Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-09-2013, 18:07   #11
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
Ostland, rano

Kroki za drzwiami robiły się coraz głośniejsze. Pojawiły się też pierwsze, przytłumione głosy, których nikt nie potrafił zrozumieć. Kroki zatrzymały się nagle, a głosy ucichły.

W tym samym czasie pacjenci tego tajemniczego szpitala szukali jakichś wskazówek odnośnie tego co się stało. Po odwinięciu bandaży na rękach ujrzeliście swoje przedramiona w stanie prawie nietkniętym. Były mocno zaczerwienione, jak homar po kąpieli parowej. Falmwit ocenił, że wygląda to, jak reakcja uczuleniowa, co zdawały się potwierdzać zółtawe i kremowe bąble, zdobiące całą kończynę. Na oględziny nóg nie starczyłoby czasu. Kroki ponownie rozbrzmiały, a waszych uszu dobiegł dźwięk rozmowy.

Ci, którzy byli uzdolnieni magicznie, nie wyczuwali niczego nietypowego. Wiatry Magii były spokojne i stabilne, nic nie zaburzało ich pływu. No, może za wyjątkiem dziwnej emanacji energii, czegoś na kształt uśpionego potencjału, który, albo był za słaby, żeby go zdiagnozować, albo był dobrze maskowany. Jeżeli ten przybytek prowadzili kapłani, to zapewne była to zwykła aura nieszkodliwych, a być może nawet pomocnych czarów.

Drzwi otworzyły się nagle i do pomieszczenia weszły dwie kobiety. Obie ubrane były w białe habity. Jedna blondynka, druga brunetka. Obie były jeszcze młode i nad wyraz urodziwe. Każda z nich w lewej ręce niosła tacę, na której spoczywały talerze z jajecznicą. Prawe ręce ukryte miały pod habitem. Zapach gorącego posiłku uderzył w nozdrza. Ciężko było wam się skupić na czymkolwiek innym.

- ... i jeszcze musimy przegonić to przeklęte ptaszysko! Usiadło gdzieś na gałęzi za jego pracownią kracze, a ten chodzi teraz cały w nerwach - blondynka tłumaczyła swojej towarzyszce.

Weszły i zamknęły za sobą drzwi. Wręczyły każdemu talerz z jajecznicą na boczku i skibką gorącego jeszcze chleba, obdarzając przy okazji ciepłym, promiennym uśmiechem.

- Dzień dobry! - odezwała się znowu blondynka. - Jestem siostra Maria, a to siostra Sylwia - wskazała na brunetkę. - Jedzcie, jedzcie. Na pewno jesteście głodni. Tamci rozbójnicy musieli was długo trzymać bez pożywienia. Jak się czujesz, maleńki? - podeszła do Falmwita i uszczypnęła go w policzek.

W tym momencie niziołek poczuł coś dziwnego. Jakby mrowienie na policzku, a potem na całej długości prawej ręki. Siostra Maria jak gdyby nigdy nic podeszłą do śliniącego się elfa.

- Zostaw mnie! Nie dotykaj! Nie zjem tego świństwa! - długouch wydarł się, plując na boki.

- Nieładnie tak krzyczeć, panie elfie - Maria zmarszczyła brwi. -Sylwio, przynieś nosze. Zabierzemy go stąd - podeszła do krasnoluda i pociągnęła nosem. - Tego też. Mają zły wpływ na pacjentów!

Siostra Sylwia skłoniła się skromnie i wyszła za drzwi. Gdy wróciła niosła ze sobą lekkie nosze. Obie siostrzyczki z nadludzką wręcz krzepą załadowały elfa i wyniosły go do innego pomieszczenia. To samo zrobiły z krasnoludem.
Podczas tego całego zamieszania wszyscy spróbowaliście jajecznicy. Żołądek domagał się jedzenia, a w posiłku było coś, co działało również na umysł. A może był to zwyczajny skutek głodówki. Niektórym po paru dniach bez jedzenia odbija. Ni za tym, ni po tym, każdy z was spróbował, co mu dali.

Co ciekawe, ból głowy zelżał niemal natychmiast, jak gdyby ciepło posiłku uregulowało jakieś rozchwiane mechanizmy w organizmach. Pojawiło się jednak co innego. Wasze prawe ręce zaczęły swędzieć. Zaczęło się od nieszkodliwego mrowienia, podobnego do tego, którego doświadczył przed chwilą Falmwit, ale przerodziło się w uporczywe swędzenie. Tylko Kael nie zaobserwował u siebie podobnych objawów. Może to przez łuskę, która pokrywała jego ciało, ale efekt skończył się na pierwszym stadium - mrówkach.

- Jedzcie, szybciutko - w drzwiach znowu pojawiła się siostra Maria. - Jak zjecie, to będziecie mogli wyjść na świeże powietrze. Mam nadzieję, że smakuje. Cieszcie się, że nie musicie tego zmywać.

Zaśmiała się perliście. Siostra Sylwia nie pojawiła się już w waszej komnacie.
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!
Barthirin jest offline  
Stary 28-09-2013, 15:01   #12
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Czarodziej kolegium ognia dyszał ciężko wspierając się rękami o podłogę. Nikodemus był wściekły, na wszystko... na całą tą sytuację... gdzie był, po co, przez kogo tu sprowadzony? Pytań cisnęło się na myśli i usta bez liku, więcej niż można by spisać. Co ważniejsze gdzie był Ignis? Gdzie był kostur Agshy?

Być może nadchodziły odpowiedzi, dwie odziane na biało kobiety weszły do pomieszczenia i poczęły rozmawiać między sobą. Obie były bardziej niż urodziwe w ocenie Schultz'a, ale nie amory były mu teraz w głowie... być może w innych okolicznościach postarałby się o trochę ciepła ze strony akolitek i kto wie, może o kolejne dziecko z nieprawego łoża? Teraz jednak Nikodemus jedynie dźwignął się na równe nogi i spojrzał na kobiety i ich działania. Kiedy wspomniały o jakimś ptaku, czarodziej odruchowo spojrzał w stronę okna, ale nie dostrzegł tam niczego. Zdziwił się o czym one prawią. Jaki znów ptak?

