Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-10-2013, 23:16   #91
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Nadzieja na dłuższy odpoczynek umknęła szybciej niż bąk puszczony przez kronikarza. Miast kilkudniowego odpoczynku i wylegiwania się trzeba było na powrót podjąć podróż. Przynajmniej jej cel niósł nadzieje choć kilkudniowego odpoczynku, ale zważywszy na oblężenie i to nie było pewne. Jedynie ból zdawał się być jedynym pewnikiem. Nawet stanie czy leżenie bolało w miejscach gdzie ubranie mocniej ocierało czy choćby tylko dotykało spalonej skóry. O chodzeniu wolał już nawet nie mówić a o biegu nie wspominać. Thorin za bardzo zajęty był samym sobą i ciągłym przełamywaniem własnej słabości by móc poświęcić komukolwiek chwilę uwagi.

Wyjątkiem od tej reguły okazał się Tułacz, którego historia niezwykle zainteresowała kronikarza. Wytężając swe siły spróbował skupić się nawet na jego opowieści bardziej niż na odczuwanym pieczeniu, którego maści bardziej łagodziły niż niwelowały. Sztandar mu nieco ciążył , choć nie tak bardzo jak przyjęte wcześniej części do kolczugi których musiał się niestety pozbyć. Przynajmniej uzupełniając mocno już uszczuplone zapasy bandaży.

Potem przyszedł czas na walkę. Była to potyczka na którą Thorin nie miał wciąż sił ni zdrowia, mógł jednak zająć się ostrzałem do czego przystąpił niezwłocznie. Pierwszą ofiarą która przywitała się z jego bełtem był sam wódz ogrów, niestety pomimo strzału w nogę nie wydawał się być nawet spowolniony. Pomimo następnego niecelnego strzału, szybko poprawił statystykę uśmiercając ogra strzałem prosto w serce. Do kolekcji miały niebawem dołączyć kolejne kły ogra. Wiedział już, że choćby dla tego jednego powalonego przeciwnika warto było okupić swój dalszy żywot nieustannym bólem i bliznami. Wartość krasnoluda wiązała się ściśle z tym jak był użyteczny i jeśli co do tego faktu kronikarza dręczyły jeszcze jakieś wątpliwości to wystrzelony bełt przeszył je nawet skuteczniej niż owe serce ogra. Po kolejnym trafieniu zajął się pomocą w ładowaniu kusz Thorgunowi dzięki czemu nie było przerwy w ostrzale a nieustanna lawina bełtów. Co prawda nie mógł ofiar Thorguna zapisać na własne konto, ale w tej chwili liczyła się bardziej skuteczność w eliminacji przeciwnika niż statystyki poprawiające humor kronikarzowi.

W końcu walka zakończyła się zwycięstwem, choć Thorin nie miał czasu by się nim napawać, natychmiast dopadł do rannych starając się jak mógł. Popalone łapy wcale nie ułatwiały zadania zanim się obejrzał wszystko zostało już ograbione i jedynie dobrze wykonana robota cyrulika zdołała poprawić mu humor... oraz kilka kłów które dołączyły do kolekcji trofeów.

Przesłuchanie ogra szło całkiem sprawnie, dużo bardziej niż kronikarz byłby w stanie przypuszczać, na koniec jednak bardziej z pragmatyzmu niż z litości postanowił zająć się raną odwiecznego wroga. Wszak mógł się jeszcze przydać i kto wie może był w stanie wytrzymać dwa uderzenia legendarnej pajęczycy miast jednego? Opowieści o tym co czekało ich w twierdzy napawały kronikarza nieznanego rodzaju lękiem wymieszanym z ciekawością. W sumie można byłoby to nazwać ostrożna potrzebą zbadania prawdy. Tak po prawdzie jednak, gdyby nie przymus sytuacji zapewne kichałby na tą potrzebę, być może jedynie starał sobie dodać animuszu do wyprawy na którą wcale ochoty nie miał, zwłaszcza w swoim obecnym stanie.

W końcu dotarli do ruin twierdzy, złowieszczo łypiących nań rozwartymi, zniszczonymi wrotami. Zresztą dość szybko twierdza ukazała resztę ponurego oblicza. Nie było możliwości powrotu, po prawdzie nawet wcześniej nie mieli za wiele możliwości...

- Wprowadziłeś nas głupcze prosto w paszczę wroga. Zginiemy tu przez ciebie.

Gdy Thorin usłyszał zarzut skierowany do Rorana po raz pierwszy dla wielu zabrał w końcu głos, pomimo że miał to przypłacić bólem gardła i spękaniem dopiero co zrośniętych warg.

- Jeśli chcesz nam go tu sprowadzić to wrzeszcz głośniej. - odrzekł Yrr'emowi basowym głosem, graniczącym na poziomie zwykłej mowy i ocierającej się lekko o szept. Był wyraźnie słyszany, zwłaszcza w tak pustym i cichym pomieszczeniu. - Nie mamy co wracać więc nie ma co się spierać czy słusznie tu przybyliśmy. Jak stąd wyjdziemy okaże się , że słusznie, jeśli nie … obecne spory i tak stracą na znaczeniu. - powiedział niemal filozoficznie biorąc przykład z swego dziadka.

Ten ciągle mu powtarzał „Jeśli masz problem z którym możesz sobie poradzić, to po co się martwisz? Jeśli masz problem z którym nie możesz sobie poradzić, to na cóż się martwisz?”

Taa zamartwianie się w niczym nie pomagało. Miast tego Thorin wskazał korytarze mówiąc do zwiadowców – Możecie zbadać najbliższą część? Jeśli był tu ktoś wciągany powinny pozostać jakieś ślady, wówczas wybierzemy inną drogę. Przy odrobinie szczęścia ominiemy zagrożenia pozostawiając je podążającym za nami ogrom. I radze wziąć przykład z tego osobnika który tu wcześniej chyba był – wskazał na jeńca - proponuje rozmowy ograniczyć do minimum.

