Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2013, 08:54   #86
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Długonosy byłrad, że opuszczają ten wstrętny Wyrtbad. Lżej mu się zrobiło na serduszku. Lżej, ale nie do końca lekko… Strój kapłana Morra wciąż przypominał mu o ostatnich wydarzeniach. Morrowi mógł dziękować za to, że nie chciał go jeszcze zabrać do swych Ogrodów. Za to, że zesłał on do niego Alexa. Im dłużej Miller się zastanawiał, tym częściej tak myślał. Czy rzeczywiście był on wybrańcem bogów? Tak, z pewnością tak i ostatnie wydarzenia go do tego zaczęły przekonywać. A w takiej kwestii nie trzeba było mu wiele, by go przekonać.

Toteż Gotte dumnie nosił się w czarnym stroju. Nie był on fircykowaty, jak inne jego ubrania, ale miał swe znaczenie. Duże znaczenie, a to dla Millera się liczyło.


***

- Wiem, że sprawy nam się nieco pokomplikowały, ale nie jest źle. - powiedział cicho Bert do kompanów. - Kolega zażył to co miał zażyć, a ci chcą się pozbyć ciała. Można by je przejąć z wody gdyby nie ta wzmianka o ucinaniu łba. - Winkel się chwilę zastanowił. - W obecnej sytuacji nie widzę innego wyjścia jak wykraść ciało kompana po zacumowaniu, a przed urąbaniem jego głowy. Ja zawsze mogę z nimi gadać, wy możecie zabrać przyjaciela, a po wszystkim wrócić w komplecie aby nie nabrali podejrzeń. Zostawimy go gdzieś w pokoju w mieście, a sami zejdziemy oficjalnie na ląd dopiero jutro rano, gdy nie wzbudzi to podejrzeń. Dobrze myślę?
- A jesteś pewien, że najpierw zacumują, a potem dopiero pomyślą o odcinaniu głowy? - spytał Jost. - Co będzie, jeśli zmienią kolejność działań?
- Głowę odetną na krótko przed wyrzuceniem reszty, żeby jak najmniej pobrudzić, w końcu ciało ciągle będzie krwawić. Ja bym to tak zrobił. Gdybym naprawdę musiał - dodał pospiesznie Bauer. - A wyrzucą ciało jak już całkiem się niebo zaciemni, więc możemy założyć, że mamy chwilę czasu na działanie. Tylko nie wiem, czy tak się to uda, Bert, co mówisz. Bo jak mamy wynieść go cichaczem ze statku, a potem jeszcze wrócić, żeby podejrzeń nie wzbudzać? Czasu mało, a i nie za bardzo możliwości widzę...
- Jeszcze można podpalić albo zatopić statek - mruknął Jost. - Tak dla odwrócenia uwagi. Nikt nie będzie myśleć o ciele, tylko każdy będzie ratować swój zadek. Ale - zastrzegł - to raczej nie jest poważna propozycja.
- Poczekamy aż chociaż na moment zostawią go samego i działamy. W razie powrotu kogoś z ekipy łowców mogę ich zagadać. Wy wrócicie przed świtem aby było widać jak w komplecie schodzimy na ląd. - Bert się chwilę zastanowił i dodał. - Wiem, że to spore ryzyko, ale musimy. Nie ma innej możliwości jak iść w zaparte. Jesteśmy blisko sukcesu. - pocieszył kompanów Winkel.
Oczy khazada zapłonęły niezdrowym entuzjazmem.
- Łajby spalenie najlepszym pomysłem jest! Wiele też, by na wodzie ogień rozpalić nie trzeba. Lampa tylko coby przewrócić się zdołała na grunt podatny padając. Pływającą jednak osobę na pokład przemycić by należało, by Rudiego i siebie na brzeg wyciągnąć. Najlepsza możliwość jest to! Lądowym transportem z osobą jedną jeszcze zająć się mogę!
