Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2013, 00:20   #19
Dragor
 
Dragor's Avatar
 
Reputacja: 1 Dragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłość
Hour-Man ujrzał trójkę bohaterów, którzy zdawali się żywcem wyjęci z jakieś gry typu RPG. Znajdowali się w jakiejś komnacie wewnątrz potężnej budowli sądząc po wielkości pomieszczenia i mglistym obrazie gór widocznych przez wąskie okna. Jeden z nich zakuty w zbroję rycerz o długich jasnych włosach i szlachetnej twarzy. W jednej ręce dzierżył lance, a w drugiej kolczastą buławę. Obok niego był ubrany w skórzany strój łowcy elf o delikatnych rysach i czarnych włosach obciętych tuż przy linii szczęki. Poza mieczem przy pasie miał jeszcze łuk. Ostatni był krasnolud, jak zwykle brodaty, obwieszony bronią i najwyraźniej bardzo wkurzony.
Otaczała ich chorda demonów przypominająca trochę ludzi. Różnica polegała na tym że ich blade bezwłose ciała nie posiadały żadnych części sugerujących płeć, każdy był identyczny, a ich twarze pozbawione oczy szczerzyły pokaźne zębiska. Na końcach ich ramion zamiast palców były szpony przypominające szable. Elf-łowca wolno sięgnął po kołczanu na plecach.
Wtedy potwory z piekła rodem rzuciły się na nich. I trzeba było przyznać całkiem nieźle sobie radzili. Poza klasyczną walką człowiek w zbroi parokrotnie wzywał latający młot by oczyścić pole wokół siebie i swoich towarzyszy. Raz za razem, gdy tylko zyskał trochę miejsca posyłał świetliste pociski zdoln dosłownie odparować paru wrogów na raz.
Elf walczył na dystans. Żadna z jego strzał nie chybiła celu, a niektóre strzały jeszcze w powietrzu otaczała chmura chłodu. Gdy taki pocisk trafił demona, ten zamieniał się w lodową statuę, by po chwili rozpaść się na kawałki.
Krasnolud natomiast stanowił pierwszą linię obrony. Z dwoma toporami siekał przeciwników na kawałki poruszając się znacznie szybciej niż można było sądzić po jego posturze.
Drużyna była zgrana, widać było że nie walczą w ramię ramie po raz pierwszy. W końcu udało im się przebić przez tabuny wrogów do wejścia do komnaty. Trójka bojowników zatrzasnęła za sobą żelazne wrota i pościła się pędem przez labirynt korytarzy. Po drodze napotkali jeszcze kilka istot o bladej skórze, jak stwory z pierwszej komnaty, ale te poruszały się na czterech nogach i przywodziły na myśl psy lub wilki. Jednak działające zespołowo małe komando zdołało pokonać i te przeszkody.
W końcu bohaterowie wpadli na rozległy dziedziniec posiadający dziwny, segmentowany dach. Tam zatrzymali się wydając się zaskoczeni miejscem w jakim się znaleźli. Z jakiej przyczyny Dio nie był w stanie powiedzieć o czym trójka istot rozmawia. Brzmieli jak zza ściany, lub jak by ktoś otulił głowę poduszką.
Rozmowa została przerwana nagłym atakiem pod postacią piorunów strzelających w losowych miejscach. Paladyn osłonił drożynę magiczną tarczą, ale w chwilę później został powalmy na ziemię ognistym pociskiem. Reszta, pozbawiona magicznej ochrony musiała zawrócić, ciągnąc swojego powalonego towarzysza za sobą z powrotem do labiryntu.
Tymczasem pod kopułą rozpętała się istna burza żywiołów. Elf i krasnolud ledwie zdołali ujść z życiem nieustannie atakowani przez wodę, ogień i powietrze. Nawet ziemia pod ich stopami rozsypywała się usiłując ich pochłonąć.
Gdy weszli do labiryntu tam czekał już na nich czerwony, wężowy smok. Dio wiedział, że jest to nie kto inny, jak Mroczny we własnej osobie. Niczym lord Sith posłał wiązki elektrycznych biczy chcąc szybko zakończyć życie bohaterów. Na szczęście paladyn zdołał się podnieść i ponownie postawić tarcze. Nie zmieniało to faktu, że był poważnie ranny. Miejsce gdzie wcześniej trafił go ognisty pocisk była wyraźnie dziura odsłaniająca wypaloną ranę. Spomiędzy płyt zbroi sączyła się krew.
Z labiryntu szyły demoniczne psy. Gdy ich pan systematycznie niszczył magiczną tarczę one podchodziły bliżej powarkując i szczerząc zębiska. Elf jako jedyny posiadający łuk posyłał strzała za strzałą w kierunku demonów, ale wkrótce jego kołczan był usty, a do psów dołączyły humanoidale potwory.
Tarcza paladyna w końcu pękła niczym mydlana bańka. W ostatnim podrywie herozimu osłonił własnym ciałem towarzyszy, gdy Mroczny wyczarował ognisty piorun i ukształtował go na wzór włóczni i posłał ją na bohaterów.
Świat wybuchł jasnym i wizja się kończyła.
Gdy Hour-Man otworzył oczy ujrzał, że czerwone światełka ponownie pojawiły się w oczodołach czaszki.
- A ty, to kto? - spytał głos ze wnętrza czerpu odbijać się echem, jak po pustym kościele. Żuchwa poruszała się wraz ze wypowiedzianymi słowami.
 
__________________
Gallifrey Falls No More!
Dragor jest offline