Miał kilka pytań ale kobiety rozdały jedynie talerze i dały znak ręką że na pytania przyjdzie czas później, po czym chwyciły rannych przedstawicieli starszych ras i wyniosły ich na noszach, jakimś nadludzkim wysiłkiem. Nikodemus spojrzał w talerz z jajecznicą... był głodny, chwycił pajdę chleba i... cisnął całym półmiskiem w ścianę. Inni spojrzeli na niego zdziwni. Schultz miał to gdzieś, chciał wyjaśnień a nie jedzenia. Zresztą był cały obolały, chyba nie przełknąłby nawet kawałka pożywienia.


Po chwili jedna z kobiet wróciła i przedstawiła się. Ponoć nosiła imię Maria i była chętna odpowiedzieć na pytania, zdawałoby się, pacjentów tego miejsca. Czekać zatem na co nie było. Nikodemus zebrał myśli i począł nacierać lawinowymi pytaniami.

- Mów dziewko gdzie jesteśmy, od jak dawna i kto tu rządzi… i gdzie jest nasz dobytek? - Nikodemus był przerażony, ale starał się tego nie okazywać.

- Nie potrzeba krzyczeć, czarodzieju - odpowiedziała stanowczo siostra Maria. - Jesteście bezpieczni, w szpitalu brata Leomunda. Leżycie tu w stanie, w jakim was znaleziono. Nie było przy was żadnej broni, ani kosztowności.

Nikodemus opadł na podłogę bez sił, usiadł. - Jak długo tu jesteśmy? - Mówił już przyciszonym głosem, wcale nie za sprawą miłego głosu kobiety, po prostu opuściła go nadzieja.

- Trzy dni - odpowiedziała krótko.

Albrecht usłyszawszy o tym, że znaleziono ich kompletnie ogołoconych zaniechał swego planu zrobienia awantury. Westchnął, jedynie ciężko domyślając się, że nie będzie mu dane odzyskać swej własności. Miast rozpaczania nad rozlanym mlekiem postanowił uważnie słuchać prowadzonych rozmów. Należało zdobyć jak najwięcej informacji, nie lubił żyć w nadmiernej niepewności, zwłaszcza biorąc pod uwagę sytuację tak specyficzną jak obecna.

- Rozbójnicy? Jacy rozbójnicy? Młodzieniec, jakim był Otto, drapał się po głowie, nic takiego nie pamiętam. - Gdzie nas znaleziono?

- Znaleziono was w opuszczonej chacie drwala. Mieliście połamane nogi i poparzone ręce. Bydlak, który was tak urządził miał chyba swój własny rytuał, bo jak widzicie, wszyscy macie uszkodzone te same części ciała.

Czyli, jednak prawidłowo skojarzył fakty. Stety, albo i niestety, teraz nie miało to już większego znaczenia. Zostali wykorzystani w jakimś plugawym rytuale i wcale nie napawało to optymizmem kogoś, kto ślubował szeroko pojętą czystość. Pomyślał Albrecht.

- Jak daleko jesteśmy od traktu? Powiedział nie kryjąc niepokoju w głosie. Połamane rece? Nogi? Jak to możliwe że kości zrosły się tak szybko? Otto sam nie wiedział które pytania zadawać w pierwszej kolejności.

- Nie martwcie się - siostra Maria uśmiechnęła się życzliwie. - Jak tylko wyzdrowiejecie… odprowadzimy was do najbliższego miasteczka. Co do kości, no cóż, magia kapłańska potrafi czynić cuda. Część z was powinna to wiedzieć.

- Prawdziwa wiara potrafi przenosić góry - Akolita po raz pierwszy dziś odezwał się do ogółu zgromadzonych ukazując tym samym barwę głosu, jak i sposób wysławiania się. W międzyczasie splótł dłonie nadal wpatrując się w swe podejrzane wybawicielki.

- Tak też słyszałem… Rzekł Otto pogrążając się w myślach.

- Często któraś z was odwiedza opuszczone chaty drwali? Jak nas znaleźliście… prawdę mów! - Czarodziejowi ognia trudno było uwierzyć że tak duża grupa znaleziona została ot, tak sobie.
 
VIX jest offline  
Stary 29-09-2013, 02:15   #13
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Myśli Otta galopowały jak szalone. Na jego szczęście odpowiedzi nadeszły szybciej niż się spodziewał. Na nieszczęście jednak zrodziły więcej pytań niż można się tego było spodziewać. - Ale taka jest już natura odpowiedzi, czyż nie? Wspomniał słowa swego Mistrza.

Gdy jedna z sióstr była przepytywana przez jego towarzyszy, Otto starał się poukładać nawałnicę która przetaczała się przez jego myśli w jakieś w miarę sensowne pytania. Nawet część zadał żeby ukoić umysł odpowiedziami, lecz był to tylko półśrodek. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ta sytuacja nie da mu spokoju dopóty, dopóki nie rozwieje ostatniej wątpliwości, a tych było wiele.
Z ponownej ucieczki w głąb sowich myśli wyrwało go stanowcze pytanie Nikodemusa o okoliczności naszego odnalezienia.

- W okolicznych lasach żyje plemię elfów. To oni was znaleźli. Powiadomili nas, a my się wami zaopiekowaliśmy. Powiedziała siostra Maria.

- I przy okazji zostawili tu jednego ze swoich? Jakoś mało mi to do elfów pasuje. Otto skupił wzrok na twarzy kobiety marszcząc nieznacznie brwi.

- Te elfy nie tolerują nikogo z zewnątrz. Dla nich liczy się pokrewieństwo, nie zważają na takie koligacje rasowe. Otto przyjął tą odpowiedź ze spokojem, w końcu miał tylko ogólne pojęcie o elfach i absolutnie żadnych podstaw aby wypowiadać się na tematy związane z ich lokalnymi zwyczajami.

- Możemy zatem rozmówić się z bratem Leomundem lub kimś kto ma to miejsce w swej władzy? Czy to problem? - Schultz wstał z podłogi i podszedł do panny Marii lub siostry, te tytularne konflikty zawsze budziły niechęć czarodzieja.

