skavenów -Albo mnie rozwiążcie i uciekajmy albo pokaż rycerzu jakiś to honorowy i zostaw damę na pastwe chaosu - ucieła krótko, przez te pare dni nauczyła sie brutalnych zasad panujących na świecie
Rycerz znów lekko się zaśmiał i rzekł:
- Skoro twym życzeniem jest zostać, tak też się stanie. - po tych słowach rzucił jej woreczek z prowiantem koło nogi i przywołał gwizdnięciem Fernanda. Nie miał czasu i chęci kłócić się z plebsem, który to nie potrafi swoim ciemnym umysłem ogarnąć naturalnych i oczywistych rzeczy. Robert patrzył na Rose, elfkę i konia i wiedział, że musi podjąć decyzję. Podszedł do związanej dziewczyny i rozciął krępujące jej więzy i rzekł: - Tu nasze drogi się rozchodzą. Trzymaj prowiant na kilka dni, i ruszaj w swoją stronę. Liczę jednak, że nie będziesz nas śledzić ani próbować dążyć do kolejnego starcia. Bywa zdrów dziecko - pożegnał ją Rycerz wsiadając na konia. Wyciągnął rękę ku elfce by wsparła sie na nim wsiadając. Choć początkowo chciał wrzucić wózeczek do jeziora, odpuścił ten pomysł. Niech się pali.
Ta cały czas obserwowała uważnie ludzką kobietę, nie opuszczając broni. Odpuściła dopiero, gdy rycerz znalazł się w bezpiecznej odległości. Wolała dmuchać na zimne, kolejna kotłowanina skończyłaby się źle dla kogoś z nich, a tego nie chciała. Tym kimś mógł być Robert bądź ona, tylko głupi ryzykuje bez potrzeby. Złapała wyciągniętą dłoń i wskoczyła na grzbiet Fernanda, sadowiąc się wygodnie.
- Mogliśmy ją okulawić, wtedy na pewno nie lazłaby za nami - wyszeptała mężczyźnie do ucha, przyciskając się do jego pleców - A o zmarnowanych racjach będziemy pewnie marzyć za kilka dni, jak głód nas przyciśnie...no ale trudno. Niech będzie w ten sposób. Lepsze to niż zostawiać za sobą trupa. Nikt nie lubi trupów, pół biedy jak leżą grzecznie tam gdzie padły. Jaja zaczynają się dopiero gdy chcą Cię gonić, to dopiero upierdliwa sytuacja.
Robert uśmiechnął się tylko pod nosem i rzekł cicho również:
- Nie zrobiła nam nic złego, więc od Bogów zależy czy przeżyje. Nie nam dane zabierać jej życia, skoro jej niewiedza stała za jej czynami. Cóż a co do trupów, które lubią chodzić sobie wolno, u nas nie raz nie dwa mieliśmy doczynienia z nimi. Co w glebie powinno leżeć, do gleby musi wrócić - a potem ruszyli dalej zostawiając Rose nad jeziorem.
Rose siedziała na ziemi i spoglądała za oddalającą się parą. Po chwili z trudem wstała, podniosła worek z prowiantem i łopate która została po dłubaniu w palisadzie. Rozgrzebała pogorzelisko po wózku w poszukiwaniu jakiejś broni i ruszyła byle jak najdalej od wioski.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 11-10-2013, 20:04   #98
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Rose.

Dziewczyna sprawnie przeszukała wózeczek. Wiele nie znalazła, jeno nadpalone resztki dziwną masę jakiegoś metalu. Czymkolwiek była wcześniej obecnie przypominała stopioną ogniem skałę. Zignorowała ja jako ciężka i nieprzydatną, ot odrzuciła w bok.

