Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2013, 12:44   #147
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie

Rudowłosa ślicznotka stawała się coraz ładniejsza i coraz bardziej ochotna z każdym łykiem mocnego, słodowego piwa. A przecież już na samym początku wcale się nie opierała i błyskała mu złotym oczkiem znad piegowatych policzków, jakby był, nieprzymierzając Morskim Lordem Braavos, który zawitał jakimś zrządzeniem fortuny w progi jej skromnej karczmy.
Nie wątpił, że jej kształtna główka kręci się raczej wokół podzwaniającego trzosu u jego pasa, niż tego co kryje się pod nim, ale nie miał jej za złe. Zima sroga, to i dziewczyny się robią bardziej praktyczne. Miał ją zresztą zamiar pięknie wynagrodzić za mile spędzony czas, i w walucie, i w pocałunkach.
A było co całować, bo dziewoja skowyrna i wybujała mu się trafiła. Nogi miała tak długie, że gdy przycupnęła mu na kolanach, to wcale nie majtały się w powietrzu, a pierś jasną, łabędzią i miękką, że tylko skroń przyłożyć i zasnąć, licząc piegi.
Uśmiechnął się na tą myśl i mocniej obłapił jej wąską kibić. Była to miła odmiana po obłapianiu zakurzonych, śmierdzących pleśnią i stęchlizną ksiąg i pergaminów. Dał się wrobić zielonookiemu bękartowi, jak koza w świniobicie. Grzebał się w jego śmieciach i niemal oślepł od tego czytania. Trzeba się było, kurwa jego dziadowska mać, nie zdradzać. Ale te nieludzkie oczy odebrały mu na moment całą fantazję.


- Panie bracie - stęknął wisząc za czubka palców na śliskim od mrozu kamiennym murze - Pomocną dłoń?
Chłopak pomógł. Otworzył kratę i wciągnął Craya na parapet i w dodatku poczęstował winem, gdy już Wieprz został złapany i oszukany skórzanym czepcem. Głupie zwierze od razu zaczęło pochrapywać. Cray usadził je więc na zapiecku i zajął się osuszaniem bukłaka, na przemian z opatrywaniem ran zadanych przez własnego pupila. Jeszcze teraz zadrapania szczypały pod grubą warstwą maści z ziela i chleba zagniecionego z pajęczyną.
Cray powinien był trzymać język za zębami i mieć się na baczność w towarzystwie braciszka Smallwooda. Ale te zielone oczy i tekst, który przeczytał zakotłowały mu pod czapką i palnął bez namysłu.
- Ha... braciszku, nie mów, że nachodzą cię zielone sny? To kurestwo niejednemu we łbie namieszało.
Młody bibliotekarz wbił w niego spojrzenie zielonych oczu. Coś z nimi było nie tak... wszystko było z nimi nie tak. Za zielone były, zgoła nienaturalne, nieludzkie. Wydawały się też zbyt stare w młodzieńczej, gładkiej twarzy.
Gerold Smallwood pokiwał poważnie głową.
- Ale i niejeden raz uratowało życie - dodał Cray dla porządku i z rozpędu.
Braciszek pokiwał mu raz jeszcze, tym razem wolniej. Wwiercał się w Morghane'a oczami.
- Umiesz czytać, bracie? - zapytał i Cray odpowiedział, rad że gadka zeszła z zielonych snów na mniej pasjonujące tematy.
- A, kiepski byłby ze mnie poseł na pańskie dwory, gdybym nie umiał - zaśmiał się i przysiadł zmęczony na chwilę zagłębiając się w lekturze.
Księga była wiekowa , ale najpewniej przepisywano ją z jeszcze starszego oryginału. Traktowała o dzieciach lasu i ich magii.
Na otworzonej stronie bezimienny autor snuł wywody o magii ochronnej. Wychodził od konkluzji, że "biali wędrowcy zabierają zmarłych" i nie wolno im na to pozwolić. Zwracał uwagę, że magia zielonych oczu opiera się na wykorzystaniu naturalnej siły kamieni, lodu, roślin i innej żywiny i pozwala tworzyć swego rodzaju enklawy.Jako przykłady podawał Mur oraz stworzone przez dzieci lasu drogi w Darze.
Pisał też o Skagos, które nazywał per Niezłomne, gdzie miało istnieć takowe pradawne, bezpieczne przed mrozem miejsce. Otóż wyspa miała się oprzeć białym wędrowcom podczas Długiej Zimy. Autor wskazywał, że obecnie próżno szukać na Skagos tej siły. Bezpośrednio po Długiej Zimie Achli z klanu Ryswell rozbiła skały w których zielone oczy zamknęli swoją magię.
Obok tego trudnego do przyjęcia przez rozumną istotę wywodu Cray znalazł bazgroł komentarza innym charakterem pisma - "10 lat po ukończeniu budowy Muru powołano słupników".
Co to byli ci “słupnicy”? A pal ich licho. Smallwood widząc jak się Cray zaczytuje w starych literkach od razu zwęszył okazję by zwiać z wieży i ruszyć w pogoń za cyckami. Zostawił swego brata by gnił w bibliotece, podczas gdy sam wskoczył na koń i pognał za jakąś pannicą z południa, która pewnie z niejednego pieca chleb jadła. Albowiem powszechnie jest wiadomym o południcach z Dorne, że w ars amandi lubują się od najmłodszych lat. Ależ Craya zazdrość zdjęła gdy się o tym wywiedział od pachołków w stajni. Od razu chciał się pakować na swoją wysłużoną kobyłę i gnać za Zieleńcem, żeby go za uszy spowrotem do ksiąg zaprząc. Dopiero go otrzeźwiło, jak nie trafił stopą w strzemię i ześlizgnął się z grzbietu konika prosto w siano. Wino, które mu zaserwował młodzik było mocne i smaczne. Nie mógł go tak po prostu zostawić samemu sobie.
Westchnął i ucałował swoją ryżą dzierlatkę. Nie miał w końcu na co narzekać. Dzięki amorom skryby nie musiał opuszczać zawczasu zamku i wlec się gdzieś w niewiadomym celu, żeby kogoś tłuc po zmarźniętych lasach. Mógł za to złożyć kilka dźwięcznych klapsów na białych pośladkach ślicznej dziewczyny i rozgrzać stare kości na zapiecku karczmy.
Błotniak okazał się być wyjątkowo szczęśliwym ptaszydłem.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 17-10-2013 o 12:57.
F.leja jest offline