Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2013, 03:58   #244
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Helvgrim ruszył. Obok niego Galvin, Sioban i Fernando. Zacni woje, nie bali się zaryzykować życia by bronić słabszych. W myślach Sverrisson przeklinał resztę kompanii, wyzywał ich od tchórzy i wiarołomców, czuł że nie czeka ich dobry los skoro tak nisko cenią sobie życie innych... dziś ci wieśniacy, a jutro? Kto przyjdzie z pomocą tym którzy nie chcą pomagać innym? Rozmyślania trzeba było zachować jednak na później... zbliżał się czas krwi. Gdy czwórka wojowników była już kilka kroków od zabudowań, Helv spojrzał na swych towarzyszy... szeptem zapytał.

- Laura, Lothar? - Krótkie pytanie.

-... nie przyszli. - Sverrisson usłyszał smutną odpowiedź.

- Trudno. Idziemy. Wiemy na co się piszemy. Bogowie świadkami. Helvgrim ruszył między zabudowania, od strony centrum wsi narastały krzyki, przekleństwa, prośby i błogosławieństwa... oraz porykiwania orków. Rozpoczęła się rzeź na niewinnych... za chwilę miała się zacząć batalia. Jednak mieszkańcy musieli wpierw zapłacić daninę bogom i dać szansę czwórce wojowników, by ci ich mogli ratować... chłopi i ich rodziny płacili własną krwią. Inaczej jednak być nie mogło.

Od tyłu, nagle, dało się zuważyć nadciągajacą grupę... reszta psów Pazziano ruszyła z pomocą. Teraz mogli już atakować całą, dziewięcioosobową sforą. Helvgrim uśmiechnął się ponuro i rzucił cicho.

- Idą! Szybciej niż myślałem wychodowali sobie po parze konkretnych jaj. To dobrze. - Czwórka natychmiast ruszyła do starcia. Na resztę czekać co nie było, wszak swą szanse już mieli. Na spóźnialskich nikt nie czeka... nawet jeśli idą oni po śmierć.


Helvgrim poczuł się tym dotknięty jakby, Sioban i Galvin pierwsi przelali krew wroga... szczęściarze, bogowie im sprzyjać musieli. Sverrisson szybkim ruchem ręki zarzucił pętlę zrobioną z liny, na szyję drugiego orczego strzelca. Pociągnął mocno, tak że zmiażdżył grdykę stwora, a kotwiczka wbiła mu się w krtań... silne dłonie skadyjczyka, wciągnęły kusznika głębiej w podwórze, a błyskaiwczne ciosy Fernanda odebrały mu życie. Raz za razem, rapier przebijał pękaty brzuch wstrętnego Uruk'azi.

- Szybkiś jak demon estalijczyku. - Skomentował działania Fernanda Helvgrim. Silnym pociągnięciem, krasnolud wyrwał kotwiczkę z krtani orka i ponownie zwinął linę... taka taktyka mogła się jeszcze sprawdzić jeśli bogowie pozwolą. Orcza kusza znalazła nowego właściciela.

Azkarhańczyk nie był pewien czy Sioban dojrzy w ciemnościach na taką odległość, dlatego krasnolud szybko odszukał wzrokiem swego pobratymca i pokazał mu kilka znaków dłonią, a znaczyły one tyle co:

~ Ruszamy dalej zgodnie z planem. Działamy na perymetrze. Powodzenia. ~ Już po chwili, Helv i Fernando przebiegali przez zakurzoną drewutnię.

- Trza nam szybciej do walki... bo ci dwaj skubańcy nam całą chwałę odbiorą i wszystkie orki usieką. - Sverrisson zażartował całkiem szczerze i poklepał Fernanda po barku... po chwili wyszli przez drzwi i znaleźli się między domami. Ruszyli powoli w stronę silnego światła... ognista łuna wieńczyła dachy domostw. Helvgrim ponuro i jakby z głębi gardła przemówił.

Powodzenia - Zaczęło się.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 03-10-2013 o 13:42.
VIX jest offline