Z płytkiego snu wyrwały najemnika niepokojące, jakby zwierzęce wrzaski dobiegające spoza jaskini. Mrożące krew w żyłach odgłosy sprawiały, że wszyscy podrywali się z posłań szukając naprędce oręża. Także Ricardo zerwał się sięgając po leżącą nieopodal broń. Pospiesznie przewiesił miecz i bełty, po czym zaczął przygotowywać kuszę. W myślach przeklinał szybko uciekające, cenne sekundy, jednak nie przerwał czynności. Możliwość oddania strzału do zbliżającego się przeciwnika nieraz już ratowała mu życie.
Skupiony na automatycznych ruchach ledwie rejestrował chaos panujący w jaskini. Część współtowarzyszy biegła już w stronę wejścia, inni stali ogarnięci przerażeniem, a reszta podobnie jak on naprędce przygotowywała się jeszcze do nieoczekiwanej bitwy.
„Sprzyjaj nam dziś Myrmidio” – modlitwa wypełniła chaotyczne myśli mężczyzny.
W końcu poderwał się do biegu z przygotowaną kusza. „ Oby tylko dostać wroga w zasięg strzału.”
Widok nadciągającej armii przewyższył najgorsze obawy najemnika. Gnijące trupy kierowały się w stronę kapłana Sigmara napędzane mroczną siłą. Ich nienaturalny, chwiejny krok napełniał przerażeniem. Pochodowi towarzyszył odór rozkładającego się ciała. Zło zdawało się wręcz namacalne.
Nad pozostałe odgłosy wybił się okrzyk jednego z krasnoludów. Słowa w nieznanym języku popłynęły z niezwykłą siłą nad walczącymi. Zaraz też tenże krasnolud zakrzyknął tym razem już w znanej najemnikowi mowie:
- Szczędźcie ostrzy. Walczcie obuchami. Utrzymujcie walkę na dystans o ile to możliwe i módlcie się. Ich ostrza, pazury i zęby niosą powolną śmierć w męczarniach.
Zdecydowany okrzyk dodawał odwagi, a światło z podpalonego przez Helvgrima dźwigu ułatwiało oddanie strzału.
Ricardo zdecydowanym ruchem uniósł kuszę i wycelował w jednego z idących na czele ożywieńców. Bełt bezbłędnie pomknął w kierunku celu, wbijając się pomiędzy jego żebra.
Najemnik zajęty przeładowywaniem broni nie widział już jak trafiony wróg zatacza się z rozerwanym tułowiem... |