Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2013, 17:21   #23
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Morgan uśmiechnął się lekko, pokłonił się i wręczył dziewczynie bukiet, nie mogąc jednocześnie pozbyć się wrażenia, że w wojnie płci to właśnie ona ma przewagę.

-Nie widzę tutaj żadnej, pięknej niewiasty po za tobą, panienko.- rzekł spokojnie i kiedy pokojówka przyjęła kwiaty, pocałował ją w wierzch dłoni.- Więc tak.

Wyprostował się i zdjął z głowy kapelusz.

-Wyglądasz prześlicznie.

-Ach khomplemehnciarz.-
zachichotała Antonina trzepocząc rzęsami. I spytała zaciekawiona.- Cho jeszhcze zaplanowahłeś na then urhoczy wieczórh?

Lockerby uśmiechnął się szelmowsko, zaoferował dziewczynie ramię i wyjął z wewnętrznej kieszeni kamizelki bilet podarowany mu przez pannę McKay.

-Mam nadzieję że "Figlarna Śrubka" to lokal w którym nie poczujesz się zgorszona z powodu samej atmosfery.- odpowiedział uprzejmie, wykonując prostą sztuczkę z kapeluszem i dość kuglarskim gestem umieszczając go z powrotem na głowie.

-Ależ oczywiście że poczhuję się zghorszona.- odparła głośno dziewczyna figlarnym tonem głosu.- Cóhż to zha zabhawa jehśli nie ma w niej nhic nieghrzecznegho, prhawda?

Morgan uśmiechnął się lekko, wykonując prosty manewr i zmieniając pozycję dziewczyny tak, że statystycznie nadal obejmowała jego łokieć, jednocześnie będąc objętą dookoła tali przez ramię rewolwerowca.

Po za tym, Morlock nie zrobił nic po za otwarciem parasola gdy z nieba zaczęła mżyć.

-Co prawda to prawda.- odparł, ustawiając osłonę ponad głową prowadzonej przez siebie dzierlatki.- Chociaż nie powiem, bycie grzecznym w twojej obecności... Ech, to dopiero wyczyn!

Zaśmiał się i uśmiechnął, cały czas uważając na ręce. Strategia i wyczucie czasu były w tej sytuacji istotniejsze od hożego galopowania na złamanie karku.

I mimo starych nawyków do wyskokowości, Morgan wolał w tym wypadku zdać się na cierpliwość.

-Och thak... My dhamy... mhamy słabhość do rhycerskhich mężczyzhn... przynajhmniej pozha alkhową.- odparła żartobliwie Antonina tuląc się do Morgana i pytając. -Zhnasz jakiehś ciekhawe opohwieści o Dzikhim Zhachodzie? Uwielhbiam opowhieści.

-Oj, dziewczyno.-
westchnął Morgan, uśmiechając się z pewną nostalgią.- Znam ich więcej niż chciałbym znać i tylko nieliczne nadają się do opowiadania publicznie, a jeszcze inne nie powinny nigdy opuścić moich ust.

Bez oporów pozwolił dziewczynie na ciut bliższy kontakt, samemu unosząc rękę wyżej i obejmując ją dookoła ramion.

-Znam historie o Billu "Cynglu" Geallesie i jego gonitwie przez pół kontynentu za zabójcami swoich braci. Osobiście spotkałem świętej pamięci Cole'a Gravesa i jego partner, Simona Schultza zanim jeszcze zadarli z handlarzami niewolników.- przewrócił oczami.- Szkoda że naprawdę nieliczne z tych bajań mają nie przygnębiające zakończenia.

-Och ophowiedhz.
- rzekła w odpowiedzi Antonina zalotnie mrugając rzęsami, gdy zbliżali się do "Figlarnej Śrubki".

Lockerby jakoś nie mógł oprzeć się tej zgrabnie odgrywanej słodyczy.

-Stary Cole Graves nie zawsze był stary.- zaczął, zwalniając nieco do szybkości luźnego spaceru.- Nikt nie pamiętał skąd pochodził, najpewniej nawet stary Cole...

Idąc, opowiadał spokojnie i nieśpiesznie.

O wielkiej sławie łowcy nagród. O jego najważniejszych pojedynkach i pościgach. O jego spotkaniu z Simonem Schultzem, weteranem wojny na Starym Kontynencie i o ich wspólnej drodze przez pustynie i pustkowia, w czasie których to zapoczątkowała się ich wieloletnia przyjaźń.

Mijając odźwiernego w drzwiach i pokazując mu bilet, mówił dalej.

O tym, jak dwóch desperados zostało poproszonych o pomoc w mieście terroryzowanym przez bogatego i wpływowego łowcę niewolników. I o wielce zmiennej kobiecie, w której zakochał się Graves.

