Jovin
Jazda na wozie to nie było to do czego krasnolud przywykł. Zazwyczaj sam ciągnął go razem z całą zawartością przy okazji nie pozwalając rozleniwić się swoim imponującym mięśniom. Czuł się trochę za wygodnie, ale nie narzekał. Przeczuwał, że jeszcze zdąży się "poruszać"
Kiedy rozbili obóz Jovin rozłożył swój namiot, a raczej jego imitację. Były to bowiem cztery drewniane tyczki z zawieszonymi nad nimi skórami zwierząt. Jego śpiwór zrobiony został przez niego samego z niezwykle ciepłej skóry górskiego trolla. Jeszcze nie miał zamiaru usnąć. Usiadł z innymi przy ogniu. Starał się nie patrzeć na elfkę. Rasa ta wzbudzała w nim obrzydzenie, podróżował z nią tylko z wyższej konieczności. Najchętniej przepołowiłby ją na pół swoim toporem, uważał bowiem, że wszystkie elfy to skaza Chaosu i jego podstępny śpieg mający na celu unicestwienie wszystkich długobrodych. Nie rozumiał jak ludziom mogą się te chude długouchy podobać. Przecież oni nawet pożądnie walnąć w łeb nie potrafią. Byle gigant zmiótłby je na proch.
Mruczał do siebie przez dłuższy czas. Kiedy mu się znudziły rozprawy i wyobrażenia o własnej śmierci pełnej krwi i cierpienia rzekł do reszty. - Może jakąś wartę wystawimy? Jak chceta to ja mogę być pierwszy, może się jakie monstrum napatoczy... - Spojrzał na nich wyczekując odpowiedzi. |