Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2013, 16:11   #250
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Grupa Komando i wsparcie Ziemia-Powietrze

Pierwsza grupa; Helvgrim prowadził jako pierwszy, za nim szedł Galvin a po jego bokach Sioban i Fernando. Cała czwórka skradała się powoli, w ciszy. Estalijczyk spokojnie trzymał łuk w pogotowiu, a reszta siepaczy swoje ostrza.

Drugą grupę tworzył idący z przodu Wolf oraz Laura a po ich bokach niziołek z elfką oraz Lotar. Widzieliście plecy oddalających się od was krasnoludów i ich kompanów, lecz mimo to szliście uparcie za nimi. Broń trzymaliście w pogotowiu, lecz na razie nie wychylaliście się. Widzieliście jak Helv i reszta skradają się już w pewnym momencie tak by podejść nie zauważeni do orków.

Widzieliście jak orczy jeźdźcy wpadają do wioski, a za nimi większość piechurów. Strzelcy jak przewidział doświadczony Khazad strzelali z daleka, choć prędzej trafili by smoka niż biegających wieśniaków. Z siedmiu piechurów, tylko dwóch zostało do ochrony kuszników.
Orki na wielkich świniach zaczęły siać spustoszenie w wiosce, a piechota poczęła wyrzynać biegających “bez celu”. Chłopi uformowali się w jakiś okrąg lecz widać było gołym okiem, że chcą zyskać na czasie licząc na jakiś cud. Choć nie zyskiwali przewagi w tym nierównym pojedynku, to jednak ich taktyka skutecznie powstrzymywała zmasowane ataki. Wszystko jednak działo się w dość szaleńczym tempie a wy, koncentrowaliście się bardziej, na cichym i niezauważalnym podejściu do wroga, niż spokojnej obserwacji działań stron zamieszanych w walkę.

Kusznicy rozdzielili się co ułatwiło wam sprawę. Jeden stanął tak, że nawet ślepy z kulawą nogą wpadł by na niego, a drugi niby kitrał się przy dachu jednego z budynków, w ogóle nie zważając na plecy. Sverm pokazał gestem by Fernando zdjął jednego strzelca, podczas gdy on z Galvinem zdejmą drugiego.

Dwóch Khazadów po cichutku podkradło się za plecy strzelca, i gdy ten już przymierzał się do strzału Helvgrim złapał go ręką za usta, tak by uniemożliwić mu zaalarmowanie towarzyszy a drugą wbił mu ostrze między żebra. Drugi cios wyprowadził Galvin, również sztyletem wbijając go głęboko w żołądek zielonoskórego. Powoli położyli ścierwo na ziemi. Jednego mniej.

Fernando spokojnie przymierzył i wziął głęboki oddech. Przez chwilę palce mu drżały w końcu łuk nie był jego ulubionym orężem, ale po kilku sekundach wyrównał oddech i trzymał broń pewnie. Puścił cięciwę i strzała pomknęła do celu, idealnie trafiając orka między oczy. Chwilę po tym bełt z kuszy Lotara przeszył krtań zielonoskórego pozbawiając go głosu. Drugi strzelec został wyeliminowany a grupa pierwsza po chwili znów była razem.



Helvgrim podzielił was na dwie grupy. On i Galvin w jednej, Sioban i Fernando w drugiej. Plan był prosty; przemykać między domami i atakować z zaskoczenia pojedyńcze sztuki orków. Nie było mowy o wdawaniu się w większą czy dłuższą walkę. Orków było za wiele na takie podrygi.

Gdy podzielone siły pierwszej grupy znikały między domami druga grupa wkroczyła do wioski. Widzicie przemykające postacie Siobana i Fernanda wyłapujące pojedyńcze sztuki “mięsa”, tak samo jak i Galvin z Helvgrimem, którzy uszczuplali pojedyńczo i systematycznie siły wroga. Ruszyliście i wy. Widzieliście jak orczy jeźdźcy zbierają coraz gęstsze żniwo, i pod ich ostrzami padają nie tylko mężczyźni ale chłopi i dzieci.

Elfka przemykając pomiędzy chałupami dostrzegła coś co na zawsze zostanie w jej pamięci. Jeden z orczych jeźdźców zeskoczył ze swego “wierzchowca” i rozpoczął mordować, bo inaczej tego nie można nazwać, biegające w przerażeniu matki z dziećmi. Lecz to co ją zatrwożyło i wzbudziło w niej prawdziwy gniew to widok świni zajadającej się zwłokami jakiegoś dziecka.

Szlachcic i Estalijczyk po tym jak zarżnęli dwóch piechurów bez problemu wpadli na większą grupę orków. Czwórka napastników, którym przerwano zarzynanie jakiejś wieśniaczki i zdzieranie z niej ubrania, rzuciła się na bohaterów licząc na łatwe zwycięstwo. W końcu dwóch na jednego to…

Wolf, który przemykał pomiędzy domami niczym cień, widział jak grupa wieśniaków rzuca się na jednego z jeźdźców z widłami, toporkami, bolasem czy innym narzędziem typu “wal póki dycha a może przeżyjesz” zasypując go mnóstwem ran kłutych, ciętych czy obuchowym. Tak samo jak i jego świnkę, która wraz z Panem stało się ofiarą słynnego już powiedzenia “siła złego na jednego”. Los jednak nie był łaskawy bowiem sam najemnik wpadł na zagubionego w akcji piechura, z którym zaiste przyjdzie mu skrzyżować ostrze.

