Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2007, 17:17   #22
Junior
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Sen jest swoistym błogosławieństwem. Nie tylko regeneracją mięśni, stawów i kości. To nie tylko czas kiedy ciało regeneruje się i zbiera siły na kolejny zryw dnia. To coś więcej. Błogosławieństwo. Dla wszystkich przejętych. Dla zmęczonych. Dla wyczerpanych. Dla obciążonych. To chwila oderwania od trudów dnia doczesnego. Najwyższa forma relaksu dla ducha i umysłu. Stan szczęśliwy, kiedy nic nie jest problemem, nic nie goni. Wszystko schodzi na drugi plan. I nikt przy zdrowych zmysłach nie polemizuje z tym. Nikt nie wątpi, że kiedy zmruży oczy liczy się tylko on – błogosławiony sen.

Belizario był więcej niż świadom znaczenia tych słów. Sam je napisał. A była to zasada według której sam żył. Przeciągnął się leniwie wpatrując w swoje odbicie w lustrze zawieszonym nad szerokim łóżkiem. Pozwalał aby jego ciało budziło się stopniowo. Od palców, przez kończyny, tułów i głowę. Żadnych myśli, nic spiesznie. Spokojnie akceptował stan wstającego dnia.

Uśmiechnął się do siebie – leżącego w skotłowanej pościeli. Podobał się sobie. Lubił dbać o siebie i spoglądać na swoje ciało. Wiedział że podobał się innym. Wiedział jak zrobić na innych wrażenie. Raz jeszcze przeciągnął się niespiesznie.

Nagle harmonię poranka wbiła się igła. Hałas musiał należeć do garnka upadającego na podłogę i bezwzględnie dobiegał z kuchni. Lecz gorsze było to co dobiegło zaraz później:
- To nic! – kobiecy głos zdawał się udawać zbyt pewny siebie. Jakby chciał ukryć trywialną prawdę. Coś co tak naprawdę nie miało znaczenia. Upłynęła chwila, poczym w drzwiach sypialni ukazała się głowa. Miły uśmiech nie potrafił ukryć śladów przejęcia. A wszystko to podszyte wielkim przejęciem i zaangażowaniem.
- Przygotowałam śniadanie – oznajmiła dziewczyna nie ukrywając dumy. Lili, była miłą szatynka średniego wzrostu. Była raczej smukła, choć zachowywała kobiece kształty. Jej twarz była urzekająco dziewczęca. Za każdym razem tak autentyczna i zaangażowana. Jak i teraz uśmiechając się szeroko. Wyraźnie była w dobrym nastroju.
- Ekstra – Bezlizario odezwał się beznamiętnie, co tylko spowodowało rozjaśnienie uśmiechu Lili, która najwyraźniej uznała że droczy się z nią. Belizario leżał swobodnie na łóżku, nijak nie starając się ukryć nagości. Wpatrywał się w dziewczynę jakby pierwszy raz ją widział na oczy. Była ciekawa. Miała ten typ urody który przyciągał uwagę. I przyciągnął. Poznali się wczoraj wieczorem na „after” po miłym biennalle. Lily nie dość że ładna zdawała się osóbką o ciekawych poglądach i nawet dobrze się z nią rozmawiało...
- Dziękuję – Lily doskoczyła do mężczyzny i ucałowała go wciąż nie przestając się śmiać. Poczym tak samo szybko odskoczyła i pobiegła do kuchni. Belizario jeszcze chwilę wpatrywał się w drzwi. Któż nadąży za kobietami? I czy ona nie mogła by być milsza? Pójść sobie...

Usiadł na łóżku i rozmasował skronie. Wstał, wykonał bez zaangażowania kilka przysiadów. Poczym podreptał w stronę łazienki. Odkręcił kurki z wodą poczym stanął w strumieniach, spłukujących ostatnie wspomnienie snu.

