Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2013, 19:54   #119
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Najemniczka ruszyła za wybiegającymi z meczetu uzbrojonymi mężczyznami, by sprawdzić co się dzieje na zewnątrz. Zobaczyła vana i szybko ostrzegła towarzyszy, ale spóźniła się. Charakterystyczny terkot karabinów maszynowych zabrzmiał w jej uszach. Nie wahała się nawet chwili. wyjęła jeden z granatów, które zabrała ze składu, odbezpieczyła go i rzuciła w kierunku biegnących. Potem drugi wrzuciła do środka meczetu, w największe skupisko Arabów. Oddaliła się pospiesznie od wejścia, posuwając wzdłuż ściany i próbując okrążyć budynek.
- Mają arsenał w meczecie. Tam jest też prawdopodobnie wejście do laboratorium - powiedziała cicho do nadajnika - Spróbujcie się wycofać i przedostać do tylnego wejścia.
- Fucking salach! - zaskoczenie nie spowalniało ruchów O'Hary. Gdy tylko zobaczył wroga i zrozumiał jego intencje, zaczął wrzucać wsteczny i nacisnął pedał gazu. Pociski dziurawiły vana, ale wystarczy, gdy przejedzie trochę, za najbliższy zakręt. Któryś fartownie trafił, wyładowując część baterii tarczy. Irlandczyk gwałtownie zakręcił kierownicą, próbując zjechać z linii strzału arabusów, samemu jak najniżej opuszczając się na siedzeniu.
- Wig, pilnujesz Jeanne! Shade, dostań się do drugiej przecznicy na południe od celu, tam się spotykamy! W razie czego czyść drogę. Fox, musisz dostać się do nas, nie podjeżdżaj za blisko meczetu!

Shade widziała jeszcze, jak granat wybucha pomiędzy dwoma Arabami, rzucając ich na ziemię. Drugi wybuch usłyszała w meczecie, ale prócz krzyków nie wiedziała już co tam się wydarzyło. Kombinezon sprawiał, że w tym zamieszaniu pozostała niewidoczna. A wyznawcy Allaha atakowali dalej, wznosząc okrzyki do swojego boga. Jeszcze dwóch czy trzech żołnierzy odpowiadało ogniem, jasne jednak było, że nie mają szans. Kane z impetem ruszył do tyłu, słysząc i czując jak kolejne kule dziurawią idealny cel, jakbym był duży van. Z silnika zaczęło się dymić, a potem zgasł. Przejechali jeszcze kilka metrów siłą rozpędu, częściowo chowając się za jakiś blaszany stragan na rogu ulicy. Tylko kilkanaście metrów dalej od miejsca, w którym ich zatrzymano. Wig poderwał się na kolana, otwierając drzwi i krzycząc do Jeanne.
- Wychodź, głowa nisko! Trzymaj się pomiędzy mną a nimi!
Wystrzelił kilka razy. Huk strzelaniny był tak intensywny, że nawet mimo krzyku kobieta ledwo słyszała słowa najemnika.
- Że co?? - Jeanne odpowiedziała również krzycząc. - Przecież tu strzelają!! - Powoli zaczynała wpadać w panikę, co wyraźnie widać było w jej oczach.
Shade oddalała się od wejścia z meczetu przesuwając ostrożnie wzdłuż ściany. Nie przestawała obserwować, co dzieje się z wycofującym się vanem, zauważyła więc od razu, jak zaczyna dymić i staje. Poszukała wzrokiem miejsca z którego mogłaby osłaniać uciekających towarzyszy. Teraz szczerze żałowała, że nie ma ze sobą jakiegoś solidnego karabinu. Jej pistolet kiepsko się sprawdzał na dalszy zasięg. Musiała dotrzeć do nich jak najszybciej, uważnie omijając jednocześnie, biegających po ulicach ludzi.