Kobiecie, która okazała się zmienna niczym wiatr i w ostateczności doprowadziła do rozłamu niemal legendarnego duetu.

-Zdhradziła go z Schultzem?- zapytała Antonina, idąc z Morganem przez salę.

Mężczyzna pokręcił głową.

-Nie... Ale zaczęła romansować z najpotężniejszym człowiekiem w mieście, czyli z owym łowcą niewolników imieniem Carter. Okazało się, że miała słabość do ludzi u władzy. Schultz, wiedząc że zdrada żony złamie jego przyjaciela do reszty, poszedł do Cartera i pomimo braku dowodów dał mu w pysk, wyzwał na pojedynek a na końcu zastrzelił. Przed ucieczką z miasta życzył jeszcze Cole'owi szczęścia w życiu i odjechał. Żona Gravesa zaś pozostała mu wierna do śmierci, lecz stary wyga okupił to zejściem przyjaciela na złą drogę. Złą, z perspektywy prawa.

Wyjaśnił Lockerby, odnajdując wzrokiem wolny stolik i podchodząc doń, odsuwając jednocześnie krzesło przed dziewczyną.

Dopiero wtedy też wrócił w pełni do rzeczywistości i rozejrzał się po lokalu.

Lokal już odmalowano, nie było ni śladu po niedawnej napaści. Goście już rozsiedli się przy stolikach. A muzycy przygrywali skoczną muzyczkę do pieśni dwojgu artystom, odgrywającym scenę przypominającą śpiewany dialog.

Natomiast Antonina...

Rozejrzała się po lokalu i siadła zgrabnie pupą na odsuniętym krześle.

-Ach..jakiehż to trhagiczne.

-Tragiczne?-
zdziwił się Morgan, marszcząc brwi i siadając naprzeciwko niej.- Tragiczna, moja śliczna, była historia Johna Morrisa, zastrzelonego na własnym ranczu dlatego że widział zbyt wiele o brzydkich machlojkach pewnego wpływowego magnata. Tragedią było całe życie Donalda Coya, poczynając od jego sieroctwa, poprzez pijaństwo a na śmierci żony kończąc.

Pokręcił głową, zdejmując z niej kapelusz.

-Nie... Historia Cole'a i Schultza jest całkiem pokrzepiająca. Jeden, dzięki oddaniu drugiego założył rodzinę, a drugi na pewno nie żałował tego, co zrobił.- Lockerby uśmiechnął się lekko.- Co więcej, Schultza nigdy nie złapano, a biorąc pod uwagę, że był o dwadzieścia lat młodszy od Cole'a i umiał sobie w życiu poradzić, teraz pewnie puszcza bąki na werandzie własnego domu.

Po wypowiedzeniu tych słów, Lockerby zamarł, świadom, że zaczął mówić o pierdzeniu w towarzystwie dość eleganckiej panienki.

Nie dość jednak eleganckiej by to zauważyła, lub by udawała że nie zauważyła. Antonina zamówiwszy drinka u kelnera przejęła pałeczkę w opowieściach, sama snując historie ze starego kontynentu. O dworach magnatów, o bogactwach królów które widziała. Morgan stracił pewność, czy aby na pewno Shizuka mówiła prawdę. Antonina w roli pokojówki ze starego kontynentu była bardzo wiarygodna. I bawiła się wspaniale.

Morgan zaś pokręcił głową, kiedy kelner spojrzał na niego pytająco.

-Podziękuję za drinka.- odpowiedział spokojnie.- Woda z lodem i cytryną jak już.

Kelner tylko skinął głową i odszedł. A Antonina popatrzyła z uznaniem.

- Zbhyt wielhu mężhczyzn nie potrhafi się ophanować po alkhoholu niephrawdaż phanie Lockherby?

Morgan zaśmiał się cicho.

-Ja do nich nie należę, ale niestety mój zawód wymaga czasem pewnych wyrzeczeń.- uśmiechnął się lekko.- Jutro mam pewną mała robótkę w sprawie jednego, wielce niemiłego, maga. Wolę żeby alkohol nie zaczął mną miotać w najmniej odpowiednim momencie.

Bezradnie pokręcił głową.

-Mam nadzieję że ten nieszczęsny Samuel nie nagabywał cię za bardzo przez ostatnie dwa dni.- zagadnął, nie wiedząc jak finezyjnie zejść z tematu jego profesji.

-Non. Phanicz Samhuel osthatnio zhrobił się bhardzo uprzejhmy wobhec służbhy swej siosthry.- odparła Antonina chichocząc i nachyliła się Morlockowi przy okazji ponętnie przyciągając spojrzenie Morgana do swego bistu.- Bo bhoi się Shizukhi... biedhaczekh. Coś mhu ponhoć zhrobhiła.

