Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2013, 11:15   #22
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
"Byleby nie mieli broni palnej" myślał Victor gasząc samochód i papierosa. Westchnął ciężko wysiadając i zakładając cienkie, skórzane rękawiczki. Nie chciał sobie poobcierać kłykci. W ogóle nie chciał brudzić. Jakie miał szanse załatwienia tego najszybciej jak się dało? Żadnej broni w zasadzie nie miał, nie licząc gaśnicy w bagażniku... i zapasowego koła, a więc możliwości nie pozostawiono mu wiele. Oparł się o bagażnik czekając na gości. Wspaniałość bocznych uliczek polegała na ich ciasnocie. Z wozu ledwo wyszedł, więc gdyby przeciwników teraz było więcej, to nie robiłoby mu to specjalnej różnicy. Dwóch jednak mogło go zajść z obu stron jednocześnie. Jednak pewny siebie, był przekonany, że brak broni palnej ze strony nadchodzących ludzi, świadczy o jego rychłym zwycięstwie.

Oderwał się od samochodu, gdy w końcu przyszli, nieśpiesznym, bujnym krokiem, oglądając się za ramię co parę sekund. Jeden z rękawa wysunął metalowy drąg, który w zasadzie mógł znaleźć w pobliskim śmietniku. Drugi zasiał w Victorze ziarno niepewności. Czy ten też był nadczłowiekiem? Nights nie znał się na nich specjalnie, ale te coś... nie należało do ludzi którzy potrzebowali broni. Vic zmarszczył brew i wypluł z ust wykałaczkę. To go zaboli...

- Masz pozdrowienia! - łypnął pierwszy, ryży który wyglądał jak papier toaletowy swojego kolegi. Jeden robi, drugi sprząta, nie do końca podział muskuły-mięśnie.
Victor nie należał do niskich, ale jego przeciwnik i tak dawał mu przewagę zwinności, choć tracił na zasięgu. Uchylić się przed ciosem cyklopa mógł, ale dosięgnąć go po tym, nie narażając się przy tym na rudzielca, trzymającego się krok z tyłu, z parszywym uśmieszkiem i koniuszkiem języka wywalonym na zewnątrz, byłoby dość ciężko. Nic to...
Ruszył naprzeciw, powoli czekając na to by Herkules wykonał pierwszy ruch i w zasadzie tylko tyle Victor się spodziewał. Zamiast kopnąć czy trzasnąć pięścią by od razu Nightsa znokautować, wielkolud skoczył w jego stronę, chcąc go złapać i powalić na ziemię. Zaskoczony Nights odskoczył do tyłu niezgrabnie, wpadając na bagażnik, a potem na tyle szybko na ile mógł przetoczył się na bok zwalając na ziemie, gdy gazrurka uderzyła w bagażnik. Ryży więc nadrabiał szybkość towarzysza... genialnie. Z pozycji leżącej próbował podciąć rudzielca, jednak bezskutecznie, sprawnie odskoczył, a Victor natychmiast się przeturlał uciekając przed kopniakiem nogi wielkości wieżowca. Jeszcze trochę brudu na ubraniu i znalazł się pod samochodem. Wyciągnął ręce i podciągnął się, lądując z przodu samochodu, skoczył na równe nogi, potem na maskę, dalej na dach unikając łapczywego chwytu wielkoluda i ostatnim susem podskoczył obie nogi ładując w twarz rudego. Obydwaj zderzyli się z ziemią, z czego Victor dodatkowo dostał rurą w udo, a Pippi Langstrumpf uderzyła głową w beton i nie miała zamiaru się podnosić.
Nights udając raka uciekał chwilę przed olbrzymem, by w końcu desperackim manewrem przemknąć pod jego nogami i podnieść się z tyłu. Nie wyglądało to zbyt elegancko, ale udało się. Na chwilę, bo cios z łokcia choć niecielny, przyniósł ze sobą sporo siły. Kolejny w brzuch zwalił go na kolana.
Była to bardzo niekorzystna postawa. Niemal cała noga Herkulesa odrzuciła Victora w tył, zupełnie jakby był piłką.