Osłaniana przez najemnika, a w zasadzie to popychana przez niego Jeanne, z głową jak najniżej się dało czołgała się we wskazanym kierunku. Gdyby nie to uporczywe poszturchiwanie, to kilkukrotnie zerwałby się już do biegu, starając się wyrwać z tego piekła w jakim się właśnie znalazła. Gdyż niewątpliwe z jej punktu widzenia było to piekło. Odgłosy wystrzałów, latające wokół pociski, krzyczący i umierający ludzie, nie był to widok do którego pani doktor przyzwyczajona była.
O'Hara nie czekał, jeszcze zanim van się w pełni zatrzymał, otworzył drzwi i wyskoczył ze środka, chowając się za przednim kołem. Silnik miał największą szansę zatrzymać kule. Wyjął zza paska flashbanga, odbezpieczając go.
- Odwróćcie wzrok!
Cisnął nim jak najdalej w stronę nadbiegających wrogów. Nie spojrzał na efekt, wyciągając z plecaka dwa granaty dymne, nowy zapas, który dostał dzięki uprzejmości Miracle. Wyciągnął zawleczki i poturlał pojemniki tuż przed ich obecną pozycję. Głośny syk i dwa szare obłoki zasłoniły widoczność.
- Wynosimy się stąd. Ruchy, ruchy!
Odbezpieczył strzelbę, czekając aż Wig i Jeanne ruszą. Podążył za nimi. Nie zamierzał strzelać, póki wróg nie pojawi się blisko.

Wig złapał Jeanne za ubranie na plecach i niemal podniósł, zmuszając do wstania.
- Nie czołgać, biec! Jazda, jazda!
Popchnął ją do przodu, samemu oddając serię w nadbiegających wrogów. Granaty dymne zasłoniły praktycznie wszystko i Arabowie nie mogli nawet udawać, że celują. Wyrwali się, a doświadczenie pozwoliło uniknąć im poważniejszych postrzałów, które przebiłyby się przez noszone przez nich ubrania ochronne. Skręcili i już byli na innej ulicy, podążając na południe.
Shade także zniknęli z oczu, za to kobieta przemykając się widziała jak padają kolejni żołnierze. Najemnicy nie byli tu głównym celem, napastnicy bowiem nie poszli na nich całą chmarą. Zamiast tego ustalili coś i zaczęli grupkami rozchodzić we wszystkich kierunkach. To była zaplanowana akcja i teraz musieli udawać się na ustalone wcześniej miejsca. Za oddalającymi się towarzyszami Valerie ruszyło ich mniej więcej dziesięciu, aczkolwiek nie wiadomo jaki był ich cel. Przynajmniej dwóch zaczęło zajmować się wojskowym jeepem, sprawdzając, czy da się go jeszcze uruchomić.
Najemniczka powiadomiła towarzyszy o tym fakcie i ruszyła w ślad za Arabami.

O'Hara nie zwalniał, ani nie obracał się zbyt często. Wig był doświadczony, wiedział co robić i wydawało się, że kontroluje Jeanne. Poruszali się truchtem tuż przy budynkach, zwiększając dystans od wroga.
- Shade, spowolnij ich na chwilę, niech stracą nas z oczu. Wystarczy ostrzał lub granat z drugiej strony ulicy. Wig, jak ona zacznie, skręcaj.
Manewr nie był trudny, a przeciwnik zbyt niedoświadczony, żeby to nie zadziałało. Uciekających ludzi w koło nich było multum i takie zagranie mogło okazać się nawet zbędne, lecz kombinezon Valerie należało wykorzystać na ile było można. Sam podążył za Peterem i gdy tylko znaleźli się na odpowiedniej ulicy, pogonił ich.
- Biegiem! Tam!
Wskazał na jeden z solidniejszych, kilkupiętrowych budynków, w którym się wkrótce schronili, razem z całkiem dużą ilością tubylców. Przecisnęli się dalej, wchodząc na piętro. Kane przekazał Shade ich pozycję. Wydawało się, że chwilowo są bezpieczni.
 
Widz jest offline