Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2013, 07:04   #25
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Elizabeth z coraz większym zdziwieniem i zniecierpliwieniem wsłuchiwała się w słowa Bazuhova. Jego wybuch najwyraźniej zupełnie nie przypadł jej do gustu i młoda kobieta nie zamierzała tego ukrywać. Gdy tylko Wladimir skończył swoją tyradę, a Brooks przedstawił swoje zapewnienie o pomocy, Elizabeth wzięła głęboki oddech, pochyliła się nad biurkiem w stronę Wladimira i surowym i zimnym, jak stal głosem powiedziała:
- Panie Bazuhov, pan nazwisko nic mi nie mówi. A pana maniery wskazują raczej na to, że nie otrzymała pan należytego wychowania. Mój ojciec umarł, a teraz ktoś wykradł jego ciało. Zwykła ludzka przyzwoitość nakazuje, aby uwagi i pytania, jakie pan raczył wypowiedzieć, zachować dla siebie. Nie mam żadnego obowiązku się panu tłumaczyć i nie zamierzam tego robić. Poprosiłam tylko o pomoc, a pan zasypał mnie gradem pytań jakbym to jak go zabiła. Niech się pan nad sobą zastanowi.
Elizabeth odwróciła się nagle do nich plecami i kilka sekund wpatrywała się w okno.
- Myślę - rzekła nadal nie odwracając się - że powinniśmy jechać teraz do domu mego ojca. Tam będziemy mogli swobodniej porozmawiać i zastanowić się co zrobić.
Kobieta odwróciła się i Olivia dostrzegła, że oczy córki Malvina są pełne łez, które najwyraźniej powstrzymuje siłą woli.
- Panie Terenbach! - krzyknęła - Mogę pana prosić.
Nie minęło kilka sekund i adwokat wszedł do gabinetu.
- Panie Terenbach, czy mogę prosić o klucze od domu mego ojca. Zakładam, że to pan jest teraz w ich posiadaniu.
- Nie myli się panienka - odparł spokojnie Terenbach - Obawiam się jednak, że w tej chwili nie mogę ich pani wydać. Pewne zapisy w testamencie zobowiązują mnie do przetrzymania ich do czasu pogrzebu i odczytania testamentu.
Elizabeth aż otworzyła usta z niedowierzania. Szybko jednak opanowała się i nie mówiąc ani słowa ruszyła w stronę drzwi.
- Dziękuję panie Terenbach za pomoc. Na pewno jeszcze będę chciała z panem porozmawiać. A teraz żegnam.
Otworzyła drzwi i zatrzymała się na progu.
- A państwa proszę, aby poszli za mną.

Po wyjściu z gabinetu adwokata, Elizabeth wsiadła do swojego terenowego samochodu. Trójka przyjaciół również zajęła w nim miejsce. Córka Malvina odpaliła silnik i powiedziała:
- Spodziewałam się czegoś takiego. Teraz pojedziemy do pracowni mego ojca i tam będziemy mogli swobodnie porozmawiać.
Samochód ruszył i nabierając prędkości opuścił Raccon Creek.

Po około dwudziestu minutach jazdy Land Rover Elizabeth zatrzymał się na skraju lasu.
- Dalej musimy iść pieszo - powiedziała kobieta.
Kolejne pięć minut marszu prowadziło przez leśną ścieżkę, która była gęsto porośnięta trawą i mchem. Widać było, że była używana bardzo rzadko.
Nagle cała grupa poczuła swąd spalenizny.
- Nie! - krzyknęła Elizabeth i ruszyła biegiem w dół ścieżki.

Gdy grupa wbiegła na polanę ujrzała stojący w płomieniach mały, drewniany domek.
Widać było, że pożar wybuch niedawno, gdyż płomienie dopiero oganiały dach i wydostawały się na zewnątrz.
Córka Malvina opadła na kolana i z trwogą wpatrywała się w płonący dom. Panująca aura raczej wykluczała naturalną przyczynę pożaru. Padający od wczoraj deszcz powinien zadziałać nawet jak naturalny strażak. Niestety był on zbyt mały, aby poradzić sobie z tak dużym zarzewiem ognia.
Nagle trójka przyjaciół dostrzegła, że na skraju lasu, po drugiej stronie polany stoją jakieś postacie.
Było ich około sześciu. Stali skryci za drzewami i co kilka chwil wyglądali w stronę płonącego domku.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline