Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2013, 15:32   #24
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Wystrzałowe wejście paniusi nie było tym, czego Luna by sobie obecnie życzyła. Nie dość, że ta przeszkodziła jej w pracy, to jeszcze uszkodziła szybę w samochodzie. Nie chciała też, by ta wpieniona paniusia celowała w nią czymkolwiek, nawet kluczem francuskim, że nie wspominając rewolwerze, w którym tłumik szwankował na tyle, że gdyby głupia franca strzeliła w ścianę czy w podłogę, to wystarczyłoby to w zupełności. Albo krzyknęła - też by wystarczyło. Póki co zmarnowała na darmo nabój, nabiła sobie przy okazji odpłatę za wybitą szybę. Ale nie Luna będzie się tym zamartwiać. Bardziej uważa na to, żeby jędza nie opróżniła magazynka, dziurawiąc jej mózg i czaszkę na rzeszoto.

W obecnej chwili twarz przybyłej furiatki w oczach Luny zmieniła się w podtopione, kipiące ciasto, z którego kluski spadały na podłogę, odsłaniając nagą, spaloną czaszkę, po chwili oblicze uzbrojonej kobiety wróciło z powrotem do normalnego kształtu. Ale przy okazji z lewego ucha wylaziło jej stado czarnych wdów, które obsiadły ręce albo się rozpełzły po warsztacie.
Luna potrząsnęła grzywą, zamknęła oczy. Wizja się rozpłynęła tak samo szybko jak się pojawiła.
“Głupia”, usłyszała szepty w języku piekielnym, “Głupia, głupia…”, które przeradzały się w coraz bardziej zjadliwy syk. “Po co tu przyszła, po co przeszkadza, po co jej ta broń, którą nie umie się obsługiwać, jak należy! Ale odpowiedzieć trzeba, co by dała spokój, głupia, głupia, głupia...”

- Odpowiem na wszystkie pytania - oznajmiła Luna głosem przesyconym do irytacji formalizmem. Choć na pozór wydawał się być też pozbawiony emocji, dziewczynie niezbyt podobała się wizja wpakowania kul do jej mózgu. Sama dziewczyna też się nie jej podobała. Była brzydsza od nocy, nie to co te piękne, choć niezbyt sprawne jak na jej oko wystrzałowce, które kalane były jej brzydkimi, bezkształtnymi dłońmi. I była głupia. - Ale proszę we mnie niczym nie celować i w nic nie strzelać.
-To mów! Już!- dziewczyna wcale się nie uspokoiła, ani nie zmieniła celu dla lufy swego pistoletu.
Chyba kobieta nie rozumiała tego, co powiedziała do niej Luna. Różowowłosa z rozczarowaniem westchnęła i zastanawiała się nad odpowiedzią. Bo skoro ta nie zrozumiała najprostszej prośby, by w nią nie celowała czymkolwiek, to jak ich rozmowa miała się potoczyć? To, że nie strzeliła w nic, było w jakimś stopniu ulgą, że może to... to “coś” rozumie polecenia, ale wciąż zbyt małą, by można było nią odetchnąć.

- Dobrze, spokojnie. Więc odpowiem. Nie wiem, gdzie jest Rodrick. Nie mam pojęcia, gdzie może być. Wczoraj pomagałam mu w robocie, ale dziś nie zastałam go w warsztacie. Kiedy przyszłam, nikogo nie było. Jestem Luna i pracuję tutaj od wczoraj przy maszynach i przy czym się tylko da - odparła zgodnie z kolejnością pytań i jak najbardziej zgodnie z prawdą.
-Coś mi tu nie pasuje...Rodrick nie szukał wcale pomocników, a i nie dawał nikomu kluczy do swego małego królestwa, więc jak na czeluście New Heaven tu weszłaś?- odpowiedź Luny nie uspokoiła wcale kobiety.

Niepokój? Gniew? Lunę to jakby obeszło, spłynęło po niej jak woda po kaczce. Co obchodzą ją zmarszki na brzydkiej, zdeformowanej twarzy terrorystki, z oczu której wyciekały krople krwi na ziemię. Bardziej niepokoiły ją inne rzeczy. Zjadliwe głosy posługujące się najplugawszymi dialektami piekielnego? Paskudne zwidy z udziałem twarzy kobiety?
Skąd! Choć Luna starała się nie spoglądać na oblicze tej paskudy.
Najbardziej niepokoiło ją to, że kobieta dalej nie rozumiała, że nie ma w nią celować czymkolwiek i że chyba nie zrozumiała odpowiedzi Luny. Zaczęła pytać się o jakieś bzdurne rzeczy typu klucze do drzwi zamiast przyjąć do wiadomości, że ona nie ma pojęcia, gdzie jest i gdzie może być Rodrick.

