Njored cofnął się delikatnie widząc nadlatującą strzałę i choć nie dostrzegł grotu przezornie wolał nie ryzykować kontaktu z patykiem. Choć wątpił w niebezpieczeństwo wynikające z ostrzału wrogiej łuczniczki, nie mógł być pewny czy strzały czasem nie są otrute. Zresztą po co w ogóle narażać się na siniaki.
Większym problemem zaś okazało się trzech brodaczy z żelaznymi toporami. Nie mały majątek trzymali w dłoniach i choć hardo ich herszt się odzywał, zdawali się nie mieć najmniejszej ochoty jej wypróbowania w walce. No i dochodziła jeszcze sfora wioskowych kundli przez dzieciaka prowadzona. Na szczęście jego siostra również zauważyła brak niebezpieczeństwa ze strony strzelca oraz zagrożenie nadchodzące z południowo-wschodniej granicy lasu.
Ayse zareagowała pierwsza. Mógł się tego spodziewać, choć jej nerwowe i szybkie słowa okazywały słabość względem napastników. Njoredowi nie pozostało nic innego jak trzepnąć trzonkiem swego kostura Ragnara pod żebro by w końcu się przebudził i wstał.
- Sądzę, że i wam broń tu się nie nada, zaś spokojnie jak brat z bratem porozmawiać nam się uda. - zakrzyknął pewnym siebie głosem opierając się na swej ladze. Uspokoił się nieco. Napastnicy wpierw zaczęli mówić, oddając jeno strzał ostrzegawczy, a nie mordowali od razu bez słowa. To dobry znak.
__________________ Why so serious, Son? |