Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2013, 22:18   #97
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Na rozkaz sierżanta wszyscy zajęli stanowiska na zniszczonym tarasie i wzięli na cel grupę ogrów które trzymały na potężnych łańcuchach straszliwą kreaturę. Jednak między dowódców wdał się spór i ich podniesione głosy nie zostały niedostrzeżone przez zmagające się z potworem pancerne ogry. Decyzja musiała zostać podjęta w mgnieniu oka... padły strzały. Salwa z kusz, pistoletów, rusznicy, a na koniec mocarny wypał z garłacza... pociski zasypały grupkę potężnych ogrów.

Pierwszy był Thorgun i jego zacna Miruchna. Strzał rozdarł względną ciszę przed bitwą, a ołowiany pocisk trafił jednego z ogrów centralnie w klatkę piersiową. Krew bryznęła, a opancerzony wojownik zwalił się z nóg od siły uderzenia. Wyglądał na rannego... a nie aż tak bardzo jak chciałby tego Thorgun.

Thorin, Baldrik, Galeb i Arngeir zwolnili spusty na łożach swych kusz i bełty śmignęły w dół tarasu. Tylko jeden z nich nie trafił, ale te które osiągnęły swój cel, nie wyrządziły znacznych obrażeń ogrom. Choć grube bełty wystawał z ran, ogry zaczęły salwować się ucieczką.

Roran wystrzelił dwa razy, starał się celować do tych które były już odrobinę ranne i za każdym razem udało mu się to. Kule przebijały się przez kolcze pancerze wroga i grzęzły w ich umięśnionych ciałach. Jedna z kul była zabójcza choć nie dosłownie, ściągnęła jednak śmierć na ogra. Strzał był tak silny że wyrwał kawałek ciała ogrzemu wojownikowi i ten bryznął krwią straszliwie, był ciężko ranny. To jednak bestia dopełniła dzieła. Skoczyła z szybkością uderzającego gromu na rannego ogra i przycisnęła go do oblodzonej podłogi łapą. Wbiła swe potężne zęby w ciało zdobyczy i potrójnym ruchem głowy, oderwałą całe ramię ogra razem z częścią klatki piersiowej... szarpała martwego niczym pies. Jednak nie skupiła się na pożeraniu ofiary, od razu skoczyła ku stojącym na tarasie khazadom.

Ysassa celowała wpierw do ogrów, ale błyskawiczny atak bestii na ich pozycję, zmienił kierunek jej strzału. Zatem zmieniłą cel w ogromnego stwora i nacisnęła spust. Potężny huk wypełnił pomieszczenie. Grad kościanych pocisków zalał bok bestii i poszarpał ją całkiem pokaźnie, ale ta nie zwolniła nawet na ułamek chwili. Wskoczyła na ścianę, odbiła się od niej i wylądowała na tarasie. Ryknęła wściekle i ruszyła jak burza na krasnoludy.

Yrr nie czekał dłużej, wypuścił strzałę z łuku Eigura, ale ta nie trafiła stworzenia. Dowódca asturglandczyków odrzucił łuk i chwycił za topór i tarczę. Ostatnie szansa na spowolnenie wroga leżała w kapralu Detlefie. Rzucił on swym toporem i trafił pędzącego na nich worga. Topór wbił się w tors, odrobiną poniżej końca szyi, gdzieś w okolicach serca... przynajmniej tak można by myśleć, jako że stwór pędził na czterech łapach jak pies, a pies miałby tam właśnie serce. Jednak i tym razem nie zrobiło to wielkiej różnicy... bestia zbliżała się nieubłaganie.

W ten czas ogry rozpierzchły się w boczne korytarze. Jeden z nich ruszył ku wrotom, w kierunku w którym wcześniej ciągneli stwora na łańcuchach. Cztery inne ogry zniknęły w niewielkich korytarzach, gdzieś pod tarasem. Wszyskie uciekały. Jedynie krasnoludy trwały na swoich pozycjach. To miało się zmienić w przeciągu kilku chwil.

