Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2013, 23:09   #125
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Po krótkiej naradzie udało im się stworzyć prosty plan, który miał spore szanse powodzenia.

- Wszystko jasne - Odpowiedziała Shade na pytanie Irlandczyka, biorąc ładunki od Wiga i sprawdzając jeszcze raz czy ma wszystko co potrzebuje i czy nic nie wystaje spoza osłony ochronnego materiału. Potem jeszcze raz popatrzyła na towarzyszy i uśmiechnęła się lekko. - Powodzenia! - Skinęła im głową i włączyła kamuflaż ruszając ponownie w kierunku głównego wejścia do meczetu. Jak zwykle zachowywała maksymalna ostrożność przesuwając się w cieniu budynków, by nie zdradził jej cień rzucany na spaloną ziemię, przez afrykańskie słońce.
Fox również odpowiedział skinięciem, po czym powiedział do Blue:
- Chodź. Teraz trzymaj się blisko, na miejscu schowaj się.
Upewniając się, że hakerka idzie za nim, zaczął wykonywać pierwszy punkt planu, czyli zajęcie odpowiedniej pozycji naprzeciwko wejścia. Gdy doszedł na miejsce, rozstawił się ze swoim karabinem snajperskim i czekał nieruchomo. Następne ma być boom.

Wig podzielił ładunki według własnego uznania, wiedząc, że reszta najemników niezbyt się na tym zna. Prócz nich przekazał także zapalniki.
- Mocujecie przy zawiasach lub zamku. Wtykacie to do środka. Odpalam kiedy zaczniemy.
Zarzucił plecak na ramię, wstając i zbliżając się do Jeanne. Uniósł palcem jej podbródek, by spojrzeć w oczy.
- Już niedługo - a potem pociągnął ją delikatnie, lecz zdecydowanie za -sobą, zajmując pozycję na rogu jednego z budynków. Sparaliżowana biochemiczka wydawała się chwilowo mu odpowiadać.
Blue poszła za Foxem niczym robot, lecz bez sprzeciwu i pomocy.

Valerie i Kane przebiegli przez ulicę. Jeśli Arabowie mieli kogoś na tej wieży meczetu, była szansa, że zauważył Irlandczyka, lecz nic na to nie mogli poradzić. W zachowaniu tubylców nic się nie zmieniło, dlatego oboje bez problemu dotarli do drzwi. O'Hara do tylnych, Shade do przednich, podkładając ładunki. Wyczekawszy odpowiedni moment, wślizgnęła się do środka i przyczaiła za filarem. Nikt nie zwrócił uwagi na poruszone drzwi, więc ruszyła dalej. Minęła zaplecze i weszła po schodach.
W głównym pomieszczeniu znajdowało się sześciu uzbrojonych mężczyzn oraz dwie, klęczące z boku i ciągle ubrane po kobiecemu. Być może to faktycznie były modlące się kobiety. Na zapleczu mignęło jej jeszcze dwóch Arabów, niewiadoma ich liczba przebywała w pomieszczeniu arsenału. Ale wątpliwe, by było ich tam wielu.
Zarówno Fox jak i Wig ze swoich pozycji po przeciwnej stronie ulicy, nawet używając lunet swoich karabinów, dostrzegali obecnie co najwyżej poruszające się w środku cienie postaci. Budynek nie miał w końcu zwyczajnych okien. Te dopiero należało zrobić.
Shade bez problemów dotarła na górę i weszła na balkon. Był zupełnie pusty. Najwyraźniej nikt nie spodziewał się ataku z tej strony, więc dziewczyna mogła spokojnie wyciągnąjc karabinek i dokręcić do niego tłumik. Przy okazji szeptem zrelacjonowała sytuację pozostałym. Przewiesiła broń przez ramię i wyciągnęła granaty. Nie miała skrupułów nawet jeśli modlącymi się były naprawdę kobiety. Takie było życie. Kiedyś to one urodziłyby kolejne pokolenie fanatyków.
- Zaczynam na trzy - Powiedziała do komunikatora i zaczynając odliczać odbezpieczyła pierwszy z nich. Rzuciła w kierunku największego skupiska na dole jeden, a potem zaraz drugi. Chwyciła karabin i przygotowała do ataku gdy tylko dym się rozwieje.
O'Hara podszedł do drzwi ostrożnie, obrzucając spojrzeniem przedpole, by wyczaić ewentualne czujki. Gdy nic nie dojrzał, zbliżył się i umieścił ładunki zgodnie z zaleceniami Wiga i wetknął w nie zapalniki, cofając się na bok. Po drodze dopytał się Val o dokładne rozmieszczenie pomieszczeń i korytarzy zaplecza meczetu i teraz czekał w lekkim ukryciu na sygnał od niej. Zdjął z pleców strzelbę, odbezpieczając ją. Plan miał prosty. Wparować do środka i wytłuc wszystkich, zaczynając od tych widocznych zaraz na wejściu oraz tych na dole w zbrojowni.

