| Ponowna podróż przez halę mięsną nie należała do przyjemnych. Mężczyzna zaprowadził ją na drugi koniec, niż ten, w którym się obudziła. Była tam wielka, metalowa klapa, przypominająca zejście do schronów, które budowali amerykanie w czasie zimnej wojny. A dokładniej taki jaki zbudowano dla prezydenta.
Zeszli paręnaście stopni schodami w dół, do ciemnego, przyjemnie chłodnego korytarza, co więc było całkowitą odmianą jaskrawego, upalnego miasta. Mężczyzna pociągnął ją do pierwszego pokoju po lewej, wielkiej kliniki z pustymi, dużymi inkubatorami, wypełnionymi dziwną cieczą, aparaturą chemiczną, ale i zwyczajowymi przyrządami leczniczymi.
- Rączka jej się złamała i ma zadrapanie. Wszystko na prawej, zajmij się któryś - oznajmił do grupki lekarzy i lekarek, siedzących i jedzących obiad. Wstał ten, który już skończył jeść, wysoki i ułożony, wskazał jej leżak, na którym prowadzący ją mężczyzna, ją usadowił. Nagle przypiął ją do łóżka pasami, a doktor podał jej dwa zastrzyki, jeden znieczulający, który zadziałał bardzo szybko i drugi do samej kości, za pomocą ogromnej igły.
- W zależności od stopniu jej ewolucji, ręka będzie sprawna za parę dni - dodał jeszcze doktor, bardzo sprawnie i machinalnie, zajmując się jej raną ciętą.
- Widzisz? Nawet jak coś sobie tutaj zrobisz, mamy tak wspaniałą kadrę, że i głowę ci przyszyją! - powiedział ucieszony mężczyzna zawiązując w końcu szlafrok.
- Ło, ło , ło… - zawołała Cela – Ściągaj na powrót tą koszulę, wujek! Masz całkiem niezłą klatę.
Leki zadziałały doskonale.
Ból minął, jak ręką odjął (He, He – ręką odjął, czujecie? Taka ta gra słów, zabawna, ona też właściwie wcześniej nie miała ręki, a teraz ma, nie? – zachichotała sama do siebie). W połączeniu z pustym żołądkiem, wcześniejszymi lekami i ogólną słabą tolerancją Celi na chemię nowe znieczulenie przyniosło nieoczekiwany efekt.
-Ale jazda! – zachichotała znów. - Macie super towar. Czy będę rzygała? Alex mówi, że speed nie jest dla mnie.. Wujek, pójdziemy się powspinać? Macie tu fajne mury, widziałam. Będę ci mówić NNW. EnENDabju. – przespelowała. – Wow, odepnijcie mnie od sanek, popowspinamy się. Pospinamy. Pospiwamy.
- Pomyśleć, że jeszcze na początku ubiegłego wieku, używali heroiny jako środka znieczulającego… - mężczyzna pokręcił głową, stojąc obok lekarza.
- Czy powinniśmy już poczynić przygotowania? Czy pan Nigr niedługo przybędzie? - spytał doktor ignorując dziewczynę.
- Myślę, że tak - odparł mężczyzna tępo. - Daj mi znać jak ona dojdzie do siebie, do tego czasu macie jej nie dotykać. Muszę się przebrać, od wczoraj nie miałem chwili odpoczynku.
- Ale Reszta już nie stanowi problemy? - dopytał lekarz.
- Tak. Nikt was już nie ściga. Czyste konta - zapewnił wychodząc.
- Hej, wujek! - zawołała. - Odpinaj mnie ciulu, już - warknęła do lekarza. - Idziemy się wpsinać z wujkiem. Wspinać.
- Jezu, kurwa, Chryste! - warknął, któryś z lekarzy, próbując skupić się na rozmowie z resztą. - Jack! Weź jej coś, kurwa, jeszcze daj, za ostro ją naćpałeś!
- Więc jeszcze mam ją przećpać? Genialne! - rozłożył ręce Jack. - Możesz spróbować zdzielić ją po ryju, żeby zemdlała, a jak przyjedzie pan Nigr to wyrwie ci każdy centymetr skóry i każe mi go potem przylepiać! Niech się mała drze, już nigdy w życiu nie będzie się tak dobrze bawiła jak teraz…
Wujek poszedł, zostawiwszy ją z grupą mało rozrywkowych ciulów. To było nie fair.
- Jack! - zawołała. - Jack! Sprawę mam. Podejdziesz?
Lekarz ponownie obrócił się w jej stronę, patrząc na nią jakby znużony.
- No chodź, chodź, nie będę przecież krzyczeć…- zachęciła go, kiwając brodą.
Podszedł w końcu rozkładając ręce.
- No?
