Lekarz spojrzał na was bardzo podejrzliwie, ale nic nie odpowiedział. Nagle z końca sali dobiegł znajomy głos:
-
Pan Chris Nico! Co pan tu robi?!
To była ta sama kobieta o fioletowych włosach, która powitała twój nowy dzień. Nie zdążyłeś jednak zobaczyć miny doktora, która na pewno teraz tonęła w złości. Conny pociągnął cię za sobą, i wybiegliście oboje do ogródka. Zapanowały mały harmider, lekarz rzucił się z wami w pogoń. Mało co nie potykając się, przebierałeś średnio zgrabnie nogami, starając się przeć naprzód.
-
Szybciej, Nico szybciej! - poganiał jeszcze "Młodziak".
Minęliście kilka równomiernie rozstawionych stolików i ławek, na których siedzieli zdumieni pacjenci. Wpadliście prosto w jakieś skupisko kwiatów, minęliście kilka drzew, dotarliście do muru.
-
Tutaj! Podrzuć mnie! - podstawiłeś dłoń towarzyszowi, a ten zgrabnie wspiął się na mur. Chwilę potem wystawił obie ręce -
Cholera, Nico. Schudnąłbyś... - wyjęczał Conny, który z wielkim wysiłkiem wciągał cię do góry. Tobie też przyjemnie nie było. Za ciasne spodnie gniotły twoje przyrodzenie, wżynały się w tyłek i obciskały łydki w nogawkach. W końcu udało się jednak wspiąć i przeskoczyć mur. Byliście wolni, przynajmniej na razie. Conny nie zatrzymywał się. Biegliście jeszcze z kilometr, aż dotarliście do pierwszych budynków centrum miasta. Ol' Land City - miasta zapomnianych.
Ol' Land City
Musiało minąć kilka minut, aż złapaliście oddech i odpoczęliście. W końcu Conny odezwał się do ciebie:
-
Musisz się w coś przebrać. Szpital na pewno będzie szukał ciebie, a ponadto w tym stroju wyglądasz... uh. Wiesz sam... Masz trochę szmalu na ciuchy, a potem myślę że wiem gdzie możemy tymczasowo się zadokować. Nie traćmy czasu, chodżmy...
Po wizycie w sklepie odzieżowym, gdzie ubrałeś się wedle własnych upodobań. Conny nie szastał kasą, więc stać cię póki co było na jakieś dobre ciuchy dla średniej klasy obywatela. To i tak lepsze, niż ten strój ogrodnika. Potem pneumo-kolejką (czyli czteroosobowymi kapsułami wystrzeliwanymi w wielkiej korytarzowej tubie transportowej) przejechaliście prawie na drugi koniec miasta. Ku twemu zdumieniu, byliście teraz nieopodal wyłączonej elektrowni atomowej.
-
Nim dołączyłem do was, spędzałem swoje dzieciństwo w tych rejonach. Mieliśmy kryjówkę. Nie sądzę by ktoś ją odnalazł. Były tam ślady po jakiś dragach, pewnie to była skrytka czy coś. Kiedy zamknęli elektrownie, nikt z niej zapewne nie korzystał już.
Po około piętnastu minutach marszu, dotarliście przed zagraconą i pordzewiałą kanciapę. W środku była szafa na ubrania, mniejsza szafka z szufladami, zbite lustro, i dziurawy śpiwór. Marne warunki, ale całość znajdowała się nad magistralą termalną, więc przynajmniej nie panował tu chłód.
-
Na jakiś czas pobędziemy tutaj. Muszę tylko skołować drugi śpiwór... Tu nas nikt nie znajdzie...
Conny rozejrzał się po małym pomieszczeniu, po czym usiadł pod ścianą.
- Wiesz, Nico. Myślałem... Co dalej. Z działaniem na własny rachunek wyszła lipa. Tak jak przypuszczałem, to od początku było skazane na porażkę. Jesteśmy jak plankton, który miota się na dnie, a gdy próbuje się wynurzyć, polują na nas wszystkie grubsze ryby.
"Młodziak" westchnął głęboko, ale w jego głosie nie było żalu, czy rezygnacji. Raczej mówił to tonem stwierdzającym, bez nuty sentymentu odrzucając wszystko co do tej pory łączyło go z Leedsem i Jackiem. Wyglądał na bardzo zdeterminowanego.
-
Musimy więc wmieszać się w te ryby i sami zacząć polować. Rozumiesz? Tu nie ma miejsca na samowolkę. Albo jesteś z nimi, albo giniesz. Nie wiem jak ty, ale ja dołączam do gangu... Tylko, że... Mnie mogą nie wziąć, bo wyglądam jak ciota... Ty Nico, masz minę psychola. Sorry, ale to widać. I to dobrze, że widać! - podniecił się nieco, chcąc przy tym sprostować - Z taką mordą masz przepustkę do każdego gangu. Serio! Patrz... - Conny wcisnął coś na Persecomie i na jego wyświetlaczu pojawiła się mapa Ol' Land City. Jednak nie była to surowa mapa. Były wyznaczone trzy strefy.
-
Miastem trzęsą tak naprawdę trzy frakcje, reszta to płotki którzy niebawem znikną z tego miasta. Oto one: 1. Clippers - goście ulokowali się w strefie fabrycznej, gdzie gąszcz instalacji i budowli robi za naturalną twierdzę. Zajmują się głównie handlem narkotykami i żywym towarem. Ten drugi zapewne zasila kopalnie gazu łupkowego na obrzeżach, gdzie pracuje jako tania siła robocza. Jeśli chcesz do nich dołączyć, musimy się udać do Factory Centre i pogadać z Garym Whottem, gościem który zajmuje się oficjalnie kadrami w jednej z tamtejszych fabryk. 2. Gommodah - pieprzeni sekciarze, ale przy okazji też trzymają w szachu sieć kasyn, mają także jedną trzecią rynku narkotykowego w mieście, oraz zdobywają co raz większe wpływy w urzędzie celnym. Mają już ponoć kilku celników w kieszeni, ale nie wiem czy udało im się dokonać jakiegoś przekrętu z przemytem. W jednym z ich kasyn w High Central przebywa "Szczery Lee", który decyduje kto jest godny dołączenia do sekty. 3. Aura Yuda Hago - niech nazwa cię nie zmyli, ale oni nie mają poza nazwą nic z Aurą Yudą wspólnego. Aura Yuda prawdopodobnie nie wie o ich istnieniu, albo traktuje ich jak powietrze. Mimo wszystko starają się ponoć pomagać im, chwalą się kontaktami, i poza tym to ekstremistyczne dupki. Zrobią wszystko dla tej zapomnianej przez kosmos dziury. Mimo wszystko mają spore wpływy wśród części polityków, a do tego zajmują się porwaniami dla okupu, zabójstwami na zlecenie i podkładaniem bomb. Jeśli by cię interesowała taka droga, to należy udać się do slumsów w Downtown i odszukać Mivę Loros, która ponoć wyłapuje co bardziej narwanych typów spośród tamtejszej patologii. Tak, to jest kobieta.
-
Wiesz Nico, nie jestem dobry w wyborach, a nie chcę podejmować decyzji za ciebie. To gdzie miałbyś ochotę się teraz udać? [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=L14qLvBPUjU[/MEDIA]