Granat frunął w powietrzu wręcz przerażająco długo, gdy przyszło do jego obserwacji. Mimo tego, zwrócił na siebie uwagę dopiero w chwili, gdy uderzył o posadzkę, odbijając się z charakterystycznym, głośnym dźwiękiem. Ktoś krzyknął. Ktoś rzucił się na ziemię. Przestało mieć to znaczenie, gdy metalowe jajko eksplodowało, ciskając odłamkami we wszystkie strony. Potem rozerwał się drugi granat, a ułamki sekund później przednie, podwójne drzwi wleciały do środka budynku. Eksplozje wstrząsnęły całym meczetem, a to nie było wszystko. W tym huku, eksplodujące tylne drzwi prawie nie zwróciły uwagi, wpadając do środka. Mało prawdopodobne, by któryś ze znajdujących się w głównym pomieszczeniu Arabów zorientował się, bo nawet spodziewająca się tego Shade słyszała tylko pisk w uszach. Wszystko inne przez chwilę było takie odległe!
Galeria nie pozwalała kobiecie mieć na muszce wszystkich przeciwników poniżej. Jeden z nich zaczął pruć mniej więcej w stronę wejścia, przynajmniej dwóch innych starało się dostać na zaplecze, jeszcze jakiś sięgał po krótkofalówkę, jeszcze leżąc na ziemi. Krzyczano coś. Granaty zabiły jakiś dwóch z nich. Odłamki trafiły na pewno jeszcze kilku innych. Wszędzie unosił się pył i kurz, utrudniający dojrzenie celów.

Tymczasem z tyłu O'Hara wpadł do środka zaraz za drzwiami. Jego strzelba wypaliła i powaliła jednego zaskoczonego przez wybuchy Araba, który znajdował się akurat na zapleczu, gapiąc na główne wejście. Szybko ruszył na dół, gdy drzwi w piwnicy się otworzyły. Było tu dość ciemno, lecz ci na dole go dostrzegli. Było ich przynajmniej dwóch i jeden pociągnął serią. Doświadczony najemnik zdążył się schować za załomem, a kule wyrzeźbiły ścieżkę w ścianie naprzeciwko. Miał jednak do pokonania całe schody w dół.
Irlandczyk nie zastanawiał się nawet chwili, rzucając tylko jedno spojrzenie w kierunku trafionego kolesia. Czy aby nie wstanie i nie ma kumpli obok. Wolną ręką już wyciągał i odbezpieczał granat odłamkowy, by cisnąć go na dół. Lepiej, by większość wybuchających od wstrząsów zabawek już stamtąd zabrali. Starał się, by wybuch nastąpił tuż przed drzwiami. Czekając na niego, sięgnął po flashbanga i cisnął go jak najmocniej tuż po eksplozji jajka. I ruszył po schodach, odliczając sekundy. W odpowiednim momencie zamknął oczy i odwrócił wzrok, unosząc broń. W takich chwilach lepiej było mieć kumpla obok, on takiej opcji nie miał. Liczył więc, że zostało tu co najwyżej dwóch czy trzech amatorów, łatwych do zabicia. Przyspieszył, gdy flash eksplodował z charakterystycznym dźwiękiem.

Valerie działała odruchowo. Wyszkolonym ruchem chwyciła pistolet i posłała serię najpierw w mężczyznę próbującego podnieść krótkofalówkę, później w tych biegnących na zaplecze. Szybko wycofała się do tyłu i pobiegła do schodów. Musiała przeszkodzić tym, którzy próbowali dotrzeć do arsenału i wspomóc walczącego tam Kane'a. Mimo wszystko musiała być ostrożna. Jej kombinezon nie był tak odporny na uderzenia jak ten O'Hary. Jej największym atutem była niewidzialność. Na wszelki wypadek przymała broń jak najbliżej siebie. Istniała niewielka szansa, że zanim przeciwnik zauważy broń, będzie już martwy.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 07-10-2013 o 23:15.
Eleanor jest offline