Lockerby uśmiechnął się lekko.

-Cóż, poznałem już odrobinę Shizukę... Jeśli zrobiła mu to co myślę, to aż dziw że nie mówi zaskakująco wysokim głosem.- zaśmiał się rewolwerowiec, kręcąc głową.- Tak przy okazji, często serwuje wam te mackowate stwory na obiad?

-Qui... Okhropne czyż nhie? Phanienkha jednakh się nimi zahjdaja, a ja... wholę nie whiedzieć co ona whkłada do thego garu
.- westchnęła smutno Antonina.-Lepiej nie wiedzi.. nhie wiedhzieć co się tham jhe.

Alkohol sprawiał, że Antonina "zapominała" czasem o akcencie, lecz ta sprawa nie zaobsorbowała uwafi Morgana jak podbity masywny młodzian który ruszył w stronę ich stolika.

-Ślicznotko, może odpuścisz sobie tego biedaka. I poflirtujesz z mężczyzną na poziomie.- to mówiąc machnął przed nosem Antoniny kilkoma dwudziestodolarówkami.

Ona jednak nie była tym zachwycona, a oburzona przerwaniem tak ciekawej rozmowy.

Dlatego też Morgan westchnął, powstrzymał się od sięgnięcia po broń i wstał, oceniając jednocześnie szczeniaka, jako przeciwnika. Mógł być dość silny, ale alkohol działał tutaj na korzyść Lockerby’ego.

-Koleżko, zostaw panią w spokoju…- mruknął rewolwerowiec, kładąc mu dłoń na ramieniu i lekkim pchnięciem odwracając w swoją stronę.

Dalej zaś poszło wedle przewidywań.

Osiłek zacisnął zęby, oczy błysnęły mu złością i bez większych przymiarek zamachnął się do ciosu pięścią, przed którym to Morlock uchylił się bez większych problemów i skontrował go mocnym ciosem łokcia w brzuch.

Jednocześnie, nie zwracając tym faktem niczyjej uwagi, złapał wypuszczone przez chłopaczka banknoty i wsunął je do kieszeni.

Następnie wyprostował się, poprawiając klapy płaszcza.

-Jak już mówiłem, zostaw panią w spokoju. To jej wybór, z kim chce się zadawać, nawet jeśli jakimś cudem jestem to ja…

Zamroczony ciosem oraz alkoholem szumiącym mu w głowie, młodzian ryknął ze złości i zacisnął w pięści dłonie podobne do małych bochnów chleba.

-Ty nędzny… niedomyty… sukinsynu!- każdej obeldze towarzyszył powolny i źle wyprowadzony cios, każdorazowo zbijany z pierwotnego toru przez dłonie Morgana.

Sam rewolwerowiec westchnął tylko, łapiąc w końcu paniczyka za rękę i boleśnie blokując ją w łokciu.

-Ta rozmowa nie ma chyba większego sensu, prawda?- odpowiedź nadeszła z chwilą, kiedy Lockerby musiał odchylić się do tyłu, unikając tym samym dłoni swojego przeciwnika próbującej złapać go za twarz i wydłubać palcami oczy.

Morgan skrzywił się.

-Widać nie

Chrupniecie wywołane uderzeniem pięścią w zewnętrzną stronę łokcia osiłka sprawiło że kilku siedzących najbliżej klientów skrzywiło się nieznacznie. Osiłek zaś zamarł, by następnie z krzykiem paść na kolana i zdrową ręką złapać się za złamaną kończynę.

-Coś ty mi zrobił, skurwysynu?- zawył, kiedy Morgan stanął ponad nim zaciskając dłonie w pięści.

-Nie marz się.- mruknął rewolwerowiec, łapiąc go za włosy i unosząc rękę do ciosu.- Chłopaki nie płaczą.

Walkę zakończył jeden, celny i dość brutalny cios.

Pod kostkami pięści Morlocka nos zadufanego w sobie jegomościa rozpłaszczył się mu na policzku, górna warga pękła niczym świeża wiśnia a kilka złamanych zębów spadło na podłogę kiedy ich właściciel wyłożył się na niej jak długi.

Morgan natomiast westchnął ciężko, zgarniętą z czyjegoś stolika chustką wytarł krew z pięści i przepraszająco spojrzał na Antoninę, wzruszając ramionami.

-Wybacz, że musiałaś to oglądać, ale chyba nie miałem wyboru...- mruknął, rzucając brudny kawałek materiału na leżącego odłogiem osiłka.- Miałem po prostu wrażenie, że jego impertynencja była równie nieprzyjemna dla ciebie, co dla mnie. Zrozumiem jeśli…

Nie zdążył dokończyć wypowiedzi, bo Antonina rzuciła się na niego z głośnym okrzykiem.

-Móój bohater! Mój rhycerz!

I pocałowała go namiętnie w usta. Nie przeszkadzało nawet dyskretny zapach przedniej whisky, jaki roztaczała wokół siebie.

Morgan niemal zachwiał się pod siłą jej zapału i objął ją tylko w talii, odpowiadając tym samym. I jakoś dziwnie, on też przestał interesować się faktem, że migdali się z nią publicznie, że właśnie sponiewierał kogoś raczej bogatego i że możliwe że zaraz zostaną wyproszeni z lokalu.

Dziewczyna smakowała niesamowicie.

I niech ją diabli, faktycznie miała słabość do rycerskich facetów.

Nie zostali jednak wyproszeni, bawili się jeszcze dwie godziny, zanim Antonina uznała że ma dość lokalu. Ale nie dość dalszej zabawy. Stwierdziła też, że w jej domu są lepsze wina. I jak będą bardzo cicho... to może jakieś przyniesie do swego pokoju. Z tak ułożonym planem zaczęła ciągnąć Morgana do siebie.

Lockerby zaś chętnie przystanął na jej propozycję, by w ostateczności chwycić ją i wziąć na ręce kiedy ta próbowała jakiegokolwiek szybkiego poruszania się po brukowanej ulicy w wyjściowych bucikach.

-Kieruj.- zaśmiał się rewolwerowiec, nie zważając na wstępne krzyki i piski Antoniny.- Nie zamierzam pozwolić żebyś w drodze powrotnej zwichnęła sobie kostkę, więc pokazuj tylko gdzie iść.

Szarmancko puścił dzierlatce oko.

Ta tylko zachihotała jak dzierlatka i dała się zanieść do rezydencji Charlotty. Przy drzwiach szepnęła cicho. -Musimy być bardzo ostrożni, bo Shizuka może się obudzić.

I ruszyli do pokoju, po drodze zahaczając o kuchenkę, gdzie Antonina zabrała dwa kielichy i butelkę otwartego wina. Weszli po schodach na pierwsze piętro, dziewczyna otworzyła drzwi do swego pokoju, całkiem ładnie urządzonego. I dość bogato... wyglądał lepiej niż izdebka Morgana u Amelii.

-Witam u mnie...czuj się swobodnie. Byle nie za bardzo swobodnie od razu.- zażartowała chichocząc i całkowicie gubiąc swój fałszywy akcent.

-Zobaczymy.- odpowiedział cicho Lockerby, wyjmując z ręki dziewczyny wino i znów całując ją, ciut mniej zapalczywie niż wcześniej ona jego.- I nie musisz mówić z tym śmiesznym akcentem, śliczna. Sama z siebie brzmisz już i tak uroczo.

-Pfff... Khobieta musi być tajemnicza, rozlej wino bohaterze.- rzekła unosząc dumnie nosek Antonina i wskazała na stolik, na którym postawiła kielichy.

A gdy on był zajęty tą czynnością, usłyszał zmysłowy głos.

-No i bohaterze? Co teraz zrobisz?




Antonina leżała już na łóżku, prowokująco bawiąc się sznurowaniem swego stroju. Przygryzła lekko wargę dodając.- Co zrobhisz?

Morganowi aż zamarło dech w piersi.

Szybko jednak odzyskał rezon, stawiając dwa pełne kieliszki na nocnym stoliku i klękając przy łóżku.

-Teraz?- zapytał z uśmiechem, łapiąc delikatnie nóżkę Antoniny i powoli zsuwając bucik z jej stopy.- Teraz pomogę ci zdjąć te niewygodne szpilki, panienko.

Mówiąc to, pozwolił sobie pocałować łydkę pokojówki, cały czas z uśmiechem patrząc jej w oczy.

Dobrze, że dziewczyna nie potrafiła czytać w myślach.

-Mój rycerz... -zachichotała pozwalając mu zając się swymi pantofelkami. Może i nie czytała w myślach, ale spojrzenie kobiety wymownie wskazywało na to iż wie ona, co on sobie wyobraża.

Dlatego też Morgan przestał udawać nieśmiałego. Widząc przyzwolenie w oczach pokojówki, jął całować jej nogi, gładzić je i badać dłońmi. Na wysokości kolano pozwolił sobie na delikatne ukąszenie jej skóry, a gdy dotarł na wysokość ud i pasków od pończoch, Antonina zachichotała, odpychając delikatnie mężczyznę i z uśmiechem siadając na łóżku.

-Jaki niecierpliwy!- zachichotała, składając nóżki i sięgając pod spódniczkę, by jąć delikatnie zsuwać z bioder koronkowe majteczki.

Jej uśmiech poszerzył się, kiedy dostrzegła jak cała krew odpływa z twarzy rewolwerowca.

-Ale dlaczego tylko ja mam się rozbierać?- zarządziła nagle, wyrywając Morlocka z delikatnego osłupienia.

Mężczyzna zaś zaśmiał się tylko.

-Skoro panienka sobie życzy.

Bez skrępowania ściągnął z siebie kamizelkę, rozpiął koszulę i zdjął ją przez głowę, ukazując szczupłe, dość pobliźnione ciało bez śladów tłuszczu, ale i jednocześnie z niezbyt masywną muskulaturą. Antonina zachichotała, wodząc wzrokiem po delikatnie zarysowanych mięśniach na brzuchu Lockerby’ego a nawet zagryzła delikatnie wargą, kiedy jej rycerz jął dłońmi rozpinać pasek u spodni.

-Tutaj nie.- oznajmiła, zwinnie wstając na klęczki i wciąż nie pozwalając spódniczce ukazać nawet fragmentu swojego obnażonego kwiatka.

-Tutaj ja ci pomogę, mój bohaterze.- powiedziała cicho, z figlarnym uśmiechem łapiąc za sprzączkę i rozpinając ją, by następnie uporać się z guzikiem podtrzymującym spodnie kochanka w górze.

Kiedy i tą przeszkodę pokonała, cofnęła się lekko, marszcząc brwi.

Spodnie nie opadły.

-Co do… ?- mruknęła zaskoczona, zerkając z pewną nieufnością na kochanka i łapiąc go za materiał na nogawkach.- Co to za sztuczki?

Pociągnęła w dół.

I zamarła, stając „twarzą w twarz” z bardzo uradowanym na jej widok przyjacielem Lockerby’ego. Różowa na policzkach uśmiechnęła się lekko, spoglądając w górę, na twarz bynajmniej niezawstydzonego Morlocka.

-Jeju…- mruknęła, na co Morgan zaśmiał się tylko.

-Powinienem cię ostrzec, że na widok takich piękności zapomina o manierach.

Uśmiech pokojówki zmienił się nieznacznie kiedy usłyszała tę uwagę. Już bez żadnych gierek zsunęła z siebie ramiączka sukienki i rozpięła swój gorset, ukazując parę drobnych, foremnych piersi, na których widok mały rewolwerowiec mężczyzny cieszył się jeszcze bardziej.

-Więc mówisz, że to mały łobuz?- zapytała figlarnie i po prostu złapała go z zaskoczenia, by następnie omotać go gorącym oddechem i poznać znacznie bliżej.

W tej samej chwili oczy wygłodniałego Morgana okryła różowa mgiełka.


***


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=B7CTghy7QfY[/MEDIA]


Lata w więzieniu zmieniały ludzi.

Człowiek zapominał o wielu rzeczach, skupiając się na tak niedorzecznych rzeczach jak przetrwanie, zapełnienie pustego brzucha czy możliwość snu bez perspektywy obudzenia się z poderżniętym gardłem.

Dlatego też pierwsza noc po wieloletnim poście była dla Morgana niczym pijacka wizja, pełna zapachów, smaków i doznań, o których zdawał się zapomnieć.

Szczęściem, Antoninie nie wydawało się to przeszkadzać.

Śmiała się i pojękiwała, kiedy kochanek smakował jej kobiecości z głową ukrytą pod płowami jej spódniczki i nie protestowała, gdy w swojej zapalczywości używał nie tylko języka, ale i zębów oraz palców. Sama chętnie odwdzięczała mu się tym samym, z trudem obejmując ustami jego wiecznie wygłodniały rewolwer i z przyjemnością pozwalała mu wypuszczać z siebie kolejne salwy lśniących bielą pocisków.

Krzyczała w głos, gdy brutalnie zdobywał jej kobiecość szybkimi, narowistymi ruchami bioder, gdy sama stała pod ścianą z wypiętą pupą a następnie odpowiadała mu podobną gwałtownością, kiedy leżał na materacu z dłońmi na jej pośladkach a ona ujeżdżała go z zapałem godnym mistrzyni pustynnego rodeo.

Chwile, w których ich zabawy były mniej agresywne były nieliczne a i wtedy Morgan całował dziewczynę z ogromną lubieżnością, wywołując u niej przeciągłe jęki rozkoszy a w łóżku bolesne skrzypienie, narastającą z każdą chwilą miłosnego zbliżenia niewyżytej dwójki aż do pełnego krzyków finału.