Yrr stanął śmiało i zasłonił się tarczą. Obok niego Ver ze swym toporem. Arnegir także dołączył do niepewnej ściany tarcz, modlił się przy tym głośno. Ysassa również nie miała zamiaru stać bezczynnie. Odrzuciła garłacz i chwyciała za topór i swą stalową tarczę. Sierżant nie miał zamiaru zostawić swych wojowników na pewną śmierć, wiedziony obowiązkiem i odpowiedzialnością, obnażył topór i stanął ramię w ramię z khazadzkimi braćmi. Po chwili drewniana tarcza uderzyła w stalową zasłonę Ysassy... to Thorgun, przełknął ślinę i czekał z innymi nadbiegającego przeznaczenia w postaci kreatury z najgorszych snów. Do szeregu dołączył młody Baldrik, choć niepewnie stał na nogach, to coś w głębi jego duszy nakazywało mu stawić czoła nebezpieczeństwu. Siedmioro stało i czekało... Gazul zamachnął się swą kosą, żniwo śmierci miało zostać zebrane.

... a kapral Detlef? Detlef sięgnął po broń, ale strach sparaliżował jego mięśnie. Stał jak wryty i obserwował piękno z jakim poruszała się bestia... naprężone muskuły, wspaniałe białe futro, rząd zabójczych kłów i łapy uzbrojone w pazury mogące rwać stal... to wszystko wyglądało majestatycznie, tak bardzo hipnotycznie. Zabójczo.

Undis, Kelv i Fridbor podjęli za to szybką decyzję... szybką równie jak ich nogi. Jeden z nich wykonał symbol ochronny Vallayi i zniknął w tunelu. Kelv krzyknął do Ver'a.

- Ver. Chodu! Sprostać temu nie damy rady! - Po swych słowach również jego sylwetka skryła się w ciemnościach korytarza. Fridbor dorzucił tylko dwa słowa. - Na bogów!!! - ... i także on umknął, w wydawałoby się, bezpieczny tunel.

Thorin zrobił krok w tył, potknął się o jakiś rzucony tam tobołek któregoś z kompanów. Wstał szybko na równe nogi, ale potwór był już tuż tuż... dzielny kronikarz, bohater sabotażu w obozie ogrzej artylerii... teraz drżał na całym ciele, nie był już w stanie się ruszyć. Tyle dobrego że kronikarz nie odczuwał już bólu spowodowanego rozległymi oparzeniami... strach zabrał ból, w zamian paraliżował zupełnie.

Galeb padł na jedno kolano i chwycił się ręką za pierś w okolicach serca. Straszliwy ból przenikać zdawał się jego khazadzkie serce. Trudno było powiedzieć czym spowodowany jest tak okrutny ból, ale runiarz musiał przymknąć oczy, pot perlił mu się na czole mimo bardzo niskiej temeratury panującej w twierdzy. Przed oczyma tańczyć zaczęły mu mroczki... Galvinsson zaczynał tracić przytomność.

Najgorsze jednak spotkało Dorrina rzec by było można. Stał na tyłach oddziału i trzymał zniewolonego ogra na łańcuchu. Widok białej bestii odbierał dech, tak jemu jak i jego niewolnikowi. Trzech khazadów czmychnęło w tunel, a ogr chciał dołączyć do nich za wszelką cenę... pociągnął zatem za sobą Dorrina. Siła ogra byla wielka ale i tak nie zdołał zwalić z nóg swego oprawcy. Zarkan zaparł się i zatrzymał wojownika o ogromnych rozmiarach, jednak to zmusiło ogra do podjęcia innej decyzji, takiej której może Dorrin się nie spodziewał. Ogr sapnął i ryknął, po czym rzucił się na Zarkana i przerzucił mu swe potężne ramiona nad głową. Wciąż skuty kajdanami nie mógł zrobić wiele, ale jego nieprzeciętna siła pozwoliła na to by Dorrin zaczął się dusić, wszak ogr gniótł krasnoludzką szyję swymi przedramionami, a w krtań topornika wbijały się kajdany. Ogr zebrał swe wszystkie siły i uniósł Dorrina do góry o prawie dobre dwa metry... i zaczął gnieść i dusić z całych sił. Niestety, nikt nie był świadkiem tego co działo się z dzikim krasnoludem i jego jeńcem. Siódemka krasnoludzkich wojowników stała z przodu ścianą... za nimi trójka innych, zmagająca się ze strachem który wzbudziła bestia, oraz trójka która uciekła przed śmiercią... choć na chwilę. Dorrin był sam.

