Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2013, 23:17   #25
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Morgan „Morlock” Lockerby



Tym razem nie było stukotu widmowego rumaka, tym razem nie było rumaka w ogóle. Było ich zbyt wielu, a konia półelfka potrafiła stworzyć jednego.
-Przejdziemy się.- zadecydowała i ruszyła przodem. Tuż za nią kanciarz. Bard i uczony szli obok siebie rozprawiając o metalurgii. Widać nawet brodaty muzyk, pozostanie w głębi ducha krasnoludem.
Ta dwójka sprzeczająca się na temat zalet i wad różnych stopów metali, sprawiała że cała grupka wyglądała mniej… podejrzanie. Co nie znaczy, że w ogóle nie zwracali uwagi. Mijający ich policjanci przyglądali się grupce podejrzliwie. Z czasem jednak coraz rzadziej natykali się na stróżów porządku.
Znak że podążali do miejsca gdzie diabeł mówi dobrano… przed walnięciem szpadlem w potylicę.
Wędrując tymi uliczkami Morlock wspominał wycieczkę do sekty półorczych zabójców. Kolejne uliczki niepokojąco zaczęły przypominać tamtą okolicę.
Czy i tutaj czaiły się jakieś zbity spod ciemnej gwiazdy gotowe zabić każdego z nich?
Możliwe… ale sama liczebność grupki wystarczała, podobnie jak znamię Gilian, które wprowadzała popłoch pośród większości śmiertelników.
Jak na wysłanniczkę śmierci półelfka była dość pogodną osobą. A przynajmniej takie sprawiała wrażenia.
Z drugiej strony… Morgan nie widział jej zdenerwowanej. I nie bardzo spieszył się do takiego doświadczenia.
Niemniej coraz bardziej ponure uliczki wpływały na całą grupę. Nawet dwaj znawcy metalurgii przestali rozmawiać i rozglądali się czujnie.

Zaułek Wesołego Wisielca… miał ustawioną podręczną szubienicę do linczów. Ot lokalna tradycja. Lina była podcięta więc łatwo się urywała. Ale bandzior który przeżył taki fałszywy lincz… nie spieszył się do popełnienia kolejnej zbrodni.
Zabójca… wynurzył się tuż za plecami całej grupy… wprost z cieni zaułka tuż za nimi. Jak mogli go przegapić?


Półork przerastał Morgana o głowę, był muskularny jak zawodowy zapaśnik i obwieszony bronią jak admirał medalami.Nie wyglądał na cichego zabójcę, raczej na mięśniaka lubującego się bezpośrednich starciach. Ciężka kusza, sztylety, dwa miecze na plecach. I od groma poukrywanych noży.
To że przegapili tą chodzącą górę mięśni, to że ich zaszedł… było niepokojącym doświadczeniem.
-Jestem Lurgh. I oczekiwałem was.-oświadczył półork chrapliwym głosem.
-Ja jestem Gilian a to są…- półelfka zaczęła przedstawiać członków drużyny, ale Lurgh przerwał jej wtrącając.- Nieistotne informacje. Wystarczy, że nie będą wchodzić mi w drogę.
I ruszył przodem. Lurgh raczej nie był duszą towarzystwa.
A Gilian musiała uspokajać doktora, który chciał powiedzieć coś do słuchu temu arogantowi. Na szczęście udało się jej. W innym przypadku cała wyprawa mogła by się na samy początku skończyć jatką.

Trzeci Cmentarz Komunalny był powstał po drugim i pierwszym cmentarzu. W czasach gdy New Heaven składało się jedynie z dolnego Downtown, urzędnicy w ratuszu miejskim nie grzeszyli fantazją. Ale za to bardziej byli wyczuleni na głosy mieszkańców. W tamtych czasach, na cmentarzach pierwszym drugim i trzecim chowano zarówno bogaczy jak i biedotę. Czwarty cmentarz komunalny był już przeznaczony tylko dla biedoty.
Trzeci nie był tak zaniedbany jak Czwarty czy Pierwszy cmentarz. Wciąż żyli potomkowie pochowanych tu zamożnych obywateli i płacili za jego utrzymanie. Za dnia było to bezpieczne miejsce patrolowane przez stróżów prawa. Ale nocą...


Nocą Trzeci Cmentarz taki bezpieczny już nie był, będąc schronieniem dla tych, którzy nie mieli własnych domów i miejscem robienia ciemnych interesów pomiędzy mauzoleami starych rodów.

Nic dziwnego, że Caligario wybrał to miejsce na kryjówkę. Tyle że on nie był jednym z wielu bezdomnych, przesypiających noce w mauzoleach. Więc jego kryjówka była trudniejsza do odkrycia.
Niemniej łowcy nagród mieli ułatwione zadanie. Prowadzący ich półork został zapewne poinformowany przez mistrza, gdzie szukać kręcących się sługusów czarownika ju ju. I jak ich rozpoznać.
Co akurat okazało się nie takie trudne. Bowiem strażnicy Caligariego okazali się...



