Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2013, 02:53   #96
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Helvgrim z niesmakiem patrzył na to jak Karl płaci za nagrobek kamieniarzowi... myślał że jasno się wyraził, to khazadzi mieli pokryć koszta pochówku Korgana. Jednak Heinkopf już sypnął z trzosa, było za późno. Może to i dobrze, może to był jego hołd dla krasnoludzkiego woja? Kto wie?

Sverrisson cmoknał i smarknął... po czym wyjaśnił kamieniarzowi jak opisać nagrobek, bo ten gówno tam wiedział a nie jak ciosać piaskowiec na pomnik dla krasnoluda. Kilka rad od starych rzemieślników takich jak Helvgrim i Ragnar, i kamieniarz już wiedział co robić, choć zadowolony nie był... ale szczerze... khazadzi mieli to głęboko w dupie. Zadecydowano że kamienny sarkofag ma być gotowy na rano, bo jak nie to będzie źle, Helv upewnił się że te dodatkowe pieniądze wspomogą kamieniarza i jego pomocników do szybkiej i dokładnej pracy. Baragaz robił dobre wrażenie, zatem trza było go wykorzystać jako straszak na tchórzliwych ludzików. Zabójca trolli musiał być pochowany o najbliższym wschodzie słońca.

W małej kapliczce ludzkiego boga lasów, Helv porozmawiał z opiekunem tego miejsca i kapłanem zarazem. Za dwie złote monety, wykupił najlepsze miejsce na cmentarzysku i kazał obiecać sobie że kapłan zadba o grób wojowniczego krasnoluda. Na kapłana miało czekać pięćdziesiąt złotych krążków jeśli za pięć lat Helvgrim wróci do Wurmgrube, a grób będzie w dobrym stanie. Obietnica taka sobie... ale dotrzymana mogła zmienić żywot biednego klechy.

Później był czas na odpoczynek... ostatnia wieczerza Korgana. Ponury Sverrisson nie gadał za długo z karczmarzem, ciało zabójcy trolli wniesiono do sali biesiadnej i złożono je na stole... kto by zaprotestował ten prosiłby się o drewnianą protezę szczęki, od ręki. Helvgrim, Ragnar, Ogne i Karl, zebrali się i po raz ostatni zasiedli z Haragonem. Długo pili i jedli, śmiali się i wspominali komapna... a Korgan leżał, spokojnie. Wciąż ściskał swój topór jakby w ostatniej był swej bitwie. Jego broda długa i czerwona jak ogień, jego grzebień oklapły, leżał na boku.

Sverrisson długo nie myślał, wyjął swa brzytwę i w karczmie, na stole, ogolił głowę Korgana, a goląc go mówił.

- Byłeś walecznym khazadem, żyłeś jak wojownik, zostałeś splamiony, grzechy jednak odkupiłeś. Zginąłeś jak drengi... ale do sali Grungniego pójdziesz bez oznaki swej pomyłki... pójdziesz jak równy nam. Zilfin Varag Haragon - Zakrzyknął na koniec i wychylił kufel do dna. Duch zabójcy opuszczał ziemski padół. Włosy dawi Helv wrzucił do paleniska w karczmie, a gdy patrzył w ogień, jak ten pochłania winę krasnoluda w posatci malownaych na czerowno włosów, Sverrisson zezłościł się, odwrócił i ryknął na całe gardło, przemawiał do wszystkich w karczmie.

- Toast kurwie syny! Dziś nas opuszcza Korgan, syn Haraga. Wojownik to był wspaniały. Bił się do śmierci z tymi co waszym dzieciom i żonom chcieli wyrwać serca. Pijcie jego zdrowie, bo za was żywota oddał. Pamiętajcie go i na grób czasem trochę piwa mu ulejcie... byle nie z fiutów. Bo jak na jego grób naszczata to zza światów wam on jajca upierdoli. Har har har!. Dobrze mówię Korgan? - Pijany w sztok Helvgrim podszedł do ciała Haragona i klepnął go swą dłonią w klatkę piersiową, śmiał się... gdy skończył usiadł i zaczął pić... pił tak długo aż się nie porzygał, a potem pił więcej, aż nie stracił przytomności. Tak zastał go świt.

***

Ceremonia pożegnalna była krótka... jednak nim zasunięto płytę grobową, Helv sięgnął po topór zabójcy trolli. Położył go na ziemi i uderzył swym dwuręcznym młotem, trzy razy... ostrze topora pękło na wiele kawałków. Sverrisson wybrał spory kwałek stali i ucałował go po czym schował za pazuchę. Resztę szczątków zebrał i złożył na piersi martwego kompana. Skwitował to tak.

- Rabusie broń naszego przyjaciela skradną. Takiej nie wezmą, a Haragon? On sobie da radę w zaświatach samymi pięściami. Poza tym, nie takie topory Smednir już kuje na ostateczną bitwę w niebiosach. Korgan sobie coś wybierze w salach Grungniego, to pewnik. - Mówił to wszystko ponurym głosem.

Ciężka kamienna płyta została zasunięta z głośnym trzaskiem. Korgan był martwy. Dla niego droga dobiegła końca, był wolny... na resztę drużyny czekało wciąż zadanie do wykonania. Zwlekać co nie było. Wkrótce ruszyli w stronę czekjących na nich pięciu kompanii zaciężnych spod sztandaru króla Rodriga.


Droga mijała spokojnie, męczył tylko trochę kac i bebech upominał się o swoje. Wiedzieć było trud czy chciało się zwracać wczorajszą ucztę czy może co na ząb wrzucić? Jednak chyba to drugie, bo biegnąca lewą stroną drogi, młoda dzika świnia, od razu poderwała Helvgrima do działania. Bełty śmignęły, noże przecięły powietrze, świna kwiknęła i już obracała się na zrobionym na szybko rożnie. Smakowity obiad... należało się, wszak już za rogiem czekało na nich zawodowe wojsko. Po tym spotkaniu wszystko miało się już dziać szybciej, mocniej... inaczej. Krew się miała polać a kości trzaskać... czasu na jedzenie dziczyzny się być może już nie uświadczy.
 
VIX jest offline