Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2013, 21:53   #100
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Detlef docenił śmiertelnie niebezpieczne piękno stwora, który wdarł się na kamienną półkę i właśnie rozszarpywał jednego z nich. Bestia stworzona, by zabijać. Wspaniała. Wpatrywał się w pełne gracji i brutalnej siły ruchy, niezdolny do ataku, obrony, czy jakiegokolwiek ruchu. Obserwował. Podziwiał.

Wcześniej celnie cisnął toporkiem, jednak broń nie uczyniła większej szkody śnieżnej bestii podobnie, jak ledwo znaczące białe futro krwawymi pręgami ciosy pozostałych. Kapral otrząsnął się z odrętwienia w chwili, kiedy stwór potężnym ciosem odrzucił Baldrika niczym szmacianą lalkę. Dołączył do wojowników walczących z pierwotną furią chronioną grubym futrem i uzbrojoną w długie i ostre szpony.

Chwilę później Galeb stał się kolejną ofiarą potwora, odrzucony potężnym ciosem łapy jak wcześniej Ysassa i Baldrik. Zdawało się, że brodacze nie mogą sprostać sile dzikiej bestii i ich los jest przesądzony. Sam Detlef potężnie uderzony krwawił z rozległej rany na piersi. Dały jednak o sobie znać słynna krasnoludzka determinacja i upór chyba tak wielki, jak żądza złota. Kolejne ciosy spadające na śnieżnego demona zaczynały przynosić efekt, bowiem stwór zaczynał słabnąć. To jakby dodało sił brodatym wojownikom. Otoczona bestia zachwiała się i przysiadła po ciosie sierżanta, a Detlef dokończył dzieła wyprowadzając dwa potężne i celne razy, po których czerep bestii chrupnął, a ta zwaliła się bezwładnie na kamienną posadzkę.

- Leżeć... - wysapał zmęczony walką kapral, a w jego rozgorączkowanych walką oczach błyszczało zadowolenie. Rozejrzał się wokół, dostrzegając rozmiar strat poczynionych przez atak bestii. Kilku krasnoludów konało, kilku innych próbowało prowizorycznie opatrywać swoje rany. Cyrulik będzie miał mnóstwo roboty.

Thorin przy pomocy Detlefa zdołał zatrzymać wybierających się do sal przodków Ysassę, Baldrika i Vera. Przynajmniej na razie, bo kapral z doświadczenia wiedział, że powstrzymanie krwawienia i załatanie otwartych ran nie gwarantowało sukcesu i pacjent mógł zejść z tuzina powodów zapoczątkowanych przez odniesione w starciu obrażenia. Czas pokaże.

Przyszedł czas na zadbanie o bezpieczeństwo - w końcu gdzieś tutaj znajdowały się ścigające ich ogry. Jako jeden z nielicznych zdolnych do działania krasnoludów, pełniący do tego obowiązki kaprala Detlef zrezygnował z opatrywania własnych ran i ruszył za trzema dezerterami, który dali nogę na początku starcia z bestią. Nie był jednak na tyle lekkomyślny, by mimo dołączenia doń Dorrina i Yrra nie wlać w siebie leczącej mikstury zakupionej przed wyprawą w twierdzy. Musiała być przedniego gatunku, bo już po kilku chwilach kapral z zadowoleniem stwierdził, że głęboka rana na piersi zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie ślady zaschniętej krwi na koszuli. Za to jego odzienie, zbroja kolcza i skórzana kurta wciąż wymagały interwencji rzemieślnika, rozprute szponami śnieżnego demona.

Nasłuchując odgłosów mogących świadczyć o obecności bądź wroga, bądź uciekinierów trafili w końcu w miejsce, gdzie dezerterzy natknęli się na dwóch ogrów i tego, który uciekł Dorrinowi. Detlef od początku był zdania, że trzymanie ogra na postronku jak psa, do niczego dobrego doprowadzić nie może. I nie doprowadziło. Zaatakowani z dwóch stron brodacze nie mieli szans z górującymi nad nimi rozmiarami i siłą ogrami. Nim trójka szukających ich krasnoludów dotarła na miejsce potyczki, dwóch z trzech dezerterów nie żyło lub było bliskich śmierci, jedynie ostatni z nich zdawał się być zdolny do walki. Spojrzeli po sobie i zaatakowali. Było to lepszym rozwiązaniem, niż zostawić tamtych samym sobie i narażać resztę na niespodziewany atak pozostających przy życiu prześladowców.

