Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2013, 16:23   #233
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Helvgrim źle się jakoś poczuł że tak zostawili Dirka. Być może innego sposobu nie mieli, ale Zakapturzony zawsze był cichy i choć serce do walki miał jakie miał, to coś podpowiadało krasnoludowi że zmuszony sytuacją, Dirk by życie poświęcił dla przyjaciół. ~ Niechaj go Smednir ma w swej opiece. ~ Błogosławił Dirka jeszcze Helv w ciszy i szedł dalej pogrążając się w swych khazadzkich, skomplikowanych myślach.

Pogoda nie dopisywała wcale. Deszcz zamienił się na lodowaty deszcz, część kompanii dyszała i kasłała, Helvgrim sam pociągał nosem, ale poza tym czuł się całkiem nieźle. Na wszelki wypadek jednak naciągnął kaptur głęboko na głowę i tylko dwoje oczu, niebieskich jak lód Skadi, uważnie lustrowało leśną okolicę. Marsz trwał, pora dnia zmianiała się, nadchodziła noc a gwiazdy obsypały niebo swym światłem.

- Ciekawe co teraz robi Dirk i jego dzieciarnia, co? - Zażartował w kierunku Galvina Helvgrim, jednak w sercu czuł strach, obawę przed tym co czeka ich samotnego druha. Miał nadzieję że Zakaturzony czuje się dobrze, na tyle by dotrzeć do Vidovdan bezpiecznie. Wszak noc w lesie dla zmęczonego i chorego człowieka, obarczonego opieką nad dwójką maluchów, nie mogła należeć do łatwych.

Z zamysłu wyrwała Sverrissona poświata dobiegająca przez leśną ścianę. Dało się też wyczuć ciepło, coś płonęło i to całkiem mocno. Być może las stał w płomieniach. Jednak to nie to... kilka chwil później obraz pożogi ukazał się oczom khazada. Wieś do której zmierzali stała w płomieniach. Każdy z grupy chyba liczył na gorący posiłek i dobre słowo, ale nie było czego nawet ratować. Wieś była stracona.

Paskudny swąd spalonych ciał wdarł się w nozdrza krasnoluda z ogromną mocą, niczym taran uderzający w podwoje twierdzy. Ludzki tłuszcz, gdy palony, miał tak chrakterystyczny zapach. Do tego ta istota... ludzka kobieta w płomieniach, straszny widok i choć Helvgrim nie raz i nie dwa widział takie obrazy to jednak za każdym razem uczucie było podobne... współczucie, żal, bezmiar zniszczenia siał strach. Jakże syn Sveriego tego nienawidził. Kobieta po kilku chwilach zginęła w płomieniach które oczyścić musiały jej duszę ze wszelkiego skażenia.

Brak śladów walki czy odcisków stóp wrogich ludziom ras, to było dziwne... i do tego ten trop dziecięcych stópek. Wpierw Helv pomyślał o demonach skrytych w ciałach małych istot, kto wie, może nawet tych z którymi podążał Dirk, ale po chwili krasnolud zreflektował się. To nie mogło być prawdą, być może jakieś dzieci zbiegły ze wsi, może umknęły śmierci i teraz błąkają się po lesie. Tak było wygodniej myśleć na ową chwilę. Prawdą było że drużyna nie mogła nic zrobić, nawet ruszać w poszukiwaniu owych dziatek. To nie miało by sensu. Decyzja Wolfa była słuszna. Sverrisson pokiwał głową w zrozumieniu i uznaniu decyzji dowódcy. Tu nie było czego szukać.

Drużynnincy poczęli rzucać znakami ochronnymi i komentarzami o magii plugawych, nie sposób było się nie zgodzić. Mieli rację. Płonąca wieś nie mogła być dziełem przypadku. Działały tu moce nieczyste. Helv wziął garść piachu i powąchał go, po czym sypnął nim przez ramię.

- Plugawi. Zmienieni. Opuścili już to miejsce i dobrzy i źli. - Skomentował Sverrisson.

- Słyszałem o tym. To mogą być krzyże Orvela, ponoć ludzka inkwizycja czasem takich używa do palenia odszczepieńców. Tak jeno słyszałem od jednej łowczyni czarownic i jej przybocznego. Kiedyś, dawno temu. Mniejsza z tym zresztą. Ruszajmy. Byle pod wiatr. Gdy zmieni się kierunek wiatru las może spłonąć, a wtedy nie zdołamy wyjść z takiego pieca. - Dodał ponuro Helvgrim i ruszył przed siebie. Byle dalej od tego miejsca i jego klątwy.

 
VIX jest offline