Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2013, 15:01   #12
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Czarodziej kolegium ognia dyszał ciężko wspierając się rękami o podłogę. Nikodemus był wściekły, na wszystko... na całą tą sytuację... gdzie był, po co, przez kogo tu sprowadzony? Pytań cisnęło się na myśli i usta bez liku, więcej niż można by spisać. Co ważniejsze gdzie był Ignis? Gdzie był kostur Agshy?

Być może nadchodziły odpowiedzi, dwie odziane na biało kobiety weszły do pomieszczenia i poczęły rozmawiać między sobą. Obie były bardziej niż urodziwe w ocenie Schultz'a, ale nie amory były mu teraz w głowie... być może w innych okolicznościach postarałby się o trochę ciepła ze strony akolitek i kto wie, może o kolejne dziecko z nieprawego łoża? Teraz jednak Nikodemus jedynie dźwignął się na równe nogi i spojrzał na kobiety i ich działania. Kiedy wspomniały o jakimś ptaku, czarodziej odruchowo spojrzał w stronę okna, ale nie dostrzegł tam niczego. Zdziwił się o czym one prawią. Jaki znów ptak?

Miał kilka pytań ale kobiety rozdały jedynie talerze i dały znak ręką że na pytania przyjdzie czas później, po czym chwyciły rannych przedstawicieli starszych ras i wyniosły ich na noszach, jakimś nadludzkim wysiłkiem. Nikodemus spojrzał w talerz z jajecznicą... był głodny, chwycił pajdę chleba i... cisnął całym półmiskiem w ścianę. Inni spojrzeli na niego zdziwni. Schultz miał to gdzieś, chciał wyjaśnień a nie jedzenia. Zresztą był cały obolały, chyba nie przełknąłby nawet kawałka pożywienia.


Po chwili jedna z kobiet wróciła i przedstawiła się. Ponoć nosiła imię Maria i była chętna odpowiedzieć na pytania, zdawałoby się, pacjentów tego miejsca. Czekać zatem na co nie było. Nikodemus zebrał myśli i począł nacierać lawinowymi pytaniami.

- Mów dziewko gdzie jesteśmy, od jak dawna i kto tu rządzi… i gdzie jest nasz dobytek? - Nikodemus był przerażony, ale starał się tego nie okazywać.

- Nie potrzeba krzyczeć, czarodzieju - odpowiedziała stanowczo siostra Maria. - Jesteście bezpieczni, w szpitalu brata Leomunda. Leżycie tu w stanie, w jakim was znaleziono. Nie było przy was żadnej broni, ani kosztowności.

Nikodemus opadł na podłogę bez sił, usiadł. - Jak długo tu jesteśmy? - Mówił już przyciszonym głosem, wcale nie za sprawą miłego głosu kobiety, po prostu opuściła go nadzieja.

- Trzy dni - odpowiedziała krótko.

Albrecht usłyszawszy o tym, że znaleziono ich kompletnie ogołoconych zaniechał swego planu zrobienia awantury. Westchnął, jedynie ciężko domyślając się, że nie będzie mu dane odzyskać swej własności. Miast rozpaczania nad rozlanym mlekiem postanowił uważnie słuchać prowadzonych rozmów. Należało zdobyć jak najwięcej informacji, nie lubił żyć w nadmiernej niepewności, zwłaszcza biorąc pod uwagę sytuację tak specyficzną jak obecna.

- Rozbójnicy? Jacy rozbójnicy? Młodzieniec, jakim był Otto, drapał się po głowie, nic takiego nie pamiętam. - Gdzie nas znaleziono?

- Znaleziono was w opuszczonej chacie drwala. Mieliście połamane nogi i poparzone ręce. Bydlak, który was tak urządził miał chyba swój własny rytuał, bo jak widzicie, wszyscy macie uszkodzone te same części ciała.

Czyli, jednak prawidłowo skojarzył fakty. Stety, albo i niestety, teraz nie miało to już większego znaczenia. Zostali wykorzystani w jakimś plugawym rytuale i wcale nie napawało to optymizmem kogoś, kto ślubował szeroko pojętą czystość. Pomyślał Albrecht.

- Jak daleko jesteśmy od traktu? Powiedział nie kryjąc niepokoju w głosie. Połamane rece? Nogi? Jak to możliwe że kości zrosły się tak szybko? Otto sam nie wiedział które pytania zadawać w pierwszej kolejności.

- Nie martwcie się - siostra Maria uśmiechnęła się życzliwie. - Jak tylko wyzdrowiejecie… odprowadzimy was do najbliższego miasteczka. Co do kości, no cóż, magia kapłańska potrafi czynić cuda. Część z was powinna to wiedzieć.

- Prawdziwa wiara potrafi przenosić góry - Akolita po raz pierwszy dziś odezwał się do ogółu zgromadzonych ukazując tym samym barwę głosu, jak i sposób wysławiania się. W międzyczasie splótł dłonie nadal wpatrując się w swe podejrzane wybawicielki.

- Tak też słyszałem… Rzekł Otto pogrążając się w myślach.

- Często któraś z was odwiedza opuszczone chaty drwali? Jak nas znaleźliście… prawdę mów! - Czarodziejowi ognia trudno było uwierzyć że tak duża grupa znaleziona została ot, tak sobie.
 
VIX jest offline