- Tyle pytań na jeden raz. Rozumiem, że jesteście ciekawi, co się z wami działo, ale tylko spokój może was uratować - powiedziała, gestykulując dłońmi, jakby miała przed sobą niedosłyszące dzieci. - Brat Leomund jest w tej chwili zajęty. Wstaje Krwawy Księżyc, rzadkie i niebezpieczne zjawisko. Trzeba dopilnować wielu spraw. Wybaczcie, ale kiedy indziej się z nim zobaczycie. Odpowiedziała siostra Maria na prośbę Nikodemusa.

Larandalowi w końcu udało się podnieść z łóżka. Podszedł bliżej kobiety i uśmiechnął się serdecznie.

-Ma pani rację. Nie możemy wpadać w panikę. W końcu nic tu nam nie grozi, zaopiekowaliście się nami.- Kiedy wymawiał te słowa, delikatny uśmiech nie schodził mu z ust, w tym czasie spróbował się rozejrzeć po pomieszczeniu. Zauważył, że jedną rękę trzymała pod szatą, temu też spróbował się dyskretnie przyjrzeć.

Habit był gruby i skutecznie zasłaniał widok. Wybrzuszenie pod szatą było duże, większe, niż ręka przeciętnej kobiety, ale być może to przez wydatne kobiece wdzięki.

- Wybaczcie mi kapłanki miłe, czy ktoś poza nami został jeszcze sprowadzony, bądź odnaleziony?
Zapytał dość gorliwie Konrad. Otto znał go z widzenia, lecz nigdy nie miał sposobności rozmawiać z nim osobiscie.

- O nikim innym mi niewiadomo - głos kobiety wydał się dziwny, jakby na chwilę zawahała się przed dalszą odpowiedzią. - Tylko wy i tych dwóch, których odniosłyśmy. Odpowiedziała pośpiesznie siostra Maria.

Na słowa kapłanki, Konrad zaklął siarczyście, z widocznym zaniepokojeniem na twarzy.

- Rozumiem. Zatem w imieniu zebranych dziękuję tobie i twemu zakonowi za opiekę nad nami. Poczekamy brata Leomunda, lecz jeśli do jutra nie zjawi się, wtedy ja ruszam w swoją drogę. Czy możesz nas zostawić samych pani? Musimy ustalić co dalej począć. - Nikodemus wiedział że czas podjąć wspólną decyzję, nawet jeśli znali się pobieżnie jedynie.

- Natenczas, jednak, zostaniecie tutaj - odpowiedziała stanowczym, może nawet ostrym tonem Maria. Zreflektowała się jednak i powiedziała: - Dopóki wasze rany sie nie zagoją.

Ucięła rozmowę i pośpiesznie wyszła z pokoju.

Cisza która zapadła bezpośrednio po zamknięciu drzwi pozwoliła na uspokojenie skołatanych myśli. Umysł Otta zaczął instynktownie porządkować obecną sytuację od najbardziej ogólnych spostrzeżeń przechodząc w dość szczegółowe analizy. Lecz proces ten został brutalnie przerwany przez spostrzeżenie jednej z istot wśród jemu podobnych pacjentów. Wstając, aż oparł się o wezgłowie łóżka. - Jaszczuroczłek?! Nieme pytanie zastygło na jego twarzy pod postacią wytrzeszczonych oczu. Jednak pomimo zaskoczenia udało mu się opanować w mgnieniu oka i przywołać standardowy, w jego mniemaniu, wyraz twarzy.
- Ale jak? Dlaczego? Tutaj!? Pytania lęgły się w jego głowie jak kijanki w stawie. Poza tym nikt z obecnych nie zdawał się zwracać na jaszczura specjalnej uwagi. - Czyżby jeszcze go nie dostrzegli? Czy może jeszcze to do nich nie dotarło?
Odróżnić jaszczuroczłeka od "pospolitego" zwierzoludaia potrafił wszak tylko dzięki potajemnej lekturze w zakamarkach biblioteki. Wolał nie zastanawiać się wtedy jak mogło by się skończyć odkrycie tego, że bez pozwolenia, dobrał się do książek których oficjalnie nie miał prawa czytać.
Ale w obecnej sytuacji dziękował bogom że posiadał tę wiedzę. Mimo wszystko postanowił że będzie ukrywał swoje zadziwienie jak to tylko możliwe.
- A jeśli okaże się pokojowo nastawiony? Kolejne pytania forsowały i tak nadwątlone mury spokoju, wzniesione wokół jego świadomości.
Nie mógł zmarnować takiej szansy. - Przecież tak niewiele o nich wiemy. Pomyślał.
Żeby odwrócić choć trochę uwagę od jego ostatniej reakcji zaczął odwijać bandaż zakrywający jego rękę.
Natłok informacji dochodzący do jego umysłu zepchnął aktualne potrzeby ciała na znacznie dalszy plan. Z tego czy innego powodu, ból głowy zaczął ustępować, pozwalając lepiej skupić się nad obecnym położeniem i działaniami jakie powinien podjąć w nadciągających chwilach.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.

Ostatnio edytowane przez Cattus : 29-09-2013 o 02:45.
Cattus jest offline  
Stary 29-09-2013, 08:18   #14
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
Falmwit nie popierał tego, że został potraktowany jak dziecko i uszczypany w policzek, jednak co miał zrobić ? Było już za późno. Mimo dziwnego mrowienia w poliku udał się na śniadanie. Ku jemu zdziwieniu po jedzeniu poczuł takie samo uczucie jak po uszczypnięciu. To był znak, że coś się tutaj dzieje, musiał się dowiedzieć co. Gdy tylko siostry wyszły aby wynieść awanturników ten czmychnął za nimi aby dostać się na dwór. Usłyszał wcześniej jak mówiły coś o jakimś ptaszysku i był pewien, że to Dziobak.

Gdy był już na dworze rozejrzał się wkoło wypatrując przyjaciela, nie znalazł go więc postanowił go zawołać. Na zawołanie kruk zareagował momentalnie, zjawił się w kilka sekund kracząc radośnie.

- Ciebie też dobrze widzieć Dziobak, powiedz mi co się ze mną stało? Jak się tutaj znalazłem i czemu jestem poobijany. Nic nie pamiętam, w środku jest jeszcze więcej przedstawicieli różnych ras i wszyscy mamy takie same rany i nic nie pamiętamy. Powinieneś coś widzieć i pamiętać, więc mi powiedz.