- Musisz mnie odpiąć - złapała jego spojrzenie i ściszyła głos, żeby się nad nią pochylił. - Szybko. Szybko.
- Muszę? - uniósł brew pytająco. - Na pewno? To dość kłopotliwe…
- Dasz radę - zapewniła go Cela, uśmiechając się. - Bo inaczej powiem wujowi Nigrowi, że mnie molestowałeś. - zagroziła i zaczęła chichotać. "Wujowi" - "wuj"-... rym do wuj był przezabawny.
- Dobra, dobra, nie musisz od razu grozić - mruknął rozpinając jej pasy.
- Jack? Jack, co robisz? - spytał jeden z lekarzy, leniwie się obracając. Gdy lekarz zluzował ostatni pas, jego kolega zerwał się z krzesła. - Kurwa! Co ty odpierdalasz?!
- Spokojnie – powiedziała Cela, zeskakując z leżanki. – świat zawirował niebezpiecznie szybko, jak w rollercosterze bez pasów, ale ustała – Wujek mnie potrzebuje, narka – skoczyła w stronę drzwi.
Grupa lekarzy i lekarek na moment zastygła w miejscu, uspokojono tym mocniej im bardziej Ocelia była zdenerwowana. Wyskoczyła na ten długi, ciemny, betonowy korytarz, który tym razem przybrał dla niej barwy tęczy i długość paru centymetrów.
- Wow, ale czad! - na moment zastygła, zauroczona widokiem, a potem - z ogromnym trudem - zwalczyła chęć odśpiewania radosnej pieśni o kwiatach, miłości, różowych jednorożcach i podwodnej łodzi. Bardzo powoli i ostrożnie, żeby nie wpaść na drugi koniec korytarza, zaczęła się zbliżać do wyjścia. Tu był miły chłodek, a tam czaderskie ściany z drutami. Wybór był prosty.
Wielkie metalowe odrzwia stały jednak zamknięte również od wewnątrz, gdzie nie było widać sposoby otwarcia. Dwa zamki i kłódka wyglądały na solidne.
Znów zachichotała, sytuacja była niezwykle zabawna. Chcieli, żeby się mogła wykazać, wyraźnie, najpierw pomalowali ściany, skrócili korytarz, a teraz udają, że robią zamki. Ciekawe, czy wujo wie, że robią takie rzeczy. Musi mu opowiedzieć.
Ruszyła nadgarstkami, żeby wysunąć pazury.
Usłyszała bardzo nieprzyjemny trzask, a ból pleców znacząco ją otrzeźwił. Czas wciąż płynął nieregularnie, więc kolejne uderzenia następywały w dziwnych odstępach czasowych, ale zdecydowanie wracały jej zmysły, gdy narkotyki odpływały wraz z krwią z pleców.
Mężczyzna teraz już ubrany w garnitur, ale wciąż z biczem w dłoni, stał nad nią, ściskając narzędzie tortur, bądź też pracy bardzo nerwowo. Stał jednak blisko niej, będąc pewnym, że kilkanaście uderzeń starczy.
- Nawet naćpana możesz ich otumanić? Jestem pod wrażeniem. Chyba, że udawałaś? - spytał przechylając głowę.
Zamrugała kilka razy, próbując ogarnąć się w sytuacji. Leżała na podłodze, plecy piekły, a ściany powoli przybierały znajomy, szary kolor. Ocelia jednak zachichotała, podniosła się na kolana, potrząsnęła głową i, mocno chwiejnie, po kilku nieudanych próbach, wstała.
- Heh, ale buja. We all live on the yellow submarine... zaintonowała i zatoczyła się w stronę mężczyzny.
- Wujcio! Idziemy się wspinać?
Jednocześnie wyrzuciła rękę do przodu, żeby złapać bicz i kolanem wycelowała w jego krocze.
Choć z pewnością był szybszy, to tym razem nie spodziewał się żadnej odpowiedzi. Jednak leki wciąż trzymały, mnie że mniej, ale bólu jeszcze tak nie czuła. Mężczyzna jęknął celnie trafiony i spadł na kolana. Choć Ocelia nie złapałą biczu, to teraz i tak nie mógł go skutecznie użyć na takiej odległości.
Korzystając z tego, że klęczał poprawiła kolanem, celując tym razem centralnie w twarz. Łokciem walnęła go w tył głowy, tuż nad karkiem.
Przetoczył się na bok, puszczając bicz, ale i rozmijając się z Ocelią. Podskoczył do góry, stając w przykurczonej pozycji.
- Przestań! - warknął wściekle.
Zamachnęła się lewą ręką, tnąc go przez szyję i twarz.
- Jak jeszcze raz mnie dotkniesz, złamasie, to przekonam Nigra żeby nakarmił tobą te agresywniejsze mutanty! Możesz wierzyć, na pewno mi się uda! - warknęła, mrużąc oczy.