Orczy jeźdźcy widząc co się dzieje i zauważywszy pojawienie się brygady obrońców wsi postanowiło zawinąć się z imprezy. Niestety dwóch z nich miało tą nie przyjemność spotkać dwóch krasnoludów. Galvin i Helvgrim dwóch spotkało orków…



Piąty jeździec miał tą nie przyjemność że wpadł na Laurę. Fanatyczka, gdy go dostrzegła chwyciła mocniej Perswazję i ruszyła na spotkanie z przeznaczeniem. Zdawało się jej, że Sigmar w tym momencie na nią spogląda i przypatruje się jej z uwagą. Jeździec jednak o tym nie mógł wiedzieć, gdyż w jego oczach na przeciw niemu stała jakaś baba z kijem i kulą z gwoździami. Kaszka z mleczkiem?

Bernhard i Lotar stali przy wejściu do wioski bacząc czy aby żadne posiłki nie nadciągają. No nie nadciągały ale jeden z jeźdźców pędził ku nim, chcąc ochoczo i desperacko wydostać się z kaźni jaką urządzili zielonoskórym ich towarzysze. Kusza i łuk przeciw pędzącej świni ze swym Panem….

Parę chwil później po Was i po waszych ostrzach skapywała krew. Krew wrogów i wasza też. Siniaki, lekkie rozcięcia ale żyliście. Wróg nie. Dorwaliście wszystkich i nim mogliście wziąć głębszy wdech prosty lud was otoczył dziękując każdemu z osobna za pomoc. Spośród ludu wyszedł w końcu człowiek, którego życie nie oszczędzało, siwe włosy i długa gęsta broda. Podpierał się na długim kiju, którym stuknął parę razy o ziemię i lud zamilkł. Powolnym krokiem, widać było że kuleje na lewą nogę, podszedł do was i gestem dłoni “zaprosił” bliżej siebie:

- Dziękujemy wam ludzie. Gdyby nie wy...zapewne nikt z ocalałych by nie dożył poranka, toteż pozwólcie że zaoferujemy wam nocleg, jadło i napitek...Wiele nie mamy ale co mamy tym się z wami podzielimy. Jestem Magnus Hoffner, Starszy tej mieściny. Pozwólcie że w imieniu naszym powitam was. Jak mamy się do was zwracać czcigodni bohaterowie? - zapytał

Po rytualnym zapoznaniu się zaproszono was do domu, w którym przyjęto was należycie. Musieliście jednak trochę poczekać bowiem ławy, stoły, krzesła były zniszczone i trzeba było donieść nowe. Wielu mężów opłakiwało swoje żony i dzieci, wiele matek swoich synów i córki lecz starano się by wam nie udzielił się te żałobny ton. Ludzie na zewnątrz ogarniali miejsce po walce. Trupy orków ładnie zostały zgrabione przez tutejszych mieszkańców. Broń, pancerze, srebrne kolczyki, którymi orkowie zdobili swe ciała. Świnie poszły na rzeź, w końcu mięso też się przyda a to co się miało nie przydać postanowiono spalić.

Magnus zasiadł przy waszym stole, i gdy przyniesiono wino, piwo oraz ciepłą strawę; gulasz z chlebem oraz pieczoną kiełbasę z kapustą, podniósł puchar z napitkiem do góry i rzekł:

- Za naszych dobroczyńców. Niech Sigmar ich prowadzi - co zebrani w środku powtórzyli hurmem.

Poza wami i Magnusem zebrało się parę dziewoi, kilku mężów, małe dzieci przyglądające się wam z ciekawością i wdzięcznością w oczach. Nie które z małych dziewczynek podbiegły do krasnoludów i zaczęły “ciągać” ich za nogawki spodni, żeby się nachylili. Chciały im wręczyć wianek z kwiatów.

Jakaś dziewoja zerkała z zalotnym uśmiechem do Fernanda, który najwyraźniej wpadł jej w oko. Gdy tylko ten spoglądał na nią, ta od razu spuszczała wzrok na dół, zawstydzona. Po pewnym czasie puściła do niego oko i powoli, wręcz “ostentacyjnie” wyszła na zewnątrz.



Dostaliście cały dom do waszej dyspozycji. Każdy mógł mieć swój osobny pokój z wygodnym łóżkiem. Starszy co jakiś czas, nakazywał swojej babie, co by wina doniosła a i w końcu kilku chłopów ośmieliło się dosiąść do was, oczywiście ówcześnie dziękując po raz któryś za uratowanie życia. Jadło również jak ktoś chciał dodatkową porcję mu podano.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 16-10-2013 o 10:41.
valtharys jest offline