Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2013, 22:33   #116
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dreadfort

- Przepraszam… - jęknął konający młodzieniec. Duch obiecał mu ratunek, ale on czuł, że już niedługo pociągnie. Brodaty pirat, który stał na straży konającego pochylił się nad nim i warknął.
- Co tam? - może nie był zbyt mądry, ale wiedział, że przed śmiercią ludzie różnie gadają, a ważnie. Może dzieciak gdzieś zakopał złoto, albo ma jakiś ładny kamuszek do przekazania narzeczonej - Głośniej mów!
- Kazał mi… Gdybym nie powiedział, co mi kazał - chłopak zaniósł się krwawym kaszlem. Pirat zmarszczył brew. Nie podobało mu się to przedśmiertne wyznanie. Śmierdziało głębokim gównem.
- On robił mi rzeczy - jęknął chłopak, wycierając zasmarkaną, zakrwawioną twarz - Przepraszam. Kazał mi powiedzieć… przepraszam…
Jego głos stawał się coraz cichszy i słabszy, jakby docierał z głębokiej jaskini.
- Co, kurwa?! - pirat potrząsnął nim gwałtownie - Co ci kazał powiedzieć!? Za co przepraszasz?!
Próbował jeńca ocucić, ale na darmo. Nic z jego ostatnich słów nie wyrozumiał, ale czuł w jajach, że coś było nie tak, jak być powinno. Przuciwszy truchło, ruszył przez dziedziniec w poszukiwaniu kogoś, kto ma mocniejszy łeb do takich zagadek.

~"~

Przejście było wąskie. Na mus dało się nim przeciskać we dwójkę. Pochód ponurych korsarzy z nożami w zębach i krwawą jatką na myśli posuwał się niepokojąco powoli. Ale po paru długich minutach korytarz się rozszerzył i można było odrobinę łatwiej oddychać.
- Musieliśmy przejść pod murami - stwierdził jeden z najeźdźców.
- Śmierdzi tu - skrzywił się drugi. Rzeczywiście cośśmierdziało, straszliwie, słodkim, zgniłym odorem śmierci.

~"~

Umle miał za zadanie strzelać do tego, kto pojawi się w oknach kasztelu. Takie miał zadanie. Jedno jedyne.
Ale coś zobaczył. Coś poruszyło się na dziedzińcu. Coś, co nie powinno było się poruszyć.

~"~

- Głupcy! - Ramsay wrzasnął i zaśmiał się, tylko trochę histerycznie - Nie wasza będzie Północ.
Zacisnął bladą dłoń na rękojeści sztyletu i podniósł go do grdyki. Jeszcze raz spojrzał w dół na zgromadzonych tam dzikusów, którzy przypłynęli morzem tylko po to by dołączyć do jego zabawy. Mieli taran, który wywoływał irytujące dudnienie w pustych komnatach i w jego głowie. Chciał żeby przestali, ale było ich coraz więcej i choć mury twierdzy jego ojca były grube, to miały bramy, które w końcu padną.
Piraci byli śmiesznie mali u jego stóp. Gdyby chciał, mógłby ich zdeptać, jak mrówki, albo rozgnieść kciukiem, jak te małe robaki, które lęgły się w zaniedbanych ranach i za długo wietrzonych trupach.
Nie taki był jednak plan.
- Północ będzie moja! Moja i moich braci! Będziemy kroczyli razem przez Zimę!
Nóż zatopił się w ciele, a dłoń poprowadziła go w poprzek grdyki, dobywając krótkiego, urywanego wrzasku i jasnej, ciepłej krwi. Ramsay zobaczył jeszcze jak jego posoka paruje w chłodnym powietrzu i pomyślał, że kiedy całe ciepło z niego wyjdzie, narodzi się na nowo. Wychylił się ku słońcu i spróbował zaśmiać mu się w twarz. Z przerżniętego gardła dobył się wilgotny charkot. Poczuł jak spada.

~"~

Truchło uderzyło o ziemię z głośnym plaskiem akurat w momencie gdy w grubych bramach zamku powstał pierwszy wyłom. Dzierżący taran odskoczyli, ale nie udało im się uratować przed obryzganiem resztkami mózgu.
- Kurwa! Co to za oblężenie?! Żadnego oporu?! Żadnego ostrzału?! Co tu się kurwa dzieje?! - Harl Tęgi był ogromnym mężem, pełnym żądzy walki. Stał na samym przedzie tarana i to on w największym stopniu odpowiadał za jego sprawne działanie. Uczestniczył już w kilku oblężeniach, a nawet w jednej szarży, ale nigdy nie miał do czynienia z czymś takim.
- Popierdoleni kanibale - splunął na trupa i nagle poczuł, jak coś szarpie go za kurtę, a potem za długie, splątane kudły. Odskoczył jak oparzony, tracąc sporą garść włosów. Odwinął się jak okoń gotowy siec i tłuc, ale zamiast tego stanął jak wryty i gapił się z przygłupią miną na kłębiące się w szczelinie wybitej przez taran szare kształty.
- Trupy! - wrzasnął jak oparzony i rzucił się do tyłu.
Taran upadł w błoto. Towarzysze sięgneli po broń. Wszędzie dookoła wstawali martwi.

~"~

Korytarz okazał się prowadzić do lochów. Mrok rozświetlały ledwo tlące się ogarki. Setki drzwi, setki klatek, setki cel i uciekające w bok wąskie korytarzyki. No i ten wszechobecny smród. Nagle w ciszy, głośny chrzęst otwieranego zamka i skrzypienie uchylających się drzwi. Skąd? Z której odnogi? Echo poniosło dźwięk pośród piratów.
Dziwny, nieludzki jęk. I odpowiedź, z drugiej strony.
Kolejny chrzęst i skrzypnięcie.
Jęk, jęk, jęk.

[MEDIA]http://media.tumblr.com/5049f3b5f7a233a69da73a0657323f20/tumblr_inline_mk5kueeXm71qz4rgp.gif[/MEDIA]
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline