Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2013, 17:29   #40
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Ponowna podróż przez halę mięsną nie należała do przyjemnych. Mężczyzna zaprowadził ją na drugi koniec, niż ten, w którym się obudziła. Była tam wielka, metalowa klapa, przypominająca zejście do schronów, które budowali amerykanie w czasie zimnej wojny. A dokładniej taki jaki zbudowano dla prezydenta.
Zeszli paręnaście stopni schodami w dół, do ciemnego, przyjemnie chłodnego korytarza, co więc było całkowitą odmianą jaskrawego, upalnego miasta. Mężczyzna pociągnął ją do pierwszego pokoju po lewej, wielkiej kliniki z pustymi, dużymi inkubatorami, wypełnionymi dziwną cieczą, aparaturą chemiczną, ale i zwyczajowymi przyrządami leczniczymi.
- Rączka jej się złamała i ma zadrapanie. Wszystko na prawej, zajmij się któryś - oznajmił do grupki lekarzy i lekarek, siedzących i jedzących obiad. Wstał ten, który już skończył jeść, wysoki i ułożony, wskazał jej leżak, na którym prowadzący ją mężczyzna, ją usadowił. Nagle przypiął ją do łóżka pasami, a doktor podał jej dwa zastrzyki, jeden znieczulający, który zadziałał bardzo szybko i drugi do samej kości, za pomocą ogromnej igły.
- W zależności od stopniu jej ewolucji, ręka będzie sprawna za parę dni - dodał jeszcze doktor, bardzo sprawnie i machinalnie, zajmując się jej raną ciętą.
- Widzisz? Nawet jak coś sobie tutaj zrobisz, mamy tak wspaniałą kadrę, że i głowę ci przyszyją! - powiedział ucieszony mężczyzna zawiązując w końcu szlafrok.

- Ło, ło , ło… - zawołała Cela – Ściągaj na powrót tą koszulę, wujek! Masz całkiem niezłą klatę.
Leki zadziałały doskonale.
Ból minął, jak ręką odjął (He, He – ręką odjął, czujecie? Taka ta gra słów, zabawna, ona też właściwie wcześniej nie miała ręki, a teraz ma, nie? – zachichotała sama do siebie). W połączeniu z pustym żołądkiem, wcześniejszymi lekami i ogólną słabą tolerancją Celi na chemię nowe znieczulenie przyniosło nieoczekiwany efekt.
-Ale jazda! – zachichotała znów. - Macie super towar. Czy będę rzygała? Alex mówi, że speed nie jest dla mnie.. Wujek, pójdziemy się powspinać? Macie tu fajne mury, widziałam. Będę ci mówić NNW. EnENDabju. – przespelowała. – Wow, odepnijcie mnie od sanek, popowspinamy się. Pospinamy. Pospiwamy.
- Pomyśleć, że jeszcze na początku ubiegłego wieku, używali heroiny jako środka znieczulającego… - mężczyzna pokręcił głową, stojąc obok lekarza.
- Czy powinniśmy już poczynić przygotowania? Czy pan Nigr niedługo przybędzie? - spytał doktor ignorując dziewczynę.
- Myślę, że tak - odparł mężczyzna tępo. - Daj mi znać jak ona dojdzie do siebie, do tego czasu macie jej nie dotykać. Muszę się przebrać, od wczoraj nie miałem chwili odpoczynku.
- Ale Reszta już nie stanowi problemy? - dopytał lekarz.
- Tak. Nikt was już nie ściga. Czyste konta - zapewnił wychodząc.
- Hej, wujek! - zawołała. - Odpinaj mnie ciulu, już - warknęła do lekarza. - Idziemy się wpsinać z wujkiem. Wspinać.
- Jezu, kurwa, Chryste! - warknął, któryś z lekarzy, próbując skupić się na rozmowie z resztą. - Jack! Weź jej coś, kurwa, jeszcze daj, za ostro ją naćpałeś!
- Więc jeszcze mam ją przećpać? Genialne! - rozłożył ręce Jack. - Możesz spróbować zdzielić ją po ryju, żeby zemdlała, a jak przyjedzie pan Nigr to wyrwie ci każdy centymetr skóry i każe mi go potem przylepiać! Niech się mała drze, już nigdy w życiu nie będzie się tak dobrze bawiła jak teraz…

Wujek poszedł, zostawiwszy ją z grupą mało rozrywkowych ciulów. To było nie fair.
- Jack! - zawołała. - Jack! Sprawę mam. Podejdziesz?
Lekarz ponownie obrócił się w jej stronę, patrząc na nią jakby znużony.
- No chodź, chodź, nie będę przecież krzyczeć…- zachęciła go, kiwając brodą.
Podszedł w końcu rozkładając ręce.
- No?
- Musisz mnie odpiąć - złapała jego spojrzenie i ściszyła głos, żeby się nad nią pochylił. - Szybko. Szybko.
- Muszę? - uniósł brew pytająco. - Na pewno? To dość kłopotliwe…
- Dasz radę - zapewniła go Cela, uśmiechając się. - Bo inaczej powiem wujowi Nigrowi, że mnie molestowałeś. - zagroziła i zaczęła chichotać. "Wujowi" - "wuj"-... rym do wuj był przezabawny.
- Dobra, dobra, nie musisz od razu grozić - mruknął rozpinając jej pasy.
- Jack? Jack, co robisz? - spytał jeden z lekarzy, leniwie się obracając. Gdy lekarz zluzował ostatni pas, jego kolega zerwał się z krzesła. - Kurwa! Co ty odpierdalasz?!
- Spokojnie – powiedziała Cela, zeskakując z leżanki. – świat zawirował niebezpiecznie szybko, jak w rollercosterze bez pasów, ale ustała – Wujek mnie potrzebuje, narka – skoczyła w stronę drzwi.
Grupa lekarzy i lekarek na moment zastygła w miejscu, uspokojono tym mocniej im bardziej Ocelia była zdenerwowana. Wyskoczyła na ten długi, ciemny, betonowy korytarz, który tym razem przybrał dla niej barwy tęczy i długość paru centymetrów.
- Wow, ale czad! - na moment zastygła, zauroczona widokiem, a potem - z ogromnym trudem - zwalczyła chęć odśpiewania radosnej pieśni o kwiatach, miłości, różowych jednorożcach i podwodnej łodzi. Bardzo powoli i ostrożnie, żeby nie wpaść na drugi koniec korytarza, zaczęła się zbliżać do wyjścia. Tu był miły chłodek, a tam czaderskie ściany z drutami. Wybór był prosty.
Wielkie metalowe odrzwia stały jednak zamknięte również od wewnątrz, gdzie nie było widać sposoby otwarcia. Dwa zamki i kłódka wyglądały na solidne.
Znów zachichotała, sytuacja była niezwykle zabawna. Chcieli, żeby się mogła wykazać, wyraźnie, najpierw pomalowali ściany, skrócili korytarz, a teraz udają, że robią zamki. Ciekawe, czy wujo wie, że robią takie rzeczy. Musi mu opowiedzieć.
Ruszyła nadgarstkami, żeby wysunąć pazury.
Usłyszała bardzo nieprzyjemny trzask, a ból pleców znacząco ją otrzeźwił. Czas wciąż płynął nieregularnie, więc kolejne uderzenia następywały w dziwnych odstępach czasowych, ale zdecydowanie wracały jej zmysły, gdy narkotyki odpływały wraz z krwią z pleców.
Mężczyzna teraz już ubrany w garnitur, ale wciąż z biczem w dłoni, stał nad nią, ściskając narzędzie tortur, bądź też pracy bardzo nerwowo. Stał jednak blisko niej, będąc pewnym, że kilkanaście uderzeń starczy.
- Nawet naćpana możesz ich otumanić? Jestem pod wrażeniem. Chyba, że udawałaś? - spytał przechylając głowę.


Zamrugała kilka razy, próbując ogarnąć się w sytuacji. Leżała na podłodze, plecy piekły, a ściany powoli przybierały znajomy, szary kolor. Ocelia jednak zachichotała, podniosła się na kolana, potrząsnęła głową i, mocno chwiejnie, po kilku nieudanych próbach, wstała.
- Heh, ale buja. We all live on the yellow submarine... zaintonowała i zatoczyła się w stronę mężczyzny.
- Wujcio! Idziemy się wspinać?
Jednocześnie wyrzuciła rękę do przodu, żeby złapać bicz i kolanem wycelowała w jego krocze.
Choć z pewnością był szybszy, to tym razem nie spodziewał się żadnej odpowiedzi. Jednak leki wciąż trzymały, mnie że mniej, ale bólu jeszcze tak nie czuła. Mężczyzna jęknął celnie trafiony i spadł na kolana. Choć Ocelia nie złapałą biczu, to teraz i tak nie mógł go skutecznie użyć na takiej odległości.
Korzystając z tego, że klęczał poprawiła kolanem, celując tym razem centralnie w twarz. Łokciem walnęła go w tył głowy, tuż nad karkiem.
Przetoczył się na bok, puszczając bicz, ale i rozmijając się z Ocelią. Podskoczył do góry, stając w przykurczonej pozycji.
- Przestań! - warknął wściekle.
Zamachnęła się lewą ręką, tnąc go przez szyję i twarz.
- Jak jeszcze raz mnie dotkniesz, złamasie, to przekonam Nigra żeby nakarmił tobą te agresywniejsze mutanty! Możesz wierzyć, na pewno mi się uda! - warknęła, mrużąc oczy.
Uchylił się ponownie i niemal identycznie oddał jej wcześniejszy cios, z tym, że wbił jej pięść w podbrzusze, nie był to zresztą pierwszy raz kiedy ją tam uderzał, teraz jednak włożył w to więcej siły. Odskoczył w bok przed ewentualną kontrą i wciąż się krzywiąc z bólu w kroczu, syknął
- Głupia… myślałem, że załapałaś kim ja jestem. Mutanty poza tym nie jedzą ludzi, a ludzie mutantów!
Cela opadła znowu na kolana, walcząc o oddech.
- Przestań... - wykrztusiła w końcu, walcząc z bólem, który powracał coraz silniejszym falami. - Przestań.
- Też cię o to prosiłem, prawda? - powiedział. - Dzisiaj udasz się ze mną w jedno miejsce. Właściwie jutro, w nocy. Za dwa dni spodziewam się Serafina i brata, musimy poczynić przygotowania…
- Przygotowania do czego? Kim ty właściwie jesteś?
- Nigel Terry Nights - odpowiedział lekko się kłaniając. - Pseudonim Nigr wziął się z bardzo starych czasów… nieważne - machnął ręką. - Tylko lepiej zachowaj na ten temat milczenie, to będzie nasz mały sekret - dodał uśmiechając się kwaśno.
- Ściemniasz tym lekarzom, czy mi? W sumie nieważne... Przygotowania do czego? - Powtórzyła pytanie.
- Lekarzom. Nie lubię rozgłosu. Przygotowania do powrotu brata, Jasona. Mówiłem przecież - powiedział w końcu sie prostując, choć powoli i z bólem.
Cela skuliła się, odruchowo, widząc, że mężczyzna się prostuje. Bała się, z każdą chwilą bardziej. Była przerażona. Środki znieczulające działały coraz słabiej. Bała się mężczyzny, bólu, który narastał, coraz silniejszym falami, paraliżując jej ciało i wolę. Nie chciała już walczyć, chciała tylko, żeby Nigel - nieNigel zostawił ją w spokoju. Chciała, żeby wszystko się skończyło. Chciała nie czuć.
- Zostaw mnie - powiedziała, przyciskając policzek do zimnej podłogi. Mówienie bolało, podobnie jak oddychanie. - Nie chcę. Boli. Zostaw.
Westchnął ciężko pochylając głowę.
- Nigdy tego nie chciałem dla ciebie. Naprawdę. Nie wiem czy to ze względu na twoją matkę, nasze więzi rodzinne, ale nie chciałem - podniósł głowę i uklęknął przy niej. - Jestem złą osobą, wiem to. Jednak szczerze mówiąc miałem nadzieję, że na mnie twoje umiejętności zadziałają. Że zmusisz mnie do połknięcia własnego języka, powieszenia się. Ale się nie da… i nie mogę pozwolić by mnie zabito. To strach, instynkt przetrwania, cokolwiek co nie pozwala mi się poddać. Też mnie to boli, ale nie… nie chciałem mieć cię przeciwko - powiedział z nagłym, niespodziewanie szczerym smutkiem.
Dziewczyna zamrugała a potem przekręciła lekko głowę, żeby złapać spojrzenie mężczyzny. Ból otaczał ją szczelnym kokonem, odcinając wszystko wokół.
- Zostaw... Zostaw mnie samą. Proszę.
Westchnął ponownie, zabierając z ziemi bicz. Potem odszedł gdzieś w głąb korytarza, rzucając jej wcześniej pęk trzech kluczy z breloczkiem, pod nogi.

Brzęk rzucanych kluczy przebił się przez kokon otaczający Ocelię. Widziała klucze leżące przy jej stopach, ale nie sięgnęła po nie. Wiedziała, że to po prostu kolejny test – wstanie, otworzy drzwi, wyjdzie, a tam ten sadystyczny psychol znów ją dopadnie i pobije.
Nie miała już na to siły. Zimna podłoga przyjemnie chłodziła rozognione ciało.
Lewa ręka była teraz sprawniejsza, wyciągnęła ją, ustawiła prawą rękę, odsłaniając wewnętrzną część przedramienia i nadgarstek. Przesunęła pazurami, otwierając szeroko żyły i tętnicę. Wzdłuż, nie w poprzek. Wzdłuż, żeby powierzchnia otwarcie była jak największa. Prawie nie poczuła bólu, tylko nacisk. Krew buchnęła szerokim strumieniem, mieszając się po chwili z tą wpływającą z pleców.
Kontury zmiękczyły się, napięcie w ciele opadło, poczuła spokój. Ból odpływał, stając się nic nie znaczącym elementem tła.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline