Rodzeństwo, z wyjątkiem sfatygowanego mocno Ragnara, szybko poderwało się ze swych wygniecionych w trawie posłań. Wilczym spojrzeniem sięgali już w głąb zacienionej kniei jaka rozciągała się nieco dalej, a skąd dochodziły niepokojące Ayse dźwięki.
Nagle w przód, przed linię drzew i chaszczy, wyskoczyła drobna postać odziana w skóry i nim przybysze jakikolwiek znak czy gest wykonać zdołali puściła w ich kierunku strzałę. Grot ze świstem ciął powietrze wbijając się w ziemię, kilka stóp przed wybudzonym rodzeństwem. Kolejna zaś czekała już naciągnięta na cięciwę.
- Broń wszelką porzućcie przybysze! A może darowane wam będzie życie.- potężny głos uderzył w nich wraz z wiatrem nadciągającym z północy. Zza pleców strzelca, w którym rozpoznali krótko ścięte dziewczę, wyłoniło się trzech, rosłych mężów o ciemnych brodach sięgających niemal pasa. Na swe potężne barki narzucone mieli grube, niedźwiedzie skóry. W dłoniach zaś ściskali żelazne topory. Gratka dla biednych podróżników jakimi byli teraz Asgvardowie... Cena jednak mogła być wysoka.
- To święte cmentarzysko Nagroldów. Mego klanu. I albo jesteśta głupcami co duchom się ośmielili narzucać albo węszyć w pobliżu mej wioski tu przyleźliśta.- to mówiąc zrzucił z ramienia oburęczny topór, opierając dłonie o jego trzonek.
- Może przysłał was ten chuj blady ze wschodu, co myśli że już wszędzie, na ziemi Bogów i Wolnych Ludzi jest tanem tanów?
Brodacz wydawał się bardzo pewny swego, ślepym być trzeba jednak by nie odczytać z twarzy jego ziomków strachu. Byc może przed ziemią, na której stali a jaka miała być nawiedzona? A może przed potomkami gigantów, co groźbami teraz straszył wódz?
Na zastanawianie się czasu wiele nie było. Jeszcze mniej niż sądzili, bowiem szybko uwagę Ayse i Njoreda zwrócił hałas w runie lasu, nieco bardziej na prawo. Próbowano ich okrążyć? Kolejny patyk strzelił pod czyjąś nieostrożną stopą, zaś wódz stał dalej twardo wpatrzony w przybyszy, tak jakby nie słyszał niezgrabnych podchodów.
Ciche warknięcie... Raz jeszcze trzask chrustu. Z lasu, bardziej z prawej wyskoczyły trzy wilczury ostrożnie stąpając przez trawę polany. Skórzane opaski na ich karkach świadczyły zaś o tym, że nie jest to dzika wataha, która przypadkiem trafiła na ludzkie spotkanie.