***

Dopinając mankiety wszedł do pokoju, gdzie Lili z tym samym entuzjazmem krzątała się przy stole. Poprawił wciąż mokre włosy i usiadł przy stole. Momentalnie pojawiła się przed nim kawa i grzanki. Ciepłe i pachnące.
- Co zjesz na obiad? – spytała od niechcenia Lili.
- Słucham? – Belizario szeroko otworzył oczy.
- Pomyślałam że miło by było abym coś przygotowała. Zauważyłam że nie jadasz najlepiej. Musiałam rano pójść po...
- Chyba nie.
– przerwał wypowiedź – Mam sporo obowiązków.
Mina dziewczyny przybrała maskę zdziwienia.
- Muszę pracować. Mam sporo zaległości. Rozumiesz...
- Nie będę przeszkadzać
– próbowała się bronić.
- Wolę pracować w ciszy. W samotności. – był bardziej surowy i oschły niż zamierzał. – Wybacz.
- Jasne – Lili spuściła wzrok. – Żaden problem. Właściwie musze już iść.
Wciąż nie podnosząc wzroku zerwała się z miejsca. Chwyciła torbę i płaszcz poczym stanęła jakby nie wiedząc co począć.
- Lili... – Belizario wstał i postąpił krok w jej stronę.
- Mhm – dziewczyna pokiwała głową zbyt energicznie – To cześć.
Niemal poczuł jak dziewczyna zaczęła płakać. Chwilę był zły na siebie. Doskonale wiedział jak bardzo poczuła się urażona. Ale czy powinna liczyć na coś więcej? Zresztą. Jedna wspólna noc to nie powód aby do kogoś się wprowadzać!

Trzymając w ręku grzankę podszedł do komputera. Na ekranie pulsował sygnał odebranych nowych wiadomości. Szybko zlustrował. Kilka ponagleń od redakcji, dwa zaproszenia. Jedna wiadomość od znajomego, którego w żaden sposób nie kojarzył. Oraz Maverick...

Myśli Belizario ruszyły zupełnie innym torem. Maverick był magiem z tradycji Verbena. Bardziej zaangażowanym w społeczeństwie. I cierniem w oku, który wciąż przypominał o nie załatwionych sprawach i nie uregulowanych kwestiach. Ostatnie dziwne wydarzenia i brak kwintesencji tylko potęgowała niepokój Belizario. Trudno było zwlekać dłużej.

- Hallo? - kobiecy głos w słuchawce był przyjemny i miękki.
- Dzień dobry. Moje nazwisko O'Connell. Czy mam przyjemność z Panią Purcell? - głos w słuchawce był dźwięczny, choć wyraźnie zmęczony i zdystansowany.
- Och, jak miło, że ktoś w tych czasach potrafi się jeszcze przedstawić, tak oczywiście Francis Purcell. W czym mogę pomóc panie O'Connell?
- Miło mi
- głos wciąż pozostawał bezbarwny - Otrzymałem Pani telefon od naszego wspólnego znajomego. Pana Mavricka. Mam nadzieję że nie przeszkadzam?
- Mavricka? Ależ nie, nie przeszkadza pan
- w głosie Francis zabrzmiała jakaś nuta satysfakcji jakby znęcała się nad kobietą wisząca na drugiej linii - Słucham, co pana sprowadza?
- Kwestia w mojej opinii jest dość delikatna. Wolał bym nie rozmawiać przez telefon. Czy mam szansę zaprosić Panią na kawę? Zna Pani kawiarnię "Malinowa"?
- Och oczywiście, ze znam tę kawiarnię
- uśmiechnęła się do słuchawki - ale myślę, że lepszym rozwiązaniem będzie jeśli pan zostawi do siebie numer, ponieważ na drugiej linii mam inną dość intrygującą rozmowę. Może się okazać, iż nie dam rady być w tej kawiarni o czasie.
- Rozumiem W takim względzie nie zajmuje więcej czasu. Belizario O'Connell mój numer to 52137202120. Proszę o kontakt kiedy będzie mogła Pani wygospodarować chwilę czasu.
- Zapisałam
- powiedziała po chwili - Dla znajomych Marvicka zawsze mam czas. Zadzwonię, proszę czekać. Do usłyszenia.
- Dziękuję
- poczym dało się słyszeć sygnał zakończenia rozmowy.
 
Junior jest offline