Wściekłe i ranne stworzenie nie kazało na siebie już dłużej czekać. Wyglądało na to że nie czuje strachu wcale. Skoczyło w przód na czterech łapach i wydarzenia od tego momentu potoczyły się z siłą i szybkością gromu.

Łeb piekielnej istoty uderzył w stalową tarczę Ysassy i zrobił w niej ogromne wgłębienie. Jednak to nie było ważne, ważna była Ysassa, która przeleciała całą szerokość tarasu i uderzyła o kamienną ścianę, wyglądało to zupełnie tak jakby ktoś rzucił szmacianą laką a nie silną krasnoludzką wojowniczką odzianą w stal. Wahadłowy ruch, uzbrojonego w wielkie kły łba, uderzył teraz w drewnianą tarczę Thorguna i zniszczył ją od razu. Jedynie skórzany uchwyt pozostał w dłoni strzelca i może jedna czy dwie klepki wzmacniające tarczę. Thorgun jednak nie miał czasu by o tym pomyśleć... leciał w dół tarasu. Spadł z wysokości kilku metrów na twardą kamienną podłogę i sunął po niej na śliskim lodzie, którym owa podłoga była okryta. Mógłby przysiąc że słyszał jak coś strzeliło mu w kościach, taki upadek nie mógł pozostać bez wymiernego efektu który miał odbic się na zdrowiu krasnoluda. Gdy zatrzymał się już na ślizgawce, stęknął i rzygnął krwią. Gorsze że znalazł się na poziomie na kórym wcześniej była bestia i jej oprawcy - ogry.

Teraz jedynie piątka odważnych stała na drodze nikczemnego stworzenia, a być może istoty która jedynie chciała spokoju i spokój ten ktoś jej zakłócił? Teraz takie rozterki traciły na uwadze. Szczególnie po tym co stało się chwilę później. Bestia uniosła się na dwoch tylnich kończynach i ryknęła sraszliwie. Jej łapa wystrzeliła, uzbrojona w siejące śmierć szpony, wbiła się we wnętrzności Ver'a, podniosła go jedną łapą i stanęła całkiem wyprostowana... musiała mieć dobre pięć metrów wysokości i ze trzy szerokości w kłębie. Łańcuchy były zaczepione na jej szyi i łapach do solidnych stalowych obręczy... teraz nie trzymane już przez ogry mogły stanowić śmiertelne zagrożenie dla potykających się ze stoworem, gdyż każdy gwałtowny ruch monstrum powodował że łańcuchy świstały na boki jak ciężkie, grube pejcze.

Ver krzyczał jak opętany. Potężna łapa unisoła go, a pazury wbite głęboko w jego trzewia musiały siać ogromne spustoszenie między żywotnymi organami. Potwór odskoczył o krok w tył... co przy jego gabarytach było własciwie niczym, zaś dla krasnoludów było to dobre dziesięć kroków. Wtedy bestia wbiła swe zęby w szyję Ver'a i szarpnęła gwałtownie. Ver zamilkł, jego topór i tarcza wypadły z bezwładnych rąk... jego ciało zostało odrzucone na bok jak kawałek mięsa w rzeźni... całe zakrwawione i złamane. Stwór opadł znów na cztery łapy i zrobił ruch po okręgu, po czym znów skoczył by wyrwać kolejnego zuchwalca, który myślał że może zabić coś tak potężnego, za co uważała się owa istota. Jej zęby i cały tors spływał krwią ogra i Ver'a... dzikość wyzierała z jej ślepi, to coś nie znało strachu, litości czy przebaczenia. Znało jedynie walkę, do samego końca.

 
VIX jest offline