I nawet, gdy zdyszana i pokryta kropelkami potu Antonina zarządziła krótką przerwę i na paluszkach udała się do przybudowanej do jej pokoju łazienki. Nawet wtedy Morgan odczekał tylko dwie minuty, wypił duszkiem trzecią część butelki wina i wszedł do małego, białego pomieszczenia w ślad za dziewczyną by tam, siedząc na opuszczonej desce od sedesu zdobyć ją raz jeszcze, wbijając swój niesłabnący oręż pomiędzy pośladki słodkiej pokojówki. Ta zaś opadała w górę i w dół, zapełniając wyłożony płytkami pokoik swoimi jękami bólu oraz ekstazy.

Po tym akcie lubieżnego gwałtu na zasadach BHP, dalsze harce, jakie miały miejsce w łóżku, na podłodze a nawet przy oknie pokoju Antoniny wydawały się już nie warte wspominania. Po wszystkim nie tylko pościel, ale nawet dywanik oraz obrus na stoliku wymagały wymiany.

O zaś Morgan otworzył powoli oczy, zastanawiając się czy to wszystko nie był aby sen.

Nie był.

Świadczyły o tym ślady po paznokciach na jego piersi oraz ramionach, pulsujący ból nazbyt wyeksploatowanych lędźwi oraz ciepło kobiecego ciała, obok którego to obudził się w zmierzwionej pościeli.

Rewolwerowiec uśmiechnął się lekko, przebiegł wzrokiem po plecach leżącego obok Antoniny i nie mógł powstrzymać się od pogładzenia jej zaczerwienionej od wczorajszych klapsów pupy. Dziewczyna zaś zamruczała rozkosznie, położyła rękę na dłoni Morgana i spojrzała na niego kątem oka.

-Brutal…- mruknęła z udawanym wyrzutem.

Lockerby zaś zaśmiał się cicho, pocałował ją po raz kolejny i usiadł na łóżku, przeciągając się.

-To było niesamowite…- wymamrotał, czując jak strzelają mu niemal wszystkie kości.- Ale mam wrażenie, że bezpieczniej będzie jeśli już się wymknę.

Antonina zmarszczyła brwi i też usiadła na materacu, przytulając się do pleców kochanka i przebiegając opuszkiem palca po jego szyi.

-Już… ?- niemal pisnęła uroczo, obserwując jak kochanek przymierza się do założenia spodni.- Przecież dopiero świta… Nawet Shizuka tak wcześnie nie wstaje…

-I dlatego właśnie chcę się wymknąć zanim twoja straszna przełożona zacznie kursować po domu.
- Morgan zaśmiał się cicho, wkładając stopy do nogawek.- Wcześniej dokładnie zdążyła mi opisać co mi wytnie i poda ci na śniadanie…

-Doprawdy?
- Tośka uniosła lekko brwi i uśmiechnęła się leciutko, niby przypadkiem wodząc dłonią po piersi Morlocka.- Że niby miałaby cię pozbawić… JEGO?!

Morgan sapnął i spiął się gdy niewiasta znów pochwyciła jego najgroźniejszą broń, która w brew prawom fizyki zareagowała odpowiednio na ten manewr, szybko osiągając stan używalności. Westchnął, kiedy zręczne paluszki dziewczyny bez problemów zajęły się obsługą jego małego działka.

-Tosiu…- szepnął błagalnie, na co dziewczyna zaśmiała się i nawet nie pomyślała o zaprzestaniu niecnych psot.

-Skoro musisz iść, zadbam żebyś wrócił po więcej.- oznajmiła tryumfalnie pokojówka, siła kładąc Morgana na materacu i uśmiechając się przy tym lubieżnie.

I jak postanowiła, tak też zrobiła.

Lockerby wymknął się z rezydencji rodziny McKay dopiero koło dziewiątej, przemykając pomiędzy pokojówka i czując się niczym bohater jakieś taniego, horrorowatego piśmidła kiedy musiał ukryć się za jedną z kotar kiedy przez korytarz przemknęła Shizuka, niosąc na talerzu coś co niepokojąco przypominało świerszcze.

Zapieczone w miodzie.


***


Jedyną upierdliwą cechą Amelii była jej wieczna powaga.

No, a raczej wieczna powaga względem ewentualnych wybryków Lockerby’ego, których to dziewczyna była świadkiem niesamowitej ilości. Widywała go jak kradł z wozów pocztowych, wszczynał bójki w barach i razem z nią przerzucał kontrabandę z Pograniczy prosto do serca New Heaven.

