Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2013, 01:39   #140
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Na pustyni też wszystko miało swoją legendę. Widmowe oazy wciągały podróżnych i wypuszczały po wielu latach wycieńczonych, pozbawionych pamięci o minionym czasie. Kiedy wiał wiatr z południa piasek ożywał i plątał ścieżki wszystkim, którzy zgrzeszyli przeciw wodzie; żółte wydmy, niczym rozumne stworzenia pożerały całe karawany, czasem oszczędzając jedynie niewinne dzieci. Gdzieś w samym sercu dornijskich pustkowi, pośrodku najgorętszych piasków, rokrocznie, w najkrótszą noc lata, czekała na śmiałka biała orchidea z jednym krwawym płatkiem, kwiat, który dawał wieczną młodość i pożądanie płci przeciwnej.
Gdy dziesięć lat temu uciekała z zamku Ullerów doświadczyła większości tych straszliwych cudów. I to waśnie z wymalowaną na twarzy śmiertelną powagą oświadczyła Erlandowi.
- Z pewnością wiesz o tym Szepczący. Spotkanie z magią łatwo przeżyć.
Tytus roześmiał się. Alysa odpowiedziała uśmiechem. Złagodził zazwyczaj ostre rysy i przez chwilę wyglądała jak szczęśliwa młoda dama.
- Potem spotkałam ludzi – oznajmiła nieoczekiwanie. – I to już przetrwałam cudem. Pomódl się Szepczący do swoich bogów za Kruka. To porządny człowiek.

Martwiła się. O Kruka na pograniczu śmierci, o Septę z jedną tajemnicą za dużo, o Jorana, którego zasad nie rozumiała, o nieznającego granic Kamyka. O Ulmera. O ojca.
Od bitwy była cicha i mówiła jeszcze mniej niż zazwyczaj. W świecie mężczyzn wszystko się wlokło. Sprawy rozciągały się w nieskończoność. Dlaczego Erland nie zabił Harlena, gdy miał okazję? Tak łatwo wydawał rozkazy zabicia, i widać było, jak jego nienawiść jest silna. Ona by się nie zawahała.Teraz w drodze trzymała się blisko Iorwetha. Kapłan nie mógł mieć tej okazji po raz wtóry.

Nie czuła prawdziwego zmęczenia, jedynie znużenie. Zima daje mi się we znaki – myślała. Głos w jej głowie, będący głosem tych wszystkich odzianych w czerń mężczyzn, jej ojca, ale też Kamyka, Septy, Roddarda, Jorana, Ulmera, Aemona zaprotestował gwałtownie: To jeszcze nie zima, dziewczyno.
-Zimno jak chuj – Tytus dwornie odpowiedział jej instynktom. On był wierny swemu nazwisku, rozcierał teraz i chuchał w ręce, bo znowu szukali drogi i znowu długo jechali stępa. Alysa pokiwała w odpowiedzi głową. Podobnie jak jej kapitan marzyła o powrocie na ciepłe morza.

Rozmawiała o tym co dalej z Septą. Właściwie oznajmiła, cicho, żeby nikt ich nie usłyszał, ale stanowczo, tonem, w którym sama słyszała Marbrana. Septa zresztą też. Przez chwilę patrzył na nią, osobliwie, bo bez właściwej mu ironii, potem powtórzył za Ulmerem; Marbran w kiecce. Oświadczyła, że we Wschodniej przejedzie z Tytusem na drugą stronę Muru. Jeśli się da zabierze stamtąd dwóch, trzech ludzi obstawy i z nimi odstawi jeńca do Czarnego Zamku. Czy Iowerth łże, czy nie, w jego ostrzeżeniach tkwi więcej niż ziarno prawdy, i faktycznie może być osobą, która jest w stanie zmienić nastawienie wrogiej armii zbierającej się pod Murem. Musi więc jak najszybciej trafić do Marbrana. Rzeczy niedopilnowane osobiście zawsze się pieprzą, a w tym poselstwie ona jest najbardziej zbędna. I nie, nie ma takiej możliwości, jeniec jej nie ucieknie.
Wiedziała, że nie zrobi tego, na co liczył ojciec, nie otruje Moraud, więc nic po niej na Kurhanie, choć tego już Willamowi nie powiedziała. Ani tego, że sądziła, że Skagooska powinna zginąć, nawet jeśli nie w tej dokładnie chwili, to wkrótce. Bo kiedyś wyda się kłamstwo Marbrana, że syn Moraud żyje, a ona mu tego kłamstwa nie wybaczy. Jemu, więc zapewne i Straży.

Konie znowu przyspieszyły i myśli Alysy pobiegły nowym torem. Przez moment, przestraszona siłą własnych wspomnień, zastanawiała się, czy ojciec mówił o synu tamtej kobiety, czy może dopowiedziała płeć dziecka sama. Jakby umarł dwa razy. Raz naprawdę, a potem znowu. Dwie żałoby, po prawdziwym i po wytęsknionym. Wzdrygnęła się gwałtownie, a jej wierzchowiec gniewnie parsknął. Tytus obrócił się ku niej zaniepokojony. Ktoś z czoła zastępu podniósł do góry rękę. Odpoczynek. Alysa zeskoczyła z konia pierwsza. Poszła w stronę Worsworna.

***

Gdy Kamyk ruszył szukać Solnej Drogi, ona oglądała drzewa. Nie szukała w nich twarzy starych bogów. Zebrała kilka brunatnych hub, korę z czerwoną naroślą, przemarznięte jeżyny, które natychmiast wpakowała sobie do ust. I dużą glistę, ją nagle, ze śmiechem rzuciła w stronę Morta, wołając głośno smacznego. Dopiero potem, z jakąś widoczną w pochyleniu ramion rezygnacją, podeszła do jeńca. Podała mu czystą wodę i chleb, kawałku po kawałku, bo nie rozwiązała Iowerthowi rąk. Wszystko w ponurym milczeniu. Odezwała się, dopiero, gdy wstała, jakby niechcący, nie oczekując wcale odpowiedzi. Znowu powiał wiatr i mimo zarzuconego na ramiona futra zatrzęsła się od przejmującego chłodu.
-To w co Ty wierzysz Skaagu, co?

A potem spokojny postój zmienił się w ucieczkę. Tym razem zareagowała na rozkaz Septy bez ociągania. Postój był krótki, ale wystarczył by oglądając drzewa odnalazła się w kierunkach. Nadal nie wiedziała jak daleko jest stara Solna Droga, i czy w ogóle istnieje. Ale wiedziała, po której stronie powinni jej szukać.
-Tam! – Krzyknęła i spięła białą klacz.

Przyjaciele Straży? Legendy są zabawne. Zakładają istnienie prostych odpowiedzi.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 08-10-2013 o 17:35.
Hellian jest offline