W tym momencie niziołek czekał na sprawozdanie od swojego towarzysza, gdy tylko ten skończy krakać zamierza albo od razu uciekać albo powiadomić resztę i dopiero uciec. Nigdy nie wiadomo co w tym miejscu może się dziać.
 
__________________
"Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!"
SyskaXIII jest offline  
Stary 01-10-2013, 18:13   #15
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
Larandal nie wiedział co myśleć o tej całej sytuacji. Początkowo naszły go tylko niewinne wątpliwości i domysły. Teraz to się przemieniało powoli w manię.

- Czy tylko mnie coś tu śmierdzi? I nie mam tu na myśli posłania krasnoluda… Otto postanowił wznowić rozmowę.
Nikodemus spojrzał na Ottona, po czym przeniósł wzrok na Larandala. - To było odrobinę dziwne prawda? - Domysły i tak pewnie każdemu chodziły po głowie.
- Ja niczego nie pamiętam, zakładam że wy również. Zatem co dalej? Myślicie że można ufać tym odzianym na biało kobietom o wężowych językach? - Schultz nie ufał nikomu, a najmniej wybawicielom z opresji.

Larandal pokiwał przecząco głową, wyraz jego twarzy ukazywał, że w głowie miał teraz mętlik.
-Z całą pewnością ich zachowanie było podejrzane. Pani Marii strasznie zależy, żebyśmy tu zostali. Widzieliście poprzednich pacjentów? Może też zostali dostarczeni przez tych tajemniczych elfów i patrzcie jak skończyli.
- A może po prostu martwi się o nasz zdrowie? - Ton jego głosu podpowiadał jednak że sam nie daje temu wiary.
-Wygląda na to że teraz nie wierzymy nikomu i niczemu… Ale skoro wspomniał ktoś już o wężowych językach. - jego wzrok powędrował w stronę jaszczura.- Chyba jeszcze nie mieliśmy... przyjemności się poznać?
- Jak na moje to stać się muszą trzy rzeczy. Raz. Zaplanujmy co dalej, ale moja natura mówi mi że powinniśmy dopaść tego kto nas tak urządził. Dwa. Być może jesteśmy ofiarami tego zakonu, dlatego przeprowadźmy prosty eksperyment. Spróbujmy się wydostać. Opuścić to miejsce. Zobaczymy jak zareagują nasi wybawcy. Teraz ostatnia rzecz. Trzy. Ty nie zbliżaj się do mnie na mniej niż dziesięć kroków istoto, a pokój będzie trwał między nami. - Nikodemus wskazał oskarżycielsko palcem w stronę jaszczura o humanoidalnych kształtach. Po chwili usiadł jednak i westchnął patrząc w okno.

Konrad drgnął niespokojnie kiedy zwrócono jego uwagę na jaszczura, lecz zwracając uwagę na postawę części osób w stosunku do jaszczura, postanowił nie komentować tego.
-Naprawdę tak przeszkadza wam przebywanie tu kogoś nieco innego?- Westchnął Kael patrząc na współlokatorów z zażenowaniem - Wracając jednak do tematu. Myślę, że dobrym pomysłem będzie próba wyrwania się stąd, szczególnie biorąc pod uwagę zachowanie naszych “wybawczyń”. Z tego co widzę wszyscy myślimy podobnie jeśli chodzi o to co tu się dzieje. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie - gadał powoli przekazując swoje myśli na bieżąco - Co do mnie- nazywam się Kael, a jeżeli po drodze natkniemy się na jakieś zamki, a tym bardziej sakwy z monetami to zamierzam się nimi zaopiekować za waszą zgodą- Powiedział na jednym wdechu.

Larandal skinął niepewnie głową.
-Jak już ktoś wspomniał, nie ufamy nikomu, ani niczemu. Nie ma co się nam dziwić, jednak… spróbujmy chociaż na chwilę zaufać sobie, dopóki się stąd nie wyrwiemy…
- Zaufać? Jasne! Póki co i tak chyba nie mamy innego wyjścia, ale chciałem zadać jedno bardzo nurtujące pytanie. Co jaszczuroczłek robi niemalże w centrum Imperium?! Trudno było Ottonowi opanować zdziwienie.

Larandal podrapał się po swędzącej ręce.
-Mnie nie pytaj. Ale najwidoczniej jest w podobnej sytuacji co cała reszta. Chcę po prostu odnaleźć mojego mistrza i wrócić do siebie.- młody elf wciąż miał nikłą nadzieję, że jak zwykle zaraz będzie mógł pójść do swojego opiekuna i poradzić się w trudnej sytuacji. Ale czy będzie mu jeszcze dane go spotkać? Na razie na to się nie zanosiło.

-Kolejny element który zupełnie mi nie pasuje do reszty tej układanki. Kto zna jakiś klasztor w imperium który udzielił by pomocy jaszczuroczłekowi? Ogromna większość ludzi nawet nie odróżniła by go od zwierzoludzia! – Otto składając razem palce rąk wsparł na nich czoło zastanawiając się nad tą całą sytuacją.

-Hmm, zgadzam się z tobą nigdy nie pomyślałbym, że jakiś “człowiek” pomoże mi nie oczekując jakiejś sporej sumki w zamian. Wracając jednak do twojej wypowiedzi ja też jestem zwierzoludziem natomiast przez zrządzenia losu w których sporą rolę zagrały krasnoludy trafiłem akurat do jednego z ludzkich miast i tam zająłem się interesami. - Kael odpowiedział na pytanie “kolegi”.
- Sporej sumki? Za coś takiego dobrodziej najprawdopodobniej skończyłby na stosie razem ze wszystkimi w okolicy, dość ryzykowny sposób zarobku.
–Widzisz, niektórzy dla pieniędzy zrobią naprawdę dużoooooo- odparł jaszczuroczłek.
-Tak czy inaczej te rozmowy musimy zostawić na potem. Jak się czujecie? Idziemy zwiedzić okolicę? Jakoś tak nie mam cierpliwości tu siedzieć i patrzeć w ścianę. Co sądzicie? – zapytał Otto.
-Koniecznie! Musimy zbadać to miejsce, jeśli chcemy się stąd wydostać. Myślę, że jeśli nasze przypuszczenia i obawy mogą być uzasadnione, to całkiem niebezpiecznie będzie kolejny raz pytać o pozwolenie, bądź sugerować chęć opuszczenia tego miejsca przy tych dwu miłych paniach. – odpowiedział Larandal. Obecnie głównym celem młodego elfa było wraz z całą resztą bezpiecznie opuścić mury tego dziwnego i podejrzanego miejsca. Co by się stało, gdyby matka się o tym wszystkim dowiedziała? Umarłaby z rozpaczy a tęsknota wykroiłaby jej serce. Elf chciał jedynie wrócić teraz do domu i powiedzieć rodzinie, że „przecież wszystko jest w porządku".
 

