Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2013, 12:36   #238
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny

Widok był porażający. Grupa rzeźników z pod znaku Zęba, na swych dzikich wieprzach, jechała właśnie by posilić się ludzkim mięsem w bezbronnej osadzie. Khazad wejrzał na Galvina, syna Migmara, i dał mu znak głową że stać tu i przyglądać się nie ma zamiaru temu co Uruk'azi mają zamiar zrobić we wsi. Czekał sygnału by gotować się do starcia, by szykować się do zasadzki, by... zrobić cokolwiek. Taki rozkaz jednak nie nadchodził... a Helv był ciałem i duchem gotów na spotkanie krwi i trzasku kości. Wystaczyło spojrzeć na Galvina by dostrzec to samo uczucie, również Sioban siegnął po swą broń... jednak stało się coś czego krasnolud nie mógł pojąć. Wolf dał sygnał do nie angażowania się w potyczkę. Youviel stanęła obok niego, a po chwili dołączył do nich herr Greenhill. Temu ostatniemu khazad się nie dziwił, wszak dla niego potężny ork musiał być jak stwór opiewany w legendach. Jednak zbrojni ludzie, w sile, już dawno powinni biec na ratunek swoim. Dlaczego tego nie robili, tego Sverrisson nie wiedział. Czyżby to było to o czym mówili khazadzi przy piwie w karczmach, czyżby to była ta słabość krwi Sigmara, która z każdym stuleciem była co raz to bledsza?

Sverrisson spojrzał zdziwiony na kompanów. Opieszałość nie była w stylu krasnoluda, tym bardziej że dostrzegał szansę na to by Uruk'azi pokonać w potyczce. Choć z każdym kto teraz postanowił obejść wieś bokiem lub po prostu nieangżować się, szanse te malały. Tak jednak sumienie khazada poczynić nie pozwoliło, nie mógł pozostawić przy życiu tych orków... nigdy by sobie nie darował, nawet za cenę własnego życia, bo to był jeden z takich momentów. Jak zwykle przed rozlewem krwi, przyziemne powody swych decyzji odchodziły gdzieć w tył czaszki, a ustępowały miejsca ideałom i podniosłym celom. Budziło się sumienie.

- Krew waszego boga, Sigmara, tam się rozleje strumieniem. Zresztą... nie czekajcie mnie. - Dodał tylko, ewidentnie w kierunku ludzi z drużyny i zrzucił plecak szybkim ruchem ręki po czym chwycił za zwój liny z kotwiczką. Trzymając w jednej dłoni linę, a w drugiej swój wysłużony młot...

Wybacz Wolf, ale tu się być może nasze drogi rozchodzą. - Helvgrim spojrzał bardzo poważnie na dowódcę drużyny, po czym przeniósł wzrok na Galvina i Siobana. Temu ostatniemu podał zakorkowaną fiolkę i pokazał dłonią by wypił. - Łzy Valay'i. Wypij. Trzymałem na specjalne okazje... i albo okazja taka jest teraz, albo już się nie doczekam. - Wiążąc pętle na linie, wciąż mówił.

- Sprawa prosta jak bełt. Jeźdźcy wejdą głęboko w środek wsi, piechota ruszy za nimi wolniej i skoncentruje się na chałupach. Wiem, widywałem to już. Kusznicy zostaną na tyłach i będą wlaczyć tylko w ostateczności, głównie będą chronić drogi dla jazdy zielonych. Orki nie znają taktyki, ale mają wyczulone instynkty i jak każdy dziki zwierz, zawsze muszą mieć drogę ucieczki. To dla nich ważniejsze niż sama walka...

... dlatego kuszników dopadniemy pierwszych. Pojdziemy nisko, pod zabudowania i wyhaczymy ich jednego po drugim. Zrobimy to bez bohaterstwa, nas trzech na jednego orka, ostatecznie jeden wiąże walką wroga, a dwójka dobija. Musimy być szybcy. Bez pierdolenia o honorze tym razem panowie. Bierzemy kuszę orków i zaczynamy polowanie. Pozostajemy niezauważeni tak długo jak to możliwe. Jeśli coś pójdzie nie tak, wtedy będziemi mieli się szanse wycofać. -
W swe ostatnie słowa Helv sam nie wierzył, ale cóż... taki jest pieprzony los tych co mieczem wojują.

- Wielu ich nie ma. Jedynie piętnastu lub coś koło tego. Ja i Galv weźmiemy po pięciu, a ty Sioban resztę. - Helvgrim wysilił się na uśmiech i uścisnął dłoń każdemu z idących do wsi. - Jak to kiedyś powiedział jeden dzielny khazad. Żyj bez celu, albo umieraj dla ideii. Jakiż to musiał być kretyn. Har. Ruszjamy. - Czas naglił, zatem nieczekając już na nikogo, Sverrisson ruszył w stronę zabudowań.
 
VIX jest offline