Dwójka lekarzy zbliżyła się do zdezorientowanych hibernatusów. Mężczyzna popatrzył na ich komory. Schylił się i odczepił coś od każdej z nich. W laboratorium rozległ się szelest papieru. Lekarz przyglądnął się każdej z kartek i po przeczytaniu ich zawartości wywoływał nazwisko osoby, obok której akurat przystanął.
Po kolei usłyszeli swoje nazwiska:
-
Gordon, Winslow, McBarenn, Adams...
Następnie odpalając kolejnego papierosa od poprzedniego usiadł naprzeciwko komór.
-
Więc zacznijmy od tego, że was przywitam. Pewnie jesteście jeszcze nie do końca świadomi w jakim gównie siedzicie, a jesteście w nim po uszy. Mamy rok 2060. Jest lipiec i nasze kochane Radioaktywne Stany Zasranej Ameryki przegrały wojnę z blaszakiem. Nasi ludzie was ledwo odkopali ze szponów mutasów. Jakby nie oni to właśnie bylibyscie otwierani przez coś wyglądające jak wyobrażenie yeti. Z mojej strony to wszystko. Macie jakieś pytania? - zapytał medyk wydychając powietrze wprost w twarz Luciana.
Azjatka tymczasem zbliżyła się do mężczyzny. Szepnęła mu coś na ucho. Wymienili spojrzenia i mężczyzna ponownie wziął głęboki oddech.
-
Właśnie… nasz szef, Rob chce teraz od was coś dostać. Coś tam potraficie, więc jakaś robota się dla was znajdzie. No… Jak chcecie się przejść po mieście to tylko z Sharon. Filadelfia to jednak nie jest najbezpieczniejsze miejsce. W sumie to nigdzie nie ma teraz bezpiecznych miejsc. Tylko trupy są bezpieczne. Chociaż… kto ich tam wie. Macie jakieś pytania? Chcecie się poznać? Chcecie coś zjeść? Mamy dobre konserwy z datą do 2042 roku.
Za oknem rozpościerał się paskudny krajobraz. Przywoływał najgorsze wizje. Zabijał nadzieję. Witał ich w nowym świecie.