Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2013, 14:36   #19
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Idąc w stronę podwórza z towarzyszami, Nikodemus zwrócił uwagę właśnie na pewien szczegół o którym chciał już wspomnieć wcześniej, ale towarzysze chyba byli nazbyt osowiali bo dywagacji nie pdjęli zbytniej... może to i dobrze, widać że byli raczej ludźmi czynu a nie słowa, to był dobry znak.

- Wybaczcie moje zachowanie, drodzy panowie, ale sytuacja była dość niecodzienna, zresztą wciąż jest. Jestem Nikodemus Schultz - należę do magisterium płomienia, w Altdorfie... nie ze wszystkimi z was miałem przyjemność poznać się podczas drogi... zatem, pozdrawiam was. - Czarodziej ukłonił się bardzo oszczędnie.

- ... a ty bracie Albrechcie, wejrzyj myślą na jedną sprawę. Czy nie uważasz że kapłan, opat takiego miejsca, w habicie i szkaplerze Miłosiernej Panienki Shally'i, zajmujący się sprawą Krwawego Księżyca, jest czymś zgoła dziwnym i podejrzanym? - Nikodemus posiadał szczątkową więdzę na temat teologii, ale zakonnik taki jak Albrecht mógł wiedzieć na te tematy znacznie więcej.

***

Na zewnątrz, no cóż, było całkiem zwyczajnie, ale od razu jedna myśl uderzyła herr Schultz'a.

- Jak myślicie... czy to możliwe? Co byście powiedzieli na taką teorię? Wysłuchajcie mnie. Wszyscy widzimy że to miejsce opuszczone zdaje się być od dawna, tylko spójrzcie na ściany i zarastające to wszędzie chwasty. Czy zatem możliwe że ktoś plugawy zajął te opuszczone mury i pod zasłoną białych habitów, odczyniał tu swe bezeceństwa? - Schultz aż wzdrygnął się na myśl że ich gospodarz, a pewnie wkrótce i być może wróg, jest aż tak błyskotliwy i przebiegły. Taka myśl mogła zmrozić krew, nawet w żyłach czarodzieja ognia.

Stos desek rzucony byle jak pod ścianą, być może nie ściągał szczególnie uwagi, ale Nikodemus podszedł do niego i kopnął kilka razy, zupełnie jakby w owym drewnie leżała jakaś odpowiedź na nurtujące ich pytania. Mylił się; lecz nie do końca... coś leżało między deskami... zwykła, zardzewiała siekiera. Nikodemus podniósł ją i zważył w dłoni, grymas na jego twarzy wnosił że nie tego się spodziewał. Jednak uchwycił ją mocno i ruszył w stronę furty, która zachęcała wolnością jaka być może swawoliła sobie po drugiej stronie żelaznej przeszkody.

Czarodziej nacisnął na furtę, nie ustąpiła. Starał się unieść skobel, ale i to spełzło na niczym. Zamknięta na głucho. Żelazny zamek był pordzewiały i miał pewnie z pięćdziesiąt lat, w najlepszym wypadku, to dawało pewną szansę jego uszkodzenia. Nikodemus wziął zamach siekierą, obrócił ją tak by uderzyć obuchem, zagryzł wargę po czym... rozmyślił się.

- Za dużo hałasu. - Skwitował krótko i spojrzał na twarze towarzyszy. Siekierę Schultz postanowił oddać w ręce nawykłe do tego typu narzędzi lub broni... Albert wyglądał na takiego co potrafi zdziałać to i owo toporem lub mieczem... jednak herr Goldwitzer robił lepsze wrażenie, choć niekoniecznie dobre, bo wyglądał jak typowy zbójca i rozrabiaka, pewnie będzie chciał wkrótce wziąć w sprawy w swoje ręce albo i przejąć dowodzenie w kompanii, lepiej mu siekiery było od razu nie dawać, bo z braku innych celów mógł wziąć swych kolegów jako obiekt wyładownia frustracji. Kapłan również, widać było, że broń obca mu nie jest, ale mógł mieć swoje racje i sądy, mógł kierować się dogmą która... no cóż, powiedzieć można, nie była by po myśli czarodzieja. Dlatego też Nikodemus podszedł do herr Konrada, jednak nie Goldwitzera... do tego drugiego który nazwiska nie podał. Z oczu tego człowieka wyzierało doświadczenie i wewnętrzny spokój. Wyglądał jak zaprawiony w bojach wiarus, a jego ogorzała od wiatrów twarz zdradzała że nie jeden już trakt miał pod butami i nie jednego trupa zostawił na poboczu owych traktów. To był dobry wybór.

- Trzymaj herr Konradzie. Lepiej będziesz wiedział co z tym począć niż ja, człowiek który nawykł ... powiedzmy do innego rodzaju narzędzi. - Nikodemus wcisnął w rękę wojownika siekierę i swym zwyczajem odwrócił się na pięcie by oddać się kontemplacji nad blokującą ich furtą w tym wypadku. Sprawa siekiery była zamknięta, czas otworzyć sprawę żelaznej furtki.


- Odsuńcie sie. Bo wam oczy wypali. - Zażartował ponuro Nikodemus. Przyklęknął na jedno kolano przy portalu i delikatnie dotknął zamka.

- Zobaczmy zatem... czy to wystarczy! - Schultz odskoczył od furtki w tył trzy kroki i wycelował w zamek swą prawą dłoń. Zacisnął pięść po czym raptownie ją otworzył.

- Veneficus aculeus - sagittus! - Dziwne słowa opuściły usta czarodzieja i ...właściwie nic się nie stało wyjątkowego, ale nie można było nie zauważyć jak wgniecenie pojawiło się w żelaznym bloku zamku, a towarzyszyło temu jakby ciche tąpnięcie. Bez większego efektu, futra i zamek, powiedzieć można, zostały nietknięte.

- Spodziewałem się tego. Dobre żelazo choć stare. Trudno. Moje umiejętności niestety nie zawierają odpowiednich formuł by takie drzwi otworzyć... na pewno nie bez mojego kostura. To był jednak ciekawy eksperyment... - Schultz zauważył że inni dziwnie na niego patrzą... - no co? Oj, nie mówcie iż fakt że jestem magiem jest dla was zaskakujący. Zawód jak każdy inny, jak aptekarz czy strażnik. Lepiej się skupmy na murze. Może by tak kogoś podsadzić by choć wyjrzał co po drugiej stronie jest? - Nikodemus podszedł do ceglanej ściany i poklepał ją po czym spojrzał w górę na ostre, stalowe szpikulce umiejscowione na szczycie muru. Czarodziej wciąż się uśmiechał lekko... porównanie funkcji kolegialnego magistra do strażnika czy aptekarza było takie zabawne... oczywiście w rozumowaniu umysłu uczonego. Mało kto inny miałby z tego ubaw.
 
VIX jest offline