Nie musiał dodawać, że w jego opinii ogr powinien iść przodem ścieżki którą obiorą. To zdawało się oczywiste dla wszystkich.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 08-10-2013 o 23:18.
Eliasz jest offline  
Stary 09-10-2013, 08:40   #92
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Thorgun do tej pory trzymał się głównie przy Galebie, który jako jeden z nielicznych odezwał się do niego, i nie wtrącał się w marudzenie Yrra. Byli po uszy w gównie, ale przynajmniej żyli a “maruda’ powodował tylko, że mogły wystąpić nie potrzebne spięcia.
Twierdza Skaz, przerażająca, wręcz nawiedzona można by powiedzieć lecz białowłosy Khazad, nie czuł lęku. Zaciekawienie to na pewno, i lekki dyskomfort. Znaczną część życia spędził na powierzchni, lecz to nie było ważne, ważne było zachowanie Yrr’a.
Miruchna znalazła się w rękach Thorguna, tak na wszelki wypadek, ale ten nie zamierzał podejmować na razie żadnych działań. Powolnym krokiem chodził w okół komnaty badając ją.
Jednego czego Thorgun nauczył się walcząc w wojsku to hierarchia. Dowódca czasem robi rzeczy niezrozumiałe, podejmuje decyzje i to on ma na swych barkach los swoich ludzi. Roran był dowódcą i to on podejmował decyzję. Szalone ale trafne. Białowłosy khazad podszedł do Yrr’a i szepnął mu cicho:
- Raz jęczysz jak stara baba na wydaniu, a dwa jak Ci się nie podoba to zawsze możesz przywitać oddział ogrów, który idzie za nami. Jeśli nie masz planu konkretnego to stul ryj, bo wprowadzasz tylko chaos i zamieszanie - a potem poklepał po przyjacielsku Yrra po ramieniu
Sierżant rozejrzał sie po wylotach tuneli. Podchodził po kolei do poszczególnych korytarzy i nasłuchiwał. Chwilami też przykładał ucho do ściany, czy też kładł się i nasłuchiwał przy podłodze, jakby chcąc usłyszeń drżenia podłoża. Zaintrygowało go to co usłyszał. A ci przesadni głupcy zagłuszali. Gdy ci wyobrażali sobie nie wiadomo co, on myślał o jeszcze bardziej fantastycznej wizji - oddziału zwiadowczego umacniającego tunel. Miał bowiem nadzieje, że tak odstraszająca forteca będzie idealnym miejscem na wylot wypadówki. bo kto tu wejdzie. Zastanawiał się. Który tunel. Jedyne czego był pewien to że w którymś miejscu łączą się komorą lub tunelem poprzecznym.
W końcu rzucił cicho: -Thorgun, Ysassa, Baldrik. Pozostałe tunele. Nasłuchiwać. sam wszedł kilka kroków w głąb drugiego tunelu od prawej i najpierw cicho nasłuchując, kilkakrotnie zastukał w ścianę, na palcach drugiej ręki jak szybko powróci jakiś odgłos, czyli czy będzie reakcja.
Thorgun położył sobie Miruchnę na barku i ruszył do kolejnego tunelu nasłuchiwać. Spoglądał w ciemność, jakby liczył że dostrzeże w niej jakiś ruch, a może zjawę. Splunął na ziemię i nasłuchiwał w milczeniu.
Yrr ostentacyjnie odepcchnął dłoń Thorguna. - W dupie mam takie zawody… a ty mi nie mów co mam robić Thorgunie, synu Siggurda. Jestem notablem i pochodzę z błękitnej krwi, i ktoś taki jak ty nie będzie mi rozkazywał. Posłuchałem się Ronagaldsona bo tak mi kazał mój lord… ale poza tym? Poza tym mam was głęboko w rzyci. - Yrr sapnął i obnażył topór. Jego khazadzi zbliżyli się do niego instynktownie. Yrr gadał i gadał, rozkręcał się widać, ale jego kamraci uspokoili go trochę.
Dorrin nie wytrzymał- może chcesz porozmawiać z ogrem? powiedział popuszczając wodze bestii.
Yrr cofnął się o krok od ogra który choć nie rzucił się w przód do ataku na asturglandczyka, to spojrzał na zluzowany łańcuch.
Roran nasłuchiwał i nie było to daremne. Dźwięki zostały odnalezione, a raczej tunele z których dobiegały. Sierżant bezbłędnie wychwycił oba, bo to właśnie owe odgłosy dochodziły uszu khazadów z dwóch korytarzy. Pomysł Rorana zrodzony z doświadczeń również odniósł korzystny skutek. Delikatne stukanie w ścianę odpowiedziało wpierw echem a później ucieszeniem się chroboczącego odgłosu… ten został wznowiony długo, długo później… ale jednak wrócił.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 09-10-2013, 10:48   #93
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Podnoszac się z ziemi sierzant rzekł -Te dwa tunele są połączone. To zapewne dawne korytarze twierdzy. Tak więc tam jest pieczara i odgłosy pracy. Więc przestańcie pierdolić, ty Yrr zwłaszcza, nie zwykłem słuchać wrzasków kogoś kto pokazuje plecy zielonym. Możesz sobie i być i hegemonem hobgoblinów ale ja prowadzę tą wędrówkę, a ty chuj wiesz czy o tych okolicach czy najwyraźniej o czymkolwiek. Tak czy inaczej w ciągu doby będziemy w Azul najpewniej, zwłaszcza jeśli tam jak mam nadzieje są nasi. Jak nie to zresztą droga dalej bliska. A do tego czasu zamknąć się i nie opóźniać, nie możemy dać się dogonić ogrom, nie tutaj. Usłyszą nas i tak,w tym tunelu zbyt niesie, więc niech ktoś zostawi ślady prowadzące do tunelu którym ruszymy. Wolę mieć je za plecami niż martwić się czy nas nie przeganiają boczną odnogą. A teraz ruchy. chyba że ktoś ma cos jeszcze do powiedzenia zawarczał na koniec.
- Coś ty kurwa powiedział? Hegemonem tych ścierw? Ja ci zaraz tu kurwa pokażę co myślę o twoim dowodzeniu. Ver, Kelv…. trzymajcie oczy otwarte na ten tunel…- wskazał tunel którym przybyliście -... jak inni chcą iść z tobą to niech idą, ale jak się to skończy i wyjdziemy z tej kaźni, to się z tobą policzę Ronagaldson. Idziecie na śmierć, my zostaniemy tutaj i przypilnujemy tego przyczółka, odpoczniemy i wtedy ruszymy dalej. Na pewno nie w tunel skąd dochodzą te jebane dźwięki. Jesteście głupcami, wystarczy że nas wciągnąłeś w to zapomniane miejsce. - Yrr syknął, a jego żołnierze poczęli wykonywać jego komendy. Widać było że nie są pewni który z dowódców ma rację. Iść czy zostać? Wszystkim chodziło to pytanie po głowie. Wszystkim poza Roranem i Yrr’em rzecz jasna.
- Stać kurwa. Na mózg ci padło, Yrr? Każesz im zastawiać tunel co nimi idzie pościg ogrów? Tylko ruch gwarantuje życie w tych tunelach, bo tu wróg może wejść od każdej strony. Możeś i szlachcic i tego nie neguje ale o wojaczce to chyba tylko słyszałeś, popijajac mleczko na cyckach niani. Chcesz to się zabij, ale sam, bo na pewno swoim pierdoleniem nie będziesz oddziału rozbijał. Albo bogowie mi mili, sam rozłupie ci łeb, co powinienem był zrobić jakżeś zacząl spierdalać wywarczał wkórzony sieżant.
- Trzymaj to kurwa. - Yrr podał topór jednemu ze swoich ludzi i ruszył w kierunku Rorana z zaciśniętymi pięściami. Do sprzeczki wtrącił się Arngeir. - Daj spokój Yrr, potrzebne nam to teraz jest? Po prostu odpuść.