Ostatnio edytowane przez Koinu : 01-10-2013 o 18:20.
Koinu jest offline  
Stary 02-10-2013, 23:26   #16
 
Ester's Avatar
 
Reputacja: 1 Ester ma wspaniałą reputacjęEster ma wspaniałą reputacjęEster ma wspaniałą reputacjęEster ma wspaniałą reputacjęEster ma wspaniałą reputacjęEster ma wspaniałą reputacjęEster ma wspaniałą reputacjęEster ma wspaniałą reputacjęEster ma wspaniałą reputacjęEster ma wspaniałą reputacjęEster ma wspaniałą reputację
Śniadanie było wystarczające by tymczasowo przytłumić głód, acz mogło by go być więcej. Więcej było tylko mniej ciekawszych doznań, jak swędząca nie do zniesienia ręka. Konrad nigdy nie uważał że posiadacza wiedzy leczniczej, od tego płaciło się Cyrulikom, więc nie wiedział co począć w dane sytuacji. Obawiając się zepsucia czegoś pod bandażem, poprzestał tylko na szybkim ściskaniu ręki.
W między czasie, jego uwaga została zwrócona ku rozmowie, którą zainicjował Nikodemus, któremu to dopiero teraz dokładniej się przyjrzał, mimo tego iż wcześniej rzuci jedzeniem robiąc przy tym niemało hałasu. Wieści nie były ani trochę zadowalające, generalnie dobytek każdego w tym pokoju został skradziony, co było druzgocącą wieścią. Buty które mu zostały kupione i wydawały się być dla niego zrobione, jak i ulubiona przez Konrada klacz, z jego własnej stajni, stracone. Tyle ciężko zarobionego srebra, straconego nie wiadomo jak.
Do rozmowy dołączył się inny głos, więc przyszła kolej na przyjrzenie się młodemu Ottowi, którego pytanie przyniosło nieoczekiwaną odpowiedź. W tym momencie Konrad poprzestał ściskania ręki i skupił się na towarzyszach w sali, nie chcąc się zagłębiać się myślami możliwego uczestniczenia w mrocznych rytuałach. Następnym więc w oględzinach padł Albrecht, który rzecz oczywista, wydał się chłopu bardziej od niego religijny, słysząc jego wypowiedź.
Coś w wyglądzie Albrechta przywiodło na myśl Konradowi jego przyjaciela, z którym już dość długo podróżował, a którego nie zauważył w sali. Więc bez chwili oczekiwania, zadał nagle narodzone pytanie, mając nadzieje że leży gdzieś indziej. Oczywiście po zadaniu pytania raczył dopiero zauważyć że z dwóch kapłanek, została jedna. Odpowiedź, jak i dziwny sposób jej udzielenia przypomniał Konradowi o tym że powinien uważać tutaj, coś ewidentnie było nie tak.
Więc mając wiedzę iż jego przyjaciel może nie żyć, jak i to że mógł najeść się jakiegoś świństwa, zaklną pierwszą lepszą nie obelgą, by nie obrazić przypadkowo kapłanki. Zmartwiony, zaczął rozmyślać czy i jego sen nie był może też jednym z świeższych wspomnień, jak i co może się z nim i pozostałymi towarzyszami stać.
Dopiero nagła wypowiedź młodzieńca, po ciszy która nastąpiła, wyrwała Konrada z ponurych myśli. Chcąc nie zagłębiać się już bardziej w myślach, skupił się na rozmowie, jak i na jej uczestnikach. Bardzo szybko rozmowa, jak i jego uwaga, zostały zwrócone w stronę Kaela.
"A skąd to plugastwo się tutaj wzięło?!" było natychmiastową myślą na temat Jaszczuroczłeka. Inni zdawali się wiedzieć o dziwadle dłużej niż sam zaskoczony Konrad. Więcej, tolerowali go! Chłop był tak zaskoczony że wręcz sparaliżowany, a jego zaskoczenie tylko rosło. Ani rzekome elfy, ani kapłanki nie zabiły Kaela, pozostali na sali zdawali się też nie mieć wrogich zamiarów w stosunku do jaszczura. Możliwe że brak jakiejkolwiek broni zmusił ich do pasywnej postawy. Tak, to wydawało się mądre. Chcą też wykorzystać to coś? To już przekraczało pojmowanie chłopa.
Konrad postanowił więc iść za przykładem pozostałych, wpierw dowiedzą się o co tutaj chodzi, a potem, jak zdobędą broń, pozbędą się możliwych kłopotów jak i jaszczura. Ci ludzie nie wydają się prostego pochodzenia, a nawet wykształceni. Nic więc dziwnego że wpadli na to szybciej niż on sam. Miał tylko nadzieje że znajdzie jakiś wielki miecz dość szybko. Z bronią w ręce czułby się pewniej.
 