mało ludzcy. Gdy Gilian, Morlock oraz reszta drużyny przyczaiła się przy pobliskich grobowcach, Lurgh wkroczył do akcji. W końcu jako zabójca był specjalistą od uciszania celów. A reszta drużyny uzbrojona w szeroko rozumianą broń palną była hałaśliwa.
Półork zażył jakiś proszek podobnie jak zażywa się tabakę i sięgnął po wiszące na jego plecach, dwa długie miecze o szerokich ostrzach. Widać uznał, że nie ma się co finezyjnie cackać z tymi stworkami.
Niemniej gdy zaczął się podkradać do nich widać były kocia grację tego zabójcy i nic nie było słychać.
Pierwszego potworka zaszedł od tyłu i błyskawicznie zdekapitował, drugi zauważywszy śmierć kolegi sięgnął po stary rewolwer przy pasie, by… raczej użyć go do wywołania hałasu niż zabicia kogokolwiek.
Przerdzewiały pistolet raczej na broń się nie nadawał.
Nie zdążył go użyć. Półork jednym ciosem miecza uciął mu dłoń w nadgarstku, a gdy potworek ruszył w kierunku jednego z grobowców… doskoczył do niego, gdy już zorientował się, które mauzoleum było celem jego rejterady. I zarąbał go silnymi ciosami miecza.
Mało finezyjna taktyka jak na zabójcę, ale pocieszające było to, że w drużynie był ktoś do walki na pierwszej linii, nawet jeśli tym ktosiem był zabójca na haju.

Po oczyszczeniu pierwszej linii do akcji wkroczył Jack Black wraz doktorem Ferdynandem B. Moenhausenem, podczas gdy reszta ekipy stała na czatach, bądź przeszukiwała trupy.
Bard po odsłonięciu klatki piersiowej zajął się za prace przy zamku mauzoleum, wpierw unieszkodliwiając ukrytą w nim pułapkę ze strzałką nasączoną trucizną. Jak się bowiem okazało bard był dlatego tak dobrym złodziejaszkiem bo był rzeźbiarzem stali. Osoba naznaczoną na klatce piersiowej znamieniem kowalskiego młota, która pozwalała mu kształtować metal jak glinę. Ale tylko wtedy, gdy owo znamię było widoczne.
Podczas gdy Jack zajmował się otwieraniem zamka, Moenhausen zajmował się doradzaniem mu w tej sprawie. Jednak Black puszczał te uwagi mimo uszu, potakując dla świętego spokoju. Rozpracowawszy zamek i upewniwszy się że pułapka ze strzałką była jedynym zagrożeniem oraz że do drzwi nie jest podłączony żaden alarm Jack ostrożnie otworzył drzwi mauzoleum. W środku katafalk został usunięty, a zamiast niego była dziura z drewnianymi schodami prowadząca w dół wprost do podziemnego korytarza. Wyglądało na to że Caligario ukrył się bardziej pod cmentarzem niż na cmentarzu.
Zeszli powoli w dół z Jackem na czele. Byli cicho i byli czujni… Nie wiadomo co kryło się na końcu tunelu.
Caligario wszak miał dość środków i dość ludzi, by urządzić sobie niedużą posiadłość pod ziemią.
Na pewno nie był sam…
Na końcu tunelu słabo oświetlanego przez lampy naftowe było rozwidlenie prowadzące w prawo i w lewo. Nie wiadomo dokąd prowadziły owe tunele, bowiem… oba kończyły się zakrętami.
-Eeee… to co teraz ?- spytał Jack zerkając na Gilian.

Luna "Lunatyk" Arizen


Pieniadze się skończyły, ale żołądek był zapchany jakimś nędznym co prawda posiłkiem. Uciekła jednak furiatce ze spluwami, a to było najważniejsze. Zmieniła wygląd ufając, że owa panienka jej nie rozpozna.
W końcu widziała ją zbyt krótko by się przyjrzeć.
Miasto wokół Luny tętniło życiem, tyle osób spieszyło się do swoich zajęć. Rozmawiali, kłócili się, szli i wszystko to robili w pośpiechu. Ona… była kamieniem w tej żyjącej rzece.
Jej nigdzie się nie spieszyło. Do warsztatu nie mogła wracać, do wieży zegarowej nie miała jeszcze po co.
Przemierzała więc kolejne uliczki miasta chłonąc jego atmosferę.
Zasłyszane rozmowy… nic dla niej nie znaczyły. Były tylko dźwiękami układającymi się dziwaczne melodie. Nie rozumiała potrzeby rozmów, które nie przekazywały konkretów, które nie były ścisłą wymianą informacje. Ale inni je lubili.
I ten hałas rozmów mijanych osób potrafił być czasem irytujący. Ruszyła więc w poszukiwaniu ciszy, a znalazła znacznie więcej…
W niedużym parku był zaparkowany ciężki ciągnik parowy. Maszyna miała swoje lata, ale wydawała się być solidna.


Pojazd był piękny w swej surowości i detalach. Przynajmniej w jej oczach dla innych bowiem, była to prosta maszyna robocza, solidna acz dość prymitywna i pozbawiona finezji kształtów najnowszych automobili. Ale Lunie się ten pojazd podobał.
I nie tylko jej… Jakaś uzbrojona w pistolet dziewczyna o kasztanowych włosach podeszła do pojazdu.


Ubrana w krzykliwie kontrastowe kolory i rozglądająca się bacznie, panienka wydawała się być dość czujna. Widok broni sprawił, że Luna odruchowo schowała się za drzewem. Wszak już z jedną uzbrojoną wariatką miała dziś do czynienia.
Jednakże ciekawość sprawiła, że Luna wychyliła się zza drzewa i spojrzała na ową dziewuszkę. Ta nerwowo pracowała przy zamku za pomocą wytrycha. Próbowała ukraść pojazd i robiła to całkowicie… nieudolnie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-10-2013 o 23:29.
abishai jest offline