Po kilku bezproduktywnych minutach dziewczyna zebrała swe rzeczy i jak postanowiła ruszyła jak najdalej od wioski. W tym celu zdjąwszy buty i podkasawszy koszulę przeszła przez jeziorko, sięgające jej do górnej części ud i ominąwszy skałę ruszyła prosto przed siebie. Na swej drodze nie napotykała nikogo. Zmęczona, zmarznięta i głodna błąkała się przez dni których zapomniała już liczyć, gdy daleko daleko stamtąd wyłoniła się na sporawym wzgórzu, by dojrzeć obozowisko, z ogniem, z zapachem mięsa. Wygłodniała ciepłego jadła i odpoczynku, dziewczyna zbliżyła się dwa kroki bliżej, by nasycić się samym zapachem
pieczystego, gdy potknęła się o korzeń i zachwiawszy na wymęczonych nogach poleciała w przód, najpierw w krzaki, a następnie poocierawszy się i obiwszy, wprost do stóp ogniska. Z przestrachem otworzyła oczy. Przed nią stał brodaty, groźnie wyglądający brzydal.

Ruppert

Poczekawszy aż jego doniedawni kompani oddalą się i minie bezpieczny czas, pozwalający stwierdzić że nie byli oni dość sprytni by zaczaić się albo założyć pułapki, jak zrobiła by sprytniejsza rasa (niuch niuch), Nek’hra skierował się do dawnego obozowiska, by sprawdzić co z wózeczkiem. Już u wejścia do skalnej kotlinki poczuł gryzący dym, który mimo że zdążył się rozwiać, mocno kaleczył swym odorem jego czujny nos.

W przeszukanej stercie spalenizny nie udało mu się odnaleźć jego szkatułki! (nioch nioch). Nie! Gzie ona była? Skaven zaczął szukać i węszyć pilnie (co wciąż utrudniał mu swąd). Czyżby podłe ludzie zabrali jego skarb? Dopiero po niemal półgodzinie odnalazła stopioną bryłe ołowiu, będącą prawdopodobnie uprzednio jego szkatułką. Jedynym jej problemem było to że obecnie stała się…mało otwieralna?

Elfka i bretończyk

Konna dwójka powoli przeciskała się przez las. Mieli dość ograniczony wybór - zabrakło szczęścia, a teraz powoli zaczynało brakować żywności. Skierowali się więc przez lasy i knieje ku jak im sie wydawało najbliższej osadzie. Droga była ciężka, zwłaszcza że w dużej mierze na oślep, lecz po długich trudach udało im się dotrzeć do celu. Osada była mała, lecz ruch dość duży, co jak sie okazało wynikało z odbywającego się targu, na który przybywali licznie kupcy jak i pasterze i hodowcy z gór, samotni zbieracze ziół, górnicy i wszelkiej maści hołota.


Krasie i ludzie czyli kuflem i piwem

Odbywszy ucztę i uczciwszy swego kompana, a następnie pochowawszy go jak trzeba, grupa uderzeniowa Jego Majestatu wyruszyła. Po drodze mały postój, dziczyzna i tłuszczyk na kaca. Wszyscy byli zadowoleni – I Ragnar i Helvgrim mogli spokojnie myśleć o pozaświatowych losach brata krasnoluda, Karl i Ogne również zapewne cieszyli się że sprawy zaświatowe mają z głowy. A miś nasycił się żarełkiem. Tak więc jedli w wesołych nastrojach, gdy ich wyczulone uszy wyczuły jakiś szelest, jakiś ruch…nim zdążyli zareagować, dosłyszeli również piski i krzyk bólu. Poderwali się i tyle zdążyli gdy do ich stóp upadło ładne, choć obite dziewczę. I zaczęło krzyczeć.
 

Ostatnio edytowane przez vanadu : 11-10-2013 o 22:11.
vanadu jest offline  
Stary 12-10-2013, 07:48   #99
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Właśnie miał sprawdzać czy dziczyzna jest już gotowa i profilaktycznie obrócić ją po raz kolejny na drugą stronę kiedy coś zaczęło się dziać. Zerwał się na równe nogi i już miał sięgać po młot kiedy zaskoczył go nietypowy widok i... dość głośny krzyk. Sigmar w istocie zsyłał swoje znaki, tylko ich odczytanie czasem bywało trudne... szczególnie gdy było się na lekkim kacu.

