Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2013, 15:23   #97
piotrek.ghost
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Robert, elfka i związana, ogłuszona Rose stali przy brzegu jeziora spoglądając jak szczurzy wózeczek idzie z dymem. Trzeba było podjąć decyzję co z Rose, bowiem jej zachowanie...Robert nie chciał jej z zimną krwią zabijać lecz czy miał inny wybór. Spojrzał wymownie na elfkę.
Nemeyeth lustrowała uważnie okolicę, wzrokiem starając się przebić przez kłęby czarnego dymu, wydobywającego się z podpalonego stosu śmieci, potocznie nazywanego dobytkiem Rupperta.
- Jest mało czasu, co z kobietą? - spytała, ściskając łuk i sięgając po kolejną strzałę - Nie idzie z nami, nie ma takiej możliwości. Działała ze szczurem, nie wiemy czy świadomie...ale z drugiej strony czemu zaatakowała mnie, a nie jego? Po jaką cholerę łapska wyciągała? Dobrze że po nóż nie sięgnęła.
Robert stał nieruchomo, miecz trzymając w pogotowiu tak samo i tarczę. Szczury nie były honorowe, zawsze wypełzają spod ziemi atakując plecy:
- Czy atakowała nie wiem, raczej chciała Cię jakby powstrzymać ale i to wystarcza by można sądzić, że jest lub była w zmowie. Nie wiem jak Ty, ale teraz ciężko będzie jej zaufać..Mamy do wykonania zadanie, a jeden śmieć i tak już poluje na nasze życie. Wątpię by nam odpuścił. Zaatakuje kiedy nie będziemy się spodziewać. Taka to szczurza natura. Co do Rose..czy chcę spać z jednym otwartym okiem, bo ciężko będzie zaufać komuś takiemu - podsumował Robert
Elfka przytaknęła niechętnie. W słowach człowieka znajdowało się ziarno prawdy. Duże, gorzkie i trudne do przełknięcia. Ich towarzyszka była jednak istotą rozumną, czującą. To że nie była po ich stronie nie usprawiedliwiałoby mordu z zimną krwią.
- Nie zaszlachtujemy jej. Ani ona nie świnia, ani z nas nie są rzeźnicy. Tak nie można - spojrzała na rycerza błagalnie - Nie zasługuje na to, mimo wszystko. Jest nieprzytomna, związana. Na razie nie stanowi problemu.
Nemeyeth zamilkła, zaciskając kurczowo szczęki i patrząc to na Roberta, to na nieprzytomną dziewkę, a w jej głowie jedna myśl goniła drugą. Żadno rozwiązanie nie było dobre, wybór między złem większym a mniejszym zawsze przychodzi z trudem.
- Połamiemy jej nogi - odezwała się zmęczonym tonem - Nie będzie nas gonić…
Rycerz miał honor i zasady. Faktem było, że to co ich spotkało w ostatnim czasie poddawało to wszystko w co wierzył w coraz większą wątpliwość.
- Ocućmy ją. Każdy ma prawo do obrony. Nie jesteśmy mordercami, więc niech Rose odpowie… - po tych słowach, nie rozwiązując jej rąk klepnął ją delikatnie po policzku tak by się przebudziła.



Rose odzyskała przytomność i powoli otworzyła oczy, początkowo nie dotarło do niej w jakiej jest sytuacji, obraz powoli zyskiwał na ostrości i ujrzała pochylonych nad sobą rycerza i elfke, wzięła głęboki wdech i… zwymiotowała. Najwidoczniej cios spowodował wstrząśnienie mózgu a obecny wszędzie dym sytuacji nie poprawiał.
“Coś mi sie ostatnio nie wiedzie, jakoś często znajduje sie w paskudnych sytuacjach” pomyślała “ciekawe kto teraz mnie uratuje, o ile mnie ktoś uratuje."
Spojrzała na Elfke i Rycerza
-Co wy…--Znowu zwymiotowała, teraz jednak czuła co sie święci i narzygała na elfke, pamiętała co nieco sprzed utraty przytomności -Gdzie Ruppert, co sie stało, czemu jestem związana?
Robert był bardzo zniesmaczony całym zachowaniem kobiety, lecz spokojnie jeszcze podchodził do tematu. Związana kobieta, leżąca na ziemi, rzygająca wzbudzała niechęć w szlachcicu. Odsunął się i rzekł spokojnie:
-Twój przyjaciel szczurek uciekł, zostawił Cię, co świadczy, że niezbyt cenił sobie Twoje dobro. Jak się z tym czujesz? Gdy uciekał, a Ty już leżałaś obezwładniona, nasz drogi Szczur stwierdził, że znajdzie sobie innego sojusznika, więc … - pozostawił pytanie bez dokańczania. Niech Rose się tłumaczy..
Oczywiście blefował, ale dziewczyna była nieprzytomna, więc zobaczymy po czyjej stoi stronie.
-Szczurek? o czym ty bredzisz?-Rose brzmiała na zaskoczoną, owszem czytała o Skavenach, szczuroludziach czy jak ich nazywano ale to były tlko bajki używane do straszenia dzieci-Może i był dziwny, miał obcy akcent ale skaveny nie istnieją, to tylko bajki- stwierdziła Rose - Czemu mnie zaatakowaliście? co się stało? Wypuścicie mnie
Rycerz zaśmiał się na słowa dziewczyny. Skaveny nie istnieją. Dobre sobie.