Gotte tylko cmokał. Wiedział, że kuzyna swego ratować musi. Że tamten zrobiłby dla niego to samo. Cmokał jednak, bo się bał. Kajuty na tym statku nie podobały mu się. Były takie małe, takie małe i do tego drewniane. Z tego powodu teraz tylko myślał, jak go szybko opuścić.Wolał nie opuszczać go jeszcze w asyście płomieni. Ale jeśli to by miało pomóc jego kuzynowi, to poświęci się. Oczywiście, że się poświęci. Takie to Gotte dobre serce ma.
Bert nagle spojrzał na krasnoluda. Nie wiedział czemu, ale dopiero słysząc pomysł brodacza sam wpadł na coś zupełnie nowego…
- Mam… - powiedział nadal wpatrzony w Arno. - Przecież jesteśmy kapłanami Morra. Wystarczy, że teraz pójdę do kajuty kapitana i powiem, że usłyszałem, że tamci chcą uciąć łeb jednemu ze swoich. Powiem, że podejrzewam, że go zabili. Jako kapłan nie mogę pozwolić na odcięcie łba, bo nie będę mógł pochować ciała, a jako osoba prawa nie chce aby zabójstwo uszło im na sucho. Doskonałe. Przecież kapitan, kupiec i szlachcic mają ochronę, która może się łowcami zająć za nas. My tylko przypilnujemy aby ciało Rudiego zostało całe i odejdziemy na ląd aby je pochować. Tylko tyle i aż tyle. Co o tym myślicie? - zapytał Winkel wodząc spojrzeniem po reszcie.
- No tak, tak. My jako kapłani dopuścić do takich rzeczy nie możem. Nie, nie możem! - poparł Winkla Gotte.
- Pamiętacie, do Biberhof, jak się komu zmarło, kapłan sam przychodził, jakby wiedział, że ktoś ze wsi czeka u wrót królestwa Morra - wspomniał dawne czasy Eryk.- To zamiast tego o podsłuchiwaniu powiedzieć, że czujesz, że czyjaś dusza się szamoce, czy jakoś tak. Bo nie wiem, czy jak ich o morderstwo posądzisz, to tak łatwo skruszeją, nie wyglądają na takich. No i wtedy zażądamy, żeby pozwolili nam go pochować na lądzie. Wójt czy kto inny im wystawi oświadczenie o zgonie, i pójdą w swoją stronę. - Pokiwał głową patrząc na gawędziarza. - To może się udać, jeśli nie będą szli w zaparte. Dobry pomysł, Bert.
- Chwila. Ze szczególami to myślę, że najlepiej będzie jak powiem, że ja z Gotte jesteśmy kapłanami, a wy naszą obstawą incognito. To by pasowało, bo mamy najsłabsze postury zarazem będąc bardziej wygadanymi. W razie co mogę rzucić, że potrzebujemy takiej ochrony podczas podróży i tyle. A od tego do pojmania łowców i ratowania Rudiego bardzo blisko, bo przecież kapitan nie da odejść swobodnie mordercom jak zabili kogoś na jego statku. A my jako kapłani nie możemy pozwolić na ucięcie głowy. Pasuje? - zapytał Winkel czekając na ostateczną zgodę towarzyszy.
- No, brzmi w porządku- skwitował krótko Eryk.*
- Jakbyście w palenia sprawie zdanie zmienili, znać dajcie - burknął niepocieszony khazad.

***

Gotte przystał na plan Berta. Wdział szaty, poprawił je, zrobił długoćwiczoną grobową minę morryty i był gotowy. Do kajuty kapitana wejdzie zaraz za swym kompanem. Jemu pozwoli pierwsze mówić, nie chcąc się wtranżalać jak zwykle. To będzie dla niego, swego rodzaju, gest szacunku dla zdolności gadatliwych Bercika. Było widać, że chłop ten często wie co gada. Nawet mógłby się zdawać w oczach długonosego niemało głupszy, niż on…

~Oby to tylko wszystko się udało…~ No, ale czemu by się udać nie miało… ~No, ale jak się nie uda…~Gotte walczył jeszcze w myślach ze sobą.~ Uda się…~ Ale jak nie…~ Jak nie to cię uratują… Nie pozwolą już wrzucić do trumny…~ zakończył wewnętrzny głos wielce pewny w zdolności rodowitych biberhofian.



41; 94
 
AJT jest offline