Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2013, 22:54   #30
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Bioniczny woźny nie zrobił na Ryoku takiego wrażenia jak jego mistrzowskie ciskanie “prezentami”. Do różnorodności aparycji obcoświatowców była przyzwyczajona, ale precyzja “androida” była wręcz zdumiewająca, nie spodziewała się bowiem po “robocopie” takiego cela. Ostatecznie nie musiała robić ani uniku ani padu, by uniknąć oberwania skrzynią w łeb.

Podano do stołu!
Ale nim jeszcze “uczta” na dobre się zaczęła, Ryoku odkryła nową właściwość tego ATS. Pan Zuu niechcący zaciekawił chuligana tym niecodziennym wynalazkiem. Postanowiła, że pobawi się nim, kiedy nadarzy się stosowna okazja.

Po chwili odezwała się Owieczka ze strony niebieskich. Ryoku wnet stwierdziła, że posługuje się wyjątkowo niebezpieczną bronią zwaną kobiecym urokiem. Ryoku ochrzciła w myślach dziewczę imieniem “Milly”.
Dostrzegła jednak jeszcze coś niepokojącego. Otóż po niebieskiej stronie mocy zobaczyła... samą siebie. Sobowtóra w czarnym jak smoła płaszczu i krwistoczerwonej koszuli, łypiącego na swój oryginał i szczerzącego ostre zęby w niecnym uśmiechu, który po chwili przemienił się w kopię Milly. Czy ona ma zwidy, czy rzeczywiście z tym bytem jest coś nie tak?

Po niej odezwał się wojak blondyn. Niby przybysz jak większość tutejszej chałastry, ale kiedy Ryoku tylko na niego spojrzała, niczym grom z nieba ją strzelił. “Wielkie nieba, czy mi się wydaje czy ja go skądś znam?” - pierwsza myśl przyszła jej do głowy. Straszliwa myśl, wszak wszyscy tutaj pochodzili z różnych światów, więc szansa na to, że spotka się kogoś znajomego, albo była nikła albo równała się zeru. Nawet gdyby jednak zdarzyło się inaczej, to wszak powinny stać za tym jakieś konkretne wspomnienia, zdarzenia, coś cokolwiek, co mogło znajomych łączyć.
A tu nie stało nic konkretnego. Tylko jakieś irracjonalne, niepokojące przeczucie. Blondyna równie łatwo wcale nie musiała nawet spotkać. Ale do głowy jej uderzyło deżawi czy jak to się ten cały haj nazywał.
Wojak zorientował się, że Ryoku się na niego patrzy. A kiedy jejmość została przez niego przyłapana na gapieniu się, pomachała mu lekko ręką tak, żeby Zuu się nie przyczepił; uśmiechnęła się do niego przyjacielsko; zaś wojak odwzajemnił się uśmiechem i puścił do niej przyjaźnie oczko, zanim dziewczyna skierowała się w kierunku “nauczyciela”.

Ryoku nie miała żadnego problemu z otwarciem kufra. Zwyciężyła u niej niecierpliwość i ciekawość; natychmiast, jak tylko paka wylądowała na stole, zabrała się za nią. Wystarczył wytrych w postaci spinki do włosów schowanej za lewym uchem. Wystarczyły zaledwie 4 sekundy i po wszystkim, taka bowiem słaba była kłódka. W zamku zgrzytnęło. Usunęła blokadę i odłożyła ją na bok, zaś spinkę wsunęła z powrotem za ucho. Teraz wystarczyło tylko unieść pokrywę.

W międzyczasie jednak zachowała czujność i miała oko nie tylko na skrzynię, ale także na najbliższe otoczenie. Zerknęła dyskretnie na niebieską stronę sali tak, by nikt tego nie zauważył. Po przeciwnej stronie względem Ryoku znajdował się ktoś, kogo wyjątkowo ciężko było przeoczyć.


Potężny barczysty osobnik, którego ciało pokrywają ogromne odłamki lodowego kruszcu. Wygląda niczym topornie wyciosany z wielkiej bryły lodu posąg, w który ktoś tchnął życie. Ma około 5 metrów wzrostu, a dookoła niego na ziemi, leży pełno drobinek lodu i śniegu. Rozwalił swoja skrzynkę jednym uderzeniem wielkiego lodowej piąchy i teraz obserwuje kluczyk, na swojej dłoni. Spoglądając na drzazgi jako pozostałości po skrzynce Ryoku stwierdza, że nie chciałaby trafić pod te lodowe tłuczki. Z pewnością zostałoby po niej tłuczone mięso.

Sugerując się wskazówką, że kufer nie zawiera ładunku wybuchowego (wszak odgłos wybuchu nigdzie w sali się nie rozległ) i tym, że wszyscy w zasadzie otrzymali identyczne paczki, Ryoku przymierzała się do błyskawicznego podniesienia wieczka. Zamierzała jednak zachować ostrożność na wypadek, gdyby w skrzynce znajdowała się ukryta pułapka, czy to mechaniczna czy magiczna. Slustrowała bacznie jeszcze raz otoczenie i doszła do wniosku, że nikomu krzywda się nie stała, zaś smoczyca, która uporała się już z kłódką, wślizgnęła się do środka własnej skrzynki.
Ryoku tak szybko jak pozbyła się zabezpieczenia kufra, tak samo prędko go opróżniła, otwierając pokrywę i szybkim, kocim ruchem dobywając prezencik. Myślała, że w skrzyni znajdzie się może broń z amunicją, czy może inny podarunek, ale zamiast tego otrzymała złoty kluczyk z wygrawerowanym numerem 17. Każdy w sali otrzymał podobny prezent, nie było mowy, by ktoś został wyróżniony dodatkowym bonusem. Klucz prezentował się tak elegancko, że jej spracowane, twarde dłonie pasowały do niego jak wół do karety. Pytanie tylko, do czego miał pasować. Do drzwi? Do innej skrzynki? A może jeszcze do czegoś innego?

Zerknęła potajemnie za siebie i przyjrzała się kolejnemu członkowi czerwonej drużyny.


Młody chłopak o dziwacznej fryzurze, przypominającej dwie ostre antenki. Nosi niezwykle grube okulary, przez które nie widać jego oczu, a dziwny lekko niepokojący uśmiech nie schodzi z jego ust. Ubrany w miarę elegancki sposób, stylizowany na studenta dawnych uczelni. Niezbyt wysoki i bardzo szczupły. Siedzi i tylko patrzy na swoja skrzynkę, nic nie robiąc.

Jego zachowanie zaintrygowało Ryoku. Czy chłopak jest telepatą i otworzy skrzynię siłą umysłu? Analizuje jej budowę? Zasnął? Może podobnie jak Ryoku podszedł do zadania zakładając, że mogą wystąpić niespodzianki?
A może jest melepetą albo takową udaje? A może uporał się już ze skrzynką?
Nie zdołała patrzeć na niego dłużej. Co prędko odwróciła się w kierunku pana Zuu, żeby nie sądził, że się porozumiewa z sąsiadem. Miała dziwne wrażenie, że Zuu cały czas się na nią gapi, odkąd tylko opróżniła pudełko. Bo nie miała nic innego do roboty i zaczęła się trochę nudzić. Klucz schowała do wewnętrznej kieszeni płaszcza i to na tyle szybko, że chyba tylko imć mentor mógł to dostrzec.

Zamknęła oczy i zaczęła medytować. Po uspokojeniu myśli otworzyła oczy i ze spokojem spoglądała na wielką salę, potem zerknęła na sufit. Jak na tutejsze warunki wydawał się zadziwiająco normalny. Nie przypominał magicznego nieba rodem z Hogwartu i nie latały też tam płonące świece, duszki i inne cudawianki; wisiały pod nim jedynie wielkie, piękne żyrandole kolorystycznie grające z częściami sali. Sufit był ostoją względnej normalności w tym miejscu i dziwnie uspokajał. Ale trzeba było myślami powrócić na ziemię.

W międzyczasie padały pytania i odpowiedzi na temat losu “wybrańców” boskiej wieży. Niestety, niewiele (by nie powiedzieć "żadne") z napływających od Zuu wieści zawierało konkretną wskazówkę, co zaczęło nieco irytować Ryoku, która miała ochotę zadać pytanie. A problem polegał na tym, że musiała wybrać jedno z nich, bo Zuu zignorowałby resztę tak jak skrzeczącego, złorzeczącego gdzieś w sali insekta. Mnóstwo myśli się kotłowało w głowie, więc postanowiła poczekać, aż wszyscy lub większość istot zada swoje pytania. Sęk w tym, że Zuu odpowiadał ogólnikami i taką strategię z powodzeniem stosował.

Podobną taktykę co Ryoku obrał młodziak o białych włosach, należący do tej samej drużyny co ona; który to zwrócił uwagę nie tylko mistera Zuu, ale także samej dziewczyny. Ryoku przyjrzała mu się dokładnie. Jak się jej wydawało, w jego spojrzeniu dostrzegła nutę poczucia wyższości, co niezbyt ją napawało optymizmem względem tej osoby. Mimo to postanowiła mu się nie odwdzięczać niechęcią, w końcu przecież też mogła go źle zrozumieć. Postanowił zadać mentorowi inne pytanie, skoro na tematy związane z wieżą niezbyt chętnie odpowiadał. Jeżeli jednak miał w planie pochlebianie mu, to raczej przejechał się na tym. W każdym razie próba podchodów opiekuna piętra nie powiodła się chłopakowi. Uśmiechnęła się tylko do białowłosego młodziaka i skierowała spojrzenie na smoczycę, której udało się uporać ze skrzynką.

Teraz mała spryciula mogła z dumą pokazać światu swój mały, złoty kluczyk, który naturalnie dopasował się do miniaturki, a który co więcej sama wydobyła. Ryoku twierdziła, że skoro stoły i krzesła malały i rosły, to w sumie czemu kufer nie mógł się też jakoś magicznie skurczyć dla smoka. Ale to była próba i… nieważne, smoczątko poradziło sobie dobrze, jeśli nie świetnie, z tym wyzwaniem. Ryoku wystawiła jej kciuk prawej dłoni uniesiony do góry w geście gratulacji, uśmiechnęła się przyjaźnie do niej i puściła oczko.

Do głowy przyszło jej pytanie. Nie wiedziała zresztą, czy względnie dobre, bo jegomość Zuu wydawał się tak chętny do odpowiedzi jak leniwiec do ruchu. Nie zamierzała wybiegać przed szereg. Nie oczekiwała, że Zuu odpowie wylewnie na jej pytanie. Nie była tu nikim nadzwyczajnym ani ważnym, nie przyszła tu po sympatię czy litość do pana Zuu. Miała swój cel do zrealizowania i postanowiła zastosować się do reguł gry, której stała się częścią.

Jej prawa ręka płynnym i zdecydowanym ruchem uniosła się ku górze. Ryoku wówczas nie opierała się o rękę rozluźniona, ale siedziała obecnie wyprostowana, pewna i sztywna jak żołnierz. Głos silnie gardłowy rozniósł się echem po sali, kiedy powoli, ale zdecydowanym i wyraźnym tonem formuowała pytanie, spoglądając prosto w oczy (czy raczej oko) mentora. Zawierał się w nim szacunek do osoby protegowanej, może nuta ciekawości, ale nie było w nim miejsca na emocje; na to będzie jeszcze czas.

- Mistrzu Zuu, jak będą wyglądały przygotowania i test końcowy?

Oko Zuu spotkało się ze spojrzeniem dziewczyny. Przez krótką chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu... i tak też odpowiedział na to pytanie. Tylko i wyłącznie ciszą, żadne słowo nie wypłynęło z jego ust, a gestem kazał po chwili opuścić jej rękę. Była to bardzo dziwna, niepokojąca cisza - taka która towarzyszy kłopotliwym, niezręcznym bądź złowrogim sytuacjom. Ryoku walcząc z budzącą się w niej przekorą opuściła rękę bardzo szybko, jakby nagle jej zwiotczała, ale jeszcze przez krótki moment z “mistrzem” mierzyli się spojrzeniami, niby na nie walcząc. Nie spuściła głowy, a jej pewny wzrok nie wędrował nigdzie indziej dopóty, dopóki mentor nie spojrzał w inną stronę, nie przejmując się już karliczką. Do sali wróciła z powrotem atmosfera ciszy, jednak pozbawiona tego przedziwnego, uciążliwego napięcia.

Cóż, równie łatwo chyba mogła pożegnać się z dotarciem na następne piętro. Mając przeczucie, że od tej pory Bóg mieszkający na czubku boskiej wieży rozdzielił czarną polewkę równo pomiędzy "wybrańcami", a Zuu nie ułatwi jej dotarcia na szczyt, oraz nieco sekund (choć pewnie już policzonych do jej ostatniego włosa z głowy) Ryoku przyglądała się uważnie innym istotom znajdującym się w sali.
 
Ryo jest offline