Nic się nie stało. Wstał podpierając się ręką, podczas gdy wielkolud próbował ocucić swojego kolegę... jakoś mocno mu zależało na jego zdrowiu. Obecnie Vic miał jedno oko sprawne, z racji łokcia który uderzył bardzo blisko prawego, ale i tak dostrzegł, że łysy wielkolud ma piegi. Bracia? Może i z jednej matki, która lubiła wszystkich mężczyzn. Było to jednak umiarkowanie ciekawe, więc Victor uniósł ręce do góry, czekając na kipiącego złością wielkoluda. Raczej nie stracił brata, ale obudzi się z ogromnym bólem głowy.
To co nastąpiło po paru sekundach, było już zwykłą grą nawyków. Po każdym ciosie, ręka Nightsa wracała na swoją pozycję, w czasie gdy leciała druga. Zmieniał się tak, gdy Victor krążył wokół grubasa, machającego bardziej chaotycznie, choć też z widoczną wprawą. Brakowało mu gracji, którą nadrabiał jednak doświadczeniem i determinacją. Victor uchylał się, parował kopniaki i szybko kontrował, jednak pojedyncze ciosy nie były zbyt skuteczne. Przeciwnik był naprawdę twardy i z łatwością by się przełamał przez gardę Victora, gdyby ten popełnił w końcu błąd. Herkules mógł sobie na nie pozwalać, z racji tego, że był zbudowany z diamentu, czy czegoś innego. W końcu porządnie wkurwiony Victor uskoczył w tył, przewalając się przez plecy, chwycił gazrurkę i walnął wroga w kłykcie, gdy nadlatywała jego pięść. Cios w niemal gołe kości, już poczuł. Przebijając się przez bolesne wycie trafił w skroń, choć siła uderzenia nie była tak wielka jak w zamyśle, cios w żebra nieco osłabił Vica. Ponownie. Teraz obaj przerwali na chwilę, wijąc i sycząc z bólu. Nights spojrzał na upuszczoną gazrurkę, z wyraźnym śladem krwi, tej samej która teraz sączyła się z czaszki wielkoluda. Połamane, strzaskane żebro, obolała twarz i brzuch nie miał teraz znaczenia. Panowanie nad bólem weszło mu w krew. Umiał dostawać i to miał za swoją największą zaletę w walce. Podniósł się powstrzymując lęk bólu, choć twarz skrzywił. Gazrurka podniosła się wraz z nim, a potem zaczęła opadać na paskudną i coraz paskudniejszą twarz olbrzyma. Najpierw z chrzęstem i krzykiem, potem plaskiem, mlaskaniem i coraz cięższym dyszeniem zmęczonego Victora.

W końcu odrzucił zmarnowany kawałek metalu na bok, pewien że pozbawił przeciwnika głowy i tym samym możliwości skutecznej defensywy i ofensywy. W miejsce dziury ponad karkiem swej ofiary chciał wrzucić swoje rękawiczki, ale opamiętał się pomimo zmęczenia i powracającego, pulsującego bólu. Spojrzał na nieprzytomnego rudzielca i bagażnik który bezczelnie zniszczył.