- Stul pysk kozi synu. Masz robić jak ci mówię. Na łby się ze swym ojcem zdrajcą zamieniłeś? Masz szczęście że ruszyłeś z nami... możesz mi za to dziękować jedynie, cholerny padalcu. Ty zaś… - Wskazał palcem na Rorana - … z tobą załatwię to tu i teraz. Raz na zawsze. Mam już dość twoich komend które nas tylko wpędzają w co raz to gorsze gówno… a znam cię dopiero jeden dzień. - Yrr zaczął ściągać kubrak. Arngeir stracił rezon, wycofał się. Dwunastu khazadów stało w oczekiwaniu na to co miało się stać. Pochodnie i lampy rozświetlały oblodzone pomieszczenie.
- Wszyscy w kółeczku, tyłem do tuneli a warty ani jednej warknął sierżant rozglądając sie po zgromadzony -Co to kurwa ma być. Po jednym na tunel i przygasić lampy, to nie bal kurwa.
Jak jeden mąż, wszyscy wykonali rozkazy. Lampy przygasły odrobinę, a krasnoludy zajęły pozycję przy tunelach. Yrr już miał zamiar się rzucić z pięściami na Rorana, ale całe zajście przerwał odgłos ryku. Coś, gdzieś w tunelach zaryczało potwornie. To nie mógł być człowiek czy krasnolud… to musiało być potworne stworzenie sądząc po sile ryku. Strażnik Skaz musiał zwietrzyć gości w swym legowisku. Yrr zatrzymał się w pół kroku. Rozejrzał się niepewnie wokół. Zakuty w łańcuchy ogr, mimo swych rozmiarów i bojowego wychowania w barbarzyńskich landach... zatrząsł się i zakrztusił śliną.
- Koło. Koło tworzyć. warknął sierżant, starając nie dać po sobie poznać że tego sie akuratnie spodziewał - Widać coś od tuneli? rzucił jeszcze, podając swój zapasowy toporek bezbronnemu Yrrowi.
 
vanadu jest offline  
Stary 09-10-2013, 14:16   #94
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Stawać, baby! Stawać! - Detlef podniósł się z plecaka, na którym siedział (coby nie przymarznąć tyłkiem do posadzki) i zarzucił go na grzbiet. W odzianych w podwójne skórzane rękawice dłoniach pojawił się młot, którym wykonał kilka pozorowanych ciosów. Ziąb w skutych lodem korytarzach dawał się we znaki i krótka rozgrzewka była na miejscu. Kapral zajął pozycję u wylotu jednego z tuneli wiodących w głąb twierdzy zakładając, że od strony ogrów żadna paskuda nie przylezie. A zeżarcie oddziału ogrów musiało zająć trochę czasu zakładając, że wciąż byłaby głodna.

Dorrinowi bardzo nie podobało się zachowanie Yrra, gladiator stawiał honor i odwagę ponad wszystkie inne cechy. Przemówił przeto do swojego ogra - Widzisz zielonoskóry gównojadzie, ten cep jest czymś gorszym nawet od ciebie, to kupa gówna! Już mi tu stawaj do szyku, jak kazał Roran, a tylko pomyśl o ucieczce to ci oczyska wydłubie knocisynu! Przerzucił machinalnie wzrok zatrzymując spojrzenie na Yrrze-a ty, jeszcze raz opuścisz towarzyszy podczas walki. Babo! To osobiście cię wychlastam moim, zawszonym zwisem. Napiął mięśnie i szarpnął niewolnikiem - mój pies umie rysować, może nie tak dobrze, jak Ty pisarczyku, ale jakoś sobie radzi- mówiąc to przerzucił szybko oczy w kierunku kronikarza drużyny Czarnego Sztandaru. - Podobno ukrywa się w tej Twierdzy coś tak strasznego, że obawiają się tego nawet ogry, a ma to przypominać coś jakby wielkiego niedźwiedzia, tudzież szczura z potężnymi szponami.

Thorgun bez pierdolenia się stanął w okręgu i przygotował Miruchnę. Yrrowi najchętniej wsadził by lufę w dupę i wystrzelił garść gwoździ prowizorycznie, co by nauczyć tego matkojebcę szacunku dla obcych, ale na razie się Tułacz nie zamierzał się wychylać. Średnio mu się podobało, że Roran odpuścił mendzie, ale to nie była jego sprawa. Faktem było tylko, że sierżant stracił w oczach starego żołnierza trochę. Ryk był donośny i zwiastował niebezpieczeństwo. Coś namacalnego, coś na czym będzie można się wyżyć. Oby tylko nie przecenili swoich sił, tak jak wtedy z pająkiem.

Wypatrującemu niebezpieczeństwa Detlefowi przyszło coś do głowy - Dajcie trochę oleju, coby chociaż z pół flaszki było - zarekomendował. Zebrawszy olej do glinianego naczynia wetknął w szyjkę gałgan nasączony paliwem do lampy i odpalił od latarni. Z prowizorycznym pociskiem zapalającym czekał na przybycie bestii kombinując sobie, że coś mieszkajacego w tych skutych mrozem korytarzach nie może lubić ognia…
- No dalej, gdzieżeś paskudo… - mamrotał pod nosem.

Wszyscy zbili się w ciasny okrąg tak jak nakazał sierżant. Yrr złapał topór który rzucił mu Roran i też zapomniał o sprzeczce, choć na chwilę. Ryki wzmagały się, było ich co raz to więcej, a każdy głośniejszy, ale i tak zdawały się dochodzić z dość daleka. Dorrin popchnął ogra w kierunku jednego z tuneli, ale ten się wyrywał i to nawet skutecznie. Bestia dostała jakby sił więcej, zupełnie tak jakby coś napędzało ją strachem do granic szaleństwa. Zwalisty kahazad musiał całkowicie skupić się na trzymaniu łańcucha i kontrolowaniu ogra… ten nie miał zamiaru tu zostać czy nawet zasłaniać sobą jakiegoś korytarza. Yrr zbył komentarz Dorrina nienawistnym spojrzeniem, teraz nie w głowie mu było wszczynanie kolejnych sporów i bójek. Pot ściekał po jego skroniach, a ręka drgała mu nerwowo.

Drużynowy strzelec czekał na nadejście stwora z rusznicą gotową do strzału. Kapral Detlef zmontował prowizoryczną bombę zapalającą i czekał również… jednak choć szmaciany lont się wypalał, bestia nie nadchodziła.

Krew pulsowała w żyłach Thorguna. Czuł jak serce wali mu jak oszalałe, lecz przyklęknął na jedno kolano opierając kolbę broni o ramię.
- No pokaż się paskudo - mruknął do siebie, i pożałował że nie może zapalić swojej fajeczki.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 09-10-2013, 14:48   #95
 
Coen's Avatar
 
Reputacja: 1 Coen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodze
Dorrin tym czasem zamachnął się i obłym końcem swej broni uderzył ogra - Ni się waż! Cios powinien zwalić z nóg bestię. Nie miał innego wyjście, musiał wzbudzić strach u tej szumowiny.
Tułacz widząc jak Dorrin tresuje ogra uśmiechnął się pod nosem:
- Jak go nauczy szczekać i aportować to postawię mu antałek piwa - i znów wrócił do pozycji bojowej. Skupienie powróciło na twarz khazada.
Czas płynął ale sytuacja wydawał się nie zmieniona. Ryki jakiejś bliżej nieokreślonej istoty były wciąż głośne, ale nie zbliżały się. Szmata w ładunku zapalającym Detlefa dopalała się i kapral musiał ją zgasić całkiem by samemu nie stanąć w płomieniach. Zdawać się mogło że cokolwiek się dzieję, nie odbywa się w pobliżu pozycji khazadów. Do głośnych porykiwań doszły odgłosy stali… ale nie walki, czegoś bardziej jak brzęk łańcuchów.
- Psia jego mać! - kapral syknął i wsadził do ust poparzony paluch. Rzucił na ziemię zwęglone resztki gałgana i uszczelnił flaszkę nowym upewniając się, że dobrze nasączył się olejem. Z zapaleniem wstrzymał się do czasu, gdy zagrożenie stanie się bardziej realne.
- Zwiad, czy idziemy wszyscy? - rzucił w kierunku sierżanta. Dobrze byłoby dowiedzieć się, co tak hałasuje w Twierdzy Skaz.
- My pójdziemy. Zaproponował Dorrin, który widząc niezadowolenie w oczach ogra gwałtownie szarpnął łańcuchy przewracając bestię. Ostrzegał, że nie będzie tolerował takiego zachowania. Jeszcze raz i odetnę ci ryj. Zastraszył.
Thorgun podszedł do Dorrina i rzekł:
- Pozwolisz, że się z Tobą zabiorę. We dwójkę raźniej, a i chętnie zobaczę jak Ci idzie tresowanie Tego -zaproponował.
- Nie. Dziękuje wam ale ruszamy wszyscy w szyku. Cokolwiek to jest i tak nie możemy tu zostać. Broń pod ręką i idziemy tunelem co wcześniej.W tamtej komorze się zobaczy pokręcił wolno głową - Dziwny stwór, odgłosy kopania i łańcuch? Sztabe złota że orki sie próbują dokądś przebić, oni ciagaj a taki dziwny szajs. I wyjasniało by czemu lazły tu ogry…Detlef, Dorrin , świetna robota, teraz zamykanie tył, na przód tarczownicy, na drugą linię strzelcy, ruchy, ruchy
Nauczył się już, że jeżeli Roran coś postanowił to nie było mowy o jakiś kompromisach, dlatego nie ociągając się poszedł razem z ogrem na koniec pochodu. - Chce Ci się jeść? Zapytał uspokojony już górnik.

