- Na Ramocsa, przysięgam, że tylko obowiązek pomszczenia krewnego zmusza mnie do wejścia ponownie w tą plugawą czeluść – powiedział Almos przy wejściu do ścieku. – Niech będą przeklęte gnijące trzewia tego nieczystego miasta.
Nomada wziął głęboki wdech i oświetlając sobie drogę pochodnią wkroczył do rury. Niebawem natknęli się na wybite w bocznej ścianie wąskie przejście. Almosowi było niedobrze i znów miał zawroty głowy. - J-ja p-pierwszy nie idę – rzekł szczękając zębami. – J-jestem Jeźdźcem Równin, a n-nie przeklętym kretem.
Przemoczony, drżał od chłodu. Jednak dreszcz, który nagle go przeszedł był tak przejmujący jak nic co czuł do tej pory , a lodowate ukłucie zimna można było porównać tylko ze śmiercionośną śnieżycą na stepie. Pochodnia zgasła, mimo że w rurze nie padało ani nie wiało. Do tego ten chichot, nie do końca ludzki. Koczownik uczynił dłonią znak chroniący przed urokiem. - T-to jakieś czarnoksięstwo, wychodzimy stąd! - Wyszeptał kierując się niemal po omacku do ledwo widocznego wyjścia. Skoro wyszli na zewnątrz zaczerpnął z ulgą świeżego powietrza. - Pilnujcie wejścia – rzekł do Klausa i Ekharta. – Wrócę tu z wiedźmą, ojcem Goethe i lampą, która tak łatwo nie zgaśnie.
Nie zwlekając, Almos ruszył ku budynkowi garbarni, gdzie znalazł zarówno Verenitę, jak i wiedźmę z ochroniarzem. - Ojcze, Wiedząca – zwrócił się do nich – znaleźliśmy kryjówkę bestii w ścieku. Ale potrzebujemy ochrony przed złymi mocami. I lepszego oświetlenia – wskazał na zgaszoną pochodnię. Pobiegł na piętro i po chwili wrócił z wciąż palącą się lampą, którą tam wcześniej zostawił. Rozejrzał się jeszcze po pomieszczeniu. - Gdzie Hanna? – Zapytał, z niepokojem w oczach. |