- Tak mnie też wspomniał. Ale przyjął do pracy - stwierdziła Luna. - kiedy udało mi się zreperować silnik w jednym automobilu. Nie wiem niestety, gdzie właśnie ten pojazd się podział, bo kiedy tu weszłam, tego też nie było. Nie potrzebowałam klucza, żeby tu wejść. Umiem wyłamać wiele zabezpieczeń.
Wyglądało też na to, że Rodrick nie mówi tej… niewieście… wszystkiego. Albo nie widują się od pewnego czasu. Jak on przed podwładną nie zdradzał się z rozmową o nielegalnym wyścigu, którą przecież ta ewidentnie podsłuchała. Czy może to “coś” oddelegowuje dokądkolwiek, byleby nie zawracało mu głowy?
Jeżeli za każdym razem, gdy go witała, strzelała we wszystko, co mogło wywołać dodatkowo większy hałas niż same spluwy, to może rzeczywiście wolał się przed nią ukrywać? Może pewnie dlatego nie przyszedł do pracy.
Spodziewał się TEGO CZEGOŚ.

-Jednym słowem zakradłaś się, tak? Więc dlaczego mam wierzyć ci? Może wszystko zmyśliłaś.- rzekła w odpowiedzi dziewczyna z pistoletami.- Masz jakiś dowód na poparcie swoich słów?
- Ależ niczego nie zmyśliłam. Zostaje jedynie poszukać Rodricka i o niego się wszystko zapytać - odparła Luna. - jeśli mi nie wierzysz. To mój jedyny dowód w tej sprawie.
-Ja szukałam Rodricka i nie znalazłam, więc… -wycelowała broń i przesunęła kurek.- Lepiej mi powiedz coś więcej.
- Nie wiem, czy czymś bardziej pomogę - Luna starała się wymyślić w głowie jakąś modlitwę, ale jedynie, co jej wpadało do łba, to coraz więcej myśli o samochodzie, i żeby kobieta sobie poszła, jeśli by mogła, albo żeby chociaż spluwa jakimś cudem się bardziej popsuła. - bo nie znam go w tak dobrym stopniu jak ty, ale wczoraj rozmawiał z jakimś paniczykiem o jakimś wyścigu. Nie podsłuchałam za wiele, bo ta rozmowa mnie nie interesowała. Ale wygląd gościa zapamiętałam.
-Idziesz ze mną.- rzekła kobieta po chwili namysłu.- Idziemy na posterunek najbliższy. Tam wszystko opowiesz. Wszystko.
Na posterunek? Naprawdę? Po co? Czegoś nie rozumie, że musi iść z wariatką na komisariat i tam muszą jej wypowiedzi rozkładać na czynniki pierwsze? Lunie nie chciało się iść ani na posterunek, ani gdziekolwiek i powtarzać to, co choć średnio rozumujący człek powinien jakoś ogarnąć. Chciała dokończyć prace przy samochodzie, a to coś przychodzi, przeszkadza, trajkocze i grozi jej bronią.

- Po co na posterunek? - zdziwiła się Luna, a i na spacer do komisariatu nie miała najmniejszej ochoty. - Powiedziałam wszystko, co wiem.
-Opowiesz to tam. Zresztą, włamałaś się tu, a to przestępstwo. Nie ma żadnego dowodu na to że mówisz prawdę.- wyjaśniła kobieta wzruszając ramionami. I opuszczając nieco lufę.
- Wszystko łącznie z tym, że wtargnęłaś do warsztatu, napadłaś na mnie z giwerą, bądź usiłowałaś mnie zabić i celowo uszkodziłaś samochód? - odparła Luna. W jej głosie nie było ani krztyny żartu czy emocji, powiewało jednak chłodem. - To też są przestępstwa, w dodatku na nie są akurat dowody. Jeżeli nie masz nic przeciwko, mogę pójść na posterunek.
-Tak się składa, że ja akurat mam świadków którzy potwierdzą moje narzeczeństwo z Rodrickiem, a ciebie… kto tu widział?- odparła bezczelnie dziewczyna.
Narzeczoną? Luna kiedyś słyszała, że narzeczeństwo czy małżeństwo dla niektórych mężczyzn to droga przez udrękę albo śmierć. Kiedyś nie rozumiała, co to znaczy. Teraz zrozumiała to bardzo dobrze. Gdyby tylko mogła, współczułaby Rodrickowi tak głupiej, niebezpiecznej narzeczonej, która zagrażała jego zdrowiu i życiu, i innym.
Ale nie mogła. To był jego problem, nie jej. Zresztą nie umiała.

- To nie można było tak od razu, że jesteś narzeczoną Rodricka i że go szukasz? - Luna chyba niewiele sobie robiła z wywyższania się dziewczyny. - Dziwne, że o niczym ci nie wspominał.
-Ruszamy na posterunek.- wykonując znaczący gest lufą pistoletu.- Ty pierwsza.
- Ciekawe, co przed tobą jeszcze ukrywa - mechaniczka wzruszyła ramionami, niechętnie ruszyła z miejsca. - Pójdziemy, o ile dasz mi minutę na sprzątnięcie tych narzędzi i zamknięcie warsztatu.
-Dobrze… - stwierdziła ugodowo narzeczona Rodricka.
Różowowłosa westchnęła, przeciągnęła się i w ciągu dosłownej minuty (nawet krócej) doprowadziła warsztat do pedantycznego porządku, zgodnie z tym, co wspólnie ustaliły. Chyba nie dostrzegła na... twarzy narzeczonej Rodricka nawet nuty pogardy; sama waćpanna nie interesowała ją w takim stopniu, jak jej broń.
Spluwa została zalana białawą masą, z której wydostawały się pluskwy. Gdyby broń nie została zbeszczeszczona tą jasną ohydą, a znajdowała się w rękach Luny, razem z nią z daleka od narzeczeństwa jej pracodawcy, zostałaby dopracowała do perfekcji. Chorej, sadystycznej perfekcji.

- Musisz wyjść z warsztatu, bo inaczej cię tu zamknę - powiedziała przy wyjściu zamiast “Panie przodem”. Prosta jak cep instrukcja dotarła do kremowej masy uzbrojonej w dwa pistolety i odzianej w cudaczne ubranie.
Tak też narzeczona zrobiła wychodząc pierwsza, a wtedy… Luna wyszła i zamknęła warsztat.
-Idziemy…- rzekła kobieta wskazując spluwą kierunek marszruty. I ruszyli, przemierzając ulice doków, zatłoczone ulice doków. Pełno tu było ludzi i nieludzi przenoszących towary, pełno było automobili przecinających drogę.

Nie mając ani dobrego pomysłu, a przy tym też sposobności, by czmychnąć z zasięgu wzroku i broni, Luna na razie grzecznie szła przodem, jednocześnie spoglądając uważnie na wszystko. Sama była trochę łatwa do zauważenia na obecną chwilę. Aż zdarzyła się okazja… Przeszły bowiem przypadkowo obok jakiegoś zamieszania. Szarpanina między trzema kolesiami, którymi Luna udawała, że się nie przejmuje. Przyspieszyła wówczas lekko kroku, w tym samym momencie ktoś z tej gromadki wpadł na narzeczoną Rodricka, wytrącając ją z równowagi. Ten moment wystarczył, by Luna puściła się do biegu, wtapiając się w tłum, następnie zmierzała do najbardziej zatłoczonego miejsca, jakie tylko mogło znaleźć się w tym miejscu.
-Stój złodziejko!- wrzasnęła zaskoczona narzeczona i puściła się w pogoń za Luną, która zmierzała w kierunku baru. Tam przynajmniej weszła. Kiedy narzeczona Rodricka tam weszła, nigdzie nie mogła jednak znaleźć dziewczyny.
Jednak nie dawała za wygraną przeszukując lokal i rozglądając się dookoła gniewnie. I pilnując by żadne różowłose dziwadło nie wyszło drzwiami wejściowymi.
Nie wiedziała jednak, że ani w głowie Luny będzie zatrzymywanie się, ani ułatwianie zadania kobiecie; teraz tylko traciła czas na szukanie dziewczyny, bo cudaczka w tym czasie uciekła przez zaplecze baru, daleko w tyle pozostawiając furiatkę. W myślach po raz pierwszy tego dnia Luna miała coś innego w myślach niż tylko reperowanie i konstruowanie maszyn. Mściwą satysfakcję.
I tak biegła dopóty, dopóki babsztyla nie zostawiła w tyle przynajmniej z dobrą milę.
“Dobrze, dobrze, dobrze”, mruczały głosy w języku piekielnym, “Bardzo dobrze, niech paskudztwo zdycha.”


Luna poszwendała się po nowym miejscu. Nie znalazła po drodze co prawda warsztatów i sklepów z mechanizmami, ale natrafiła na sklepik z gadżetami. Kupiła specyfik do farbowania włosów na czarno. Była głodna, a mając już nieco mniej pieniędzy (ale też niezbyt mało), wstąpiła do piekarni i kupiła sobie bułkę na zaspokojenie głodu.
Później poszła w kierunku łaźni, gdzie skorzystała z chwili i ostatecznie zmieniła sobie kolor włosów. Usunęła kolczyki z twarzy, by schować je do kieszeni.


Po zabiegu kosmetycznym i pozbawieniu się połowy ozdób Luna skierowała się następnie do najbliższego baru w celu napicia się mocnej kawy bez dodatków.
 
Ryo jest offline