Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2013, 22:29   #143
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Oczy Ekharta błysnęły determinacją, gdy wyciągał pistolet zza pasa i odwiązywał szmaty chroniące zamek przed wilgocią. Rzucił okiem na panewkę, czy proch nie zamókł, by w razie czego podsypać suchy.
- Wiedzą, że tu jesteśmy. Nie ma co się bawić w podchody. Musimy atakować. Zdaje się, że są przed nami. W razie czego wycofamy się z powrotem na schody i uciekniemy drogą skąd przybyliśmy. - powiedział wyciągając wolną ręką miecz. Z ostrzem w jednej dłoni i pistoletem w drugiej był gotów do walki.
Rzucił okiem na towarzyszy, by sprawdzić czy i oni są gotowi.

Almos skinął Ekhartowi głową. Odpalił jeszcze od lampy żagiew i z płonącą pochodnią w lewej ręce a szablą w prawicy ostrożnie ruszył w dół schodów.
Ruszyli powoli, schodząc po ostatnich stopniach. Klaus także wyciągnął miecz i trzymał go pewnie w dłoni, podążając za towarzyszami. Zbliżali się już do głównego pomieszczenia parteru i nic się nie działo. Powoli przekroczyli próg... i Almos kątem oka uchwycił lecący ku niemu mały przedmiot, który boleśnie zahaczył jego ramię, niewątpliwie zostawiając krwawy znak i poleciał gdzieś na bok. Gdzieś pod przeciwległą ścianą coś się przemieszczało.
Lecz nie to zwróciło największą uwagę. Na schodach do piwnicy usłyszeli ruch, znacznie wyraźniejszy a po chwili na górę wybiegła dysząca i charcząca istota. Bo nie dało się tego nazwać inaczej. Była wielkości człowieka, lecz pochylona minimalnie i bardzo rozrośnięta w barach. Pysk był pomieszaniem ludzkiego i szczurzego, cielsko w większości pokryte krótką szczeciną zasłonięte miał niedopasowanymi fragmentami skórzanej zbroi. Stwór nie był zaskoczony, więc musiał ich słyszeć, lub dostać polecenia od tego drugiego. Przesunął językiem po długiej, trzymanej w łapie szabli i zachichotał złośliwie.
Ekhartowi wcale nie było do śmiechu. Przez myśl mu przeszło, że tak oto wyglądają skaveny. Obrzydliwe stwory. Wyciągnął rękę z pistoletem w stronę szczurzego błazna i nacisnął spust.
- Za Ute Herz sukinsynu! - zawołał z pasją i skoczył na stwora chcąc wyprowadzić cios mieczem we wredny pysk.
Almos zacisnął zęby z bólu i oświetlając sobie drogę pochodnią ruszył tam gdzie dostrzegł jakiś ruch. Wtem z piwnicy wyszło to wynaturzenie. Nomada odruchowo cofnął się i zamarł. Po chwili jednak przełknął ślinę i rzekł do szczerzącego się stwora:
- Nie wiem kim była twoja matka, ale musiała być strasznie brzydka.
Zdanie spuentował wystrzał z pistoletu Ekharta. Almos zaś znów dostrzegł poprzez dym ruch w kącie pomieszczenia i skoczył ku niemu, pozostawiając dobicie potwora z piwnicy Ekhartowi i Klausowi.

Pistolet wypalił i na chwilę ogłuszył wszystkich. Dym z jego lufy jeszcze bardziej ograniczył pole widzenia i Ekhart z zaskoczeniem odkrył, że najwyraźniej nie trafił, lub nie uszkodził przeciwnika odpowiednio mocno. Ten bowiem od razu skoczył na niego i zanim były strażnik dróg uniósł broń, cięcie zakrzywionej szabli trafiło go w pierś, a jego potężna siła rozerwała kolczugę i skórznię. Siła uderzenia i ból zmusił go do cofnięcia się o kilka kroków. Na szczęście dla niego, Klaus pozostał czujny. W pomieszczeniu ciężko było wywijać długimi mieczami, lecz jego pchnięcie doszło celu, trafiając stwora i upuszczając mu sporo krwi. Odskoczył, warcząc. Teraz bardziej się pilnował.
Almos tymczasem kierował się już na cień przy ścianie. Cień, który poruszył się błyskawicznie, poza zasięgiem mężczyzny. Wskoczył na stół, odbił się i przeskoczył na drugą stronę. W powietrzu znów błysnęło coś małego i wbiło się w kaftan Jeźdźca Równin. Gwiazdka była bardzo podobna do tej, którą znaleźli w kanałach. Na szczęście wróg rzucił ją ze zbyt małą siłą. Znów odskoczył, unikając zwarcia. Almos uznał, że ten jest przynajmniej o głowę niższy od niego samego, bardziej pochylony, ryj ma zdecydowanie bardziej szczurzy niż ten drugi przeciwnik. No i miał ogon. Przypominał to, co gonili poprzedniej deszczowej nocy.
Almos nie zamierzał ganiać w koło stołu za zwinnym przeciwnikiem, nie miał jednak innego wyjścia..
- Chodź tu, ty mały bękarcie! - Zawołał wściekle.
Pochylając się, by uniknąć kolejnych gwiazdek obszedł mebel tak aby zajść większego potwora od tyłu albo zapędzić mniejszego w róg, jeśli się uda.
Nie tylko stwór bardziej się pilnował. Ekhart także przyjął bolesną lekcję. Zatknął za pas bezużyteczny pistolet i ściągnął z pleców tarczę. Zza jej osłony ruszył na przeciwnika tym razem próbując wyprowadzić pchnięcie w brzuch, do ostatniej chwili zasłaniając rękę tarczą. Jego twarz skrywała grymas bólu pod warstwą zawziętości i nienawiści.