Zrobił krok ku dziewczynie i uklęknął przy niej mówiąc, jedną rękę przesuwając po pasie do tyłu.. w kierunku sztyletu, bo kto wiedział czy to nie jest jakiś podstęp plugawych kultów, a może zwyczajnie się bała? Wątpił w to, lecz w krew mu to weszło.

- Możesz przestać krzyczeć? Głowa mi pęka i wolał bym porozmawiać niż się przekrzykiwać moja piękna córko Shallyi...
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 13-10-2013, 13:14   #100
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
- Karl spróbuj tego, to najlepsza część. - Helvgrim podstawił pod nos kompana smażoną wątrobę świni i poklepał ją wymownie sztyletem, wzrokiem złapał Galvina i uśmiechnął się puszczając oko. Szczerze przyznać musiał że nie spodziewał się by człek zjadł słabiznę krwi zwierzęcia. Karl jednak był pełen niespodzianek, nie opierdalał się i odciął kawał wątroby dla siebie po czym zaczął pałaszować ze smakiem.

- Dobra już dobra... kurwego dziada byś do biedy doprowadził Karl, zostaw że mnie kawałek. - Sverrisson chciwie zabrał resztę smażonego organu i wpakował do ust niczym pies który boi się że ktoś zabierze mu żarło. Towarzysze śmiali się, a i Helv zarechotał gdy zdał sobie sprawę z komizmu sytuacji... śmiejąc się kawałki smażonej wątroby wypadały mu z ust. Gdy przełknął już to poklepał Karla po ramieniu.

-Dobryś... to przywilej łowców by wątroby smakować, powiem ja ci jednak co zrobić jak dziczę upolujesz mości cyruliku. - Sverrisson znalazł słuchacza, Galvin i Ogne pewnie odetchnęli że to nie im się ciśnie na uszy owa lekacja.

- Czasu mało masz Karl. Jak zwierz legnie martwy to musisz mu ostrzem wyciąć woreczek z żółcią, o tu...- Krasnolud pokazał sztyletem na dziurę którą wcześniej zrobił właśnie owym ostrzem, a przez dziurę tę wyrwał śmierdzący worek. - Jak nie zrobisz tego szybko to umierający świniak puści juchę i żółć po mięsie pójdzie, wtedy tylko padlina zostaje dla psów... nie idzie tego jeść wcale. Szybkość to podstawa w tej kwestii jest. Rozumiesz? - Helvgrim prawił mądrości swe o zacnej sztuce obrabiania zwierzyny łownej, a znał się na tym, nie ma co.

- Dobra, teraz druga sprawa, wcale nie mnie ważna od tej... - Chuj żesz by to jasny strzelił. Krzaki zafalowały, ręka odnalazła stylisko młota, kompani poderwali sie... a z zarośli, prosto w pieczoną świnie wpieprzyło się dziewczę obite jak jabłko jesienią. Karl sięgnął po sztylet w ukryciu i zagaił do wrzeszczącej w niebogłosy kobiety by ta się uciszyła... ale ta nic tylko darła japsko. Helvgrim musiał zareagować.

Khazad złapał dziewczynę za włosy i przyciągnął do siebie po czym zatkał jej usta dłonią. Dziewoja próbowała go ugryźć i to nawet jej się udało, ale ból spowodowany ugryzieniem takiej drobnej istotki był niczym ukąszenie komara. Skutecznie uciszona kobieta była zmuszona wysłuchać słów krasnoluda.

- Zamknij że się wreszcie, bo łeb ukręce. Rozumiesz? - Helv potrzymał ją tak jeszcze przez chwilę i kiedy ta się uspokoiła puścił ją powoli. Okolica miała opinię niebezpiecznej... ale takie zajście było ostatnim czego Helvgrim by się spodziewał. Robiło się ciekawie.
 
VIX jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172