- Drodzie dziecko - rozpoczął łagodnie Robert -Skaveny, czyli szczuroludzie istnieją od setek lat. My, Bretończycy wiemy o tym najlepiej. Odwieczni nasi wrogowie, co po zmroku nadchodzą i grabią, mordują i knują jak by tu się nas pozbyć. Nie jedna twierdza upadła przez nich, i wierz mi młode dziewczę Ruppert to Skaven. Czy Ty naprawdę jesteś tak naiwna, albo nieobyta ze światem czy może kpisz sobie znasz? Odpowiedz szczerze, bowiem twe życie wisi na włosku - starał się uświadomić dziewczynie jej położenie.
Nemeyeth zmarszczyła brwi, widząc jak związana dziewka próbuje zanieczyścić jej buty. Z obrzydzeniem zrobiła krok w tył, odchodząc poza zasięg wymiocin . Dochodzące ze wsi okrzyki bólu wciąż niosły się po lesie, wzbudzając w niej uzasadnioną nerwowość.
- Może jeszcze zamek ze śniegu zaczniemy budować? - prychnęła zirytowana w kierunku rycerza, całkowicie ignorując słowa Rose - To nie jest czas na kurtuazję i lekcje pokory. Nadszedł czas decyzji, które podjąć trzeba szybko. Musimy ruszać póki jeszcze możemy.
-Właśnie, -stwierdziła Rose powstrzymując wymiociny -elfka dobrze mówi, zamiast biadolić o wyimaginowanych szczuroludziach, próbujących przejąć kontrole nad światem zajmijmy sie realnym zagrożeniem jak demon w wiosce. -stwierdziła całkowicie przekonana o nieistnieniu Skavenów -Albo mnie rozwiążcie i uciekajmy albo pokaż rycerzu jakiś to honorowy i zostaw damę na pastwe chaosu - ucieła krótko, przez te pare dni nauczyła sie brutalnych zasad panujących na świecie
Rycerz znów lekko się zaśmiał i rzekł:
- Skoro twym życzeniem jest zostać, tak też się stanie. - po tych słowach rzucił jej woreczek z prowiantem koło nogi i przywołał gwizdnięciem Fernanda. Nie miał czasu i chęci kłócić się z plebsem, który to nie potrafi swoim ciemnym umysłem ogarnąć naturalnych i oczywistych rzeczy. Robert patrzył na Rose, elfkę i konia i wiedział, że musi podjąć decyzję. Podszedł do związanej dziewczyny i rozciął krępujące jej więzy i rzekł: - Tu nasze drogi się rozchodzą. Trzymaj prowiant na kilka dni, i ruszaj w swoją stronę. Liczę jednak, że nie będziesz nas śledzić ani próbować dążyć do kolejnego starcia. Bywa zdrów dziecko - pożegnał ją Rycerz wsiadając na konia. Wyciągnął rękę ku elfce by wsparła sie na nim wsiadając. Choć początkowo chciał wrzucić wózeczek do jeziora, odpuścił ten pomysł. Niech się pali.
Ta cały czas obserwowała uważnie ludzką kobietę, nie opuszczając broni. Odpuściła dopiero, gdy rycerz znalazł się w bezpiecznej odległości. Wolała dmuchać na zimne, kolejna kotłowanina skończyłaby się źle dla kogoś z nich, a tego nie chciała. Tym kimś mógł być Robert bądź ona, tylko głupi ryzykuje bez potrzeby. Złapała wyciągniętą dłoń i wskoczyła na grzbiet Fernanda, sadowiąc się wygodnie.
- Mogliśmy ją okulawić, wtedy na pewno nie lazłaby za nami - wyszeptała mężczyźnie do ucha, przyciskając się do jego pleców - A o zmarnowanych racjach będziemy pewnie marzyć za kilka dni, jak głód nas przyciśnie...no ale trudno. Niech będzie w ten sposób. Lepsze to niż zostawiać za sobą trupa. Nikt nie lubi trupów, pół biedy jak leżą grzecznie tam gdzie padły. Jaja zaczynają się dopiero gdy chcą Cię gonić, to dopiero upierdliwa sytuacja.
Robert uśmiechnął się tylko pod nosem i rzekł cicho również:
- Nie zrobiła nam nic złego, więc od Bogów zależy czy przeżyje. Nie nam dane zabierać jej życia, skoro jej niewiedza stała za jej czynami. Cóż a co do trupów, które lubią chodzić sobie wolno, u nas nie raz nie dwa mieliśmy doczynienia z nimi. Co w glebie powinno leżeć, do gleby musi wrócić - a potem ruszyli dalej zostawiając Rose nad jeziorem.
Rose siedziała na ziemi i spoglądała za oddalającą się parą. Po chwili z trudem wstała, podniosła worek z prowiantem i łopate która została po dłubaniu w palisadzie. Rozgrzebała pogorzelisko po wózku w poszukiwaniu jakiejś broni i ruszyła byle jak najdalej od wioski.
 
piotrek.ghost jest offline