__________________
Szaleństwo, to po prostu kolejny krok w stronę dobrej zabawy.
Ester jest offline  
Stary 04-10-2013, 22:22   #17
 
Mocny's Avatar
 
Reputacja: 1 Mocny ma wspaniałą reputacjęMocny ma wspaniałą reputacjęMocny ma wspaniałą reputacjęMocny ma wspaniałą reputacjęMocny ma wspaniałą reputacjęMocny ma wspaniałą reputacjęMocny ma wspaniałą reputacjęMocny ma wspaniałą reputacjęMocny ma wspaniałą reputacjęMocny ma wspaniałą reputacjęMocny ma wspaniałą reputację
Kael zaczepił swoich kompanów niedoli przed wyjściem. Wiedział co może się zdarzyć jeśli rzeczy pójdą nie po ich myśli -Jeżeli chcecie już coś takiego zrobić powinniśmy pomyśleć, także o planie awaryjnym jeżeli na pszszszykład coś pójdzie nie tak i ssssssiostry okażą się demonami- Przekazywał na bieżąco swoje myśli - Usssssstalmy, może najpierf w jaki sposób możemy się bronić i może jakąś efeeentulną drogę ucieczki - Jaszczur popatrzył na zakratowane okno
- Demonizowanie jest przesadą, ale z własnego doświadczenia muszę Wam powiedzieć - nie należy lekceważyć żadnych kapłanów czy kapłanek, choćby i najbardziej miłosiernych bóstw - Skomentował usłyszawszy teorię zwierzoludzia Albrecht, co do którego nadal nie miał pewności. Okazał się, co prawda znacznie bardziej ucywilizowany niźli jego krewniacy włóczący się po lasach, ale jego przyszłym zadaniem miało być szerzenie wiary w Sigmara, jednoczenie całego Imperium, a to wymagało między innymi wytępienia odmieńców, ujednolicenia społeczeństwa. Odczuwał, pomimo swych przekonań pewną dozę niepewności. Chwilę później odrzucając od siebie tą myśl dodał - A sprawdzenie okolicy pewnikiem nie zaszkodzi.
- Czyż nie powiedziała że możemy wyjść na zewnątrz? Przy tym powinniśmy się porządnie porozglądać, mając na uwadze te nie dokońca szczere siostry. – Powiedział Konrad jakby wymuszenie, spoglądając na jaszczura.
- Nie dramatyzujecie aby troszeczkę? Demon? Ale rozglądać się trzeba. Ktoś pamięta coś ze szlaku? Z ataku? Ja pamiętam krzyki i jeden konkretny: Zwierzoludzie. Nic o bandytach… A tak na marginesie, to jaka grupa bandytów atakuje duże karawany na szlaku imperialnym? I to jednym z większych? Może i nie są zbyt rozgarnięci ale nie są aż takimi debilami. – Otto uciął tym samym marzenia o wielkiej przygodzie całej trójki. (a może tylko domysły?)
Larandal zaśmiał się cicho.
-Cóż za wyobraźnia! Ale z drugiej strony, może jeszcze się zdziwimy, kiedy słowa pana jaszczura okażą się prawdziwe. Jeśli chodzi o to, co wydarzyło się na szlaku, to pamiętam tyle co ty. Słuchajcie, kiedy stąd wyjdziemy, to postarajmy się nie spacerować pojedynczo, co dwie głowy to nie jedna. I nie zbierajmy się w duże grupy, to mogłoby wzbudzić dodatkowo niepotrzebne podejrzenia.- elf zwrócił się w stronę jaszczuroludzia- Ty… wyglądasz mi na takiego, który ma pewne umiejętności niezbędne do… bycia jak najmniej rzucającym się w oczy. Chyba musiałeś ich nabrać, żeby przeżyć. Chciałbym, żebyś rozejrzał się, aby ocenić ten budynek. W razie czego… może jakaś awaryjna droga ucieczki? Coś podejrzanego? Miej oczy i uszy szeroko otwarte. Ja natomiast chętnie wybiorę się, aby ocenić jak się sprawy mają za tymi drzwiami- wskazał na drzwi, którymi wyszła Maria.
Jaszczur chciał wiedzieć coś jeszcze i magii w tym budynku jednak z tego co usłyszał od innych wychodziło na to, że nic nie da się z tym zrobić więc nawet nie wie czy jest teraz obserwowany czy też nie, więc rozpoznanie którego miał dokonać mogło nie przynieść pożądanych efektów. Jednak jako, że w nie miał co innego robić. Ruszył „na zwiedzanie” budynku wolał jednak, żeby nikt poza wspólnikami nie wiedział o jego wyjściu machną ręką do kolegów i już ruszył w głąb klasztoru. Gotów na wszystko starał się zapamiętać jak najwięcej szczegółów i znaleźć liczne drogi powrotu.
 
Mocny jest offline  
Stary 05-10-2013, 10:34   #18
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
Siostra Maria opuściła pokój. Kroki, dobrze słyszane na starych deskach, powoli cichły, by całkowicie zaniknąć. Drużyna pacjentów postanowiła wyrwać się z klasztoru przy najbliższej okazji. Pozostawało pytanie: jak? W tym celu trzeba było najpierw opuścić komnatę. Pierwszy uczynił to Falmwit, który słysząc o irytującym ptaku za oknem, nie mógł pozbyć się myśli, że to nie kto inny, ale Pan Dziobak we własnej pierzastej osobie.

Ptak wylądował na ramieniu niziołka. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że pomimo radości ze spotkania z przyjacielem kruk był czymś podenerwowany. Niepokój można było wyczuć też w jego głosie.

- Krrrraaaa! - zakrakał donośnie. - Krrraaa! Uciekać! Krrraaa! Człowiek-jeleń, człowiek-wilk! Krrraaa!

Ptaszysko nie było w stanie dokładnie opisać co siedziało. Co i rusz machało skrzydłami, jakby chcąc wzbić się do lotu i opuścić to miejsce. Pan Dziobak mógł mówić o zasadzce, która była dziełem zwierzoludzi, ale czemu nadal był taki nerwowy?

Tymczasem na podwórze wyszli pozostali pacjenci. Waszym oczom ukazał się dziedziniec otoczony wysokim, bielonym wapnem mur. Gładka ściana wysokości dobrych ośmiu stóp zwieńczona była ostro zakończonymi szpikulcami. Jedynym bezpiecznym wejściem i wyjściem była żelazna furtka, wysoka na sześć stóp, ale również zakończona paskudnie wyglądającymi szpikulcami.

Na dziedzińcu nie było wiele przedmiotów. Na podwiędłym trawniku stały dwie kamienne ławy i okrągły stolik. Kilka luźnych desek tworzyło stos pod ścianą klasztoru. Miejsce wyglądało na opuszczone. Jedynymi oknami, wychodzącymi na stronę dziedzińca stanowiło okno waszego pokoju i okno wychodzące na korytarz. Gabinet, o którym mówiły siostry, jak też i kuchnia musiały znajdować się po drugiej stronie budynku.