Coś nagle zabudłowało w drzwi od zewnątrz. Nikt jednak nie zwrócił na ten odgłos żadnej uwagi. Tak przynajmniej się wydawało. Almos bowiem dostrzegł ruch swojego oponenta, który podążał ku drzwiom i nagle zmienił kierunek, ryzygnując z tego pomysłu. Zamiast tego rzucił się obok Almosa, przeskakując obok z dużą prędkością. Jeździec Równin ciął i jego miecz napotkał na opór, lecz zbyt mały, gdyż wróg tylko potknął się i bez poważnego zwolnienia popędził schodami do góry, korzystając z tego, że pozostałych dwóch mężczyzn stoi do nich plecami.
A ci mężczyźni właśnie, przejmowali inicjatywę. Stwór natarł raz jeszcze, zmuszając Klausa do odskoczenia. Ekhart zaatakował w tej samej chwili, lecz niecelnie. Tak samo jak kontratak Tresera, bowiem ich przeciwnik odskoczył prawie pod ścianę. Poszli za nim i miecz Neumayera ponownie wbił się w ciało stwora, który zatoczył się i oparł o ścianę. Z pyska szła już mu krwawa piana, ale nie zamierzał się poddać. Rzucił się w bok i przetoczył, zyskując trochę przestrzeni i czasu.
Nie zrażając się niepowodzeniami Ekhart znów zaatakował zza osłony tarczy, tym razem celując sztychem w nogi. Chciał unieruchomić przeciwnika, by tym łatwiej z nim skończyć. Jedynie kątem oka dostrzegł, że Almos walczy z kimś jeszcze.
Almos raczej jednak próbował walczyć, niż walczył rzeczywiście, bo zwinny skaven wciąż mu uciekał. Nomada poniechał w końcu pościgu i korzystając z faktu, że znalazł się po przeciwnej stronie pomieszczenia niż Klaus i Ekhart, w kilku krokach doskoczył do walczących i ciął potwora szablą przez plecy.
Stwór nie miał szans. Odskoczył raz jeszcze, w próbie uniknięcia ataków przeciwników z przodu, kiedy to szabla Almosa przecięła jego cielsko, rozcinając prymitywną zbroję i posyłając zaskoczonego na podłogę. Krwawił na tyle potężnie, że jego życie mierzyć można było w sekundach. Przy okazji piszczał i rzęził głosem zdecydowanie zbyt wysokim jak na tak dużą istotę.
Mimo tego i deszczu na zewnątrz, dosłyszeli także kroki na piętrze. Drugi najwyraźniej wybrał taką drogę ucieczki.
- Łapcie go! - Krzyknął Jeździec Równin. - Hanno, ojcze Goethe, skaven zwiewa przez okno! - Wołał wbiegając na piętro. U szczytu schodów zwolnił jednak, wypatrując czy przeciwnik nie urządził tam zasadzki.
Nie było go na górze. Już. Almos usłyszał uderzenie z przeciwnej strony do tej, którą oni sami dostali się do budynku. Najwyraźniej skaven nie był głupi i próbował wyjść innym oknem! Gdy Jeździec Równin dopadł odpowiedniego, jedynie mignął mu przerośnięty szczurzy ogon.
- Zwiał oknem od podwórza! - Zawołał koczownik do wszystkich, którzy go mogli usłyszeć.
- Będzie próbował dostać się do kanałów. - mruknął Ekhart do Klausa. - Szybko wybiegnijmy z budynku przez drzwi. Ja obiegnę budynek od strony wejścia do kanału, a Ty od drugiej.
Rzucił się w stronę, gdzie jak sądził są zaryglowane drzwi.
Almos tymczasem schował szablę, cisnął pochodnię w błoto na podwórzu i jął gramolić się za skavenem przez okno, gotów w razie czego skoczyć za nim w dół - lub jeszcze lepiej - na niego. Było to w końcu tylko pierwsze piętro.
Zdaje się, że niewielu usłyszało krzyk Almosa, prócz może właśnie samego uciekiniera. Oberwanie chmury zagłuszało prawie wszystkie dźwięki. Mimo, że to było tylko pierwsze piętro, koczownik nie mógł skoczyć "na pałę". Pochodnia spadła na błoto i prawie zgasła. Nic nie było widać. Opuścił się na rękach i zeskoczył. W międzyczasie usłyszał brzęk zbroi i ekwipunku, mniej więcej w miejscu, w kierunku którego popędził skaven. Nic jednak nie było widać.
Ekhart i Klaus rzucili się do drzwi. Niestety, tylko Almos miał światło, więc po omacku przesunęli skobel, tracąc przy tym sporo czasu. Wybiegli w końcu na deszcz. Były strażnik dróg miał wrażenie, że coś przebiegło niedaleko, ale co? I gdzie?!
Rozejrzał się. Ciemności nie pozwalały nic dostrzec.
- Tu jest! - Almos zrywając się do biegu podniósł pochodnię i dobywając szabli rzucił się pędem za uciekającym.
Klaus ruszył w kierunku Almosa złorzecząc pod nosem na brak latarni. Biegł asekurując się cały czas tarczą , gotów zarówno się nią bronić jak i staranować uciekiniera.

-------

Walka była ciężka, ale udało się powalić przeciwnika. Gorzej, że drugi, ten zręczniejszy, jak się okazało później, uciekł do rury ściekowej. Tak świadczyły ślady i to świeżość tropów skłoniła Ekharta do pościgu.
- Dajcie jakieś światło. Wytropimy go, ale niech ktoś sprawdzi, czy porwana ofiara jeszcze żyje.
Rzucił patrząc wymownie na verenitę.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 04-10-2013 o 23:03.
Tom Atos jest offline