Dlatego też kiedy mężczyzna stawił się w jej barze koło jedenastej, westchnęła tylko i zmarszczyła nos.

-Śmierdzisz seksem.- oceniła i palcem wskazała mu drzwi na piętro.- Zanim znów cię zobaczę, masz się dokładnie umyć. I może wyspać. Masz jakieś rany?

-Żadne wymagające dezynfekcji
.- odparł rewolwerowiec, przechodząc obok baru i kierując się w stronę schodów.- Woda w balii?

-Jest
.- odparła elfka, unosząc lekko brew z wyraźną satysfakcją.- Zimna. Niemal lodowata. W sam raz dla ciebie po tej twojej eskapadzie.

Morgan mógł tylko westchnąć, rozebrać się i umyć, by następnie pojawić się w barze dopiero koło piątej po południu, kiedy już nadrobił znaczne braki snu spowodowane nocną aktywnością wspólnie z Antoniną.

Kiedy był w połowie późnego obiadu, w drzwiach pojawili się oni…

Morgan spojrzał na kolorową dwójkę, westchnął a następnie dopił drinka.

-Cholera, ani chwili spokoju...- mruknął do Amelii, która akurat zabrała się za mycie szklanek.- Aż dziwię się, że mnie tu trzymasz. Tak jak jego.

Głową wskazał na wyjca zawodzącego kolejną, dziwaczną balladę i ruszył w stronę... Doktora? Tak, w gazecie pisano coś o doktorze, co nie zmieniało faktu, że Lockerby nie zamierzał strzelać w ciemno z obarczeniem ludzi tytułami naukowymi.

Zamiast tego zbliżył się do obu mężczyzn, kiedy zajęli już miejsca i uprzejmie uchylił przed oboma kapelusza.

-Witam panów.- rzucił, nie przysiadając się jednak.- Pozwalam sobie na małe zgadywanie, ale czy nie są panowie tutaj za sprawą nijakiej Gilian, łowczyni nagród?

-Tak. Doktor nauk technicznych Ferdynand B. Moenhausen.-
mężczyzna którego Morgan rozpoznał, wstal i podał dłoń do przywitania. -A to jest Will Maverick, kanciarz... tak?

-Profesjonalny hazardzista i magus... tak... w sumie tak nas zwą. Kanciarzami
.- westchnął Will Maverick.- Choć nazwa sugeruje jakieś oszustwa, zapewniam, że w pokera gram uczciwie.

-Morgan Lockerby. Cyngiel do wynajęcia.
- przedstawił się rewolwerowiec, dopiero wtedy dosuwając sobie do nich krzesło.- I pana, doktorze, widziałem w "Śrubce". Wtedy, w czasie rozwałki z Calagario, czy jak mu tam... Czyli dobrze strzeliłem. To pan zaoferował pomoc Gilian.

Zastanowił się czy kogokolwiek bawiła jeszcze taka gra słów.

-Tak. Nie lubię jak banda ordynusów zakłuca mi te rzadkie chwile, gdy odrywam się od nauki.- rzekł gniewnym tonem doktor, a Will spytał rozglądając się.- To gdzie jest Gilian. Miała tu być przed nami. Wiadomo ile osób się w to włączy?

-Nie mam zielonego pojęcia.-
odpowiedział szczerze Lockerby, ciut zaskoczony logiką postępowania doktorka.

Zirytował się, kiedy ktoś przerwał mu odpoczynek od nauki, której poświęcał swój cenny czas, a jednocześnie był gotów zmintrerzyć go jeszcze więcej w poszukiwaniu zemsty za owy akt absolutnego chamstwa względem jego osoby.

Wykształciuchy były dziwne.

-To może wypadałoby ustalić parę spraw już teraz. Doktorek...- zaczął Will, a Moenhausen tylko przewrócił oczami poirytowany tak dosadnym określeniem swej osoby.- Robi tu za speca od gadżetów i artylerię. Ja zajmę się kontr-magią, a ty?

-Dobrze strzelam.
- odparł Morlock, wzruszając ramionami.- Z moich doświadczeń wynika ,że ta umiejętność jest przydatna niemal w każdych okolicznościach...

-Przydałby się jakiś mięśniak na pierwszej linii... wiesz. Ktoś kto obija mordę bezpośrednio.
- stwierdził autorytarnie Will.

-Niestety mój zawansowany automaton miał zwarcie... -wzruszył ramionami doktor.- A szkoda... Przydałby mu się test polowy.

-Autoco?-
zapytał Lockerby z czystej ciekawości.

Po nocy z Tośką jakoś nie miał nawet siły na zaskoczenia. Za równo te prawdzie jak i udawane.