Tymczasem Kael, korzystając ze złodziejskich umiejętności, postanowił się rozejrzeć po przybytku. Z pomieszczenia, w którym spaliście wychodziło się na wąski korytarz, szeroki na dwa kroki i długi na pięć kroków. Naprzeciwko i po obu stornach były drzwi. Te po lewej prowadziły na dziedziniec, na którym zgromadziła się większa część towarzyszy niedoli.

Jaszczuroczłek podszedł najpierw do prawych drzwi. Pachniało od nich jajecznicą. Pewnie kuchnia. Nacisnął żelazną klamkę i jego oczom ukazała się najzwyklejsza w świecie... właśnie kuchnia. Kilka patelni leżało w zlewie, a skorupki jajek walały się po posadzce. Siostrzyczki musiały być albo roztrzepane, albo zbyt leniwe, by posprzątać. Widać obrzędy poprzedzające wzejście Krwawego Księżyca były ważniejsze, niż jakiś tam porządek.

Nie tracąc więcej czasu Kael skierował się do drzwi na końcu korytarza. Widniała na nim tabliczka, której nie sposób było odczytać. Złodziej pchnął lekko drzwi. Były otwarte! Po chwili nasłuchiwania stwierdził, że nikogo tam nie ma. Otworzył odrzwia, które zaskrzypiały lekko. A wiec tutaj znajdował się gabinet? Na to wyglądało. Biurko pod ścianą, sterta papierów i list ułożony na blacie. Olbrzymia szafa, zajmująca całą jedną ścianę. Okno, zza którego widać było drzewo, niechybnie to, na którym przysiadło sobie irytujące ptaszysko. A na podłodze dywan. I... klapa. Z gabinetu nie było innego wyjścia. Cały sztab osobowy musiał być właśnie tam. Może klapa prowadziła do podziemnej kapliczki, albo laboratorium?

Kael rozejrzał się po pomieszczeniu. Wychylając się ujrzał na ścianach plakaty i ryciny, wyobrażające ludzi lub też części ludzi z dokładnymi opisami wszystkich tkanek. Najbardziej makabryczny widok przedstawiała ostatnia rycina. Człowiek ze szczypcami kraba, zamiast prawej ręki. Kael odruchowo podrapał się po swojej...
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!
Barthirin jest offline  
Stary 05-10-2013, 14:36   #19
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Idąc w stronę podwórza z towarzyszami, Nikodemus zwrócił uwagę właśnie na pewien szczegół o którym chciał już wspomnieć wcześniej, ale towarzysze chyba byli nazbyt osowiali bo dywagacji nie pdjęli zbytniej... może to i dobrze, widać że byli raczej ludźmi czynu a nie słowa, to był dobry znak.

- Wybaczcie moje zachowanie, drodzy panowie, ale sytuacja była dość niecodzienna, zresztą wciąż jest. Jestem Nikodemus Schultz - należę do magisterium płomienia, w Altdorfie... nie ze wszystkimi z was miałem przyjemność poznać się podczas drogi... zatem, pozdrawiam was. - Czarodziej ukłonił się bardzo oszczędnie.

- ... a ty bracie Albrechcie, wejrzyj myślą na jedną sprawę. Czy nie uważasz że kapłan, opat takiego miejsca, w habicie i szkaplerze Miłosiernej Panienki Shally'i, zajmujący się sprawą Krwawego Księżyca, jest czymś zgoła dziwnym i podejrzanym? - Nikodemus posiadał szczątkową więdzę na temat teologii, ale zakonnik taki jak Albrecht mógł wiedzieć na te tematy znacznie więcej.

***

Na zewnątrz, no cóż, było całkiem zwyczajnie, ale od razu jedna myśl uderzyła herr Schultz'a.

- Jak myślicie... czy to możliwe? Co byście powiedzieli na taką teorię? Wysłuchajcie mnie. Wszyscy widzimy że to miejsce opuszczone zdaje się być od dawna, tylko spójrzcie na ściany i zarastające to wszędzie chwasty. Czy zatem możliwe że ktoś plugawy zajął te opuszczone mury i pod zasłoną białych habitów, odczyniał tu swe bezeceństwa? - Schultz aż wzdrygnął się na myśl że ich gospodarz, a pewnie wkrótce i być może wróg, jest aż tak błyskotliwy i przebiegły. Taka myśl mogła zmrozić krew, nawet w żyłach czarodzieja ognia.

Stos desek rzucony byle jak pod ścianą, być może nie ściągał szczególnie uwagi, ale Nikodemus podszedł do niego i kopnął kilka razy, zupełnie jakby w owym drewnie leżała jakaś odpowiedź na nurtujące ich pytania. Mylił się; lecz nie do końca... coś leżało między deskami... zwykła, zardzewiała siekiera. Nikodemus podniósł ją i zważył w dłoni, grymas na jego twarzy wnosił że nie tego się spodziewał. Jednak uchwycił ją mocno i ruszył w stronę furty, która zachęcała wolnością jaka być może swawoliła sobie po drugiej stronie żelaznej przeszkody.

Czarodziej nacisnął na furtę, nie ustąpiła. Starał się unieść skobel, ale i to spełzło na niczym. Zamknięta na głucho. Żelazny zamek był pordzewiały i miał pewnie z pięćdziesiąt lat, w najlepszym wypadku, to dawało pewną szansę jego uszkodzenia. Nikodemus wziął zamach siekierą, obrócił ją tak by uderzyć obuchem, zagryzł wargę po czym... rozmyślił się.

- Za dużo hałasu. - Skwitował krótko i spojrzał na twarze towarzyszy. Siekierę Schultz postanowił oddać w ręce nawykłe do tego typu narzędzi lub broni... Albert wyglądał na takiego co potrafi zdziałać to i owo toporem lub mieczem... jednak herr Goldwitzer robił lepsze wrażenie, choć niekoniecznie dobre, bo wyglądał jak typowy zbójca i rozrabiaka, pewnie będzie chciał wkrótce wziąć w sprawy w swoje ręce albo i przejąć dowodzenie w kompanii, lepiej mu siekiery było od razu nie dawać, bo z braku innych celów mógł wziąć swych kolegów jako obiekt wyładownia frustracji. Kapłan również, widać było, że broń obca mu nie jest, ale mógł mieć swoje racje i sądy, mógł kierować się dogmą która... no cóż, powiedzieć można, nie była by po myśli czarodzieja. Dlatego też Nikodemus podszedł do herr Konrada, jednak nie Goldwitzera... do tego drugiego który nazwiska nie podał. Z oczu tego człowieka wyzierało doświadczenie i wewnętrzny spokój. Wyglądał jak zaprawiony w bojach wiarus, a jego ogorzała od wiatrów twarz zdradzała że nie jeden już trakt miał pod butami i nie jednego trupa zostawił na poboczu owych traktów. To był dobry wybór.