Po rozkazie sierżanta wszyscy ruszyli. Arngeir oddał topór Roranowi, który ten użyczył kilka chwil wcześniej Yrr’owi. Tak jak planował Roran, obie grupy zbiły się razem i uformowały kordon. Na końcu szedł Dorrin z ogrem na łańcuchu. Ogrzy wojownik spojrzał tylko z nienawiścią na topornika i parsknął kiedy ten wspomniał o żarciu.
Oddział szedł na przód. Khazadzi mijali boczne korytarze i kierowali się w stronę co raz to i głośniejszych odgłosów, jednak tunele były istnym labiryntem i po kilkunastu zakrętach, zejściach w dół i raz w górę, trud było orzec gdzie się oddział znajdował. Ryki były wciąż słyszalne.
- Dobra, który tam ma największe doświadczenie z tuneliskami? Na przewodnika marsz zakomenderował cicho Roran.
 
__________________
"Wyobraźnia jest początkiem tworzenia.
Wyobrażasz sobie to, czego pragniesz,
chcesz tego, co sobie wyobraziłeś i w końcu
tworzysz to, czego chcesz."
Coen jest offline  
Stary 09-10-2013, 21:58   #96
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
O dziwo Ysassa nie zgłosiła się, jak bywało zwykle w takich sytuacjach. Może pamiętała, jak ostatnio skończył się jej zwiad w jaskini, co spotkało jej współtowarzysze. Może to to, a może jednak to, że była obwieszona wszystkimi tymi zdobyczami, a także cięższym pancerzem. Chyba nie czuła się na siłach by prowadzić. Zresztąogólnie jakoś ostatnio przycichła. Czy to ten okres w życiu kobiety? Czy to ten okres w którym przypomina sobie, że jest khazadką, nie khazadem? Chyba nie, bo zwykle w tym czasie bywała bardziej wkurwiająca, niż zwykle. To musiało być co innego…

- Ja pójdę. - Wysunął się na przód Baldrik. Ruszył przodem z obnażonym toporem, skradał się powoli.
- No to prowadź w azymucie na to cośmy wcześniej słyszeli poprosil Roran.

Droga dłużyła się niemiłosiernie. Khazadzi Yrra uciszyli się, nawet ogr się uspokoił. W tym jednym momencie wszyscy stanowili jeden oddział, wszyscy byli w tym samym głównie. Trudno było powiedzieć jak długo to trwało, ale w końcu w głębi tunelu dostrzegliście światło. Jednak nie było to światło dzienne a jedynie poblask rzucany z pochodni. Cienie tańczyły na końcu wylotu, a grupa zbliżała się krok po kroku.

Kiedy wreszcie drużyna osiągnęła wylot, ustawiła się zgodnie z planem Rorana w szeregu… i tylko pierwsza linia mogła być świadkami tego co działo się w ogromnej, oblodzonej sali… poniżej. Roran, Detlef i Galeb, wszyscy trzej znaleźli się na gruzowisku, tego czym kiedyś mógł być owy taras, teraz nie było nawet po nim śladu. Stojąc na gruzach spojrzeli w dół i ich oczom ukazał się widok nie tyle straszliwy o ile był na pewno bardzo dziwny.

Przy ogromnych wrotach leżały ciała trzech ogrów w barwach berserkerskich wojowników, były rozerwane na strzępy, dosłownie. Obok nich na oblodzonej podłodze leżały dwie dziwne istoty o czerwonych futrach, ale to nie to przykuwało głównie uwagę. Na środku pomieszczenia, grupa sześciu ogrów, tym razem z pancernej braci, siłowała się z łańcuchem, na którego końcu zakuta była spora bestia. Jej futro było białe, a ogromne pazury czerwone od krwi. Stworzenie przypominało jakby ogromnego wilka, ale było oczywistym że nie było tym że właśnie wilkiem… trudno było powiedzieć coś więcej o tej istocie stojąc tam gdzie trójka khazadów. Pewne było jednak to że stwór nie atakował ogrów ale raczej się z nimi siłował. Ogry ciągnęły stworzenie krok po kroku w stronę wielkich bram, a bestia się im opierała. Jak na razie nikt nie dojrzał skradających się krasnoludów.

Roran myslał szybko. Jego dłoń natychmiast zaczeła sygnalizować znakami bitewnymi: “Szybko na taras. linia. salwa. garłacz strzela pierwszy. później każdy najszybciej jak da radę”. To był jego plan. spodziewał się że tamtych wypadnie więcej, ale liczył że ogień z góry da im tak potrzebną przewagę. Ogry z przodu, ogry z tyłu..któreś trzeba było zdjąć. Po chwili, gdy wszyscy potwierdzili skinieniami głowy lub tradycyjnie, kładąc ręke na barku osoby przed sobą, trzykrotnie wymachnął pięścią. “Naprzód”.

Yrr dostrzegł zapędy Rorana i szturchnął go. - Na Grungniego, zgłupiałeś? Przecież nas zabiją, nie mamy szans. Lepiej wróćmy do tunelu i idźmy dalej, wydają się nie wiedzieć że tu jesteśmy. - Kilku krasnoludów przytaknęło mu na zgodę. Widok bestii widać zmroził ich krew w żyłach.

Roran odpowiedział cicho i spokojnie: -Mamy ogry za soba i przed sobą. Tu jesteśmy na wysokości więc tak łatwo nic tu nie wlezie. Walczyć będizemy musieli i tak w końcu, wole strzelać do niespodziewającego się nic wroga niż nadziać się na pościg tam.

- Do kroćset, a nie pomyślałeś może że to ta sama grupa która szła za nami? Może oni wcale nie szukają nas? Na kuśkę mego dziada. Zabiją nas jak psy! - Yrr był przerażony, jego podwładni również… ale wszyscy zajmowali pozycję, choć bardzo niepewnie.
- Jeśli to ci to znaczy że będziemy bezpieczni. Pomyśl khazadzie, mamy pięc luf i dość kusz a oni stoją do nas plecami, w pomieszczeniu niżej. Pozatym to ja z Galebem i Detlefem bierzemy na klatę to co rusz biec, wy macie tylko szybko i celnie strzelać. Każdy sie niepokoi, to naturalne, ale w lepszych warunkach ich nie spotkamy. Bogowie nas wspierają, inaczej spotkalibyśmy ich w jakims ciasnym tunelu, gdzie zagryźli by nas po jednym. Wal celnie. Jeśli się zaczną zbliżać, cofniemy się w tunel a my trzej utworzymy scianę. Nie lękajcie się, pamietajcie o swych szlachetnych przodkach dodał do wszystkich spokojnie i zdecydowanie cicho.
W tym momencie ogry dostrzegły was na zrujnowanym tarasie, być może wasze głosy niosły się po starej twierdzy głośniej niż byście tego chcieli. Jeden z nich krzyknął, drugi wskazał łapą… wypuścili łańcuch z rąk. Bestia ryknęła przeciągle. Zaczęło się - raz jeszcze.
 
vanadu jest offline  
Stary 09-10-2013, 22:18   #97
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Na rozkaz sierżanta wszyscy zajęli stanowiska na zniszczonym tarasie i wzięli na cel grupę ogrów które trzymały na potężnych łańcuchach straszliwą kreaturę. Jednak między dowódców wdał się spór i ich podniesione głosy nie zostały niedostrzeżone przez zmagające się z potworem pancerne ogry. Decyzja musiała zostać podjęta w mgnieniu oka... padły strzały. Salwa z kusz, pistoletów, rusznicy, a na koniec mocarny wypał z garłacza... pociski zasypały grupkę potężnych ogrów.

Pierwszy był Thorgun i jego zacna Miruchna. Strzał rozdarł względną ciszę przed bitwą, a ołowiany pocisk trafił jednego z ogrów centralnie w klatkę piersiową. Krew bryznęła, a opancerzony wojownik zwalił się z nóg od siły uderzenia. Wyglądał na rannego... a nie aż tak bardzo jak chciałby tego Thorgun.

Thorin, Baldrik, Galeb i Arngeir zwolnili spusty na łożach swych kusz i bełty śmignęły w dół tarasu. Tylko jeden z nich nie trafił, ale te które osiągnęły swój cel, nie wyrządziły znacznych obrażeń ogrom. Choć grube bełty wystawał z ran, ogry zaczęły salwować się ucieczką.

Roran wystrzelił dwa razy, starał się celować do tych które były już odrobinę ranne i za każdym razem udało mu się to. Kule przebijały się przez kolcze pancerze wroga i grzęzły w ich umięśnionych ciałach. Jedna z kul była zabójcza choć nie dosłownie, ściągnęła jednak śmierć na ogra. Strzał był tak silny że wyrwał kawałek ciała ogrzemu wojownikowi i ten bryznął krwią straszliwie, był ciężko ranny. To jednak bestia dopełniła dzieła. Skoczyła z szybkością uderzającego gromu na rannego ogra i przycisnęła go do oblodzonej podłogi łapą. Wbiła swe potężne zęby w ciało zdobyczy i potrójnym ruchem głowy, oderwałą całe ramię ogra razem z częścią klatki piersiowej... szarpała martwego niczym pies. Jednak nie skupiła się na pożeraniu ofiary, od razu skoczyła ku stojącym na tarasie khazadom.

Ysassa celowała wpierw do ogrów, ale błyskawiczny atak bestii na ich pozycję, zmienił kierunek jej strzału. Zatem zmieniłą cel w ogromnego stwora i nacisnęła spust. Potężny huk wypełnił pomieszczenie. Grad kościanych pocisków zalał bok bestii i poszarpał ją całkiem pokaźnie, ale ta nie zwolniła nawet na ułamek chwili. Wskoczyła na ścianę, odbiła się od niej i wylądowała na tarasie. Ryknęła wściekle i ruszyła jak burza na krasnoludy.

Yrr nie czekał dłużej, wypuścił strzałę z łuku Eigura, ale ta nie trafiła stworzenia. Dowódca asturglandczyków odrzucił łuk i chwycił za topór i tarczę. Ostatnie szansa na spowolnenie wroga leżała w kapralu Detlefie. Rzucił on swym toporem i trafił pędzącego na nich worga. Topór wbił się w tors, odrobiną poniżej końca szyi, gdzieś w okolicach serca... przynajmniej tak można by myśleć, jako że stwór pędził na czterech łapach jak pies, a pies miałby tam właśnie serce. Jednak i tym razem nie zrobiło to wielkiej różnicy... bestia zbliżała się nieubłaganie.

W ten czas ogry rozpierzchły się w boczne korytarze. Jeden z nich ruszył ku wrotom, w kierunku w którym wcześniej ciągneli stwora na łańcuchach. Cztery inne ogry zniknęły w niewielkich korytarzach, gdzieś pod tarasem. Wszyskie uciekały. Jedynie krasnoludy trwały na swoich pozycjach. To miało się zmienić w przeciągu kilku chwil.

Yrr stanął śmiało i zasłonił się tarczą. Obok niego Ver ze swym toporem. Arnegir także dołączył do niepewnej ściany tarcz, modlił się przy tym głośno. Ysassa również nie miała zamiaru stać bezczynnie. Odrzuciła garłacz i chwyciała za topór i swą stalową tarczę. Sierżant nie miał zamiaru zostawić swych wojowników na pewną śmierć, wiedziony obowiązkiem i odpowiedzialnością, obnażył topór i stanął ramię w ramię z khazadzkimi braćmi. Po chwili drewniana tarcza uderzyła w stalową zasłonę Ysassy... to Thorgun, przełknął ślinę i czekał z innymi nadbiegającego przeznaczenia w postaci kreatury z najgorszych snów. Do szeregu dołączył młody Baldrik, choć niepewnie stał na nogach, to coś w głębi jego duszy nakazywało mu stawić czoła nebezpieczeństwu. Siedmioro stało i czekało... Gazul zamachnął się swą kosą, żniwo śmierci miało zostać zebrane.

... a kapral Detlef? Detlef sięgnął po broń, ale strach sparaliżował jego mięśnie. Stał jak wryty i obserwował piękno z jakim poruszała się bestia... naprężone muskuły, wspaniałe białe futro, rząd zabójczych kłów i łapy uzbrojone w pazury mogące rwać stal... to wszystko wyglądało majestatycznie, tak bardzo hipnotycznie. Zabójczo.

Undis, Kelv i Fridbor podjęli za to szybką decyzję... szybką równie jak ich nogi. Jeden z nich wykonał symbol ochronny Vallayi i zniknął w tunelu. Kelv krzyknął do Ver'a.

- Ver. Chodu! Sprostać temu nie damy rady! - Po swych słowach również jego sylwetka skryła się w ciemnościach korytarza. Fridbor dorzucił tylko dwa słowa. - Na bogów!!! - ... i także on umknął, w wydawałoby się, bezpieczny tunel.

Thorin zrobił krok w tył, potknął się o jakiś rzucony tam tobołek któregoś z kompanów. Wstał szybko na równe nogi, ale potwór był już tuż tuż... dzielny kronikarz, bohater sabotażu w obozie ogrzej artylerii... teraz drżał na całym ciele, nie był już w stanie się ruszyć. Tyle dobrego że kronikarz nie odczuwał już bólu spowodowanego rozległymi oparzeniami... strach zabrał ból, w zamian paraliżował zupełnie.