-Mechaniczny tygrys... Idealny zabójczy potwór, któreg nie można pokonać. Szybki, zwinny, metalowy!- doktor popadał w nadmierny entuzjazm, podczas gdy Will starał się nie wyglądać na znudzonego.- Niestety... są pewne problemy techniczne z nim związane. I dziś się zepsuł.

-Eksplodował? Czy zauważył mysz i zburzył ścianę w czasie pogoni?
- zapytał ironicznie Lockerby, bujając się wygodnie na swoim krześle.

-Ani jedno ani drugie... zwarcie w obwodach logicznych i głowa mu odpadła.- wyjaśnił calkiem poważnym tonem Moenhausen, nie zauważając ironii w głosie Morlocka. Tymczasem do karczmy wparowała Gilian.

Ale nie sama.

Towarzyszył jej ubrany na czarno krasnolud... z lutnią.




-Hej towarzystwo, jestem Jack Black.- ryknął tubalnie krasnolud.- Miło mi powitać towarzyszy tej dzielnej wyprawy do jamy węża.

-Widzę, że już wszyscy są? To dobrze
.- uśmiechnęła się pólelfka, a Maverickowi mina zrzedła.- W co ja się wpakowałem.

Morgan zaś zaśmiał się.

-Ale mi się trafiła kolorowa zbieranina.- rzucił, puszczając Gilian oko i unosząc lekko kapelusz.- Powiedz mi, panie Black, ty faktycznie grasz na tym ustrojstwie czy to po prostu zgrabnie zakamuflowany młot bojowy?

Wychodziło na to, że Gilian miała jednak poczucie humoru ciut większe niż sądził Lockerby.

-Jestem artystą, zbieram na swoją pierwszą płytę.- odparł oburzony krasnolud splatając ramiona razem.- Niestety... tutejsza społeczność nie ceni krasnoludzkiego folkloru, nawet w wersji unowocześnionej.

-Pan Black zajmie się kłódkami i pułapkami.- półelfka usiadła i rozejrzała się po grupie.- Złapiemy po drodze jeszcze jednego uczestnika i to będą wszyscy... Miał być jakiś tygrys jeszcze?

-Łep mu odpadł.-
opdarł z przekąsem Will, a doktor potwierdził.- Obawiam się nastąpiła pewna komplikacja, jeśli chodzi o tygrysa.

-Too... no cóż. Poradzimy sobie bez. Macie jakieś pytania?-
spytała Gilian.

-Mamy kogoś do obijania pysków?- zapytał Morgan.- W sensie ja też się na tym poniekąd znam, ale lepiej radzę sobie na odległość a obecni tu panowie dostrzegli nasze niedobory w "operatorach siekier".

Rewolwerowiec dobrze pamiętał jednego jegomościa poznanego przed laty. Inteligent był zbyt dumny żeby przyznać się, że jest najzwyczajniejszym w świecie drwalem. Operator siekiery brzmiało jednak dość zabawnie.

-Trochę nie bardzo. Chyba że liczyć mnie i mój pałasz.- stwiedziła po zastanowieniu Gilian.- Dlatego też liczyłam na tego tygrysa. Konstrukty to dobry przeciwnik dla nieumarłych.

-Kim jest ostatni członek drużyny?-
spytał doktor, a półefka odparła wymijająco.- On... cóż, podobnie jak pan osobiste porachunki z Caligario. Nie miałam okazji go wypytać o szczegóły.

Morgan wiedział zaś o kim mowa i westchnął.

-Zostaje nam liczyć, że on będzie ciutkę bardziej wprawny w bezpośredniej konfrontacji niż my.

-To wszystko?-
spytała Gilian wstając i rozglądając się po drużynie.- Gnomy od Cycione od jakiegoś czasu uwzięły się za naszego ju-ju znawcę, myślę że siły jego są uszczuplone. Jeśli ktoś chce się wycofać, to ostatnia okazja.

-Jak już mówiłem, instynkt samozachowawczy to coś, o czym słyszałem tylko w teorii.
- odpowiedział Lockerby, odpuszczając sobie jednak drinka na drogę.- Idę.

-Ja też nie zamierzam się wycofać.-
stwierdził doktor, a krasnolud zafrapowany sytuacją dodał.- Ktoś to musi uwiecznić w balladzie.

Spojrzenie Gilian utkwiło w kanciarzu. Ten westchnął teatralnie dodając.

- Ja też.

-No to ruszamy.-
rzekła z zawadiackim uśmiechem półeflka i ruszyła do drzwi pubu, a pozostała trójka oraz Morlock za nią.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...

Ostatnio edytowane przez Makotto : 29-09-2013 o 21:09. Powód: Zabójczy fallus XD
Makotto jest offline