- Trzymaj herr Konradzie. Lepiej będziesz wiedział co z tym począć niż ja, człowiek który nawykł ... powiedzmy do innego rodzaju narzędzi. - Nikodemus wcisnął w rękę wojownika siekierę i swym zwyczajem odwrócił się na pięcie by oddać się kontemplacji nad blokującą ich furtą w tym wypadku. Sprawa siekiery była zamknięta, czas otworzyć sprawę żelaznej furtki.


- Odsuńcie sie. Bo wam oczy wypali. - Zażartował ponuro Nikodemus. Przyklęknął na jedno kolano przy portalu i delikatnie dotknął zamka.

- Zobaczmy zatem... czy to wystarczy! - Schultz odskoczył od furtki w tył trzy kroki i wycelował w zamek swą prawą dłoń. Zacisnął pięść po czym raptownie ją otworzył.

- Veneficus aculeus - sagittus! - Dziwne słowa opuściły usta czarodzieja i ...właściwie nic się nie stało wyjątkowego, ale nie można było nie zauważyć jak wgniecenie pojawiło się w żelaznym bloku zamku, a towarzyszyło temu jakby ciche tąpnięcie. Bez większego efektu, futra i zamek, powiedzieć można, zostały nietknięte.

- Spodziewałem się tego. Dobre żelazo choć stare. Trudno. Moje umiejętności niestety nie zawierają odpowiednich formuł by takie drzwi otworzyć... na pewno nie bez mojego kostura. To był jednak ciekawy eksperyment... - Schultz zauważył że inni dziwnie na niego patrzą... - no co? Oj, nie mówcie iż fakt że jestem magiem jest dla was zaskakujący. Zawód jak każdy inny, jak aptekarz czy strażnik. Lepiej się skupmy na murze. Może by tak kogoś podsadzić by choć wyjrzał co po drugiej stronie jest? - Nikodemus podszedł do ceglanej ściany i poklepał ją po czym spojrzał w górę na ostre, stalowe szpikulce umiejscowione na szczycie muru. Czarodziej wciąż się uśmiechał lekko... porównanie funkcji kolegialnego magistra do strażnika czy aptekarza było takie zabawne... oczywiście w rozumowaniu umysłu uczonego. Mało kto inny miałby z tego ubaw.
 
VIX jest offline  
Stary 07-10-2013, 11:13   #20
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Jajecznica kusiła niemiłosiernie lecz rozmowa nie sprzyja jedzeniu i przez te parę chwil więcej powietrza przeszło przez usta Otta niż jedzenia. Może udało mu się tylko skubnąć jajka ale przynajmniej pajdę chleba mógł zabrać ze sobą.
Gdy wszyscy zaczęli wychodzić Otto podążył za nimi, lecz na chwilę zatrzymał się przy poduszce aby wydobyć z niej trochę pierza. Kto wie, może ta odrobina puchu jeszcze się do czegoś przyda, a pewien sposób jej wykorzystania już kiełkował w głowie młodzieńca.
Po tej chwili dogonił resztę grupy, kończąc jeść zachowany kawałek chleba.

- No cóż, wybór takiego miejsca na kryjówkę kultystów czy innego tałatajstwa wydaje mi się całkiem logiczny i przemyślany. Stosunkowo dobrze obwarowany budynek na uboczu, brak jakichkolwiek władz w okolicy które mogły by zweryfikować prawdziwość "zakonników", spokój. Znowuż nie tak daleko do szlaku, ale i nie zupełnie blisko. Czegóż chcieć więcej? Na miejscu takich osób nie mógłbym chyba wybrać lepszego umiejscowienia swojej kryjówki, jak i alibi. Wystarczy że ktoś pokaże się w habicie i od razu zostaje obdarzony kredytem zaufania przez lud.
Stwierdził cierpko Otto.

Kolejne elementy układanki dopasowywały się w jego umyśle do dość przerażającego obrazu sytuacji. Ale póki co panował spokój i nawet jeśli był to tylko spokój przed burzą to należało go wykorzystać.

Gdy zobaczył energię aqshy skupiającą się wokół ręki Nikodemusa był już pewny, choć przekonany co do jego "zawodu" był niemal odkąd go zobaczył. Uśmiechnął się lekko, przymykając oczy na chwilę i skupiając umysł na postrzeganiu wiatrów, po raz kolejny dzisiejszego dnia.

"- no co? Oj, nie mówcie iż fakt że jestem magiem jest dla was zaskakujący. Zawód jak każdy inny, jak aptekarz czy strażnik." Gdy Nikodemus wypowiedział te słowa, Otto cicho się zaśmiał.

- A więc nie wypada żebym również nie przedstawił się jak należy. Na imię mam Otto Kalkstein i jestem uczniem szanownej Tradycji Metalu, większość z was powinna znać ją pod nazwą Kolegium Złota. Lekko skłonił się przed pozostałymi.
Gdy się wyprostował skinął jeszcze głową w stronę Nikodemusa.
- Pozdrawiam również kolegę po fachu.

Otto powoli podszedł do ław i stołu żeby im się lepiej przyjrzeć jako że wydawały się jedynymi wartymi uwagi, poza furtą oczywiście, obiektami w najbliższej okolicy.
- Trzeba coś wymyślić i to szybko. Szepnął do siebie pod nosem. Może jasz... Kael niedługo wróci z jakimiś wieściami. Młodzieniec dotknął stołu delikatnie przesuwając opuszkami po jego krawędzi. Jednocześnie przyjrzał się dokładniej trawie otaczającej to miejsce. Nawet jeśli nie ścinana, to powinna być chociaż wydeptana. Stół i ławy stanowiły główny punkt dziedzińca. - A gdzie podziała się studnia? Zaświtało w głowie młodzieńca.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172