Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2013, 21:58   #96
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
O dziwo Ysassa nie zgłosiła się, jak bywało zwykle w takich sytuacjach. Może pamiętała, jak ostatnio skończył się jej zwiad w jaskini, co spotkało jej współtowarzysze. Może to to, a może jednak to, że była obwieszona wszystkimi tymi zdobyczami, a także cięższym pancerzem. Chyba nie czuła się na siłach by prowadzić. Zresztąogólnie jakoś ostatnio przycichła. Czy to ten okres w życiu kobiety? Czy to ten okres w którym przypomina sobie, że jest khazadką, nie khazadem? Chyba nie, bo zwykle w tym czasie bywała bardziej wkurwiająca, niż zwykle. To musiało być co innego…

- Ja pójdę. - Wysunął się na przód Baldrik. Ruszył przodem z obnażonym toporem, skradał się powoli.
- No to prowadź w azymucie na to cośmy wcześniej słyszeli poprosil Roran.

Droga dłużyła się niemiłosiernie. Khazadzi Yrra uciszyli się, nawet ogr się uspokoił. W tym jednym momencie wszyscy stanowili jeden oddział, wszyscy byli w tym samym głównie. Trudno było powiedzieć jak długo to trwało, ale w końcu w głębi tunelu dostrzegliście światło. Jednak nie było to światło dzienne a jedynie poblask rzucany z pochodni. Cienie tańczyły na końcu wylotu, a grupa zbliżała się krok po kroku.

Kiedy wreszcie drużyna osiągnęła wylot, ustawiła się zgodnie z planem Rorana w szeregu… i tylko pierwsza linia mogła być świadkami tego co działo się w ogromnej, oblodzonej sali… poniżej. Roran, Detlef i Galeb, wszyscy trzej znaleźli się na gruzowisku, tego czym kiedyś mógł być owy taras, teraz nie było nawet po nim śladu. Stojąc na gruzach spojrzeli w dół i ich oczom ukazał się widok nie tyle straszliwy o ile był na pewno bardzo dziwny.

Przy ogromnych wrotach leżały ciała trzech ogrów w barwach berserkerskich wojowników, były rozerwane na strzępy, dosłownie. Obok nich na oblodzonej podłodze leżały dwie dziwne istoty o czerwonych futrach, ale to nie to przykuwało głównie uwagę. Na środku pomieszczenia, grupa sześciu ogrów, tym razem z pancernej braci, siłowała się z łańcuchem, na którego końcu zakuta była spora bestia. Jej futro było białe, a ogromne pazury czerwone od krwi. Stworzenie przypominało jakby ogromnego wilka, ale było oczywistym że nie było tym że właśnie wilkiem… trudno było powiedzieć coś więcej o tej istocie stojąc tam gdzie trójka khazadów. Pewne było jednak to że stwór nie atakował ogrów ale raczej się z nimi siłował. Ogry ciągnęły stworzenie krok po kroku w stronę wielkich bram, a bestia się im opierała. Jak na razie nikt nie dojrzał skradających się krasnoludów.

Roran myslał szybko. Jego dłoń natychmiast zaczeła sygnalizować znakami bitewnymi: “Szybko na taras. linia. salwa. garłacz strzela pierwszy. później każdy najszybciej jak da radę”. To był jego plan. spodziewał się że tamtych wypadnie więcej, ale liczył że ogień z góry da im tak potrzebną przewagę. Ogry z przodu, ogry z tyłu..któreś trzeba było zdjąć. Po chwili, gdy wszyscy potwierdzili skinieniami głowy lub tradycyjnie, kładąc ręke na barku osoby przed sobą, trzykrotnie wymachnął pięścią. “Naprzód”.

Yrr dostrzegł zapędy Rorana i szturchnął go. - Na Grungniego, zgłupiałeś? Przecież nas zabiją, nie mamy szans. Lepiej wróćmy do tunelu i idźmy dalej, wydają się nie wiedzieć że tu jesteśmy. - Kilku krasnoludów przytaknęło mu na zgodę. Widok bestii widać zmroził ich krew w żyłach.

Roran odpowiedział cicho i spokojnie: -Mamy ogry za soba i przed sobą. Tu jesteśmy na wysokości więc tak łatwo nic tu nie wlezie. Walczyć będizemy musieli i tak w końcu, wole strzelać do niespodziewającego się nic wroga niż nadziać się na pościg tam.

- Do kroćset, a nie pomyślałeś może że to ta sama grupa która szła za nami? Może oni wcale nie szukają nas? Na kuśkę mego dziada. Zabiją nas jak psy! - Yrr był przerażony, jego podwładni również… ale wszyscy zajmowali pozycję, choć bardzo niepewnie.
- Jeśli to ci to znaczy że będziemy bezpieczni. Pomyśl khazadzie, mamy pięc luf i dość kusz a oni stoją do nas plecami, w pomieszczeniu niżej. Pozatym to ja z Galebem i Detlefem bierzemy na klatę to co rusz biec, wy macie tylko szybko i celnie strzelać. Każdy sie niepokoi, to naturalne, ale w lepszych warunkach ich nie spotkamy. Bogowie nas wspierają, inaczej spotkalibyśmy ich w jakims ciasnym tunelu, gdzie zagryźli by nas po jednym. Wal celnie. Jeśli się zaczną zbliżać, cofniemy się w tunel a my trzej utworzymy scianę. Nie lękajcie się, pamietajcie o swych szlachetnych przodkach dodał do wszystkich spokojnie i zdecydowanie cicho.
W tym momencie ogry dostrzegły was na zrujnowanym tarasie, być może wasze głosy niosły się po starej twierdzy głośniej niż byście tego chcieli. Jeden z nich krzyknął, drugi wskazał łapą… wypuścili łańcuch z rąk. Bestia ryknęła przeciągle. Zaczęło się - raz jeszcze.
 
vanadu jest offline