Galeb padł na jedno kolano i chwycił się ręką za pierś w okolicach serca. Straszliwy ból przenikać zdawał się jego khazadzkie serce. Trudno było powiedzieć czym spowodowany jest tak okrutny ból, ale runiarz musiał przymknąć oczy, pot perlił mu się na czole mimo bardzo niskiej temeratury panującej w twierdzy. Przed oczyma tańczyć zaczęły mu mroczki... Galvinsson zaczynał tracić przytomność.

Najgorsze jednak spotkało Dorrina rzec by było można. Stał na tyłach oddziału i trzymał zniewolonego ogra na łańcuchu. Widok białej bestii odbierał dech, tak jemu jak i jego niewolnikowi. Trzech khazadów czmychnęło w tunel, a ogr chciał dołączyć do nich za wszelką cenę... pociągnął zatem za sobą Dorrina. Siła ogra byla wielka ale i tak nie zdołał zwalić z nóg swego oprawcy. Zarkan zaparł się i zatrzymał wojownika o ogromnych rozmiarach, jednak to zmusiło ogra do podjęcia innej decyzji, takiej której może Dorrin się nie spodziewał. Ogr sapnął i ryknął, po czym rzucił się na Zarkana i przerzucił mu swe potężne ramiona nad głową. Wciąż skuty kajdanami nie mógł zrobić wiele, ale jego nieprzeciętna siła pozwoliła na to by Dorrin zaczął się dusić, wszak ogr gniótł krasnoludzką szyję swymi przedramionami, a w krtań topornika wbijały się kajdany. Ogr zebrał swe wszystkie siły i uniósł Dorrina do góry o prawie dobre dwa metry... i zaczął gnieść i dusić z całych sił. Niestety, nikt nie był świadkiem tego co działo się z dzikim krasnoludem i jego jeńcem. Siódemka krasnoludzkich wojowników stała z przodu ścianą... za nimi trójka innych, zmagająca się ze strachem który wzbudziła bestia, oraz trójka która uciekła przed śmiercią... choć na chwilę. Dorrin był sam.

Wściekłe i ranne stworzenie nie kazało na siebie już dłużej czekać. Wyglądało na to że nie czuje strachu wcale. Skoczyło w przód na czterech łapach i wydarzenia od tego momentu potoczyły się z siłą i szybkością gromu.

Łeb piekielnej istoty uderzył w stalową tarczę Ysassy i zrobił w niej ogromne wgłębienie. Jednak to nie było ważne, ważna była Ysassa, która przeleciała całą szerokość tarasu i uderzyła o kamienną ścianę, wyglądało to zupełnie tak jakby ktoś rzucił szmacianą laką a nie silną krasnoludzką wojowniczką odzianą w stal. Wahadłowy ruch, uzbrojonego w wielkie kły łba, uderzył teraz w drewnianą tarczę Thorguna i zniszczył ją od razu. Jedynie skórzany uchwyt pozostał w dłoni strzelca i może jedna czy dwie klepki wzmacniające tarczę. Thorgun jednak nie miał czasu by o tym pomyśleć... leciał w dół tarasu. Spadł z wysokości kilku metrów na twardą kamienną podłogę i sunął po niej na śliskim lodzie, którym owa podłoga była okryta. Mógłby przysiąc że słyszał jak coś strzeliło mu w kościach, taki upadek nie mógł pozostać bez wymiernego efektu który miał odbic się na zdrowiu krasnoluda. Gdy zatrzymał się już na ślizgawce, stęknął i rzygnął krwią. Gorsze że znalazł się na poziomie na kórym wcześniej była bestia i jej oprawcy - ogry.

Teraz jedynie piątka odważnych stała na drodze nikczemnego stworzenia, a być może istoty która jedynie chciała spokoju i spokój ten ktoś jej zakłócił? Teraz takie rozterki traciły na uwadze. Szczególnie po tym co stało się chwilę później. Bestia uniosła się na dwoch tylnich kończynach i ryknęła sraszliwie. Jej łapa wystrzeliła, uzbrojona w siejące śmierć szpony, wbiła się we wnętrzności Ver'a, podniosła go jedną łapą i stanęła całkiem wyprostowana... musiała mieć dobre pięć metrów wysokości i ze trzy szerokości w kłębie. Łańcuchy były zaczepione na jej szyi i łapach do solidnych stalowych obręczy... teraz nie trzymane już przez ogry mogły stanowić śmiertelne zagrożenie dla potykających się ze stoworem, gdyż każdy gwałtowny ruch monstrum powodował że łańcuchy świstały na boki jak ciężkie, grube pejcze.

Ver krzyczał jak opętany. Potężna łapa unisoła go, a pazury wbite głęboko w jego trzewia musiały siać ogromne spustoszenie między żywotnymi organami. Potwór odskoczył o krok w tył... co przy jego gabarytach było własciwie niczym, zaś dla krasnoludów było to dobre dziesięć kroków. Wtedy bestia wbiła swe zęby w szyję Ver'a i szarpnęła gwałtownie. Ver zamilkł, jego topór i tarcza wypadły z bezwładnych rąk... jego ciało zostało odrzucone na bok jak kawałek mięsa w rzeźni... całe zakrwawione i złamane. Stwór opadł znów na cztery łapy i zrobił ruch po okręgu, po czym znów skoczył by wyrwać kolejnego zuchwalca, który myślał że może zabić coś tak potężnego, za co uważała się owa istota. Jej zęby i cały tors spływał krwią ogra i Ver'a... dzikość wyzierała z jej ślepi, to coś nie znało strachu, litości czy przebaczenia. Znało jedynie walkę, do samego końca.

 
VIX jest offline  
Stary 10-10-2013, 09:47   #98
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Dyskusje pomiędzy Yrrem a Roranem lekko irytowały białowłosego krasnoluda, lecz ten milczał. Błękitnokrwisty Khazad próbował pokazać kto tu powinien rządzić, lecz wprowadzał tylko chaos i zamieszanie. Roran był albo głupcem albo "mistrzem strategii", bowiem nie reagował praktycznie i należycie na zachowania “podżegacza”. Liczył, że w końcu dojdzie do bitki gdzie sierżant pokaże kto ma większe jaja, niestety ryk przerwał im tę scysję. Ruszyli więc pędem na spotkanie...z losem.

W końcu gdy dowiedzieli się co było powodem ów dziwnych i przerażających dźwięków Thorgun ucałował tylko Miruchnę i spojrzał wyczekująco na Sierżanta. Pomimo iż wróg ich nie wiedział, nie zagrażał im zbytnio ten zdecydował się na atak. Głupiec, pragnący chyba chwały i sławy, co w pierwszym rzędzie zauważył Yrr, który znów zakwestionował decyzje dowódcy. Choć chuj z tym, tyle że znów zaczęli sobie pierdolić jak przekupki na straganie, ale tym razem miało to swój efekt. Wróg, potężne ogry i bestia zauważyły ich i rozpoczęła się rzeź.

Nie ważne było że pierwszy strzał z Miruchny trafił idealnie w korpus ogra, tworząc mu dziurę z której lała się krew. Nie ważne było, że po chwili reszta oddziału zaczęła strzelać jak oszalała, przerzedzając siły wroga, ani nie ważne było że bestia zaczęła sobie w całym tym pierdolniku posilać się jednym z ogrów. Ważne było, że jego dowódca znów pomyślał toporem a nie KURWAA rozumem. Thorgun kipiał ze złości, gniewu i strachu przed nadciągającą futrzastą zagładą, lecz nie dane mu było dać upust tym odczuciom.