***

Już od dobrych paru tygodni nie zachodził do swojego garażu w celu innym niż użycie samochodu, dla którego teraz zrobiło się trochę mniej miejsca.
Victor zacisnął ostatnią linę w mechanizmie, który owinął wokół podwieszonego dość wysoko rudzielca, w karykaturalnej pozycji. Pod nim znajdował metalowy ostrosłup, umocowany na drewnianych nogach. Dla pewności obrożę na wysokości bioder, Victor wzmocnił paroma metalowymi zatrzaskami i całość zamocował na łańcuchach, by było to jak najbardziej stabilne.
Odsunął nieco kufer, w którym trzymał bronie zwyczajowe, zabrane niezdolnym do poprawnego użytku właścicielom. Pojedyncze karabiny, SMG, pistolety. To co mogli zdobyć na ulicy. Nights nie raz się zastanawiał skąd Punisher brał swój ekwipunek. Masa materiałów wybuchowych, granatniki, bazooki, gość naprawdę przyniósł wojnę do Nowego Jorku. Choć Victor w rozwałce nie mógł mu dorównać, miał sporo kreatywności w zakresie znęcania się i okrutnej przemocy.
Zdawszy sobie sprawę, że trzyma wykałaczkę w ustach, wyjął ją z ust powoli, przyglądając się uważnie ostremu kawałkowi drewna. Garaż był ciemny, ponury, stary i zardzewiały, a jedynymi dźwiękami, które go wypełniały, było monotonne i słabe stukanie łańcuchów o wyłożoną siatką ścianę, na której wisiały narzędzia, ale już te normalne.
Wszystko przypominało mu stare życie. Brudne nory pełne krwi i zepsucia, którego i on był sprawcą. Nienawidził wracać wspomnieniami do tych chwil. Gardził tamtym dawnym sobą tak jak ludźmi przez których w to wszystko wszedł. Nie żeby nienawidził całego narodu meksykańskiego, kiedyś wydawało mu się, że to jego rodzina, ale teraz... choć myślał, że się odłączył, to wciąż to go prześladowało. Wciąż mordował choć nie na taką skalę jak wcześniej, ale i to pewnie uwarunkowane było życiowym zmęczeniem, masą ran i bólu, przejść i smutku, który coraz bardziej zastępował gniew i czynił z niego ponurego, cichego, żałosnego człowieczka.
Może więc tego potrzebował? By móc poczuć się silniejszym! Pokonał olbrzyma, wcześniej jeszcze parę osób choć i jemu się oberwało, ale teraz dopiął swego i ma całkowitą kontrolę nad kimś. Pan życia i śmierci. To dlaczego to robi na chwilę straciło sens i liczyło się tylko to by to zrobić.
Ukłuł rudzielca w szyję raz i drugi by go obudzić. Nie zwracał uwagi na jego krzyki, wyzwiska czy cokolwiek by tam nie wrzeszczał. Już dawno zadbał by ściany nie przepuszczał żadnego dźwięku.
Bez słowa opuścił go gwałtownie na metalowy czubek, by wbił się w jego odbyt. Zrobił tak parę razy, dopóki nie zaczął się naprawdę mocno zagłębiać, a za każdym razem gdy tracił przytomność, wycierał krew z ostrosłupa (by nic nie robiło go bardziej śliskim) i cucił go, kontynuując. Nie chcąc go słuchać i jego "wszystko powiem" czy cokolwiek by nie chciał z siebie wyrzucić, zatkał mu usta szmatką, co przy okazji miało zapobiec odgryzieniu sobie języka. Zwinął ją na tyle mocno, by nie mógł jej połknąć.
Po dłuższym czasie, ustanowił przerwę, bardziej dla siebie niż dla niego. Zapalił papierosa i podszedł do kufra ustawionego obok tego z bronią palną. Ominął wystawę broni białej, którą po prostu musiał mieć trochę bardziej na widoku i otworzył liczne kłódki do skrytki. Od razu wyjął dziwne narzędzie i na chwilę odłożył je na bok. Zdjął wyczerpanego rudzielca z systemu lin i uprzęży i zawlókł go, jako, że on sam nie miał zbyt wielkich możliwości ruchu, w sam róg garażu, nieco podmokły, bo znajdował się tam kran. Nights jednak nie umył ofiary, którego nogi całe ociekały krwią i gównem, oblał go po prostu lodowatą wodą, a następnie zakuł w bociana.


Uprzątnął bałagan przy ostrosłupie, choć był nieco śmierdzący, starał się jednak zabić ten zapach szlugami, a potem już bardziej profesjonalnymi, wcale nie tanimi środkami chemicznymi. Gdy skończył wyjął chustę z mordy trzęsącego się z zimna rudzielca i mruknął.
- Gdzie znajdę Bruno, kim jesteś, dla kogo pracujesz, co wiesz o mafii w Hell's Kitchen. Kto kazał mnie napaść i dlaczego? - pytał powoli i wyraźnie by wszystko dotarło do umęczonego mężczyzny.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline