| O dziwo Ysassa nie zgłosiła się, jak bywało zwykle w takich sytuacjach. Może pamiętała, jak ostatnio skończył się jej zwiad w jaskini, co spotkało jej współtowarzysze. Może to to, a może jednak to, że była obwieszona wszystkimi tymi zdobyczami, a także cięższym pancerzem. Chyba nie czuła się na siłach by prowadzić. Zresztąogólnie jakoś ostatnio przycichła. Czy to ten okres w życiu kobiety? Czy to ten okres w którym przypomina sobie, że jest khazadką, nie khazadem? Chyba nie, bo zwykle w tym czasie bywała bardziej wkurwiająca, niż zwykle. To musiało być co innego… - Ja pójdę. - Wysunął się na przód Baldrik. Ruszył przodem z obnażonym toporem, skradał się powoli.
- No to prowadź w azymucie na to cośmy wcześniej słyszeli poprosil Roran.
Droga dłużyła się niemiłosiernie. Khazadzi Yrra uciszyli się, nawet ogr się uspokoił. W tym jednym momencie wszyscy stanowili jeden oddział, wszyscy byli w tym samym głównie. Trudno było powiedzieć jak długo to trwało, ale w końcu w głębi tunelu dostrzegliście światło. Jednak nie było to światło dzienne a jedynie poblask rzucany z pochodni. Cienie tańczyły na końcu wylotu, a grupa zbliżała się krok po kroku.
Kiedy wreszcie drużyna osiągnęła wylot, ustawiła się zgodnie z planem Rorana w szeregu… i tylko pierwsza linia mogła być świadkami tego co działo się w ogromnej, oblodzonej sali… poniżej. Roran, Detlef i Galeb, wszyscy trzej znaleźli się na gruzowisku, tego czym kiedyś mógł być owy taras, teraz nie było nawet po nim śladu. Stojąc na gruzach spojrzeli w dół i ich oczom ukazał się widok nie tyle straszliwy o ile był na pewno bardzo dziwny.
Przy ogromnych wrotach leżały ciała trzech ogrów w barwach berserkerskich wojowników, były rozerwane na strzępy, dosłownie. Obok nich na oblodzonej podłodze leżały dwie dziwne istoty o czerwonych futrach, ale to nie to przykuwało głównie uwagę. Na środku pomieszczenia, grupa sześciu ogrów, tym razem z pancernej braci, siłowała się z łańcuchem, na którego końcu zakuta była spora bestia. Jej futro było białe, a ogromne pazury czerwone od krwi. Stworzenie przypominało jakby ogromnego wilka, ale było oczywistym że nie było tym że właśnie wilkiem… trudno było powiedzieć coś więcej o tej istocie stojąc tam gdzie trójka khazadów. Pewne było jednak to że stwór nie atakował ogrów ale raczej się z nimi siłował. Ogry ciągnęły stworzenie krok po kroku w stronę wielkich bram, a bestia się im opierała. Jak na razie nikt nie dojrzał skradających się krasnoludów.
Roran myslał szybko. Jego dłoń natychmiast zaczeła sygnalizować znakami bitewnymi: “Szybko na taras. linia. salwa. garłacz strzela pierwszy. później każdy najszybciej jak da radę”. To był jego plan. spodziewał się że tamtych wypadnie więcej, ale liczył że ogień z góry da im tak potrzebną przewagę. Ogry z przodu, ogry z tyłu..któreś trzeba było zdjąć. Po chwili, gdy wszyscy potwierdzili skinieniami głowy lub tradycyjnie, kładąc ręke na barku osoby przed sobą, trzykrotnie wymachnął pięścią. “Naprzód”.
Yrr dostrzegł zapędy Rorana i szturchnął go. - Na Grungniego, zgłupiałeś? Przecież nas zabiją, nie mamy szans. Lepiej wróćmy do tunelu i idźmy dalej, wydają się nie wiedzieć że tu jesteśmy. - Kilku krasnoludów przytaknęło mu na zgodę. Widok bestii widać zmroził ich krew w żyłach.
Roran odpowiedział cicho i spokojnie: -Mamy ogry za soba i przed sobą. Tu jesteśmy na wysokości więc tak łatwo nic tu nie wlezie. Walczyć będizemy musieli i tak w końcu, wole strzelać do niespodziewającego się nic wroga niż nadziać się na pościg tam. - Do kroćset, a nie pomyślałeś może że to ta sama grupa która szła za nami? Może oni wcale nie szukają nas? Na kuśkę mego dziada. Zabiją nas jak psy! - Yrr był przerażony, jego podwładni również… ale wszyscy zajmowali pozycję, choć bardzo niepewnie.
- Jeśli to ci to znaczy że będziemy bezpieczni. Pomyśl khazadzie, mamy pięc luf i dość kusz a oni stoją do nas plecami, w pomieszczeniu niżej. Pozatym to ja z Galebem i Detlefem bierzemy na klatę to co rusz biec, wy macie tylko szybko i celnie strzelać. Każdy sie niepokoi, to naturalne, ale w lepszych warunkach ich nie spotkamy. Bogowie nas wspierają, inaczej spotkalibyśmy ich w jakims ciasnym tunelu, gdzie zagryźli by nas po jednym. Wal celnie. Jeśli się zaczną zbliżać, cofniemy się w tunel a my trzej utworzymy scianę. Nie lękajcie się, pamietajcie o swych szlachetnych przodkach dodał do wszystkich spokojnie i zdecydowanie cicho.
W tym momencie ogry dostrzegły was na zrujnowanym tarasie, być może wasze głosy niosły się po starej twierdzy głośniej niż byście tego chcieli. Jeden z nich krzyknął, drugi wskazał łapą… wypuścili łańcuch z rąk. Bestia ryknęła przeciągle. Zaczęło się - raz jeszcze. |