Pac niczym muchę.

Bestia natarła na niego, a on mógł tylko stać i patrzeć. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa, ślina utknęła w przełyku i Khazad mógł tylko czekać aż bestia rozprawi się z nim. Ostatkiem sił zasłonił się tarczą, choć potwór roztrzaskał ją w drobny mak, jakby była z papieru, a on sam zaczął lecieć i wtedy w głowie Thorguna rozbrzmiała stara Kislevska pieśń

“Widziałem orła cieńńńńń…”

Ciało Tułacza leciało pięć metrów w dół, aż w końcu z impetem uderzył o skalną półkę. Krew buchnęła upadającemu z nosa i ust, a on sam miał wrażenie jakby ktoś nim wyszorował podłogę a potem wymiął i wyrzucił niczym starą, zużytą szmatę. Zaczął się podnosić i rozglądać za Miruchną, lecz zamiast starej towarzyszki miał przy sobie topór. Rusznica została na dole. Jego dziecko. Skarb. Teraz poczuł jak krew napływa mu do mózgu a on sam kipi ze złości.

Był wkurwiony. Oj tak. Nie ważne było, że prawie go połamało, krew cała we krwi. Liczyło się tylko to, że Mirucheńka, Mircia została na górze i tęskni do swojego Pana. Rozejrzał się dookoła siebie i przez chwilę zaczął analizować sytuację. Miał osiem wejść, cztery po bokach i przed, za sobą wrota. Przez jedne wybiegł ogr, i najpewniej prowadziły do wyjścia z twierdzy więc te odpadały. Co do reszty przejść nie był pewien, toteż Thorgun zakasał rękawy i ruszył biegiem na skalną półkę. Zamierzał wdrapać się na górę. Chuj z tym że nie miał liny. Miał okute buty, i skórzane rękawice. Poza tym wolał boleśnie upaść niż walczyć w pojedynkę z ogrem w ciasnym tunelu. Topór przerzucił przez plecy i począł się wspinać, o ile pozwalały na to skały.

Biegnąc tak, w duchu przeklinał Yrra i Rorana, dwóch głupców którzy chcieli pokazać kto ma piękniejszą brodę. Obiecał sobie, że nim wykona następny rozkaz sierżanta, dwa razy się zastanowi, bo nie będzie narażał życia dla idioty. Tak, Roran w oczach Thorguna bardzo wiele stracił. Nie przemyślał sytuacji i przeliczył się ze swoimi siłami, nie załatwił kiedy było trzeba sprawy z Yrrem co przyczyniło się do obecnych wydarzeń, i co najważniejsze zbyt łatwo szastał życiem ludzi, którzy szli za nim w bój. Thorgun nigdy nie dowodził praktycznie, nie miał zapędów takich, lecz nawet ludzie księcia Von Raukova, nie bawili się tak jego losem jak robił to Roran. Głupiec, który chce przez szaleńcze czyny zdobyć sławę i chwałę, nie bacząc ilu dookoła niego polegnie czy ilu zostanie okaleczonych. Zbyt prędko wdawał się w bitwę, zbyt prędko dążył do konfrontacji, a czasem trzeba po prostu poczekać i przeczekać.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 12-10-2013, 21:32   #99
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Ledwo co podniosła się z ziemi i od razu musiała zbierać się do walki. Z uśmiechem na ustach, gardłowym śmiechem i wyszczerzonymi zębiskami, pędziła. Pędziła co sił! Pędziła żądna krwi! A z każdym momentem ten uśmiech, te wyszczerzone zębiska, ten gardłowy ryk, rosły coraz bardziej. Apogeum to wszystko sięgnęło, gdy jej topór znalazł swe miejsce w korpusie stwora. I do tego to miejsce było głęboko, głęboko między żebrami. Idealne miejsce!

Dalej już jednak nie było tak pięknie… Kolejne ataki spełzły na niczym. Zero krwi, zero radości. A na dodatek odwet był niemiłosierny i bardzo, bardzo bolesny. Krew siknęła spod solidnego pancerza wojowniczki. Padłą na ziemię, leżąc i krwawiąc, próbując zebrać siły. Uderzenie było tak silne, że ciężko było złapać oddech. Na przeklęte ścierwa. Bolało! Bolało, jak dawno nie bolało. Czyżby to coś miało być mocniejsze niż ona? W sumie to wyglądało na mocniejsze. Mocniejsze i nawet… brzydsze! O dziwota!

To, że zawitał po chili u niej Galeb nie poprawiło sytuacji. Zwykle w dwójkę raźniej, choć zwykle nie tyczyło się to Ysassy. I tak też było teraz. Galeb w niczym nie pomógł, nie poprawił nastroju wojowniczki. Nie sprawił, że odzyskała moc.

Nie będąc w pełni się, ruszyła ponownie. Zrobiła coś, czgo zrobić nie powinna. Jak zwykle porwała się, za bardzo przeceniając swe możliwości. Zwykle jej się to opłacało, teraz był to jednak błąd. Szaleńcze ataki i nic… kompletnie nic! Zero świeżej krwi na toporze, zero czynników mogących wznieciś uśmiech na twarzy córki Moisurra. Spowodował jednak zupełnie co innego. Grymas bólu, a później, a później nicość. Pazury wielkiego, futrzastego stwora, zagłębiły się głęboko pod pancerzem Ysassy. Tam, gdzie zwykła bywać jej klatka piersiowa, powstała ogromna rana. A dalej była już tylko ciemność… Nie czuła tego, co z nią teraz robili. Była nieprzytomna, nieświadoma i chyba dobrze… Dobrze dla niej… Dobrze też dla zajmujących się nią kompanów… Kto wie, jak by córka Moisura reagowała, jak by świadoma była. Tego nigdy nie można było być pewnym...
 
AJT jest offline  
Stary 12-10-2013, 21:53   #100
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Detlef docenił śmiertelnie niebezpieczne piękno stwora, który wdarł się na kamienną półkę i właśnie rozszarpywał jednego z nich. Bestia stworzona, by zabijać. Wspaniała. Wpatrywał się w pełne gracji i brutalnej siły ruchy, niezdolny do ataku, obrony, czy jakiegokolwiek ruchu. Obserwował. Podziwiał.

Wcześniej celnie cisnął toporkiem, jednak broń nie uczyniła większej szkody śnieżnej bestii podobnie, jak ledwo znaczące białe futro krwawymi pręgami ciosy pozostałych. Kapral otrząsnął się z odrętwienia w chwili, kiedy stwór potężnym ciosem odrzucił Baldrika niczym szmacianą lalkę. Dołączył do wojowników walczących z pierwotną furią chronioną grubym futrem i uzbrojoną w długie i ostre szpony.

Chwilę później Galeb stał się kolejną ofiarą potwora, odrzucony potężnym ciosem łapy jak wcześniej Ysassa i Baldrik. Zdawało się, że brodacze nie mogą sprostać sile dzikiej bestii i ich los jest przesądzony. Sam Detlef potężnie uderzony krwawił z rozległej rany na piersi. Dały jednak o sobie znać słynna krasnoludzka determinacja i upór chyba tak wielki, jak żądza złota. Kolejne ciosy spadające na śnieżnego demona zaczynały przynosić efekt, bowiem stwór zaczynał słabnąć. To jakby dodało sił brodatym wojownikom. Otoczona bestia zachwiała się i przysiadła po ciosie sierżanta, a Detlef dokończył dzieła wyprowadzając dwa potężne i celne razy, po których czerep bestii chrupnął, a ta zwaliła się bezwładnie na kamienną posadzkę.

- Leżeć... - wysapał zmęczony walką kapral, a w jego rozgorączkowanych walką oczach błyszczało zadowolenie. Rozejrzał się wokół, dostrzegając rozmiar strat poczynionych przez atak bestii. Kilku krasnoludów konało, kilku innych próbowało prowizorycznie opatrywać swoje rany. Cyrulik będzie miał mnóstwo roboty.

Thorin przy pomocy Detlefa zdołał zatrzymać wybierających się do sal przodków Ysassę, Baldrika i Vera. Przynajmniej na razie, bo kapral z doświadczenia wiedział, że powstrzymanie krwawienia i załatanie otwartych ran nie gwarantowało sukcesu i pacjent mógł zejść z tuzina powodów zapoczątkowanych przez odniesione w starciu obrażenia. Czas pokaże.

Przyszedł czas na zadbanie o bezpieczeństwo - w końcu gdzieś tutaj znajdowały się ścigające ich ogry. Jako jeden z nielicznych zdolnych do działania krasnoludów, pełniący do tego obowiązki kaprala Detlef zrezygnował z opatrywania własnych ran i ruszył za trzema dezerterami, który dali nogę na początku starcia z bestią. Nie był jednak na tyle lekkomyślny, by mimo dołączenia doń Dorrina i Yrra nie wlać w siebie leczącej mikstury zakupionej przed wyprawą w twierdzy. Musiała być przedniego gatunku, bo już po kilku chwilach kapral z zadowoleniem stwierdził, że głęboka rana na piersi zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie ślady zaschniętej krwi na koszuli. Za to jego odzienie, zbroja kolcza i skórzana kurta wciąż wymagały interwencji rzemieślnika, rozprute szponami śnieżnego demona.

Nasłuchując odgłosów mogących świadczyć o obecności bądź wroga, bądź uciekinierów trafili w końcu w miejsce, gdzie dezerterzy natknęli się na dwóch ogrów i tego, który uciekł Dorrinowi. Detlef od początku był zdania, że trzymanie ogra na postronku jak psa, do niczego dobrego doprowadzić nie może. I nie doprowadziło. Zaatakowani z dwóch stron brodacze nie mieli szans z górującymi nad nimi rozmiarami i siłą ogrami. Nim trójka szukających ich krasnoludów dotarła na miejsce potyczki, dwóch z trzech dezerterów nie żyło lub było bliskich śmierci, jedynie ostatni z nich zdawał się być zdolny do walki. Spojrzeli po sobie i zaatakowali. Było to lepszym rozwiązaniem, niż zostawić tamtych samym sobie i narażać resztę na niespodziewany atak pozostających przy życiu prześladowców.

Kolejny świetny rzut Detlefa i ogr, którego Dorrin więził, runął na posadzkę z toporkiem wbitym głęboko w czerep. Marne pocieszenie dla krasnoluda, którego zadusił chwilę wcześniej niczym pisklaka. Ruszyli z furią na dwójkę olbrzymów, jednak nim zwarli się z nimi w śmiertelnym boju ostatni z uciekinierów, Undis, padł.

Pierwszy ogr szybko padł pod lawiną ciosów. Jednak kolejny poważnie ranił Dorrina i powalił Yrra. Z kolei wypad Detlefa nie uczynił krzywdy zadziwiająco zręcznie zastawiającemu się wrogowi, a chwilę później kapral sam musiał baczyć na świszczące w powietrzu ostrze. Nieporadny atak ciężko rannego Dorrina odwrócił uwagę przeciwnika i Detlef sprowadził go do parteru. Parę uderzeń serca później ostrze noża zakończyło żywot pozbawionego przytomności olbrzyma.

Kapral został jedyną trzymającą się na nogach istotą w korytarzu. Do tego nie był nawet draśnięty, za to liczba własnoręcznie powalonych przez niego wrogów zwiększyła się o dwa kolejne ogry. Po prawdzie trzeciego pozbawił życia również on, jednak faktyczne zwycięstwo nad nim należało się Dorrinowi.

Myśli kaprala wróciły do leżącego bez przytomności krasnoluda. Wykrwawiał się szybko i nie było czasu na sprowadzanie medyka. Detlef zaczął od zrobienia opatrunku uciskowego w miejscu głębokiego rozcięcia na biodrze. Oczyścił też kilka kolejnych skaleczeń, jednak nie miał z tym zbyt wiele roboty. W międzyczasie Yrr odzyskał przytomność, chociaż widok swoich zmasakrowanych ludzi sprawił, że trupia bladość wciąż gościła na brodatym obliczu.

Detlef podszedł do niego i poklepał go po ramieniu. Zwyciężyli. Pomścili towarzyszy Yrra i usunęli zagrożenie dla reszty oddziału. Tak było trzeba.

W czasie, kiedy dwójka ciężko rannych krasnoludów dochodziła do siebie, na przemian tracąc i odzyskując przytomność, Detlef przyjrzał się zawartości sakiewek ogrów i zabitych krasnoludów. Było to zgodne z jego kodeksem - zmarłym szacunek, żywym złoto. Znalazł i złoto i kosztowności, które wylądowały w jego plecaku obok innych zdobyczy. Czerwony kryształ znaleziony u jednego z ogrów zaniósł Dorrinowi, kiedy ten już wybudził się zupełnie. Widział wcześniej, że tenże zabrał podobne, znalezione uprzednio. Widać podobały mu się.

Yrr był ciężko ranny i poza prowizorycznym opatrunkiem Detlef nie mógł dla niego więcej zrobić. Z niewielką pomocą również mocno poranionego Dorrina Detlef musiał zatargać Yrra w miejsce, gdzie przebywała reszta. Wykorzystał w tym celu skute mrozem korytarze twierdzy, po prostu ciągnąc rannego po pokrytej lodem posadzce. Przy schodach musiał się nieco namęczyć, ale w końcu dotarli na miejsce.

Przez ten czas kapral milczał. W myślach analizował niedawne wydarzenia i szacował siłę bojową oddziału. Za każdym razem wnioski nie były optymistyczne, choćby nie wiem jak kombinował.

Było jeszcze coś. W kieszeniach każdego z trójki dezerterów znalazł identyczną czerwoną wstęgę. Chciał sprawdzić, czy Yrr również posiada nieco dłuższy od jednego łokcia skrawek materiału, jednak nim zdołał to zrobić ten się wybudził. Detlef dumał, cóż to za znak i postanowił niezwłocznie powiedzieć o tym sierżantowi i drugiemu kapralowi, jak tylko znajdą się na osobności. Brodacze ze wschodu zdawali się mieć dobre zamiary, ale ostrożności nigdy za wiele. Tymczasem jedna szarfa miała pozostać w jego kieszeni.

Na miejscu zebrał drugi ze swych toporków i zajął się odrąbanym wcześniej przez sierżanta kawałkiem łapy śnieżnej bestii. Będzie pamiątka i trofeum w jednym.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 14-10-2013 o 19:48.
Gob1in jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172