Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2013, 07:14   #99
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Godzinę wcześniej...

Praha wyszedł zza zakrętu i od razu wmieszał się w kolorowy tłum. Ręka wciąż trochę drżała. Poprawił plecak i torbę po Netaniaszu i w rytmach beztroskiej muzyki szedł naturalnie starając się nie rzucać nikomu w oczy. Był obcym na Skrzyżowaniu, ale był nim przecież każdy kto nie był Rippersem. Tylko klauny zdawały się być gospodarzami tego cyrku. Dosyć szybko namierzył kolesia z którym w ostatnich dwóch latach zdarzyło mu sie robić interesy. Nikt tu nikogo o nic nie pytał. Nawet pewnym nie był czy klaun rozpozna w nim powracającego klienta. Nie zależało Praha ani jedną, ani w drugą stronę. Pewnie nie. Spod kaptura wyglądały tylko oczy nad chustą, ale nawet jeśli nie, to co z tego. Ważne, że on wiedział, że koleś płaci od ręki honorowo zaniżając dwadzieścia procent na fantach i jeszcze dało się coś utargować.

Wszystkie rzeczy Netaniasz poszły od ręki za prawie karton. Po sprzedaniu kilku swoich, miał już tyle, że mógł wykupić sobie i Blademu miejsce u Bongo Tongo. Ten klaunowaty skurwiel był nieobliczalny a zasadzie bardzo obliczalny. Liczyć można było za podpadnięcie na łamanie kości po kości z rąk pomagierów, aż w końcu Bongo osobiście podrzynał gardło. Nawiedzeni pokroju Krucyfiksa wierzyli, że jest opętany. Tacy jak Praha, że tylko zdrowo pierdolnięty wariat. Na Terze był znanym seryjnym mordercą, któremu udowodniono nie siedem, nie dwadzieścia siedem lecz sto dwadzieścia siedem zbrodni. I trzy razy tyle podejrzeń. Przyjemniaczek. Nie ma co. Podkupić jego ludzi to na dwoje Gehenia wróżyła. Drań mógł nawet wystawiać się na podkładkę, żeby nie tylko komuś skosić za frajer kaskę ale i jeszcze sobie poświntuszyć i pomordować. Bongo Tongo lubił ostrą jazdę, bo zabawą tego nazwać nie szło. Tak jak tego co wyprawiał w łóżku seksem... A wszystko na haju, bo bez dragów to Tongo był jak bez Bongo lub Bongo bez Tongo... I jeszcze jeden mały szczegół doskwierał Praha. To nie tylko był kawał chuja ale bardzo duży kawał chuja. Wielki i umięśniony, że macający się na arenie gladiatorzy nie byli przy nim tacy straszni... Jego zakazanej facjaty Praha wiedział, że nie zapomni nigdy i rozpozna zawsze nawet bez stukniętego makijażu klauna.

Praha zawinął się kilka korytarzy dalej idąc w kierunku wylotu Skrzyżowania, gdzie czekali umówieni przyjaciele podróży. Kalkulował jak to rozegrać. W cholerę nie wiedział czy uda się stargować chodź co u Bongo Tongo... Z drugiej strony wiedział, ze i szastać fajkami nie może przy świętym Dicku i błogosławionym Torchu, którzy chyba mogliby nie zrozumieć potrzeby usunięcia Netaniasza spod nóg. Teraz liczył się Blady, bo szczepionka choć priorytet była tylko kamieniem milowym do Wielkiej Ucieczki, wirus niezaplanowanym utrudnieniem i szansą zarazem. W jaki inny sposób dotarł by do Bladego? Netaniasz rzekłby, ze to przeznaczenie, opatrzność Boża, że niezbadane są wyroki Pana i prowadzi on niezbadanymi ścieżkami. O yeah baby, o yeah... Splunął krwią. Gdzie On był, gdy człowiek, którym był, został zmieniony na podobieństwo Praha? Bóg załatwiał swoje sprawy gdzie indziej. Nie miał biznesu chyba w tym projekcie. Sprzedał diabłu za frajer losy ich wszystkich lub zlecił robotę niedoświadczonym podwykonawcom. Taaaak. God’s away on business...

