Dreadfort
- Przepraszam… - jęknął konający młodzieniec. Duch obiecał mu ratunek, ale on czuł, że już niedługo pociągnie. Brodaty pirat, który stał na straży konającego pochylił się nad nim i warknął.
- Co tam? - może nie był zbyt mądry, ale wiedział, że przed śmiercią ludzie różnie gadają, a ważnie. Może dzieciak gdzieś zakopał złoto, albo ma jakiś ładny kamuszek do przekazania narzeczonej - Głośniej mów!
- Kazał mi… Gdybym nie powiedział, co mi kazał - chłopak zaniósł się krwawym kaszlem. Pirat zmarszczył brew. Nie podobało mu się to przedśmiertne wyznanie. Śmierdziało głębokim gównem.
- On robił mi rzeczy - jęknął chłopak, wycierając zasmarkaną, zakrwawioną twarz - Przepraszam. Kazał mi powiedzieć… przepraszam…
Jego głos stawał się coraz cichszy i słabszy, jakby docierał z głębokiej jaskini.
- Co, kurwa?! - pirat potrząsnął nim gwałtownie - Co ci kazał powiedzieć!? Za co przepraszasz?!
Próbował jeńca ocucić, ale na darmo. Nic z jego ostatnich słów nie wyrozumiał, ale czuł w jajach, że coś było nie tak, jak być powinno. Przuciwszy truchło, ruszył przez dziedziniec w poszukiwaniu kogoś, kto ma mocniejszy łeb do takich zagadek.
~"~
Przejście było wąskie. Na mus dało się nim przeciskać we dwójkę. Pochód ponurych korsarzy z nożami w zębach i krwawą jatką na myśli posuwał się niepokojąco powoli. Ale po paru długich minutach korytarz się rozszerzył i można było odrobinę łatwiej oddychać.
- Musieliśmy przejść pod murami - stwierdził jeden z najeźdźców.
- Śmierdzi tu - skrzywił się drugi. Rzeczywiście cośśmierdziało, straszliwie, słodkim, zgniłym odorem śmierci.
~"~
Umle miał za zadanie strzelać do tego, kto pojawi się w oknach kasztelu. Takie miał zadanie. Jedno jedyne.
Ale coś zobaczył. Coś poruszyło się na dziedzińcu. Coś, co nie powinno było się poruszyć.
~"~
- Głupcy! - Ramsay wrzasnął i zaśmiał się, tylko trochę histerycznie - Nie wasza będzie Północ.
Zacisnął bladą dłoń na rękojeści sztyletu i podniósł go do grdyki. Jeszcze raz spojrzał w dół na zgromadzonych tam dzikusów, którzy przypłynęli morzem tylko po to by dołączyć do jego zabawy. Mieli taran, który wywoływał irytujące dudnienie w pustych komnatach i w jego głowie. Chciał żeby przestali, ale było ich coraz więcej i choć mury twierdzy jego ojca były grube, to miały bramy, które w końcu padną.
Piraci byli śmiesznie mali u jego stóp. Gdyby chciał, mógłby ich zdeptać, jak mrówki, albo rozgnieść kciukiem, jak te małe robaki, które lęgły się w zaniedbanych ranach i za długo wietrzonych trupach.
Nie taki był jednak plan.
- Północ będzie moja! Moja i moich braci! Będziemy kroczyli razem przez Zimę!
Nóż zatopił się w ciele, a dłoń poprowadziła go w poprzek grdyki, dobywając krótkiego, urywanego wrzasku i jasnej, ciepłej krwi. Ramsay zobaczył jeszcze jak jego posoka paruje w chłodnym powietrzu i pomyślał, że kiedy całe ciepło z niego wyjdzie, narodzi się na nowo. Wychylił się ku słońcu i spróbował zaśmiać mu się w twarz. Z przerżniętego gardła dobył się wilgotny charkot. Poczuł jak spada.
~"~
Truchło uderzyło o ziemię z głośnym plaskiem akurat w momencie gdy w grubych bramach zamku powstał pierwszy wyłom. Dzierżący taran odskoczyli, ale nie udało im się uratować przed obryzganiem resztkami mózgu.
- Kurwa! Co to za oblężenie?! Żadnego oporu?! Żadnego ostrzału?! Co tu się kurwa dzieje?! - Harl Tęgi był ogromnym mężem, pełnym żądzy walki. Stał na samym przedzie tarana i to on w największym stopniu odpowiadał za jego sprawne działanie. Uczestniczył już w kilku oblężeniach, a nawet w jednej szarży, ale nigdy nie miał do czynienia z czymś takim.
- Popierdoleni kanibale - splunął na trupa i nagle poczuł, jak coś szarpie go za kurtę, a potem za długie, splątane kudły. Odskoczył jak oparzony, tracąc sporą garść włosów. Odwinął się jak okoń gotowy siec i tłuc, ale zamiast tego stanął jak wryty i gapił się z przygłupią miną na kłębiące się w szczelinie wybitej przez taran szare kształty.
- Trupy! - wrzasnął jak oparzony i rzucił się do tyłu.
Taran upadł w błoto. Towarzysze sięgneli po broń. Wszędzie dookoła wstawali martwi.
~"~
Korytarz okazał się prowadzić do lochów. Mrok rozświetlały ledwo tlące się ogarki. Setki drzwi, setki klatek, setki cel i uciekające w bok wąskie korytarzyki. No i ten wszechobecny smród. Nagle w ciszy, głośny chrzęst otwieranego zamka i skrzypienie uchylających się drzwi. Skąd? Z której odnogi? Echo poniosło dźwięk pośród piratów.
Dziwny, nieludzki jęk. I odpowiedź, z drugiej strony.
Kolejny chrzęst i skrzypnięcie.
Jęk, jęk, jęk.
[MEDIA]http://media.tumblr.com/5049f3b5f7a233a69da73a0657323f20/tumblr_inline_mk5kueeXm71qz4rgp.gif[/MEDIA]