Kolejny świetny rzut Detlefa i ogr, którego Dorrin więził, runął na posadzkę z toporkiem wbitym głęboko w czerep. Marne pocieszenie dla krasnoluda, którego zadusił chwilę wcześniej niczym pisklaka. Ruszyli z furią na dwójkę olbrzymów, jednak nim zwarli się z nimi w śmiertelnym boju ostatni z uciekinierów, Undis, padł.

Pierwszy ogr szybko padł pod lawiną ciosów. Jednak kolejny poważnie ranił Dorrina i powalił Yrra. Z kolei wypad Detlefa nie uczynił krzywdy zadziwiająco zręcznie zastawiającemu się wrogowi, a chwilę później kapral sam musiał baczyć na świszczące w powietrzu ostrze. Nieporadny atak ciężko rannego Dorrina odwrócił uwagę przeciwnika i Detlef sprowadził go do parteru. Parę uderzeń serca później ostrze noża zakończyło żywot pozbawionego przytomności olbrzyma.

Kapral został jedyną trzymającą się na nogach istotą w korytarzu. Do tego nie był nawet draśnięty, za to liczba własnoręcznie powalonych przez niego wrogów zwiększyła się o dwa kolejne ogry. Po prawdzie trzeciego pozbawił życia również on, jednak faktyczne zwycięstwo nad nim należało się Dorrinowi.

Myśli kaprala wróciły do leżącego bez przytomności krasnoluda. Wykrwawiał się szybko i nie było czasu na sprowadzanie medyka. Detlef zaczął od zrobienia opatrunku uciskowego w miejscu głębokiego rozcięcia na biodrze. Oczyścił też kilka kolejnych skaleczeń, jednak nie miał z tym zbyt wiele roboty. W międzyczasie Yrr odzyskał przytomność, chociaż widok swoich zmasakrowanych ludzi sprawił, że trupia bladość wciąż gościła na brodatym obliczu.

Detlef podszedł do niego i poklepał go po ramieniu. Zwyciężyli. Pomścili towarzyszy Yrra i usunęli zagrożenie dla reszty oddziału. Tak było trzeba.

W czasie, kiedy dwójka ciężko rannych krasnoludów dochodziła do siebie, na przemian tracąc i odzyskując przytomność, Detlef przyjrzał się zawartości sakiewek ogrów i zabitych krasnoludów. Było to zgodne z jego kodeksem - zmarłym szacunek, żywym złoto. Znalazł i złoto i kosztowności, które wylądowały w jego plecaku obok innych zdobyczy. Czerwony kryształ znaleziony u jednego z ogrów zaniósł Dorrinowi, kiedy ten już wybudził się zupełnie. Widział wcześniej, że tenże zabrał podobne, znalezione uprzednio. Widać podobały mu się.

Yrr był ciężko ranny i poza prowizorycznym opatrunkiem Detlef nie mógł dla niego więcej zrobić. Z niewielką pomocą również mocno poranionego Dorrina Detlef musiał zatargać Yrra w miejsce, gdzie przebywała reszta. Wykorzystał w tym celu skute mrozem korytarze twierdzy, po prostu ciągnąc rannego po pokrytej lodem posadzce. Przy schodach musiał się nieco namęczyć, ale w końcu dotarli na miejsce.

Przez ten czas kapral milczał. W myślach analizował niedawne wydarzenia i szacował siłę bojową oddziału. Za każdym razem wnioski nie były optymistyczne, choćby nie wiem jak kombinował.

Było jeszcze coś. W kieszeniach każdego z trójki dezerterów znalazł identyczną czerwoną wstęgę. Chciał sprawdzić, czy Yrr również posiada nieco dłuższy od jednego łokcia skrawek materiału, jednak nim zdołał to zrobić ten się wybudził. Detlef dumał, cóż to za znak i postanowił niezwłocznie powiedzieć o tym sierżantowi i drugiemu kapralowi, jak tylko znajdą się na osobności. Brodacze ze wschodu zdawali się mieć dobre zamiary, ale ostrożności nigdy za wiele. Tymczasem jedna szarfa miała pozostać w jego kieszeni.

Na miejscu zebrał drugi ze swych toporków i zajął się odrąbanym wcześniej przez sierżanta kawałkiem łapy śnieżnej bestii. Będzie pamiątka i trofeum w jednym.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 14-10-2013 o 19:48.
Gob1in jest offline