Praha znalazł to czego szukał. Giwera leżała w dłoni idealnie. Ani ciężka, ani lekka. Z podobnej uczył się strzelać w akademii. W służbie Międzygwiezdnej Floty Ziemi używało się jednak w praktyce już tylko laserów. Zawsze jednak miał sentyment do staroci. Przeładował. Świetna replika. Na Gehennie, nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak można było znaleźć wszystko. No prawie wszystko. Ni e było tylko Boga... W jego imitację pod tysiącem obrazów wierzyli dzielnie naiwniacy z Armii Lwów.

Magazynki pasowały. Sprawdził wszystkie naboje. Rozebrał gnata na części pierwsze. Hell, brakowało tylko wadliwej iglicy, badziewnej sprężyny, pazura wyrzutnika i tak dalej.

Szczur kombinował czy nie zrobić w ciula Ortegi i Torcha. Czy nie zagadać w Bongo Tongo na osobności, stargować ile się da, a reszcie powiedzieć, że trzeba więcej od łebka. Wtedy za ugrany bonus pośrednika mógł kupić wdzianko dla jajka i Medpacka. Blady musiał przeżyć tę wyprawę w jednym kawałku i lekki pancerz na pewno by w tym nie zaszkodził. Tylko raz przez głowę Praha przeleciało, że Jonasz może być kretem Strażnika.Mógł. Podobno były planty między więźniami. Ale czyż on nie byłby tym oczywistym? Już go mądrzejsi od Praha musieli prześwietlić. No i Blady nie miał najważniejszej cechy agenta. Nie wyciągał z dupy fantów zupełnie niedostępnych na rynku. Zdecydował zdecydować później. Zobaczyć w którą stronę potoczą się wydarzenia.





Potem, w międzyczasie...

Ortega zajebał wielkiego bydlaka. Praha stawiał na Richarda i dlatego chciał, aby właśnie tak się stało. Potem szczur szczerze cieszył się z wygranej. Na bazarek Skrzyżowania poszli bogatsi o ponad pół kartonu i tam Praha starał się jak mógł ukręcić jak najlepsze lody z fantów ich ekipy podróżniczej. Jonasz oznajmił, że potrzeba zagłuszacza. Szczur zgrzytnął zębami. Spodziewał się, że Blady ma taką zabawkę od samego początku. Wiedział po ile takie ustrojstwa latają i teraz trzeba było się nieźle po łepetynie podrapać czy pojechać na gapę z zagłuszaczem i ryzykować gniew Bongo Tongo czy mieć cztery godziny w plecy na samodziełkę, którą Jon oznajmił, ze umie poskładać w odpowiednich warunkach Gehenny... Wybrali to drugie, bo jucha ciekła już niemal regularnie z nosów Praha i Ortegi jak z cipek z okresem.





Coraz bliżej teraz...


Poszli zobaczyć Bongo Tongo, więc przepuszczeni przez ochornę, ogoleni z ekwipunków i broni, przemierzali korytarz ku pilnowanej przez strażników niczym bunkier. Brakowało tylko tabliczki:

Kwatera Główna Bossa Skrzyżowania ds. Termialu

BONGO - TONGO

Czekał tam na nich dziwacznie przebrany mężczyzna.


Jego szalone oczy wpatrywały się w nich z pozorną beztroską i tępotą.

- Czołem kurewki - przywitał ich nieprzyjemnym, piskliwym głosem. - Jak wam leci?

- Co słychać? Nic to. Stare kurwy nie chcą zdychać. - Praha skinął głową. - Pomaleńku leci. Ale do Bongo Tongo nam się troszku spieszy.

- Jakie macie sprawy, kurewki? Hę? Co chcecie.

- Chcemy pogadać z bossem. - odpowiedział Praha cierpliwie.

- Jestem Szajba. I jestem teraz bossem - wykrzywił twarz clown. - Więc, pizdeczki, mówicie. Czas tyka nieubłaganie.Mam omówiona randkę z dwoma chętnymi dupciami i będę pakował jak szalony, więc troszkę się niecierpliwię. Widzę już ich chętne cipki, ich chętne dupeczki i ich wspaniałe usteczka na moim drążku szczęścia i szaleństwa i prawie nie myślę o niczym innym. Więc szybciutko, nim stwierdzę, że bardziej mi się opłaci wydymać was.

- Eee. Nie opłaci. Akurat mam sraczkę. Ale znałem jedną taką co lubiła żeby jej na cycki zesrać się po bzykanie, he, he! - Praha zarechotał równie szaleńczo jak klaun. - Potem spoważniał momentalnie. - Do Terminala chcemy. Od niego też jesteś bossem teraz Szajba?

- Bongo Tongo załatwia sprawy sektora gdzieś daleko, w trzewiach Gehenny. Ja jestem jego prawą ręką, jego lewą ręką, jego kurwa prawą i lewą nogą, jebanymi prawym i lewym półdupkiem i nawet jego wielkim, twardym kutasem, i zastępuję go, kurwa wasza mać, w każdym jebanym, możliwym aspekcie tej obesranej roboty - wychrypiał czy też raczej wypiszczał Szajba.

Potem spojrzał na Praha nieco bardziej przytomnie.

- Serrio? - wypalił nagle.

- Yep. Rozmazała sobie kurwa srakę po całym brzuchu. Mało nie zajadała się. Ale, ale...

- Kurwa - pokręcił głową. - A to o mnie mówią, że jestem pojebany. Ale co? - widać, że lubił przerywać ludziom w pół zdania. Możliwe, że w ten sposób demonstrował swoją władzę.

- Ale to tak samo ja jestem prawą reką, lewa nogą i kutasem tych tu obok stojących kilerów - kiwnął głową na kompanów. -. Mało gadają, to ja muszę, ich językiem jestem. Towarek mamy dobry. Chłopaki skosztowali i kołki im się w gębach postawiły, ale nie pękaj. Tobie zapłacimy równie dobrze jak Bongo. Też lubisz przyjebać w dwie rury? Wpuścisz nas na Terminal?- Praha zdawał się być równie pierdolnięty jak jego rozmówca.

- Terminal? - spojrzał na niego spokojnie. - Czemu nie - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Cena to sto fajek. Od osoby. Podwózka dokąd sobie zażyczysz.

- Szajba. A ty wiesz, że jak prawa ręka bierze tak żeby lewa nie widziała, to trzecia ręka jest twarda jak Iglica? Daj nam zniżkę. Pojedziemy we czterech. Za pięć dych od łebka i wrócimy za kilka dni za tyle samo. Jakby nie było stówcia ci wpadnie. Co za różnica którym razem nikt nie będzie wiedział prócz Szajby ki chuj był w Terminalu?

- Pięćdziesiąt fajek od łba i ruszamy zaraz.

- Dobra. Ale nie zaraz. Będziemy z fajami gotowi za góra cztery godzinki. Pasuje? - zapytał szczur, splunął na dłoń i wyciągnął rękę do przybicia układu.

- Za cztery godziny cena może pójść w górę. Ale na razie pasuje.

Szajba napluł na dłoń i wyciągnął ją do przypieczętowania transakcji.

Sztama powędrowała kilkakrotnie w górę i w dół niczym zakład.

To mógł być przekręt. Mogli być właśnie dymani albo przez Szajbę, albo przez samego Bongo Tongo. Swoją drogą Praha słyszał skąd wzięły się tongi przy Bongo, ale wolał nie ryzykować powtarzania. Wszak plotki były radiem szatana i z czym się szczur zgadzał, to z tym, że niektóre informacje powinny były być trzymane pod językiem za zębami. To mógł być przekręt na frajerach jak oni, ale nie mieli luksusu aby przekonać się inaczej jak na własnej skórze. Czerwona wisienką na torcie z gówna była perspektywa zakupu Zagłuszacza bez straty czasu. Czas to pieniądz a w tym przypadku to było nawet życie. Wysłał hackerowi teksta, by zawrócić go na pięcie.

I tak oto lekki pancerz dla Bladego poszedł się kochać z medpakiem, gdy Praha zebrawszy do kupy uciułane fajki i fanty ruszył z Jonem w kolorowe korytarze targować się o elektronikę. Ale to było ważne, dużo ważniejsze od wyprawy przez Terminal. Praha były ślepy gdyby tego nie widział i głupi, gdyby to wszystko myślał, że rozumie.

Krew puszczała się z nosa szczura od jakiegoś czasu. Usiadł pod ścianą. Zjadł całą porcję więziennego wiktu. Na pełny brzuszek zaaplikował witaminkę i znowu stał się bardziej na policzkach różowy; czuł przypływ nowych sił. A cóż... Wybieleniec dalej był permanentnie blady, jakby całą zimę lodowy wiatr wiał mu do dupy, że potem latem puszczał zamiast bąków śniegowe płatki i już mu tak zostało do dzisiaj.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 30-09-2013 o 07:25.
Campo Viejo jest offline