Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2013, 13:48   #26
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Luna obserwowała cały czas nieudolne próby złodziejki z samochodem. Może by pomogła, ale nie chciała znowu narażać się na kolejnej wariatce ze spluwą. Jednak dziewucha zwracała na siebie taką uwagę, że aż dziw, że nikt poza Luną jej nie zauważył. Choć fakt, że nikogo poza Luną akurat nie było w pobliżu, pewnie działał na korzyść włamywaczki.
- Co zamierzasz zrobić z tym wozem? - odezwała się cicho do włamywaczki, ukrywając się za drzewem.
-Eeee…- machnęła bronią celując w Lunę i zmarszczyła brwi. -Kto tu jest?
Luna cały czas stała za drzewem.
- Kimś, kto może pomóc ci przy samochodzie.
-Niby jak?- zapytała kobieta, przynajmniej nie mierząc z pistoletu do Luny.
- To zależy, co chcesz przy nim zrobić. Musiałabym zerknąć na to - oznajmiła bezemocjonalnym głosem.
-Chcę go uruchomić… to chyba proste.- odparła zdziwionym głosem złodziejka. I zadecydowała.-Chodź tu w takim razie.
Luna najpierw zerknęła na złodziejkę, wzrokiem ją ‘skanując’ od góry do dołu, następnie podeszła w kierunku samochodu i staksowała go spojrzeniem dłużej niż w przypadku dziewczyny.
- Da rady - odparła. - Masz czym zapłacić?
-Hmm… zapłacę… na miejscu.- rzekła dziewczyna kiwając głową.-Jak dojedziemy na miejsce.
- Ale czym chcesz zapłacić? - spytała Luna. - I dokąd chcesz jechać?
-Dokąd, to tajemnica… a na miejscu zapłacimy ci… zapłacę… Pewnie w dolcach New heaven.- wyjaśniła dziewczyna.- Mam Tess na imię.
Luna dosłyszała najpierw “zapłacimy”. Więc chyba chodzi o jakąś grupę czy jak? Ale z drugiej strony dziewczyna była obca i niezbyt jej ufała. Pomyślała przez chwilę, jakby to rozegrać. Panowała przez chwilę cisza.
- Mogę zerknąć na spluwę? - spytała formalnym głosem, zamiast się przedstawiać. Chyba najwyraźniej nie dosłyszała tego, jak ‘klientka’ ma na imię.
-Co? Oczywiście że nie.-obruszyła się klientka i spytała gniewnie.-Uruchamiasz czy nie?
- Jeśli nie zamierzasz mnie zastrzelić na miejscu, to nie ma sprawy. Siedź cicho i się nie odzywaj - odparła Luna, nie przejmując się dłużej czczą rozmową.
Wsiadła do samochodu i niczym czarodziej z pomocą scyzoryka odpaliła maszynę. Zajęło jej to chwilę, zanim pojazd udało się odpalić, ale nie trwało to dłużej niż kilkanaście sekund. W tym czasie Luna nie odzywała się ani razu do dziewuchy, tylko kombinowała przy stacyjce. Ale z samochodu nie wysiadła.
- Chciałaś odpalenia wozu?
Tess patrzyła z zachwytem na pracę palców Luny przy stacyjne. Pewną i szybką. Gdy dziewczyna uruchomiła pojazd, Tess cmoknęła ją w policzek mówiąc radośnie.-Jesteś cudowna, a teraz się posuń.
- Chciałaś chyba powiedzieć ‘przepraszam’? - Luna odparła ledwo widocznie zdziwionym głosem, ale się posunęła. - Mogę zerknąć na spluwę, jak będziesz prowadzić?
-Nie… to moja broń.- rzekła dziewczyna z ekscytację ruszając do prozdu. I jadąc uśmiechała się tak jakoś dziko. Zresztą przyspieszyła gwałtownie dosyć. Po drodze pytała.-Eeee… o co chodziło z tym “przepraszam”?
Pojazd wyjechał z parku wprost na uliczki miasta i tu zwolniła nieco.
- Nic już - oznajmiła Luna, siedząc niewzruszenie na miejscu niezależnie od wybryków Tess. - Raczej kiepski żart, na którym się nie znam. A na pistolet przydałoby się jednak zerknąć - wzruszyła ramionami. - Kwestia czysto techniczno-przeglądowa.
-Mój pistolet…- stwierdziła dziewczyna wyraźnie dając do zrozumienia, że temat przeglądów uważa za zamknięty.- Nie powiedziałaś jak się nazywasz. Ja jestem Tess z Zielonej Alternatywy.
- Luna - rzekła krótko Luna. - Zwana Lunatykiem.
-Też ładnie… Jesteś z jakiegoś gangu, czy też frakcji politycznej? Za dobra jesteś jak na kogoś, kto jest uczciwym obywatelem…- ostatnie dwa słowa wypluła pogardliwie.
- Neutralna - odparła, nie wnikając w wypowiedź Tess.
-Nie znam tego gangu. My walczymy o dobro miasta o jego uzielenienie także dla biednych, a nie tylko dla bogatych.-wyjaśniła Tess skręcając raz w jedną raz w drugą uliczkę.-Zabieramy bogatym i oddajemy… większość biednym.
- Bo nie jestem ani z gangu ani z frakcji politycznych - wzruszyła Luna ramionami. - Po prostu się znam lepiej na niektórych rzeczach.
-Acha… A nie uważasz, że bogaci mają lepiej? Więcej słońca, lepsze parki… Nawet ich wielki wiedźmi krąg to same bogaczki. Pomyśl nad tym… bogaci powinni dzielić się z biednymi-gdy wjeżdżali do jednej z biedniejszych ulic miasta, Tess trzymając lewą ręką kierownicę, prawą pochwyciła za broń rozglądając się bacznie. Szepnęła konspiracyjnie.- Wypatruj nienaturalnych cieni.
- Coś się ma dziać? - spytała Luna zerkając za tymi ‘dziwnymi cieniami’.
-Czarna Ręka. Co prawda najchętniej polują na ludzi Cycione mających w opiece te rejony, ale czasem zasadzają się na nas. Mimo że my z czarownikami nic nie mamy wspólnego.-wyjaśniła nerwowo Tess.
Lunatyk zrozumiała i nic więcej od siebie nie dodawała, tylko zerkała ostrożnie za tymi widmami, które miała wypatrzeć. Na szczęście nie zauważyła wiele podejrzanych cieni, a i te podejrzane… nie robiły ostatecznie nic złego.
A ciężarówka podjeżdżała powoli do zapuszczonego zajazdu o zabawnym szyldzie i równie zabawnej nazwie.
Krowa i gorset. Z pozoru wydawał się opustoszały. Drzwi były zawarte, ze środka nie słychać było żadnych dźwięków. Ale Tess zaparkowała automobil w stajni tego zajazdu.- Jesteśmy na miejscu...rozgość się w środku.
Luna opieszale wysiadła z pojazdu, szukając spojrzeniem czegoś związanego z mechaniką. Samochód wydawał się jej ciekawszy, pistolet też. Spytała Tess, co dalej. O pistolet się już nie pytała, choć bardziej chciała pobawić się bronią.
-Idź do zajadu.- rzekła Tess sięgając po dużą kłódkę z kluczem zagrzebaną w zatęchłym sianie. Zapewne służącą do zamykania wrót stajni.
Luna wyszła do zajazdu, nie rozmawiając już z Tess. Zajazd nie był zamknięty. W środku było kilku młodych ludzi i nieludzi. Siedzili oni dookoła zakapturzonego starca trzymającego w dłoni magiczny drewniany kostur, którego krótko przystrzygnięta broda była najlepiej widocznym elementem twarzy.
Zielony kaptur rzucał cień na szare oczy i na czoło, na którym wyraźnie odcinało się ciemne znamię w kształcie półksiężyca. Starzec opowiadał o czasach, gdy bujne lasy porastały ziemię, gdy zwierzyny było w nich pełno, a ludzie i nieludzie żyli zgodnie z rytmem natury i wolą bogów.
Oprócz zasłuchanej młodzieży była tu jeszcze jedna żywa istota. Niedźwiedź drzemiący obok. Dość mały niedźwiedź.

Luna spojrzała w kierunku druida, omiotła spojrzeniem słuchaczy, niedźwiedziem średnio się przejęła, sądząc, że to wytwór jej umysłu. Usiadła przy pierwszym, lepszym stoliku, jednym uchem przysłuchując się opowieści starca, a drugim nasłuchując, czy ktoś jeszcze nadchodzi.
Starzec przerwał w połowie kolejną opowieść, spojrzał wprost na Lunę i rzekł z ciepłym uśmiechem na obliczu.-Widzę że mamy wśród nas kolejną zagubioną duszyczkę. Jak masz na imię dziewczynko?
“Dziewczynka” zerknęła w kierunku starca beznamiętnym spojrzeniem. Nie odpowiedziała; jej wzrok skanował pomieszczenie. Szukała czegokolwiek, co przypominało spluwę albo maszyny.
Jednak w karczmie maszyn nie było wcale. W ogóle to miejsce było pozbawione wszelkiej technologii. I ten starzec nadal wołał do niej per “dziewczynka”.
- Luna - odparła, by ten staruszek dał jej święty spokój.
 

Ostatnio edytowane przez Ryo : 18-10-2013 o 14:28. Powód: Kilka_bugow();
Ryo jest offline