Uchylił się ponownie i niemal identycznie oddał jej wcześniejszy cios, z tym, że wbił jej pięść w podbrzusze, nie był to zresztą pierwszy raz kiedy ją tam uderzał, teraz jednak włożył w to więcej siły. Odskoczył w bok przed ewentualną kontrą i wciąż się krzywiąc z bólu w kroczu, syknął
- Głupia… myślałem, że załapałaś kim ja jestem. Mutanty poza tym nie jedzą ludzi, a ludzie mutantów!
Cela opadła znowu na kolana, walcząc o oddech.
- Przestań... - wykrztusiła w końcu, walcząc z bólem, który powracał coraz silniejszym falami. - Przestań.
- Też cię o to prosiłem, prawda? - powiedział. - Dzisiaj udasz się ze mną w jedno miejsce. Właściwie jutro, w nocy. Za dwa dni spodziewam się Serafina i brata, musimy poczynić przygotowania…
- Przygotowania do czego? Kim ty właściwie jesteś?
- Nigel Terry Nights - odpowiedział lekko się kłaniając. - Pseudonim Nigr wziął się z bardzo starych czasów… nieważne - machnął ręką. - Tylko lepiej zachowaj na ten temat milczenie, to będzie nasz mały sekret - dodał uśmiechając się kwaśno.
- Ściemniasz tym lekarzom, czy mi? W sumie nieważne... Przygotowania do czego? - Powtórzyła pytanie.
- Lekarzom. Nie lubię rozgłosu. Przygotowania do powrotu brata, Jasona. Mówiłem przecież - powiedział w końcu sie prostując, choć powoli i z bólem.
Cela skuliła się, odruchowo, widząc, że mężczyzna się prostuje. Bała się, z każdą chwilą bardziej. Była przerażona. Środki znieczulające działały coraz słabiej. Bała się mężczyzny, bólu, który narastał, coraz silniejszym falami, paraliżując jej ciało i wolę. Nie chciała już walczyć, chciała tylko, żeby Nigel - nieNigel zostawił ją w spokoju. Chciała, żeby wszystko się skończyło. Chciała nie czuć.
- Zostaw mnie - powiedziała, przyciskając policzek do zimnej podłogi. Mówienie bolało, podobnie jak oddychanie. - Nie chcę. Boli. Zostaw.
Westchnął ciężko pochylając głowę.
- Nigdy tego nie chciałem dla ciebie. Naprawdę. Nie wiem czy to ze względu na twoją matkę, nasze więzi rodzinne, ale nie chciałem - podniósł głowę i uklęknął przy niej. - Jestem złą osobą, wiem to. Jednak szczerze mówiąc miałem nadzieję, że na mnie twoje umiejętności zadziałają. Że zmusisz mnie do połknięcia własnego języka, powieszenia się. Ale się nie da… i nie mogę pozwolić by mnie zabito. To strach, instynkt przetrwania, cokolwiek co nie pozwala mi się poddać. Też mnie to boli, ale nie… nie chciałem mieć cię przeciwko - powiedział z nagłym, niespodziewanie szczerym smutkiem.
Dziewczyna zamrugała a potem przekręciła lekko głowę, żeby złapać spojrzenie mężczyzny. Ból otaczał ją szczelnym kokonem, odcinając wszystko wokół.
- Zostaw... Zostaw mnie samą. Proszę.
Westchnął ponownie, zabierając z ziemi bicz. Potem odszedł gdzieś w głąb korytarza, rzucając jej wcześniej pęk trzech kluczy z breloczkiem, pod nogi.
Brzęk rzucanych kluczy przebił się przez kokon otaczający Ocelię. Widziała klucze leżące przy jej stopach, ale nie sięgnęła po nie. Wiedziała, że to po prostu kolejny test – wstanie, otworzy drzwi, wyjdzie, a tam ten sadystyczny psychol znów ją dopadnie i pobije.
Nie miała już na to siły. Zimna podłoga przyjemnie chłodziła rozognione ciało.
Lewa ręka była teraz sprawniejsza, wyciągnęła ją, ustawiła prawą rękę, odsłaniając wewnętrzną część przedramienia i nadgarstek. Przesunęła pazurami, otwierając szeroko żyły i tętnicę. Wzdłuż, nie w poprzek. Wzdłuż, żeby powierzchnia otwarcie była jak największa. Prawie nie poczuła bólu, tylko nacisk. Krew buchnęła szerokim strumieniem, mieszając się po chwili z tą wpływającą z pleców.
Kontury zmiękczyły się, napięcie w ciele opadło, poczuła spokój. Ból odpływał, stając się nic nie znaczącym elementem tła.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |