- Pieprzeni idioci... - warknął Wolf widząc oddalających się towarzyszy. Nie mógł pozwolić teraz na rozdrabnianie drużyny. W przeciwieństwie do nich myślał o kilka dni do przodu. Zdawał sobie sprawę, że zniknięcie krasnoludzkich zwiadowców, jak i poprzedniej załogi strażnicy nie było przypadkowe. Nie jeśli były doniesienia o orkach w okolicy. Niechętnie przyznawał w duchu to co powiedział wcześniej na głos. Będą potrzebowali każdej pary rąk. - Trąd i zaraza na ich fiuty, żeby więcej takich głupców ziemia nie rodziła - powiedział cicho - Idziemy za nimi. Bez komentarzy. Trzymajcie się przy życiu. Youviel i Bernhard, pięć kroków za nami. Szyjecie w dziki jak zaczniemy jatkę. Jak zieloni zbiorą się w kupę, plecami do chaty.
Ruszył za khazadami i młodzikiem, których w duchu już katował kopniakami za głupotę. Tak jak oni zamierzał zaatakować najpierw kuszników. Miał nadzieję, że strzelcy zaraz potem poradzą sobie z dzikami i zieloni stracą swoją jazdą. Nie żeby ork na piechotę nie był dużo mniej groźny... |